Listy panny de Lespinasse - Julie de Lespinasse (biblioteka dla dzieci TXT) 📖
Julie de Lespinasse, francuska dama, stworzyła jeden z najsłynniejszych salonów paryskich XVIII wieku. Nazywana była Muzą Encyklopedystów, którzy odwiedzali ją niemal codziennie.
Początkowo nic nie wskazywało na to, że panna de Lespinasse odniesie taki sukces — urodziła się jako nieślubna córka hrabiny d'Albon i hrabiego de Vichy, była nieładna i po śmierci matki nie mogła odziedziczyć fortuny. Spotkanie z Madame du Deffand wprowadza ją w świat salonów. Tam rozpoczynają się również jej pierwsze relacje z mężczyznami — między innymi z Hrabią de Guibertem.
Hrabia de Gubiert był wojskowym i dużo podróżował. Z panną de Lespinasse pozostawał w kontakcie korespondencyjnym — to on jest adresatem zebranych listów. Listów bardzo osobistych, pełnych zwierzeń, tęsknot i rozważań, a także będących doskonałym świadectwem francuskich realiów tamtych czasów. Listy panny de Lespinasse po raz pierwszy zostały opublikowane w 1809 roku, w 1918 zostały przetłumaczone przez Tadeusza Boya-Żeleńskiego.
- Autor: Julie de Lespinasse
- Epoka: Oświecenie
- Rodzaj: Epika
Czytasz książkę online - «Listy panny de Lespinasse - Julie de Lespinasse (biblioteka dla dzieci TXT) 📖». Wszystkie książki tego autora 👉 Julie de Lespinasse
Do tegoż, we Wrocławiu
22 sierpnia 1773
Otrzymałam wczoraj pański list z 10-go. Dużo dobrego mi sprawił. Gdyby pan wiedział, ile ja wycierpiałam od tygodnia, jak serce moje przepojone było boleścią! W jakim zamęcie, niepokoju trawię życie! Nie mam już mocy wyzwolenia się od tych udręczeń, to straszne: a ten, którego kocham, nie ma mocy położenia końca mym cierpieniom. Czuje je, podziela, jest jeszcze nieszczęśliwszy ode mnie, ponieważ dusza jego jest silniejsza, ma więcej energii i wrażliwości niż moja. Od roku wszystkie momenty jego życia naznaczone są nieszczęściem; sam ginie, a chce, bym ja żyła. Och, Boże, dusza moja nie może nastarczyć wszystkiemu, co czuje i cierpi! Ale widzi pan, co za słabość, widzi pan, jak nieszczęście czyni bezwzględnym i samolubnym! Zajmuję pana sobą, zasmucam pana może. Och, przebacz; ten nadmiar ufności płynie z przyjaźni, mej serdecznej przyjaźni dla pana. Okazał mi pan już tyle pobłażania i dobroci, iż zdaje mi się, że nie mogę ich nadużyć. Ach, gdyby pan cierpiał, któż czułby to i podzielił lepiej ode mnie? Czyta pan w mojej duszy, widzi pan, czym ona jest dla pana. Ha! czuję to w pełni nieszczęścia, wzywając śmierci w każdej chwili, czuję, iż żal by mi było opuścić pana; dajesz mi pociechę, a mimo to upadam pod brzemieniem cierpień. Ach, nie! nie moje to nieszczęścia rozdzierają mnie, ale nieszczęścia drogiej mi istoty, na które nie mam lekarstwa ni pociechy: oto męka duszy oddanej i tkliwej. Pan kochałeś, pan mnie zrozumiesz, użalisz się.
Ale widzi pan, jak chciwie człowiek chwyta wszystko, co pozwala się spodziewać jakiejś ulgi; z tego, co pan doniósł panu d’Alembert, miałam nadzieję ujrzeć pana z końcem września, a pan nie zjawi się tu aż z końcem października. Ale przynajmniej czy to pewne? Niestety nie wiem, czy mogę sobie obiecywać, iż doczekam tego. Mówię do pana może ostatni raz. Pojmuje pan grozę, w której żyję? Nie śmiem pozwalać sobie ani na projekty, ani nadzieje. Ha! wiele wycierpiałam przez ludzką niesprawiedliwość; doprowadziła mnie nieraz do rozpaczy; ale, trzeba wyznać, żadne nieszczęście nie da się porównać z nieszczęściem głębokiej a nieszczęśliwej miłości: zatarła dziesięć lat męki. Mam uczucie, że żyję dopiero od czasu, jak kocham; wszystko, co mnie dotykało, co mnie dręczyło aż dotąd, rozwiało się w nicość. Mimo to w oczach spokojnych i rozsądnych ludzi rzeczywistymi są tylko te nieszczęścia, o które już nie dbam; nieszczęścia płynące z uczucia nazywają urojonymi. Ach, to dlatego że nic nie kochają, że żyją jeno próżnością i ambicją; a ja żyję już tylko po to, by kochać. Nie jestem już zdolna wejść w ton, ani w sprawy świata; więcej jeszcze; byłabym niezdolna wypełnić jakikolwiek obowiązek; nie wiem już, co to cnota, ale na szczęście jestem wolna, niezależna; oddając się cała swojej skłonności, nie mam wyrzutów, ponieważ nie chybiam nikomu. Wiele musiałam stracić w pana oczach przez to wyznanie. Często wyrzucam sobie dobroć i względy, jakie mi ktoś okazuje: wiele rzeczy przywłaszczam sobie bezprawnie; ludzie sądzą mnie zbyt przychylnie, ponieważ mnie nie znają. Co prawda, tak bardzo byłam ofiarą potwarzy i złośliwości wrogów, że to, z czym spotykam się teraz, to tylko odszkodowanie.
Przerwało mi zjawienie kawalera de Chastellux, który wszedł bez oznajmiania, a sądziłam, że jest w Ferney. Powiedziałam mu, że rada wielce jestem z jego powrotu, ale serce obce było moim słowom. Nie uśpił ani na chwilę mej boleści, czułam tylko, że pozbawia mnie przyjemności pisania do pana: a jednak jest niby tym, co nazywa się przyjacielem. Ale, mój Boże, może dusza moja zamknięta jest na zawsze temu uczuciu; gdyby tak było, co począć z życiem? Pan będzie dla mnie ostateczną próbą; wracaj pan, ale — lękam się. Och, byłabym w rozpaczy, gdyby dusza moja miała tak wystygnąć; a pana czy by to obeszło? Czy ma pan dość dobre serce, aby żałować mojej przyjemności? Ale w chwili gdy pana ujrzę, będziesz bez wątpienia jeszcze cały zajęty przyjemnością, której sam doznasz, oglądając tę, którą kochasz; Przyznaj pan, iż w tym dniu dalej będziesz ode mnie, niż kiedy bawisz we Wrocławiu. Mój Boże, to słuszne; byle pan wrócił do mnie wówczas, kiedy ochłoniesz, będę aż nazbyt szczęśliwa. Jestem nie tylko zadowolona, ale wzruszona wszystkim tym, czym mnie pan obdarza; nie wiem nawet, czy umiem to odpłacić; jak pan sądzi? Kto z nas dwojga zalega? Sądząc z sytuacji, zdaje mi się, że przewaga byłaby po mojej stronie. Nieszczęście bardziej usposabia do przyjaźni i czułości niż życie, które pan pędzi. Zresztą nawet nie biorąc pod uwagę innych rzeczy, czyż pan nie jest tysiąc razy milszy i bardziej godny kochania? Ale wracaj; bywają dni, chwile, w których dusza moja jest tak zagarnięta, iż lękam się, że nie dość panu daję serca. Niech pan pozwoli, że mu uczynię jedną wymówkę: przyjaźń moja odczuwa brak pańskiej ufności; nie mówi mi pan już o sobie; dlaczego? Byłam niesprawiedliwa raz, wiem o tym, czy chce mnie pan za to karać? W jaki sposób, mając miłość w sercu, nie ma mi pan nic do powiedzenia? Cierpisz, spodziewasz się, cieszysz, czemu mi nic nie mówisz o tym? Pisze pan tak mało o sobie, iż listy pańskie mogłyby być pisane prawie do wszystkich znajomych kobiet. Moje inaczej: te mogą mieć tylko jeden adres. Niech się pan zastanowi, czy nie mam racji: czy to zbyt wiele wymagać równości w zaufaniu?
Oto czwarty list, którego odbiór ma mi pan jeszcze potwierdzić, proszę nie zapominać. Sądzę, że to było szaleństwo pisać do pana do Wrocławia; nie pomyślał pan o tym, aby spytać się na poczcie i list mój pewnie tam został. Ale czy przynajmniej pali pan moje listy? Widzę stąd, jak się sypią z ogromnych pakietów, które wyjmujesz z kieszeni; nieład pańskich papierów mąci moją ufność, ale widzi pan, że jej nie wstrzymuje. Do widzenia, czuję ból w piersiach. Czy noga już dobrze? Proszę wiadomości.
Poniedziałek, 6 września 1773
Pańskie milczenie gnębi mnie. Nie winię pana, ale cierpię i trudno mi wytłumaczyć sobie, abym, gdyby pańskie zainteresowanie było równe mojemu, mogła być miesiąc bez wieści. Ależ, dobry Boże, niech pan powie, jaką wartość ma przyjaźń w pana oczach, skoro wystarczy ci być w ruchu, aby oderwać się od niej tak zupełnie? Och, jakiż pan szczęśliwy! Król, cesarz, wojska, obozy dają panu zapomnieć o tych, którym pan jest drogi, i — co może więcej jest dla tkliwej duszy — o tych, którym pańska przyjaźń jest podporą i pociechą. Nie, nie szukam w panu winy; chciałabym nawet nie poczytywać za złe pańskiego zapomnienia; chciałabym znaleźć w sobie pobłażliwość, która ze wszystkim się godzi lub wszystko cierpi bez skarg. Oto piąty list bez odpowiedzi; pytam pana, ile jest osób, które by to zniosły? Nie wiem czemu, ułożyłam sobie, że będę miała wiadomość z Wrocławia, czy pan otrzyma list, który tam wysłałam, czy nie; ale nadzieje zawiodły. Och, nienawidzę pana za to, iż dałeś mi poznać nadzieję, obawę, ból, radość; nie potrzebowałam wszystkich tych wzruszeń; czemuż nie zostawił mnie pan w spokoju? Dusza moja nie potrzebowała kochać; była napełniona uczuciem tkliwym, głębokim, podzielanym, wzajemnym, ale mimo to bolesnym, i ten właśnie pęd zbliżył mnie do pana. Powinien był pan być mi tylko miłym, a stałeś mi się drogim; pocieszając, przywiązałeś mnie. A co osobliwe, to dobro, któreś mi wyświadczył, które przyjęłam, nie godząc się na nie, nie tylko nie uczyniło mnie łatwą i giętką, jak są zazwyczaj ludzie, którzy otrzymują łaskę, ale, przeciwnie, dało mi jak gdyby prawo spodziewania się, może wymagania pańskiej przyjaźni! Pan, który patrzysz z wysoka i widzisz głęboko, może mi zechcesz wytłumaczyć, czy to jest objaw duszy niewdzięcznej czy może zbyt czułej; co mi pan powie, w to uwierzę.
Gdybym chciała lub raczej gdybym nie była niespokojna i osmucona pańskim milczeniem, czyniłabym panu wymówki, które zrozumiałbyś doskonale, na które odpowiedziałbyś z przyjemnością, a pańskie usprawiedliwienie byłoby bez wątpienia nową zbrodnią: ale jesteś tak daleko, jesteś tak rozpędzony, zajęty, a co gorsza, tak upojony! To słowo jest moją zemstą, ale nie zadowoleniem. Niech pan tedy wraca; patrzę, jak czas upływa, z przyjemnością, której nie umiem wyrazić. Powiadają, że przeszłość jest niczym; co do mnie, czuję jej brzemię; właśnie dlatego że dużo cierpiałam, straszne jest dla mnie cierpieć jeszcze. Ale, mój Boże, szaleństwem jest obiecywać sobie jakąś słodycz, jakąś pociechę po pańskiej przyjaźni; nabyłeś pan tyle nowych myśli, przez duszę pańską przeszło tyle różnorodnych uczuć, że nie zostanie ani śladu z wrażenia, które na panu uczyniło moje nieszczęście i wylanie.
I cóż! niech pan wraca i tak, osądzę to i przejrzę jasno, nieszczęśliwi nie mają bowiem przywileju złudzeń. Zresztą w panu jest tyle szczerości co prawdy, nie będziemy się oszukiwali ani przez chwilę. Wracaj więc i nie przywoź ze swej podróży smutku, który kawaler przywiózł z Włoch. O wszystkim co widział, mówi bez przyjemności, a wszystko co widzi też go nie więcej cieszy; słowem, nie zamieniłabym się z nim na dolę, mimo iż pędzę życie w konwulsjach lęku i bólu: ale też to, czego oczekuję, pragnę, to, co otrzymuję, co mi dają, ma taką cenę dla mej duszy! Żyję, istnieję tak silnie! są chwile, w których chwytam się na tym, iż kocham do szaleństwa nawet swoje nieszczęście! Niech pan powie, czy w istocie nie powinnam się go trzymać, czy nie powinno mi być drogie; jest przyczyną, że znam pana, że jest mi pan miły, że może będę miała o jednego przyjaciela więcej, skoro pan tak powiada. Gdybym była spokojna, rozsądna, zimna, nie miałabym nic. Wegetowałabym wraz z wszystkimi kobietami, które, bawiąc się wachlarzem, paplą o procesie pana de Morangiès lub wjeździe hrabiny Prowansji do Paryża. Tak, powtarzam to, wolę swoje nieszczęście niż wszystko, co ludzie światowi zowią szczęściem lub przyjemnością; umrę może z tego, ale to warte więcej niż nigdy nie żyć. Czy mnie pan rozumie? Czyżbyś zapomniał, że byłeś równie chory, a bardziej szczęśliwy ode mnie? Do widzenia, nie wiem, jak się to dzieje, chciałam napisać tylko kilka wierszy, a przyjemność pisania do pana poniosła mnie. Ile jest osób, które pan ujrzy z większą przyjemnością niż mnie? Zaraz dam panu listę: Pani de M., kawaler d’Aguesseau, pp. de Broglie, de Beauvau, de Rochambeau, de Pezé, etc., etc.; panie de Beauvau, de Boufflers, de Rochambeau, de Martinville, etc., etc., a potem kawaler, hrabia de Crillon, a potem wreszcie ja, na końcu. I cóż, widzi pan różnicę: ja wymieniłabym tylko jedno imię przeciw pańskim dwunastu; ale serce nie kieruje się sprawiedliwością, jest despotyczne i bezwzględne. Przebaczam panu, ale wracaj.
Do tegoż, w Wiedniu
Czwartek, 23 września 1773
Skoro wyczekałam się więcej niż miesiąc na wiadomość od pana, donosi mi pan, że byłeś poważnie chory! Zdaje się panu, że uczyniłeś zadość mej przyjaźni, pisząc, że nie ma się czym niepokoić, ponieważ gorączka ustąpiła od wczoraj. I pan z najlepszą wiarą mniema, iż po takim zapewnieniu dusza może odzyskać spokój! Ach! widzę to, traktuje mnie pan jak owe światowe lalki, które prawią o swej przyjaźni, a nie czują nic; porusza ich i zajmuje jedynie własny interes albo też głupia próżność. Ale, mój dobry Boże, ja ich nie sądzę, ja martwię się tym, co pan cierpi i czego się obawiam. Gdyby pan wiedział, jak boleśnie mnie pan zajmuje od miesiąca! Ale nie o tym chcę mówić; chcę mówić o zdrowiu pańskim i o pańskim powrocie: w imię przyjaźni błagam, niech pan nie robi szaleństw, niech pan śpi, wypoczywa i aby wrócić nieco wcześniej, niech się pan nie naraża na niebezpieczeństwo niewrócenia nigdy. Czy przynajmniej będzie pan miał ten wzgląd, aby mi przesłać wiadomość przed wyjazdem z Wrocławia? Znajdzie pan stek moich listów, przybywszy do Wiednia; niech pan nie zapomni potwierdzić odbioru; to już piąty, z którego należy mi się rachunek. Nie po mój list posyłał pan na pocztę we Wrocławiu: widzi pan, jaka jestem dobra i szlachetna, byłabym pragnęła, aby mógł się zmienić w ów, którego pan oczekiwał i którego potrzebowała pańska dusza. Nie wiem, skąd to pochodzi, ale pan jesteś człowiekiem, któremu najmniej pragnę się podobać, z którym najmniej mam ochotę podkreślać to, co pan nazywa moją przymilnością.
Uwagi (0)