Listy wybrane - Zygmunt Krasiński (czytaj online za darmo .TXT) 📖
O obfitej korespondencji Zygmunta Krasińskiego przyjęło się pisać jak o brulionach nienapisanej nigdy powieści. Prowadząc przez wiele lat wymianę myśli z różnymi adresatami swoich listów, Krasiński kształcił styl, wypracowywał swoje poglądy, urabiał swoich słuchaczy politycznie i estetycznie, ale też próbował wykreować siebie – dla każdego z odbiorców nieco inaczej. Można te odrębne kreacje traktować jak różne maski lub — jak odmiennych nieco narratorów.
Zbiór kilkuset listów Krasińskiego w opracowaniu profesora Tadeusza Piniego ułożony został według klucza chronologicznego, przez co mieszają się różne narracje i style, a całość tworzy opowieść o życiu człowieka epoki romantyzmu. Znajdziemy tu opinie, relacje z pierwszej ręki i plotki o Mickiewiczu, Słowackim, Norwidzie czy Towiańskim i jego wyznawcach, a także bezpośrednie, subiektywne (i ciekawsze przez to) wzmianki o wydarzeniach, którymi żyła wówczas Europa, takich jak powstanie listopadowe, rzeź galicyjska, Wiosna Ludów i wojna krymska.
- Autor: Zygmunt Krasiński
- Epoka: Romantyzm
- Rodzaj: Epika
Czytasz książkę online - «Listy wybrane - Zygmunt Krasiński (czytaj online za darmo .TXT) 📖». Wszystkie książki tego autora 👉 Zygmunt Krasiński
Twój Heidelberski
Pamiętasz cichy Heidelberg, tę ciszę natury? Ah, ciszej już nie będzie nam! Wieści głuche się rozszerzają, że w Paryżu bójka straszna. Boże, zmiłuj się nad tymi, którzy tam!
Rzym, 29 marca 1848 r.
[...] Lękasz się dla mnie pana Adama pod względem towiańszczyzny; lękaj się go, ale pod innym zupełnie, to jest, by we mnie uczuwszy koniecznego nieprzyjaciela, kiedy mnie nie zwyciężył i głowy z karku nie zdjął; — bo niezawodnie nigdy nic piekielniejszego-m nie znał na ziemi od tego człowieka. Gengiskan i Pankracy w nim połączeni i sharmonizowani. Wszystko zniszczyć i obalić i swoje postawić — oto popęd, który w nim wiecznie żyw. Już tu zaczął okropnych scen się dopuszczać. Dwunastu młodych ludzi schwytał i oświadczył im, że się wcale Towiańskiego nie zrzekł. Na apostołów ich swoich obrał. Koniecznie żąda, by w ręce mu oddano chorągiew, z którą chciano iść do papieża i której miał papież błogosławić. Zamoyskiego, którego nie ma, zmieszał z błotem na posiedzeniu, księży zarówno przytomnych. Kilku odstąpiło wtedy. Dwunastu się zostało. Dziś ich zgromadził u siebie i tak mówił do nich:
„Kto nie z nami, ten przeciwko nam. Albo dostaniem chorągiew i błogosławieństwo papieża, albo się obejdziem bez niego — i w marsz! Na Moskwę się nie targać, bo potrzebna nam. O Francji nic nie mówić, bo jej służę — a teraz powiem sekret jeden i będzie przysięga”.
Na to oznajmienie, stary jeden oficer i drugi, służący Odeschalkowy, wyszli. Zostało tylko dwunastu — i idą do Makryny, by im chorągiew dała. Makryna im nie da jej. Będą najokropniejsze rzeczy. Lękam się, by p. Adam nie chciał do tego i Włochów wmieszać i przeciw księżom podburzyć. Wczoraj Kis-wą577 złajał okropnie, że się cieszyła z wieści, jakoby admirał młody do rządów się był dostał. Mówił jej publicznie przed dziesięcią Polakami, że wszyscy, co z takiej wieści się cieszyli, znani i zapisani w księdze, i że ich odnajdą na polskiej ziemi, i że pod sąd poddani będą, i że krwi potoki spłyną, że raz trzeba dramat zakończyć. Oczywiście, jemu tylko chciało się błogosławieństwa, od Piusa za pomocą wrzkomej zgody z księżami osiągniętego, by stąd siłę tę wykradłszy, oddać ją w ręce Towiańskiego. Okropny człowiek!
Już u mnie od dni dziesięciu nie był; ani sobie go już życzę spotkać, bo, skoro spotkam, przyjdzie do walki — i to do ostatecznej! August niech wie o tem wszystkiem, ale nikt więcej — nikt więcej!... Moskalów pełno u niego bywa. Czekają nań w przedpokoju Tołstoje i Urussowy. Powiadam Ci, wszystko okropne, bo w tym człowieku jest dzika nienawiść taka, że w istocie, na nią patrząc, nie sposób pojąć, że tylko ludzka, że serce człowiecze tylko taką może oddychać. On chyba się ma za kata, naznaczonego przez Boga samego! Powtarzam, lękam się, by tej sprawy polskiej nie sprowadził aż na bruk uliczny i nie podjudził namiętności włoskich przeciw księżom i papiestwu.
Widzisz więc, że mnie towiańszczyzna nie schwytała, ale przyznaję, że coś piekielnego w niej czuję. Więcej czuję piekło w towiańszczyźnie, niż duchy niebieskie w Makrynie. Ona jedna tu trzyma jeszcze pana Adama. W tej chwili ze swemi dwunastoma poszedł do niej. Zobaczym, kto wygra w tej walce. Wszystko mi to Apokalipsis przypomina niezmiernie.
[...] Powiedz Augustowi, że ilekroć p. Adamowi o nim wspominałem, to się wzdrygał, jakby od nienawiści przeciwko Augustowi. Niech wie August! Zarówno nienawidzi wszelką filozofię jak wszelki kościół. Inteligencja mu wszelka nieznośna, światło mu gorzkiem — kochankami ciemności! Wszystko, co tajne, skryte, pod ziemią, wszystko, co nie pod słońcem, serce jego rozradowywa — ku wszelkiej klęsce, nieszczęściu, męczarni, mogącej spotkać człowieka lub wielu ludzi, wytęża nozdrza i chwyta w powietrzu zapach idealnej krwi, jeszcze nie rozlanej! Tak jest! Niech te jego znamiona zna August, bo i August z nim niechybnie się spotka. Lecz niech August zachowa dla siebie.
30 marca. Mickiewicz tu coraz gorzej dokazuje. Wypowiedział wojnę otwartą księżom. Co z tego będzie, przewidzieć nie można. W tej chwili wzywa mnie Makryna, abym jej radził!!! Tu się okropne sceny rozpoczną. Lękam się, by ludu nie wmieszał p. Adam do tego wszystkiego, i o kopułę by nie poszło... Augustowi powiedz wszystko.
Rzym, 31 marca 1848 r.
[...] Wszystko, co się dzieje, apokaliptycznem. Wszystko przepada. Zda się, że stare wszystkie kształty w proch się rozsypią. Ale nim do harmonii augustowej się dojdzie, jeśli trza będzie przejść przez rządy Mickiewiczowej i Spółki, to abominatio desolationis. Zupełnie takie samo wrażenie, jak na Tobie Mickiewiczowa, na mnie Mickiewicz sprawił i sprawia, coraz okropniejsze. Ten człowiek ma się w głębi serca i ducha za kata, posłanego z góry, by karać świat. Wszystko, co August pojmuje miłosiernie i kryształowo, on pojmuje krwawo, mistycznie, obrzydliwie, a Towiański u nich niezawodnie ten, o którym w Apokalipsis, że laską żelazną będzie rządził narody. est opętanie w tem wszystkiem, bo jest chytrość, fałsz, podstęp, kłamstwo wieczne, okrucieństwo, a przy tem niesłychana potęga. Jednak na imię Chrystus zawsze ócz spuszczanie i tchórzostwo moralne, jak u czartów.
To Pankracowie wszystko. Dziś poszedł znów walczyć z Makryną...
Jużci za p. Adamem do jego hufcu, tu zebranego, nie pójdę; chybabym gardło chciał sam pod nóż poddać. Co zrobię, nie wiem jeszcze... Odpoczynkiem by mi była bitwa, huk armat, zapach prochu; bo żyć z takiemi postaciami, jak p. Adam, patrzeć na takie konwulsje piekielne, to przechodzi siły człowieka. Ledwo pióro trzymać mogę... Co tu się dzieje w duchach ludzkich, nie wyobrazisz sobie. Wszyscy Polacy się kłócą. Rozbrat i miecz przyniósł im Mickiewicz!... Eliza578 ściągnęła na siebie gniew pana Adama za to, że walczyła przeciwko niemu, za to, że on czuje, że jej nie może oszukać. Ja zapewnie takżem już zapisan na księdze tych, co mają być zatraconymi w nowej epoce.
Ściskam Augusta. Niech się zbyt nie cieszy, niech wie, że będzie abominatio — i niech wie, że towianizm już liczy ze 2000 adeptów. Niech tej potęgi się strzeże! Powiedz też Augustowi, że Towiański Żydów ogromnie nawraca, a p. Adam ogromne wrażenie sprawia na Moskali! Ledwo go jaki Moskal posłucha, lata jak szalony i wielbi proroka.
Rzym, 5 kwietnia, 1848 r.
[...] Pisałem Ci wczoraj, że p. Adam u mnie trzy godziny przesiedział, ślicznie, układnie, miłosiernie mówił — a ledwo wyszedł, dowiedziałem się z rozmaitych stron rozmaitych krętanin jego i dwuznacznych słów i czynności. Obiecał był matce Makrynie, że chorągwi ze swymi dwunastoma nie poniesie do papieża, a tymczasem na łeb na szyję kazał jakąś uszyć, a bez twarzy Chrystusa, i dziś ze swymi dwunastoma ma się rzucić do stóp papieża podczas procesji na dziedzińcu Piotra.
Towiański podobno przybył, a mówił Makrynie p. Adam, że już nie przybędzie. A oni dwunastu chodzą po ludziach i grożą. Z tajnemi związkami włoskiemi narady mają, zwiastują, że nadchodzą rzezie w Rzymie, straszą innych Polaków itd., itd.
Tymczasem u mnie p. Adam barankiem słodyczy i miłości! Masz prawdę; grunt tego ducha to Israël, a Israel znaczy: „Ten, który walczy z Bogiem579”. Masz prawdę! Dobrze go znasz! Ale nigdy bym nie był pomyślał, że chytrość i fałsz do tego stopnia dojść mogą, jeżeli prawda, że na dziś on taką scenę publiczną z chorągwią swą odbyć zamierza i za pomocą tej chorągwi lud porwać. Śni mi się zawsze Legenda... — bo niezawodnie Towiańskiemu się wydaje, że jemu naznaczono kościół obalić rzymski i na jego gruzach drugi postawić! Okropne czasy, okropne, okropne! Kto wytrwa i przetrwa, ten zbawion będzie!
Manifest mi swój przyniósł p. Adam z 15 punktów, które jako słowa są niebem na ziemi, a jako czyn mogłyby się przekręcić w piekło na ziemi. Między innemi, obywatelstwa wszystkie prawa nadane kobietom, każda rodzina chłopska gruntem uposażona własnym, każda gmina gruntem gminnym, wspólnym. Polska podaje dłoń Russowi i Czechowi i całej Słowiańszczyźnie. Ewangelia staje się prawem politycznem i społecznem Polski. Na pomoc każdemu chrześcijańskiemu ludowi uciśniętemu Polska zawżdy bieży — słowem, jak gdybyś Przedświt zamieniła w kodeks.
Powtarzam: jako słowa na papierze, to niebo; jako wykonanie, może być piekłem. To zależy od wykonania! Pod tem wszystkiem coś leży, jest jakaś krętanina. On chce koniecznie stąd błogosławieństwo papieskie, albo Makryny te wynieść. Na to, by to otrzymać, gotów rozruch wszcząć między ludem.
Mówiłem mu wczoraj, że wciąż stawiając się na stanowisku Chrystusa, nie staje się Chrystusem, ale owszem uzewnętrznia się jak szatan. Z wielką pokorą przyznawał. A tymczasem adeptami swymi burzy Włochów! Bóg wie, co będzie na procesji dzisiejszej.
Ukradziono z św. Piotra głowę św. Andrzeja. Długo ją szukali. Wreszcie papież kazał pod bramą św. Pankracego kopać w pewnem miejscu ziemię i tam złożoną głowę tego apostoła Słowian odnaleziono o pięć stóp głębokości. Sam papież mówi, że nie może nadzwyczajnych ogłosić okoliczności, które mu dopomogły do tego odkrycia. Dziś procesja z tą głową. Czyby się nie chciało Towiańskiemu tę głowę odzyskać lub zdobyć, by na niej kościół słowiański założyć? Wszyscy wczoraj Polacy tu przerażeni byli w wieczór: zdawało się im, że coś na dziś gotuje się nadzwykłego. Ja pełen przeczuć nadzwyczajnie czarnych. Ciężkie czasy!
6 kwietnia. Wczoraj postawił na swojem p. Adam. Procesja wielka była do św. Piotra — odnosili ukradzioną głowę św. Andrzeja, apostoła Słowiańszczyzny. Z dwunastoma swymi szedł za papieżem Mickiewicz, a Gierycz niósł chorągiew, naprędce ukleconą: orzełka białego, srebrnego, na szczycie drzewca zatkniętego, a na płótnie czerwonem i białem dwa krzyże. — Nikt o podobnej nigdy nie słyszał. Ciceruacchio580 stał zaraz obok Gierycza, pilnując wszystkich jego ruchów; był im zaś oznajmił, że, jeśli chcą, mogą sobie pójść wraz z chorągwiami klubów innych rzymskich, ale że biada im, jeśli zechcą zatrzymywać pochód i krzyczeć lub mówić do papieża. Więc odbyło się cicho. Ci dwunastu tylko byli, żaden inny Polak. I tak wystąpił sztandar polski, zamieniony w znak jakiegoś tajnego towarzystwa słowiańskiego, niesion przez najzaciętszego towiańczyka, przez Gierycza.
Tak to wszystko u nas w kłótni, w niezgodzie, w rozdarciu się rodzi!...
Jeśli prawda, że wojna wydana Rosji, to natychmiast ruszę i karabin na plecy wezmę. Do żadnych nie chcę się mieszać teoryj i rozpraw. Com miał teoretycznego w piersiach, wylałem już. Teraz do czynu, i to najprostszego, i na śmierć, bo czuję, żem nie ze zwycięzców, ale z umierających.
Co do p. Adama, niezawodnie wielka w nim przewrotność. Dobrześ go osądziła, doskonale. Gdy do Paryża wróci, jeszcze tam narobi hałasu i pchać będzie do coraz straszliwszego zniszczenia. Doskonały niszczyciel! O, Boże mój, Boże!
7 kwietnia. [...] P. Adam wybiera się do Krakowa ze swoimi, by tam dzieło zacząć i panslawizm ogłosić. Gdy wracał zawczoraj z procesji z chorągwią swą, do odwachów gwardii narodowej posyłał swych uczniów z rozkazem, by broń prezentowali. Jeden odwach nie usłuchał. Wtedy sam p. Adam zbliżył się do żołnierzy i rzekł: „Przed dwoma miesiącami, gdyby chorągiew austriacka tak szła, bylibyście jej cześć złożyli, a dziś polskiej nie chcecie? Zaraz mi prezentujcie broń”. Włochy osłupiały i uczyniły zadość rozkazowi.
Jest w tym człowieku zewnętrzna ogromna odwaga, wszystkie jej pozory, ale tylko pozory; bo w gruncie ducha samym, ostatecznym, on się lęka piekła dla duszy swej ogromnie — i wyroku niczyjego wytrzymać nie zdoła. Celem niezawodnie jego jest: powrót do barbarzyństwa, i to
Uwagi (0)