Listy wybrane - Zygmunt Krasiński (czytaj online za darmo .TXT) 📖
O obfitej korespondencji Zygmunta Krasińskiego przyjęło się pisać jak o brulionach nienapisanej nigdy powieści. Prowadząc przez wiele lat wymianę myśli z różnymi adresatami swoich listów, Krasiński kształcił styl, wypracowywał swoje poglądy, urabiał swoich słuchaczy politycznie i estetycznie, ale też próbował wykreować siebie – dla każdego z odbiorców nieco inaczej. Można te odrębne kreacje traktować jak różne maski lub — jak odmiennych nieco narratorów.
Zbiór kilkuset listów Krasińskiego w opracowaniu profesora Tadeusza Piniego ułożony został według klucza chronologicznego, przez co mieszają się różne narracje i style, a całość tworzy opowieść o życiu człowieka epoki romantyzmu. Znajdziemy tu opinie, relacje z pierwszej ręki i plotki o Mickiewiczu, Słowackim, Norwidzie czy Towiańskim i jego wyznawcach, a także bezpośrednie, subiektywne (i ciekawsze przez to) wzmianki o wydarzeniach, którymi żyła wówczas Europa, takich jak powstanie listopadowe, rzeź galicyjska, Wiosna Ludów i wojna krymska.
- Autor: Zygmunt Krasiński
- Epoka: Romantyzm
- Rodzaj: Epika
Czytasz książkę online - «Listy wybrane - Zygmunt Krasiński (czytaj online za darmo .TXT) 📖». Wszystkie książki tego autora 👉 Zygmunt Krasiński
Nie wiem też, o tej chwili co się dzieje w Babilonie568. 22-go zaczął się rozruch569. Kto przemógł? Więc Ty o tej godzinie już tam, i nazad za miesiąc jedziesz do Księstwa. Żal mi, że Grab. niepięknie się spisał. Nikomu ani pisnę; żal mi wszystkich, wszystkich. Ah, kto dotrzyma, ten wybrany, bo dni straszliwe, bo ziemia sroga na dzieci swe, bo obrzydliwość spustoszenia moralnego już się zaczęła, szczególnie w Księstwie. Piszę na ręce Konstantego. Zapłacisz mu franka lub dwa za list ten, bo nie chcę poste restante pisać do Ciebie; wiem, co to za męka.
Sorr.570 trochę lepiej było; nożem go mi nie rozdzieraj, proszę Cię o to duchem całym, nie puszczaj słóweczek, na nic nie przydatnych, sztylecików, o których sam nie wiesz, a które wrzynają się w serce. Piszże mi, jaka całkowita morale de la fable571. — Jużci koniecznem mi poznanie, dowiedzenie się o tej moralności. Wojewoda tu, tetryczeje coraz bardziej, tak jak ja. Wszystko, co tu się przydarzyło, wygląda na cud Ducha św[ięte]go, rozpoczynający się w okręgach politycznych. Tyle konstytucyj od razu, a tylko kilka kropel krwi! Lecz co dalej będzie? Ja Ci powiem. Bóg zabrał się do sądu już i będzie sądził świat i wiek ten. Wcześniej czy później, wojną powszechną odmłodnieje wszystko, tak, odmłodnieje, ale po wielu obrzydliwościach. Czuję nerwami, że idzie na epokę sąd. W tej chwili od karnawału całe piszczy korso; jeszcze cukiereczkami i kwiatkami rzuca lud rzymski, jeszcze, jeszcze! Ostatnie cukierki! Ostatnie kwiateczki!
Widzieć bym pragnął Cię ogromnie, o mój drogi, drogi, drogi Auguście! Pisać mi tak trudno! Już cały pierwszy tom572 u mnie. Dobrze! — Ale błagam Cię, a jeśli trza, na kolanach, byś skupił ducha i zaczął rozmyślać, a rozmyślać o Chrystusie — bo, czego w pierwszym tomie nie ma, to konieczność, by w następnych się znalazło. Więc myśl, a, myśląc, proś Veni Creator — tylko proś, nie wrzeszcz, jak Adam, co myśli, że można nastajaszczo mówić do Boga. Proś i módl się o jasną myśl pod tym względem — i wymódl!
Dzięki Ci, Auguście, dzięki, że tak dbasz o mnie, że tak mnie kochasz, że tak truchlejesz, bym się nie skaził. Ah, Auguście, myślę, że się nie skażę, ale i to myślę, żem zabity, żem bezsilny, żem gruz! Auguście mój drogi, nie uwierzysz, jak mózg mój napadany osłabieniem dziwnem i ciągłą drżączką. Wszelka moc twórcza wyszła zeń. Ale dajmy pokój! Mówić o sobie mi jest zgubą i martwicą!
Wiesz, przez te dni wszystkie ostatnie, w których patrzałem na walkę adamową, na tego ducha rozpad i rozdarcie, a z drugiej strony na zachody jełowiczczane i tryumfy, nieraz przyszło mi na myśl Twoje dalsze życie wszystkie, Twoja przyszłość. Lękam się o Ciebie, Auguście. Niezawodnie potęgi, a srogie, napotkasz i z niemi przyjdzie Ci do boju. Nie wymieniam, kto, co, jak. Nie wiem, ale wiem, że dni Twe pełne będą może niebezpieczeństw i klęsk. Więc, pamiętaj, jedna tylko rada na to: czystym bądź wewnątrz siebie i świętym jako cel, jako zamiar, jako miłość do Boga i ludzi! To Cię wyniesie przed Tobą samym ze wszelkiej otchłani, bo nie mówię już o cytadelach, mówię o własnych, wewnętrznych przepaściach. Od tych albowiem ni Cię uchronić, ni też nie mogę dzielić ich z Tobą, a tamte mogę. Dlatego raczej o pierwszych wspominam. Jednak czuję, że i drugie Ci grożą. Nie uwierzysz, Auguście, jak instynkt ludzi (jak np. Tomasze Lubieńscy, a takich krocie), nie lubi Cię — jak ten instynkt czuje, choć nie wie, że coś jest w Tobie, co im przeciwne, co ich rządy mogłoby skruszyć, gdyby wystąpiło. Auguście najdroższy! Gotuj się i wiedz: masz wielu nieprzyjaciół! Niczem więc nie dawaj im usprawiedliwienia! Strzeż się pewnych drobnostek! Drobnostki stają przeciwko Tobie nieraz, i świadczą przeciwko. Wytrać tę broń z ręki niepoczciwej wrogów! Nie dawaj się drobnostkom! Ty jesteś cały, jak twarz..., jużci piękna zupełnie, ale na nosie i jagodach brodawek dwie i to ledwie dojrzalnych; otóż, kto wróg, ten brodawki widzi — ja, np. zawsze je widzę u...! Rozumiesz Ty mnie? A wierz, że kocham i że z miłości mówię, ah, ze serdecznej, z wielkiej, z ogromnej, bo kocham Cię, kocham i bardzo, mój drogi Auguście i chciałbym, byś zawsze błyszczał paryjsko! Dopókim chmur nad Tobą nie spostrzegał gromadzących się, nie ostrzegałem; ale widzę chmury, widzę niechęć ludzką, więc mówię: „Pilność i baczność!” A teraz Ty wiedz: co Tobie się zdarzy złego kiedy bądź, toć i mnie, drogi! Przekonasz się!
Ściskam Cię, mój drogi! Proszę Cię raz jeszcze: Sorrenta niczem a niczem nie rań! Ran pełna, a dobra i kochana. Ściskam Cię.
Pisz!
Twój Furiis
więcej niż kiedy.
Rzym, 17 marca 1848 r.
[...] Co do towiańczyków, myślę, że podobnie radykalnych ludzi świat nie znał dotąd — nie myśl ich jest radykalną, bo myśli nie mają i gardzą wszelką, ale ich wiara, ich chuć jest radykalną i to w najwyższem znaczeniu. Lubią każdemu wróżyć nieszczęście, chorobę, nędzę. Gdy co się gdzie stanie, choćby olbrzymiego, nigdy im nie dosyć; zawsze dalej ducha pchać chcą i natychmiast; — gdy co harmonijnego się odbywa, to ich dręczy i korci. Harmonii cierpieć nie mogą, chcieliby od razu wszystko obalić. Koniecznie chcieliby powtórzyć małpiarsko dzieje barbarzyńskich chwil, które państwo rzymskie rozbiły i kilką wiekami zamętu zaćmiły rozwój ducha ludzkiego. Marzą o takowym stanie rzeczy z lubością. Tęsknią do barbarzyństwa, jakby do sielanki. Improwizacja z Dziadów, wykonywana pedancko i co do joty — to ich ideał! Gdyby się im udało, zawróciliby świat wstecz, miasto go naprzód posunąć.
Nie lękaj się o mnie, by mnie usidlili — raczej się lękaj, by mnie kiedy nie zgubili, nie osądzili za to, żem nie chłop i nie głupi dość, i nie wymazali na takiej zasadzie z rzędu żyjących. Do tego wszystkie u nich wady towarzystw tajnych, pod blechtrem prostoty: zła wiara, i kłamstwo dozwolone i uświęcone, byleby podkopać przeciwnika i obalić. Zmysł święty Makryny się nie myli, gdy czuje piekielność w samym Mistrzu! To wszystko dla siebie zachowaj... i nikomu nie mów, bo powtórzą zaraz nasi i zawróci to do uszów p. Adama i śmiertelnego wroga sobie nabędę. Hr. Henryk Pankracego swego dostanie natychmiast! — W istocie oni dotąd tylko na stanowisku Pankracego stoją, nie wyżej — i wiele zburzą rzeczy, nie postawią nic.
By co postawić, trzeba kochać; w nich nie masz miłości... Pierwiastek religijny w świecie zbawiać trzeba przez sprawiedliwość, wymierzaną ludziom, ludzi zaś zbawiać przez pierwiastek religijny — nierozłączalne to dwie potęgi. I Boga i ludzkość należy kochać ludziom, bo Bóg sam to za podstawę wszelakiego żywota i religii wszelakiej ogłosił — przecież sam kocha ludzi i ludzkość aktem stworzenia i ciągłem czuwaniem nad stworzonemi.
Rzym, 22 marca 1848 r.
[...] Świat się wali na wszystkie strony. Wczoraj tu lud ze wszystkich pałaców, kędy wisiały, zdarł austriackie herby i z ambasady też, powlókł po Corsie i spalił na Popolo pod obeliskiem...
Pan Adam był u mnie wczoraj, gdy dym spalenizny z orła austriackiego wchodził do mnie przez okno otwarte. Wyrzucałem mu okropnie radykalizm bez granic, nienawiść, brak miłości i chrześcijaństwa — ale okropnie; mówiłem mu, że on Pankracym. Zmiękł natychmiast i złagodniał. Roztkliwił się nawet. Przysięgał, że tylko ma miłość w sercu, że mnie kocha, że chciałby mnie zbawić i każdego; że jego obowiązkiem jest chodzić i ostrzegać, bo bliska godzina i wola boża znaną mu jest. Rzucił mi się w objęcia i ściskał mnie — ściskał!
25 marca. [...] Wszyscy Polacy tu będący, a jest ich do stu, i wielu między nimi demokratów — złożyli sejmik, radzą, chcą tu legią zacząć formować, która by z krzyżem i chorągwią z Najśw. Panną, błogosławioną od papieża, poszła do Polski...
Publiczność polska wybrała Mickiewicza, Jełowickiego, Postępskiego (demokratę wielkiego), by szli do papieża w delegacji. Dopiero com spotkał Gierycza, owego towarzysza p. Adama, który mi rzekł:
„Teraz Adam ostatnie wysilenia czyni, by zbawić arystokrację i szlachtę polską. Jeśli stąd wyjdzie ruch, to zbawiona. Jeśli nie, to do Francji wszystko się przeniesie; stamtąd wszystko wyjdzie, Polak rządy nad Francją otrzyma, a gdy z Francji pójdzie ruch, to i Rzym i arystokracja i szlachta poginą”.
Jest coś prawdopodobnego w tych słowach.
Ale powiem Ci, że świat ten stał się światem niepojętym od jakiegoś czasu; wszystko w nim dzieje się mistycznie. Niezawodnie potęgi anielskie i czartowskie walczą w tej chwili o to, czyje będzie zwycięstwo na ziemi; o to, czy świat przeobrazi się chrystusowo i majestatycznie, czyli też spłynie krwią i klęskami, które go zawrócą wstecz, wrzucą w otchłań piekła i ciemności na długie lata. Módlmy się, módlmy się! Ja czuję walkę aniołów z czartami w powietrzu i w każdem zdarzeniu ziemskiem. Pamiętasz, co Wroński nazywa la bande infernale573, której przypisuje, że zrzuciła Napoleona — wszystkie towarzystwa tajne, których ostatecznym celem, pod powłoką wielu szumnych frazesów: ateizm!
Otóż Moskwa cała niemi podszyta, i słowiańskie kraje wszystkie. Jeśli się im uda wytracenie szlachty, poniżenie pozostałych do siermięgi, a nie podwyższenie siermięg do światła, to znów zaczną się barbarzyńskie czasy! Boże, zmiłuj się nad nami! Ja czuję, że coś w świecie dzieje się kosmicznego, coś kosmicznego w ludzkości!
27 marca. [...] Tymczasem tu formuje się legia z przytomnych Polaków. — Sejmik i niezgoda. — P. Adam wszystkich za łeb weźmie i pod Towiańskiego rządy pociągnie. Widzę to jasno. Makryny zacny duch walczy, jak może, przeciw temu. O chorągiew już kłótnia. Jednak ona przemogła: będą herby polskie, nad niemi twarz Chrystusa z chusty św. Weroniki z podpisem: „Chrystus zwycięży”, a na drugiej stronie Najśw. Panna Częstochowska. Za tydzień mają zanieść papieżowi do pobłogosławienia i wyruszyć. Mickiewicz okropnie się opiera temu, by Władysław574 dowództwa nie objął. Kilku żądało Władysława. On powstał i ryczeć zaczął, że Władysław człowiekiem partii (jak gdyby sam Mickiewicz nie był straszliwie i straszliwiej daleko tem samem); że powinien jak prosty żołnierz wejść do tej legii, że nigdy wodzem być nie może — a sam już pisze proklamacje do wszystkich ludów słowiańskich; każe je drukować w propagandzie wszystkiemi dialektami słowiańskiemi — powtarzam, stara się o to, by ten sztandar święty (pamiętasz przeczucie moje o Najśw. Pannie, za którą duchy ojców idą — i to z włoskiego jeziora), przez Makrynę prowadzon, poszedł za nim, a nie on za sztandarem. Myśl zaś tego sztandaru jest taka: zbawić Polskę od rzezi i by zmartwychwstała w imieniu Chrystusa i Najśw. Bogarodzicy tak, jak narodziła się niegdyś.
28 marca. [...] Wczoraj już na sejmiku tutejszym najokropniejsze zgorszenie: z Mickiewiczem przyszło do otwartej bójki. Dwudziestu porwał za sobą, którzy towiańczykami zostali. Reszta odstąpili go i czekać będą na Władysława, by ułożyć rzecz legionu. Okropnie. Zawszem to przeczuwał. Rad jestem, żem od początku samego się odstrychnął i ani stopą na ten sejmik nie wstąpił. Ale p. Adam przeprowadza towianizm pod oczyma kościoła i chciałby wykraść papieżowi błogosławieństwo i sztandar w ręce swoje dostać ten.
Najdziksza z potęg przebywa w tym człowieku; zbiera młodych, nic nie wiedzących, a poczciwych, zbiera służących, kucharzy, podchlebia im i przeciąga pod władzę swoją. Chce władać, chce carować!... Władysława powrotu co chwila czekamy. Jeśli jemu się uda uformować legię, to do niej będę należał... Augusta ściskam z duszy całej. Wszystko mu powiedz. Niech wie, jak tu stoją rzeczy. Niech wie, że mu towiańczycy wrogami strasznymi.
1848, Rzym, 28 marca
Mój najdroższy Stanisławie! Dzięki Ci za Twój list, za dni i pod dniami sądu pisany bo to wielką miłością, pisać list o takiej porze trzęsiennej świata. Tu niesłychanych dokazuje wysileń p. Adam, by wyrwać błogosławieństwo i sztandar z rąk piusowych, a za pomocą tego uświęcić towiańszczyznę. Walka między nim a duchem Makryny rozpoczęta. Dużo zgorszenia — dużo nieładu, niezgody. 60-ciu jest naszych, a wszystko między nimi wre wojną cywilną. Nieboska już i tu. 20-tu p. Adam przeciągnął na swoją stronę. Jest w towiańszczyźnie ono piekło, o którem w Apokalipsie: „Ma rogi, podobne barankowym, ale mówi, jako smok”, bo nienawiść wre w ich sercach, a wielkie prawdy mówią. Bóg od ich zwycięstwa Polskę strzeż — rosną w potęgę i liczbę.
Wszystko, co
Uwagi (0)