Listy wybrane - Zygmunt Krasiński (czytaj online za darmo .TXT) 📖
O obfitej korespondencji Zygmunta Krasińskiego przyjęło się pisać jak o brulionach nienapisanej nigdy powieści. Prowadząc przez wiele lat wymianę myśli z różnymi adresatami swoich listów, Krasiński kształcił styl, wypracowywał swoje poglądy, urabiał swoich słuchaczy politycznie i estetycznie, ale też próbował wykreować siebie – dla każdego z odbiorców nieco inaczej. Można te odrębne kreacje traktować jak różne maski lub — jak odmiennych nieco narratorów.
Zbiór kilkuset listów Krasińskiego w opracowaniu profesora Tadeusza Piniego ułożony został według klucza chronologicznego, przez co mieszają się różne narracje i style, a całość tworzy opowieść o życiu człowieka epoki romantyzmu. Znajdziemy tu opinie, relacje z pierwszej ręki i plotki o Mickiewiczu, Słowackim, Norwidzie czy Towiańskim i jego wyznawcach, a także bezpośrednie, subiektywne (i ciekawsze przez to) wzmianki o wydarzeniach, którymi żyła wówczas Europa, takich jak powstanie listopadowe, rzeź galicyjska, Wiosna Ludów i wojna krymska.
- Autor: Zygmunt Krasiński
- Epoka: Romantyzm
- Rodzaj: Epika
Czytasz książkę online - «Listy wybrane - Zygmunt Krasiński (czytaj online za darmo .TXT) 📖». Wszystkie książki tego autora 👉 Zygmunt Krasiński
9 lutego
...Rozpacz żarła serce — z rozpaczym poszedł do Minerva. Zastałem tam na trzeciem piętrze pana Adama. Wchodzę — był z nim uczeń Gierycz — zrazu nie poznał, ale wnet rzucił się na mnie i ściskał do zaduszenia i rzekł tonem mongolskim do Gierycza, z którym grzecznie się chciałem przywitać i zapoznać: „Ruszaj precz — zostaw nas samych”. Ten, jak niewolnik, nie śmiejąc się nawet mi odkłonić, znikł.
Zostaliśmy sami. On zaraz do mnie o wielkościach mego ducha i że z naszego spotkania się dobro dla wszystkich wypłynąć musi. Ja, nie poczuwając się do wielkości onych, coś skromnie zaprzecznego odpowiadam, że blask sam na mnie on rzucił... On wtedy natychmiast w gniew. „A, to żarty, zawsze żarty, tylko kpiny! Czy się nie czujesz? Czy nie wiesz, kimeś? Tu nie o skromność lub pychę chodzi, ale o dary zlane, które trzeba uczynnić... Zawsze żarty, nic serio nigdy, to, jak Mycielski generał, doskonały, zacny, ale rozstrzelał siłę całą na żarty, nie skupi się nigdy — to, jak Pani D.530 (tum uszy natężył) — wyższy duch, tak, wyższy, niepospolita kobieta, ale co z tego? Przychodzę do niej, z najgłębszem uczuciem jej mówię: »Jadę do Rzymu« — a ona: »Ah! comme je voudrais aller avec vous531«. Więc ja mówię: »Biorę z sobą« — a ona wtedy: »Je ne puis pas532«. Więc na co mówić, że chciałoby się, kiedy nie może; na co kpić?... Takim to mi tonem powiedziała lekkim. Szczere, głębokie, chłopskie uczucie inaczej by się odezwało!”.
Natychmiast reflektować go zacząłem: „A, to chciałbyś, drogi Adamie, tyranią niesłychaną obarczyć każde słowo, każden ruch, każden wykrzyk ludzki. Jakżeż? Nie wolno już krzyknąć: »Chce mi się!«. Na miłość Boga, co to znaczy? Nie wolno pani Delfinie oświadczyć chęć jakąś, a potem wyznać, że nie może jej wykonać? To był krzyk naiwny jej ducha. A potem powiedziała: »Nie mogę«. To był znów okoliczności mus — co tu dziwnego? To potoczne życie; szczegół najdrobniejszy — czy warto o nim mówić?” — „Ale chłopskie uczucie inaczej by się było odezwało. Jakoś by powiedziało z westchnieniem: »Ach! żeby to do Rzymu mnie!«” — ale nie takim sposobem: »Emmenez moi avec vous comme je voudrai533« etc., etc.”. Na to ja: „Zapominasz, że całe wychowanie włożyło na panią Delfinę jako powinność, obowiązek nie wyrażania się nigdy po chłopsku!” — „Ah, ah, prawda i to — masz racją. O czem innem mówmy!”.
Pierwszą tę walkę stoczywszy i nie ustąpiwszy, zacząłem w mnóstwie rzeczy co chwila walczyć, przystawać, kiedym mógł, opierać się, kiedym nie czuł, że prawda. Kiedy on głos podnosił, ja głośniejszy jeszcze wydobywałem z piersi. To wywierało specyficzne na nim wrażenie. Ale, wiesz, w dyskusji kogo mi najbardziej sposobem łamanym, a despotycznym jej prowadzenia przypomniał? Wiesz kogo? Ot, ojca mego — i to nie tylko w metodzie, ale i w wielu zdaniach swoich, skoro mówi o wadach narodu. Nic przykrzejszego, jak rozmowa z nim, bo ciągłą bójką na noże: nigdy go w ciągu logicznym rzeczy nie utrzymać. Skacze przez otchłanie rozumowania, z brzegu na drugi. Jednak, jak każdy despota, skoro poczuje opór silny i z prawdziwego przywileju wolności pochodzący, zmieszan się cofa. Ból wtedy okropny maluje się na jego twarzy.
Ranę, którą ci wciąż zadaje, ty mu wtedy zadałaś na odwrót.
Choćby i prawda wiekuista była w towiańszczyźnie, jeszcze bym powiedział, że go opętała. Bo, chcieć nie rozlewać prawdy, jak światło się rozlewa, ale wciskać ją tak, jak nakłada się kajdany, to być opętanym, a nie oświeconym przez prawdę!
Myślałem, że doznam wpływu mistycznego, wiesz, onego, który, w mózgu zadrgawszy, spływa mrozem przez kość pacierzową, zaiskrza się łzami w oczach roztkliwionych... Nic takiego, wcale nic nie doznałem; owszem, rzeczywistą tylko uczułem energię, we mnie się budzącą, twardą stal ducha, stającą oporem przeciw stali drugiej; świętej wolności dar mi od niebios dan w stosunku do wszelkiego ludzkiego, drugiego ducha, odzywający się w piersi, przez ucisk obrażonej. I tom mu zaraz wypowiedział, z najtkliwszą prośbą, by pamiętał o tem i w rozmowie nie chciał mi być tyranem: „Możesz być duchem wyższym stokroć ode mnie i myślę, że takim jesteś, lecz przed Bogiem, przed owym Trzecim, przytomnym, oba równości zażywamy jednej co do wolnego, niepodległego myślenia. Ja mam święte prawo mówić i oświadczać, co myślę, czuję, w co wierzę, lub co odrzucam”.
A on wtedy:
„Prawda, prawda!” — i znów, jak raniony się cofa i marszczy czoło i przymyka oczy, i nozdrzami chwyta więcej powietrza. Z rozmów moich tyloletnich z Augustem i z wiedzy o tylu myślach, powszechnie za naszych czasów po świecie kołujących, wynika, że nieraz to, co on myśli, że mi objawia, ja uprzedzam — i, nie czekając wypowiedzenia, trafiam w konieczny ciąg jego wiar i, co miał mi oznajmić, sam ja jemu oznajmiam. Wtedy oko jego spocznie na mnie z podziwem: „Prawda, prawda” — i westchnie, i jęknie, i przejdzie się po pokoju.
Czasem znów muszę odpierać pewne, jak mi się wydaje, bałamuctwa, gmatwaniny, błędności w pojęciu istotnem, ale nierozdzierzgniętem. Tak np. o duchu — co to duch? Zerwałem się, mówiąc mu, że to, co powiada o duchu, wygląda mi na chaos. Okrutnie zrazu, tym wyrazem ranny, wstrząsł się; ja mu wtedy się wytłumaczyłem; znów zaczął chodzić i powtarzać: „Prawda, prawda, masz rację”. Lecz, jak w Władysławie534, jak w Kaysiewiczu, jak w każdem stronnictwie, jak w każdej pysze, jak w każdym kierunku jednostronnym, idea-gwoźdź tkwi mu na czole — z tą różnicą, że Władysław i Kaysiewicz dobrze wychowani, miarowi, nie gwałtem rzucający się, światowi — a on ze światem zerwał, to zerwanie ma za cnotę, więc gwałt ciągły, jeśli nie wywarty, to czyhający przynajmniej. Stąd bolesne wrażenie walki, stąd, kochającemu nawet, do serca ciągle wtykany bunt i opór przez oddziaływanie ducha. Niezawodnie, on jako narzędzie poddał się pod Towiańskiego. Tylko niewolnik może być takim despotą — i wierzę w jego całką, dobrą wiarę, wierzę, że nim trzęsie Towiański, wierzę, że się jego lęka, że go uwielbia. Ale wszystko, wszystko w końcu końców z Polski, z miłości świętej i tytańskiej do Polski, z żądzy nieskończonej wydobycia Jej na światło żywota.
Bardzo wiele rzeczy pięknych mówi; zupełnie to samo mistycznie, co August535 logicznie i historycznie, ani źdźbła różnicy. O Chrystusie pięknie mówił — nie mówię, że prawdę, ale pięknie: „We wszystkich duch, czystość, cnota, poświęcenie budzi się przez podniety zewnętrzne, duszy lub ciała dotykające, przez żądze lub nieszczęścia, w Nim jednym obudził się duch przez absolutną miłość dla ludzi. Chciał, by było lepiej na ziemi i tylko to go wiodło — i o to zniósł najsroższe walki duchowe w sobie, a śmierć za sobą, jeśli tak można się wyrazić. Już w dzieciństwie, w ośmiu latach, odbył był pracę ducha, na którą innym kilku żywotów potrzeba. On był Bogiem...”.
...Tu mu przerwałem, mówiąc: „Był — ale, schodząc na ziemię, by dopełnić warunków człowieczeństwa, o tem, że był Nim, zapomniał i dopiero własną usilnością ludzką, trudem i pracą dostąpił przypomnienia i wiedzy tej” — oczywiście to wypadało ze stanowiska, z którego uważają losy duchów w stworzeniu.
Ogromnie się zdziwił Mickiewicz, żem mu wyrwał to słowo z ust. — „Prawda, prawda!” — I spojrzał na mnie zdziwiony, zaciekawiony.
Do 12-tej takeśmy mówili. Odprowadzając mnie do drzwi, oznajmił, że ma mi gadać o stanowisku, jakie mą powinnością zająć w kraju, a którego hasłem dojść do tego, bym, ani dostając się tam, gdzie August był, ani znów tracąc na godności, mógł poważnie i spokojnie przed samym Paszkiewiczem mówić o Polszcze, jako Polszcze — jako rzeczy istniejącej i niepokonalnej! Obaczymy, jak mi to on wyłoży.
13 lutego, 1848, Roma
Przebacz i daruj tak długie milczenie, tak długi nieodpis na Twój list ostatni z 6-go grudnia. Lecz nie wystawisz sobie stanu, w który zapadłem, skorom stanął tu. Nie wiem, co mi się stało: choroba i to mózgowa mnie opętała, pióra-m w palcach, myśli jednej w głowie-m utrzymać nie mógł. Jakaś posępność nieskończona w serce mi się wdrapieżyła, więc nie pisałem, bo po prostu nie sposób mi było. Skoro dzień jakiś lepszy mi wrócił, natychmiast odbracam go na pisanie do Ciebie. Z gazet pewno wiesz, że konstytucja w Neapolu, że za kilka dni w Sardynii, że nawet może tu już będzie, gdy ten list dostanie się do Twoich rąk. Szybko biegną wypadki. Stary duch klasyczny się zerwał i miarą, której się nauczył, przypatrując się arcydziełom sztuki, dotąd wygrywa na polu politycznem. Jakby Ducha świętego wylanie się w masy; dotąd mas nie bywało takich, jak owe włoskie. Nie możesz sobie wystawić, co to rozruch, zbiegowisko ludu, słowem emeuta536 w tych błogosławionych od przeznaczenia krajach. Oto tak się odbywa, jak poema, jak dramat, wystawion na scenie, w którym najgwałtowniejsze namiętności skandowanym wierszem się wyrażają i wywierają tem samem na widzach wrażenie pewnego spokoju. W istocie, klasyczny pierwiastek, miara, trzyma się tego ludu, i ta miara, której nam brak zawsze, wszędzie, jego zbawia, prowadzi, zwycięstwo do rąk mu podawa; miara jego instynktem. Austria, czyhająca ze 125 000 barbarzyńskiego wojska na pograniczach, wścieka się od złości, że nie może schwytać pozoru do wkroczenia, bo nigdzie nieporządku, nawet w Palermie bijącem się, a wszędzie konstytucje wyśpiewane, wydobyte, wyklaszczone rytmicznie. Jednak, drogi mój, niedługo potrwa taki polor sztuki w politycznych objawach. Despotyzm przelękły, o zgon mu grożący sam zaczepi; niezawodnie wojna buchnie, i pokaże się jeszcze, że Twój furman, widzeń pełen, odgadł na dobre, czem zasłynie rok 48-my.
Pan Adam537 tu przybył przed kilku dniami. Dwa razy-m go już widział. Istotnie, przejęty potęgą mistrza swego, jest u niego w niewoli; z czego płynie, że sam często w stosunku do drugich wygląda na despotę. Ale zawsze to ten sam, żadnem cierpieniem niezużyty duch, duch tytański, Prometej, przykuty do skały czy nieszczęść narodowych czy wiar własnych, ale piersią podnoszący kajdany i ludu swego, nałożone od bogów, jedną myślą, co gwoździem wrosła mu w czoło, chcący przewiercić świat, myślą o zbawieniu ojczyzny!
Pytasz się, drogi, na jakie Rzym mnie naprowadza myśli o chrześcijaństwie. Widzę oboma oczami, że, przez wieki kazawszy o niem, dziś zaczyna je wykonywać, i być inaczej nie mogło. Chrystus przyniósł prawo wiekuiste rodzaju ludzkiego. Wiedzą tego prawa miłości rodzaj ów musiał się przepoić wprzód umysłowo, nim miał zacząć według niego budować i stwarzać i snuć dalsze twory z siebie. Chrześcijaństwo było wskazaniem drogi, przyszłość będzie nią pójściem. Pogaństwo było realnością, chrześcijaństwo idealnością historii; pozostawa rzeczywistość, duch, jaźń, ludzkość, zlana z bożym pomysłem w jedno, a więc żywa, a więc nieśmiertelna, i kiedyś po tej drodze, w coraz wyższe wstępując rozwoje, dojdzie ludzkość do przemienienia się w wyższy ród. Lecz to już pozahistoryczny wiek, kędy żywot śmiercią więcej niekrajany jest!
Skoro w Paryżu wyjdzie dzieło o Modlitwie Pańskiej, proszę Cię, sprowadź sobie i zaraz przeczytaj538. Nie myśl na chwilę, że ze mną to styczność jaką ma; ja bym tak nie potrafił, ale, proszę Cię, przeczytaj, przeczytaj natychmiast, skoro się ukaże. Do „Bożycy” więcej Ci się ono przyda, niż wszystko, cobym ja mógł pomyśleć lub napisać. Pamiętaj, dopełnij tej prośby mojej! Pisz zaś ciągle przez Strasburg, ja aż przez Paryż piszę, by uniknąć austriackich poczt. Tu zabawię do połowy kwietnia, potem zacznę się ku Tobie kierować. Zdaje się, że naszych tu wojskowych do pomocy zawezwą i sprawdzi się Sen539 o szlachcie polskiej, przybywającej szablami podpierać kopułę pękającą Piotra.
Dobrze, że, choć skaleczona i ranami okryta, wydobyła się z absolutnej zagłady Chowanna.
Ściskam Cię z głębi serca i dziękuję Ci za wszystkie, za wszystkie drogie mi słowa Twoje.
August540 mi pisze z swej strony, że usiłowania nasze dobrze idą, owe, co mają na celu i Ciebie.
Twój
Uwagi (0)