Listy wybrane - Zygmunt Krasiński (czytaj online za darmo .TXT) 📖
O obfitej korespondencji Zygmunta Krasińskiego przyjęło się pisać jak o brulionach nienapisanej nigdy powieści. Prowadząc przez wiele lat wymianę myśli z różnymi adresatami swoich listów, Krasiński kształcił styl, wypracowywał swoje poglądy, urabiał swoich słuchaczy politycznie i estetycznie, ale też próbował wykreować siebie – dla każdego z odbiorców nieco inaczej. Można te odrębne kreacje traktować jak różne maski lub — jak odmiennych nieco narratorów.
Zbiór kilkuset listów Krasińskiego w opracowaniu profesora Tadeusza Piniego ułożony został według klucza chronologicznego, przez co mieszają się różne narracje i style, a całość tworzy opowieść o życiu człowieka epoki romantyzmu. Znajdziemy tu opinie, relacje z pierwszej ręki i plotki o Mickiewiczu, Słowackim, Norwidzie czy Towiańskim i jego wyznawcach, a także bezpośrednie, subiektywne (i ciekawsze przez to) wzmianki o wydarzeniach, którymi żyła wówczas Europa, takich jak powstanie listopadowe, rzeź galicyjska, Wiosna Ludów i wojna krymska.
- Autor: Zygmunt Krasiński
- Epoka: Romantyzm
- Rodzaj: Epika
Czytasz książkę online - «Listy wybrane - Zygmunt Krasiński (czytaj online za darmo .TXT) 📖». Wszystkie książki tego autora 👉 Zygmunt Krasiński
Zmiłuj się, co tylko wiesz, pisz, proszę Cię, szczególnie o imionach. Co August, co Jerzy? Nie tak o pierwszego, jak o ostatniego się lękam. Łatwo w takiej mieszaninie dostać kulą w łeb, choćby tylko za to, że się przez ulicę idzie. On miał był w one czasy pojechać do Lwowa. Wszystko, co tylko wiesz, napisz!
O przedłużenie paszportu w tych dniach się postaram, kiedy nieco się to wszystko rozświeci, bo dotąd to wszystko jakby za kurtyną dymu wielkiego.
Przybywaj tu! Mój ojciec podobno koło pierwszego kwietnia do Turynu pojedzie. Ty pamiętaj o mnie w każdym razie. Nic przewidzieć nie można. Mówią, że i w Litwie, na Podolu, na Wołyniu krew się leje, każden dzień nowe może przynieść wieści; zatem niech wiem co chwila, co czynisz i co zamyślasz czynić. Jednak myślę, kiedy logicznie myślę, że na teraz wszystko już zduszone, a co spadnie grobowych, olbrzymich kamieni na grób, co się na chwilę, na godzin dwie chciał roztworzyć! Tak, to nowego męczeństwa, i okropniejszego, niż wszystkie poprzednie, początek, ale też ono ostatniem już będzie! Za list od Scheffera459 Ci dziękuję.
Miło mi jest, że na cokolwiek zdałem się Juliuszowi; zostaw mu myśl, że on mnie dźwiga, jeśli ta myśl jego wydźwignąć może.
Kłaniaj się Konstantemu, a odpisz mi prędko i często pisz, bo jestem jak raniony człowiek, a list Twój jak opatrzenie rany. Z serca i na zawsze
Twój
1846, Nicea, 16 marca
Mój najdroższy! List Twój z 5-go marca odebrałem i w tej samej chwili list od Jerzego ze Lwowa z 1-go marca, mówiący, że „dotąd żyję, ale los okropny spotkał wielu. Druga koliszczyzna, a z tych samych źródeł płynąca, co pierwsza. Tu sąd doraźny zaprowadzon i pod jego opieką żyjemy, szczęśliwi, że nikt z familii nie przeszedł przez katusze nie do opisania, które drugich tylu spotkały — chociaż nie wiedzieć jeszcze, czy im zazdrościć nam nie będzie trzeba?”.
Otóż na kopercie data 2-go marca — Lemberg. Czyż to list z aresztu? Nie sposób — naprzód zasadą austriackiego rządu: Iusticia regnorum fundamentum460, więc nie aresztowałby zupełnie niewinnego, który się wiecznie zdaniem swem i czynami opierał wszelkiemu brudowi, szaleństwu, zaślepieniu, świństwu. Zdaje mi się, że to zupełnie fałszywa nowina.
Twoje listy tę mają przewagę nad mojemi, że mnie w dziesięć dni dochodzą, bo z układu poczt pruskich nie wypada im przez Wiedeń iść. Moje przeciwnie: z układu poczt sardyńskich, dość nielogicznego, koniecznie przez Wiedeń przechodzić muszą, więc dopiero za dwanaście dni lub trzynaście Ci się dostają. Jednak, skorom Twój list i tę nowinę przeczytał, natychmiast pomyślałem, co należy czynić w najgorszym razie i do tego się wziąłem ochoczo, choć niezmiernie chory jestem i, jak Ci już mówiłem, z łóżka nie wstaję.
W tych dniach o przedłużenie paszportu się postaram. Wolę jednak ten list posłać przez Paryż. Trzeba go do Wojewody zaadresować — zatem, jak Ci mówię, napisałem dziś zaraz do pana Adama461 w Wiedniu, by, jeśli prawda, że Jerzy zatrzymany, poszedł zaraz do kobiety pewnej, co uchodzi między nami za wszeteczną i szpiega, ale wielki wpływ ma, i działał na nią, jak się działa w podobnych okolicznościach. Jednak, sądząc z listu Jerzego, niepodobna myśleć, że aresztowany. Mój drogi, drogi, drogi mój! Dzika to bestia lud rozpasany, a do tego schizmatycki. I Tyś przewidywał — tak, ale i mnie tego nie zaprzeczysz, żem także przewidywał i przewidział to wszystko. Okropnie, okropnie! Trzeba się nam koniecznie obaczyć, Auguście. Czy tu nie przyjedziesz? Ja taki chory, że się ruszyć nie mogę. Pisałem do Ciebie niedawno, przed 3-ma czy 5-ma dniami, a przez Wiedeń. Mówiłem Ci wtedy, że Emmy wybiera się za mąż, ale podobno jej mąż przyszły zabity przez chłopów w Galicji, więc jeszcze panną zostanie i może starą panną. Boże mój! Byleby tylko nic z obrzydliwości tej wielostronnej nie spadło na Jerzego!
Czy Ci się podobały te 10 reńskich za głowę? — Po turecku. — Robert Cyprian by powiedział: Ideé orientale462.
Mój Ty najdroższy! Pisuj jak najczęściej! Wszystko, co tylko dowiesz się o Jerzym, pisz! Jest u mnie gotowych 100 000 fr., gdyby trzeba je dać na ratowanie jego. Pamiętaj Auguście, w złym czy dobrym losie, że zawsze i wszędzie jestem Twoim. Kochaj mnie i wierz, że Cię kocham. Dziś więcej pisać nie sposób. Pisz, czy możesz tu przyjechać!
Twój Z.
Nicea, 20 marca 1846
Mój drogi! List Twój z piętnastego marca odbieram w tej chwili. Donoś mi o wszystkiem z rozwagą! Tu może pod despotycznym rządem nie czytają, ale tam, pod konstytucyjnym, niezawodnie czytają. Eksprofesory, gdy uchwycą panowanie nad państwami, a do tego za pośredniczki przybiorą księżne wielkiego świata, nie wątpię, że się umieją puszczać na takowe figle.
Rad jestem temu, że Cię doszła moja Hierozolima463. Wątpię, by teraz zdała się na co; jeśli jeszcze by zdała się na co, to i owszem: klęknąć i pomodlić się u tego świętego grobu było zawsze marzeniem mojem.
Dziś przez odjeżdżającą stąd Sapieżynę Leonową przesyłam Ci mały pugilares nicejskiej roboty, bo musisz mieć teraz dużo papierów do chowania i układania. Jutro lub pojutrze prześlę Ci list, z którym postąpisz wedle mojej prośby. Dziś dołączam list do Augusta464, który raczysz rzucić na pocztę, nic nie płacąc, bo do Berlina nie potrzeba. Jeśli ujrzysz Konstantego, do któregom pisał wczoraj, powiedz mu, że papier Macquet wczoraj wieczór odebrałem.
Zdrowie moje zaczyna się diablo rozstrajać, od dni dwudziestu żyję w ciągłym ukropie, krew moja zmieniona w ołów roztopiony, ciężka a w piekle gotowana zarazem.
Czyś udzielił siostrom listów Orcia465? Oczywiście, że August mylną wieść powtórzył, i że wcale nie aresztowany.
Od dni kilku co dzień piszę i po dwakroć nawet pisuję do Ciebie.
Co mnie zagryza, to to, że emigracja tak się swarzy. Czyż demokraty pozbawieni pojęcia narodowości? Czyż tak już zaprzęgli się w małpiarstwo doktryn francuskich, że nic ich odwołać do czystej myśli polskiej nie zdoła? Doktrynery takie wolą teorię swą, niż życie i życia wypadki żywe. Miękkość to słowiańskich umysłów, naśladować tylko umiejących, a nigdy tworzyć. Kto nigdy nie tworzy, kto nigdy z własnego natchnienia samoistnego nie działa, ten nie żyje, ten nie zwycięża. Doktryny nie ma absolutnie zbawczej. Trzeba umieć w pewnych razach uchwycić konieczność położenia i według niej postąpić. Biedne głowy, przerobione na karb francuskiej rewolucji, jak gdyby jedna tylko rewolucja mogła być na świecie, zawsze ta sama, nigdy w innych kształtach. Głupi oni dotąd. Ale, jeśli przeszkodzą jedności emigracji i wydadzą ją tem samem na pośmiewisko i wzgardę świata w bieżącej wyrocznej chwili, to winnymi się staną, ciężko winnymi, i historia o nich powie, że zmarnowali jedną z ostatnich sił zbawienia, pozostałych Polsce.
Twój.
Nicea, 20 maja, 1846
Odebrałem list Twój z szesnastego maja. Cieszę się bardzo, widząc, żeś znalazł kogoś, z którym Ci miło i po przyjacielsku. Lepsze we dwóch przechadzki pod drzewami, niż klub, pełny dymu i różnorodnych opinii.
Smutne wieści z Krakowa Cię doszły. Co za rozstrój w Polsce! Co za oskarżanie się wieczne, wzajemne! Okropnie mi, gdy się nad tem zastanawiam, i czuję, że w tej chwili olbrzymie dwie, a sprzeczne niby to, ale na pozór tylko, grożą narodowi apostazje: demagogia i Moskwa. Obie żądają od niego, by zupełnie zerwał z przeszłością, to jest, z wiekami, które jego zasługę ziemską składały i wyrobiły mu na ziemi ciało widome. Gdyby lud z jednej strony uwieść się dał i w rzezaczy uwierzył, a z drugiej mający być wyrznięci, owi morituri, rzucili się w objęcia, obiecujące im ochronę, w objęcia, Moskwy — powiedz, czyby to nie gorszy był finis, jak na maciejowskiem polu? To w tej chwili grozi nam, niechaj Bóg nas ochroni, on jeden może! O mój Konstanty! Czuję, że umarłem. To strach, strach położenie obecne! Patrzeć na nich wszystkich, samobójczących się przez nierozum, głupstwo, a niektórzy świadomie, przez podłość, gorszą, niż owa judaszowa.
Dziwne tu biegają pogłoski: mówią, że źle między austriackim a tutejszym rządem, że tutejsza szlachta cała chce koniecznie, by Lombardię przybrać do siebie i ogłosić włoskie państwo, a Niemcom odprawę poza góry dać. Rozmaite w tym duchu manifestacje zaszły w tych dniach ostatnich. W stanach świątobliwych, księdza, co kazanie miał przeciw Francuzom, gdy zeszedł z ambony, tak rozdarli i rozsiekali, że prawie kawałka po nim nie zostało. Będzie jeszcze wielki zamęt na świecie tym! Ściskam Cię z głębi serca, mój drogi.
Nicea, 9 lipca 1846
Drogi mój Konstanty! Witam Cię z pych bruku paryskiego powróconym na spiekłe prowanckie równiny! Już August musiał Ci napisać, że w niebytności pana de Maistre nie mogę Ci żadnego pozwolenia wyrobić i przewieść z St. Laurent do Nicei. Ja zamierzam wyruszyć około pierwszego sierpnia do wód nadreńskich, ale August, który jakoweś dobra kupuje w Basses Alpes, pojedzie do Ciebie po pierwszym sierpnia i weźmie Cię z sobą do onego partykularza, położonego gdzieś w okolicach Digne. Może i ja tę drogę obiorę, by się dostać nad Ren, wtedy byśmy się uściskali. W każdym razie wrócę tu w jesieni; jeśli zatem do Paryża nie pojedziesz, u de Maistra wtedy wyrobię Ci przejazd i obaczym się. Na teraz zaklinam Cię w interesie Augusta, pamiętaj, że, co czytać i przepisywać będziesz, powinno pozostać świętą tajemnicą w Twych piersiach. Oczywiście, gdy przyjdzie do druku, będą domysły i wypytywania. Ty je z daleka zbywać będziesz, a czasami, gdyby Cię przyparto, powiesz, niby tajemnicę odsłaniając, że to pośmiertne Danielewicza papiery, a przy tem błagać będziesz słuchacza, nie słuchaczy, bo chyba we cztery oczy takie wyznanie uczynisz, błagać go będziesz, by nikomu nie powtarzał; powiesz, że przed zgonem, Danielewicz przesłał Tobie, czując już bliską śmierć, zeszyty owe i żądał, by dopiero po kilku leciech wydanemi zostały i że tego dopełniłeś teraz. Sam gdy przeczytasz owe rzeczy, przekonasz się, że koniecznością niechybną tak się z niemi obchodzić, i że wszelka nieostrożność w tym względzie byłaby zgubną, śmiertelnie zgubną! Rad jestem temu, że to wszystko czytać i zgłębić będziesz musiał, (bo bez istotnego zgłębienia i przejęcia się, anibyś zdołał przepisać, ani też wydrukiem pokierować), bo pewny jestem, że wielką korzyść i pociechę z tego odniesiesz, korzyść umysłową, bo to Cię przeniesie w okręgi, dalekie od potocznego życia, które Cię już znudziło, i serdecznie zarazem, bo to obudzi nową siłę w Tobie! Nie ma tam mistycyzmu ni gmatwaniny, jest to, czego trzeba, czego serca wyglądają i rozumy, jest prawda jasna! Autorze Przedświtu, spotkasz się ze Świtem466 teraz! Niemało zgryziesz piór nad nim, lecz, skoro przeczytasz, urośnie w Tobie przekonanie, że Ty, przyjacielską usługę wyrządzając Augustowi, a zatem i mnie, który go tak kocham, wyrządzasz jeszcze ważniejszą komuś ważniejszemu, to jest krajowi Twemu! Zatem gotuj się drogi mój Konstanty, do podróży onej niedługiej i do długiego pisania i do długiej korekty.
Confession wczoraj przybyło. W Królestwie źle się bardzo dzieje. Wszystką młodzież, wylegitymowaną na szlachtę, synów obywatelskich, którzy mieli prawo dania zastępcy, teraz, mimo ten przywilej, biorą do wojska na Kaukaz. Nie wszystkich należących uwięziono, ale takim sposobem wszystkich się pozbędą i pewniej, niż więzieniem, bo nożami Czerkiesów i pałkami Moskali; dzień teraz sądny w Królestwie! Takie to skutki prowadzi: powstać, a nie bić się i nie umrzeć na obranem stanowisku. Śmierć jednych przeciąga walkę drugich, walka przeciągnięta sprowadza nowe wypadki; ale porwanie się, a po porwaniu oddanie się, wydaje naród cały spętany w niemiłosierne ręce. Kto nie chce dziś zginąć, ten jutro zginie gorzej stokroć. Oto sens moralny krakowskiego głupstwa! Bóg Cię strzeż!
3 nowembra 1846. Heidelberg (Bad-Hof)
List Twój odebrałem, drogi panie Bronisławie, a mówię „drogi” do Ciebie, bo, od kiedy Cię znam, a jużci i po polsku i po niemiecku znam, drogim mi jesteś dla potęgi umysłu i śmiałej serca prawości: pierwszą podziwiałem na każdym wierszu dzieł Twoich, drugą ukochałem szczególniej w Cybernetyce, i w słowie przeszłoletniem O wyjarzmieniu ojczyzny. Kto prawdę mówi najnieszczęśliwszemu narodowi, ten go najgłębiej kocha, ten najszlachetniejszym jego ziomkiem, bo mu żywot przynosi, a stara się od fałszu, tej śmierci, na wieki wybawić. Może większą zasługą i duchowo wyższą odwagą nie pochlebiać nieszczęśliwym niż nie pochlebiać szczęśliwym! Otóż widzisz, żem Cię znał, uwielbiał i kochał od dawna. Skoroś się do mnie odezwał, natychmiast byłbym pospieszył na głos Twój do Ciebie, zapewnie, by wiele się od Ciebie nasłyszeć i nauczyć gdybym tu nie musiał, jak przykuty, dosiadywać w oczekiwaniu cochwilnych wiadomości, które natychmiast za przybyciem swojem
Uwagi (0)