Darmowe ebooki » Komediodramat » Śmierć fauna - Tytus Czyżewski (bibliotek cyfrowa .TXT) 📖

Czytasz książkę online - «Śmierć fauna - Tytus Czyżewski (bibliotek cyfrowa .TXT) 📖».   Wszystkie książki tego autora 👉 Tytus Czyżewski



1 2 3
Idź do strony:
Tytus Czyżewski Śmierć Fauna

 

Ta lektura, podobnie jak tysiące innych, jest dostępna on-line na stronie wolnelektury.pl.

Utwór opracowany został w ramach projektu Wolne Lektury przez fundację Nowoczesna Polska.

ISBN 978-83-288-6498-6

Śmierć fauna Strona tytułowa Spis treści Początek utworu Przypisy Wesprzyj Wolne Lektury Strona redakcyjna
Śmierć Fauna Obrazek

OSOBY:

FAUN, stary bóg leśny PROBOSZCZ STARY PAN DZIEDZIC PANI ORGANISTA WÓJT PAROBEK KUBA BABA STARA DZIEWCZYNA I DZIEWCZYNA II PASTUCH — CHŁOPI — BABY — DZIEWCZĘTA — PAROBCY

Rzecz dzieje się wiosną, gdzieś daleko na wsi.

Faun jeden stary — samotny — stęskniony za życiem i uciechą — błądząc gdzieś po lasach, przylazł jednego wiosennego dnia na granicę polskiej wsi. Słońce — zapach leśny — śpiewy — wokół życie i miłość — rozmarzyły starego Fauna. Wygrzewając się do słońca — snuje wspomnienia swoich dni młodych. — Czasem wzdycha i skarży się, że to już taki stary, samotny.

Ale że to jeszcze dowcipny, krotofilny1, przychodzi mu do głowy, żeby od czasu do czasu beknąć przeraźliwie — nastraszyć śpiewające po lesie dziewczyny albo może zwabić do się — o, bo on jeszcze — jak to mówią — „stary, ale jary”. One, słysząc jego beczenie, biegną na polanę — patrzą — widzą jego kosmate cielsko — a myśląc, że to diabeł, pędzą do wsi opowiedzieć. Co i jak się stało i co z tego wynikło — akcja wykaże.

Poranek — las. Słońce wiosenne zalewa blaskiem zieloną polanę. Ciemnozielony las rzuca cienie na kraj polany. Bujna trawa rośnie na polanie, gdzieniegdzie białymi, żółtymi i różowymi kwiatkami przetykana. W lesie słychać śpiewy ptaków. Czasem wiatr zrywa się, porusza ciemnymi konarami jodeł...

Czasem zakuka kukułka...

Na słonecznej zielono-złotej polanie cicho i spokojnie.

Gdy znów raz wraz słychać z lasu śpiew.

Głos rozchodzi się echem po lesie i milknie.

Głos młodej dziewczyny leci z dala...

ŚPIEW
Ej kukułecka kuka, 
Ej ojca matki suka. 
po chwili 
 
Ej ojciec matka — w ziemi, 
Ej kukejze nad niemi 
hu ha! 
 
Cisza.
Po chwili głos innej dziewczyny gdzieś bliżej polany. ŚPIEW
Ej zielone podwórko, 
Ej zielony trawnicek,  
Ej na siwym koniusiu 
Ej jedzie mój Jasicek — 
 
„Hu ha” — milknie w lesie — potem chwila ciszy.
Na polanę z lasu wyłazi stary zgarbiony Faun — nasłuchuje, przeciąga się, patrzy w słońce. FAUN
Zieleni się polana, 
Pachną zioła — 
Cała natura rozgrzana 
Słońcem! 
Jakieś śpiewy od sioła2 
Lecą czy z lasu; 
Może to śpiewy Dryjad3, 
Może leśne Nimfy 
Tyle hałasu czynią? 
Niegdyś za moich młodych lat, 
Po lesie za nimi goniłem — 
Za bosej Dryjady ślad 
Dałbym był wina czarę — 
Dzisiaj, gdy lata młode roztrwoniłem, 
Na słońcu się wygrzewać muszę, 
Do chłopskich cisnę się chat, 
Na miłość tylko patrzeć mogę; 
I siedząc tak w gąszczu leśnym 
Nieraz widzę, 
Jak się parobek z dziewką chodzą, 
Jak kozioł za kozą goni, 
Jak się kuny albo lisy płodzą, 
Albo w jeziora toni 
Ryby trą — łyskając do słońca 
..................... 
 
Z głębi lasu słychać znów śpiew. ŚPIEW
Szumi las, szumi las, 
Szumi gałązecka 
— — — — — 
Ej kto mi wyszuka 
Mojego Jasiecka, hu ha! 
  FAUN
O jak to tam wyśpiewuje, 
A może to ona wabi?!... 
— — — — —  
z wolna, melancholijnie, o potem namiętnie Legła w gąszczu śród paproci 
I liść paproci zerwała 
I liściem ciało swe chłodzi 
I nuci z cicha i śpiewa — 
Głosem wabi i przyzywa: 
«Pójdźże do mnie w gąszcz paproci, 
Pójdź i użyj mego ciała, 
I krwi skosztuj mej gorącej, 
Potem w kosmate ramiona 
Porwij mnie i pędź tak przez las, 
I mnie od rozkoszy drżącej 
Nie pozwól tchu w piersi złapać, 
A ja tym szałem zmęczona, 
Przechylę głowę ku ziemi 
I włosami niby miotłą 
Zmiatam liście suche, zioła... 
W najciemniejszą pędź ze mną gąszcz». 
.............................. 
 
po chwili
To była wizja rozkoszy, 
Sen cudowny, sen miłosny, 
Wizję lada szmer płoszy; 
To był sen, to była wizja mej wiosny. 
cisza — las z wolna szumi — słychać daleko śpiew 
Nie płaczze4 dziewczyno, 
Nie płaczze malino, 
Powróci jedyny do swojej dziewcyny, 
Jeno se konisie napoi we Wiśle — 
Głos bliżej polany: 
Przyjedzie, przyjedzie 
I u ciebie bedzie 
Co nockę w kumorze5, 
Moje ty nieboze, hu ha! 
....................... 
  FAUN
E, to te dziewczyny ze wsi, 
W czerwonych spódnicach, żółtych chustkach, 
To one się tak drą po lesie. 
Myślałem — — 
Myślałem, że to tamte z mojej wiosny — 
Raz spotkałem jedną taką, 
Głupia uciekła ode mnie z krzykiem: 
Diabeł, diabeł —  
— — — — —  
Trzeba im napędzić strachu. 
Beknę: 
głośno 
Mee-e-e — ... 
 
Po chwili z lasu wychodzi dziewczyna, staje, patrzy pod słońce, przysłania ręką oczy, zdumiona, przerażona — żegna się, z krzykiem ucieka w las. FAUN
E, jak się przestraszyła, 
Beknę drugi raz: 
Be-e-e-e... 
................. 
 
W lesie słychać wołania: Maryś! Jaguś! Kasiu!
Chwila ciszy, słońce dogrzewa coraz bardziej — od czasu do czasu zrywa się cichy szum w lesie.
Faun kładzie się na ziemi do słońca — po chwili:
O słońce ogniste 
Jak pali — 
— — — — — 
 
po chwili — melancholijnie
Na niebie słońce gore, 
A rzeką iskry płyną, 
Gaje oliwne cicho w słońcu marzą. 
Na pól zieloną morę, 
Na gaj krasny brzoskwinią 
Ognisto-złotą ciska słońce żarzą. 
W zielonym tam ogrodzie 
Przy szeleście fontanny, 
Stary Horacy6 siedzi zadumany; 
Trudzi się przy swej odzie 
I pięknej szuka «skandy»7 
I rytm by gładko był w wierszu dobrany... 
I czasem patrzy długo 
Na te słoneczne pola, 
Marzące przesuwa po nich oczy — 
Na lasy biegnące smugą, 
Na wysmukłe topole, 
Na błękit gór ginących w przeźroczy. 
I rozmarzył się stary... 
I ożywił bogami 
Lasy, łąki z szmaragdu, rzek wodę. 
— W tych lasach głos fanfary... 
Dyjana8 szczuje psami 
Łanię — na jej niepomna urodę, 
Łania mknie jako strzała, 
Biegnie nad strumień w dolinę — 
Tu ją dopadła zażartych psów zgraja... 
Tam łąka od kwiatów biała, 
Na nich stado owiec sine, 
Pod bystrym okiem czujnego rataja. 
To bóg Feb9 dalekocelny, 
Swe trzody wygnał na błonie — — 
Przygrywa sobie na lutni... ... ... 
Tam znów orszak weselny 
Bakcha10 — w zieleni lasu tonie, 
Krzyczą, gwiżdżą Faunowie rezolutni 
I Muzy11 tańczą pijane, 
Aż Sylen12 śmieje się gruby, 
I echa budzą się w lesie — 
A Fauny skaczą, rozgrzane 
Winem — aż dymią im czuby. 
Ich śpiewy echo w las niesie... 
Tak stary poeta marzy: 
O bogach, słońcu i łąkach kwiecistych, 
Aż zasnął — znużony marami. 
A nad nim dźwięcznie owad gwarzy 
W konarach drzew cienistych, 
I obłok szumi białymi skrzydłami — — 
— — — — — — — — — — 
 
Chwila ciszy.
Słychać z głębi lasu kroki i rozmowę ludzi idących gromadą — Faun nasłuchuje.
Z głębi lasu wychodzą na polanę: ksiądz w komży — organista z kropidłem i wodą święconą, — a za nimi gromadą chłopi — parobcy — dziewki — baby z motykami na ramionach — stają na brzegu polany — rozglądają się. FAUN
patrzy
Cóż to za gromada ludzi, 
Faunalie13 odprawiają?! 
  PROBOSZCZ
No, a gdzież on jest? 
Głupia narobiła strachu. 
Gdzież ten diabeł? 
  DZIEWCZYNA
Tu go widziałam, stał, 
Rogi miał kozie 
I na kozich nogach stąpał 
I cały taki kudłaty, 
Ale już bardzo stary. 
Weszłam między te chojary, 
Słucham, a tu cosik becy — 
Wyzieram, patrzę, a tu cosik siedzi... 
Ledwiem od strachu nie padła. 
  PAROBEK KUBA
Ej baje, baje, 
Coześ ty smentka zjadła, 
Takie bajdy gadać; 
Gdzieby tez ta dyjabeł miał cas siadać. 
  JAKAŚ BABA STARA
z gromady krzyczy
O Jezusie, dyć tam się cosik rusa14, 
Dy on tam siedzi — 
  LUDZIE
Gdzie, gdzie — ... ... ... ...?! 
  STARA BABA
O tam pod jodłą. 
 
Wszyscy spostrzegają Fauna przerażeni. — Ksiądz z organistą zbliżają się trwożliwie — ludzie przerażeni żegnają się — cofają. PROBOSZCZ
podchodzi do Fauna — drżącym głosem
Exorciso te in15... 
  FAUN
wstaje
Jestem Faun16, 
Leśny bóg, 
Z klasycznej pochodzę krainy. 
Powiedziały ci pewno te głupie dziewczyny 
O mojej tu bytności; 
Jestem starością zmęczony — 
I wygrzewam ciało moje na słońcu, 
A że teraz wiosna 
I słońce dogrzewa, 
Budzą się we mnie wspomnienia 
Mej młodości. 
Marzę... 
  PROBOSZCZ
zdziwiony
Jak to, więc ty jesteś 
Faunus, 
Ów w klasycznych opiewany wierszach? 
Aha — coś pamiętam — — — 
Owoż ty jeszcze za czasów 
Graeciae et Romae istniałeś. 
Ale że się ty nie bałeś 
W tak dalekie zapuszczać strony. — 
Jakże tu przyszedłeś 
I po co — ?! 
Może za ewokacją czyją, 
Może jakiemu artyście pozować?! 
Bo wiem i widzę, że diabłem nie jesteś; 
Diabły zresztą teraz pod inną postacią się kryją; 
Mamy na to dowody wcale kanoniczne. 
  FAUN
Wyszedłem z italskiej krainy, 
Gdzie wymarli Faunowie, 
Nimfy się rozpierzchły, 
Driady na zwykłe zmieniono dziewczyny, 
Dni mego życia zmierzchły. 
I tak się wlokę lasami 
W nadziei 
Że może znajdę kogo z mej drużyny. 
  PROBOSZCZ
zdziwiony
Ale skądże ty, Faunie, 
mówisz naszą mową, 
Przecieżeś ty z rzymskiej mitologii, 
Przecież, zdaje mi się, do ciebie Horacy mówi po łacinie?!... 
Zaraz... pamiętam jeszcze z Poetyki, 
Zaraz... Aha... 
 
deklamuje
Faune, Nympharum fugientum amator 
per meos fines et aprica rura 
lenis incedas abeasque parvis 
Aequus Alumnis... 
si tener pleno cadit haedus anno 
larga nec desunt Veneris sodali 
vina craterae, vetus ara multo 
fumat odore17. 
........................ 
A potem kończy się: 
Inter audaces lupus errat agnos18... 
Zaraz... ale sam koniec zapomniałem... 
...To po łacinie — ale skądże ty umiesz naszą mowę — — ?! 
  FAUN
Idąc lasami i ziemią tutejszą, 
Słyszałem waszą mowę. 
Chłop, gdy orze, gada z rolą. 
Pasterz z bydłem,
1 2 3
Idź do strony:

Darmowe książki «Śmierć fauna - Tytus Czyżewski (bibliotek cyfrowa .TXT) 📖» - biblioteka internetowa online dla Ciebie

Podobne książki:

Uwagi (0)

Nie ma jeszcze komentarzy. Możesz być pierwszy!
Dodaj komentarz