Darmowe ebooki » Komedia » Nie igra się z miłością - Alfred de Musset (biblioteka publiczna online .TXT) 📖

Czytasz książkę online - «Nie igra się z miłością - Alfred de Musset (biblioteka publiczna online .TXT) 📖».   Wszystkie książki tego autora 👉 Alfred de Musset



1 2 3 4 5 6 7 8 9
Idź do strony:
jak pan baron i z taką piwniczką... BARON

Tak, piwniczkę mam niezłą.

BRIDAINE
wchodząc

Panie baronie, syn pański wyszedł na rynek, a za nim wszystkie urwisy z całej wsi.

BARON

Niepodobna.

BRIDAINE

Widziałem na własne oczy. Zbierał kamyki i puszczał nimi kaczki.

BARON

Kaczki! W głowie mi się mąci; to już świat na opak. Plecie ci się, Bridaine. Jeszcze nikt nie słyszał, aby doktor puszczał kaczki.

BRIDAINE

Niech pan baron stanie w oknie, ujrzy go pan na własne oczy.

BARON
na stronie

O nieba! Blazjusz ma słuszność: Bridaine się zatacza.

BRIDAINE

Widzi go pan baron, o tam, nad sadzawką. Prowadzi się pod pachę z młodą wieśniaczką.

BARON

Młodą wieśniaczką! Syn przyjeżdża tutaj, aby bałamucić poddanki? Pod pachę z wieśniaczką! i wszystkie urwisy z całej wsi koło niego! W głowie mi się mąci.

BRIDAINE

To woła o pomstę.

BARON

Wszystko stracone! — stracone bez ratunku! — Zgubiony jestem: Bridaine się zatacza, Blazjusz cuchnie winem do obrzydliwości, a mój syn bałamuci wszystkie dziewczęta we wsi i puszcza na wodzie kaczki!

Wychodzi.
Informacje o nowościach w naszej bibliotece w Twojej skrzynce mailowej? Nic prostszego, zapisz się do newslettera. Kliknij, by pozostawić swój adres e-mail: wolnelektury.pl/newsletter/zapisz-sie/
AKT DRUGI SCENA PIERWSZA
Ogród.
Wchodzi mistrz Blazjusz i Perdykan. BLAZJUSZ

Panie, ojciec pański jest w rozpaczy.

PERDYKAN

Czemu?

BLAZJUSZ

Wiadomo panu, że on miał zamiar skojarzyć cię z krewniaczką twoją Kamillą?

PERDYKAN

Więc cóż? — Ja i owszem.

BLAZJUSZ

Jednakże panu baronowi się widzi, że wasze charaktery nie odpowiadają sobie.

PERDYKAN

To fatalne; nie mogę się przemienić na kogo innego.

BLAZJUSZ

Czy pan uważa to małżeństwo za niemożliwe?

PERDYKAN

Powtarzam, iż z największą ochotą gotów jestem zaślubić Kamillę. Idź pan do barona i oświadcz mu to.

BLAZJUSZ

Panie, oddalam się: nadchodzi właśnie twoja krewniaczka.

Wychodzi. — Wchodzi Kamilla. PERDYKAN

Już na nogach, kuzyneczko? Obstaję wciąż przy tym, co rzekłem wczoraj: ładna jesteś jak obrazek.

KAMILLA

Mówmy poważnie, Perdykanie; twój ojciec chce nas pożenić. Nie wiem, co ty o tym myślisz; ale zdaje mi się, że dobrze zrobię, uprzedzając cię, że powzięłam decyzję w tej mierze.

PERDYKAN

Tym gorzej dla mnie, jeślim ci nie przypadł do gustu.

KAMILLA

Nie gorzej od innych; po prostu nie chcę iść za mąż: nie ma w tym nic, co by mogło urazić twoją dumę.

PERDYKAN

Nie chodzi o dumę: nie cenię ani jej radości, ani smutków.

KAMILLA

Przybyłam, aby objąć majątek po matce, i jutro wracam do klasztoru.

PERDYKAN

Podoba mi się ta szczerość; daj rękę, siostrzyczko, i bądźmy dobrymi przyjaciółmi.

KAMILLA

Nie lubię dotknięć.

PERDYKAN
biorąc ją za rękę

Dajże mi rękę, Kamillo, proszę cię. Czego się lękasz z mojej strony? Nie chcesz, abyśmy się pobrali? — więc dobrze, nie pobierzemy się; czyż to powód, aby się nienawidzić? czy nie jesteśmy rodzeństwem? Kiedy twoja matka nakazała w testamencie to małżeństwo, chciała, aby przyjaźń nasza była wieczna: oto wszystko czego chciała. Po co nam małżeństwo? oto twoja ręka i oto moja; aby zostały zespolone aż do ostatniego tchnienia, czy myślisz, że na to trzeba księdza? Potrzeba nam tylko Boga.

KAMILLA

Bardzom rada, że moja odmowa jest ci obojętna.

PERDYKAN

Nie jest mi obojętna, Kamillo. Miłość twoja dałaby mi życie, ale przyjaźń twoja pocieszy mnie po niej. Nie jedź jutro; wczoraj nie chciałaś przejść się ze mną po ogrodzie, ponieważ widziałaś we mnie męża, który ci był nie po myśli. Zostań tu kilka dni, pozwól mi mieć nadzieję, że nasze minione życie nie umarło na zawsze w twoim sercu.

KAMILLA

Muszę jechać.

PERDYKAN

Czemu?

KAMILLA

To moja tajemnica.

PERDYKAN

Czy kochasz innego?

KAMILLA

Nie; ale chcę jechać.

PERDYKAN

Nieodwołalnie?

KAMILLA

Nieodwołalnie.

PERDYKAN

A więc, żegnaj. Byłbym pragnął usiąść z tobą pod kasztanami w lasku i pogwarzyć po przyjacielsku z godzinkę albo dwie. Ale, skoro ci to nie w smak, nie mówmy o tym więcej; bądź zdrowa, dziecko.

Wychodzi. KAMILLA
do wchodzącej pani Pluche

Pani Pluche, czy wszystko gotowe? Możemy jechać jutro? Czy opiekun skończył rachunki?

PANI PLUCHE

Tak, droga gołąbko bez zmazy. Baron nawymyślał mi wczoraj od bydląt, rada też jestem, że jadę.

KAMILLA

Proszę, zaniesie pani przed obiadem to słówko ode mnie kuzynowi memu Perdykanowi.

PANI PLUCHE

Jezu miłosierny! Czy podobna? Ty, bilecik do mężczyzny?

KAMILLA

Czyż nie mam być jego żoną? Wolno mi wszak pisać do narzeczonego.

PANI PLUCHE

Pan Perdykan dopiero co tu był. Co ty możesz pisać do niego? Narzeczony, męko pańska! Czyżbyś naprawdę zapomniała o Jezusie?

KAMILLA

Rób, co mówię, i gotuj wszystko do odjazdu.

Wychodzą. SCENA DRUGA
Sala jadalna. — Nakrywają do stołu.
Wchodzi Bridaine. BRIDAINE

Nie ma wątpienia; znów go dziś posadzą na honorowym miejscu. To krzesło, które tak długo zajmowałem po prawicy barona, stanie się pastwą preceptora. O ja nieszczęśliwy! Osieł wierutny, pijanica bez wstydu wypędza mnie na szary koniec! Piwniczny naleje mu pierwszy kielich malagi, kiedy zaś półmiski dojdą do mnie, będą już na wpół zimne, najlepsze kąski wyjedzone; nie zostanie naokoło kuropatw kapusty ani marchewki. O święty Kościele katolicki! Że mu dano to miejsce wczoraj, to można było pojąć; dopiero co przybył; pierwszy raz, od tylu lat, siedział przy tym stole. Boże! jak on pożerał! Nie, nic mi nie zostanie, tylko kości i łapy po kurczętach. Nie ścierpię tego afrontu. Bywaj zdrów, czcigodny fotelu, gdzie rozwalałem się tyle razy, opchany smakowitymi daniami! Bywajcie, lakowane butelki, nieporównany dymku dobrze upieczonej dziczyzny! Bywaj, wspaniały stole, szlachetna jadalnio, nie odmówię już więcej benedicite9! Wracam na plebanię; nie dam się zepchnąć między ciżbę biesiadników: wolę być, jak Cezar, pierwszym w lichej wiosce niżeli drugim w Rzymie.

Wychodzi. SCENA TRZECIA
Pole przed chatką.
Wchodzi Rozalka i Perdykan. PERDYKAN

Skoro matki nie ma, chodź przejść się trochę.

ROZALKA

Czy pan myśli, że to mi idzie na zdrowie, te pańskie całusy?

PERDYKAN

A cóż w tym złego? Tak samo całowałbym cię przy matce. Czy nie jesteś siostrą Kamilli? czy nie jestem twoim bratem tak jak jej?

ROZALKA

Słowa to słowa, a całusy to całusy. Ja tam nie mam tylu rozumów; czuję to dobrze, kiedy chciałabym coś powiedzieć. Piękne panie wiedzą, o co idzie, wedle tego czy je kto pocałuje w prawą czy w lewą rękę; ojcowie całują je w czoło, bracia w policzek, ich kawalerowie w usta; a mnie wszyscy całują w oba policzki i to mnie złości.

PERDYKAN

Jakaś ty ładna, dziecko!

ROZALKA

Ale nie ma się pan co gniewać o to. Jaki pan smutny dzisiaj! Czy pana małżeństwo się popsuło?

PERDYKAN

Chłopi w tej wiosce pamiętają, że mnie kochali; psy na podwórzu i drzewa w lesie pamiętają także; tylko Kamilla nie pamięta. A ty, Rozalko, kiedyż się wydasz?

ROZALKA

Nie mówmy o tym, dobrze, paniczu? Mówmy o pogodzie, o tych tu kwiatkach, o pana konikach i moich czepeczkach.

PERDYKAN

O czym ci się podoba, o wszystkim, co może przejść przez te usta, nie płosząc z nich niebiańskiego uśmiechu, który szanuję więcej niż własne życie.

Całuje ją. ROZALKA

Szanuje pan mój uśmiech, ale nie szanuje pan moich ust, o ile mi się zdaje. Patrzcie no; kropla deszczu spadła mi na rękę, a niebo czyste.

PERDYKAN

Wybacz.

ROZALKA

Co ja panu zrobiłam, że pan płacze?

Wychodzą. SCENA CZWARTA
W zamku.
Wchodzą mistrz Blazjusz i baron. BLAZJUSZ

Panie baronie, mam panu powiedzieć coś osobliwego. Przed chwilą byłem przypadkiem w kredensie, to jest, chciałem powiedzieć, w sieni: cóż bym ja robił w kredensie? byłem tedy w sieni. Znalazłem przypadkiem butelkę, chcę powiedzieć karafkę z wodą; jakim cudem znalazłbym butelkę w sieni? Pociągnąłem tedy łyczek wina, chcę powiedzieć szklankę wody, ot, dla zabicia czasu, i wyglądałem oknem, między dwoma wazonami, które mi się wydają mocno nowożytnego smaku, mimo że są skopiowane z etruskich.

BARON

Co ty masz za nieznośny sposób mówienia, Blazjuszu! niepodobna się dogadać z tobą.

BLAZJUSZ

Słuchaj mnie, panie, użycz mi przez chwilę uwagi. Wyglądałem tedy oknem. Niech pan nie traci cierpliwości, na imię nieba, tu idzie o honor rodziny.

BARON

Rodziny! tego to już nie rozumiem. O honor rodziny, Blazjuszu! Czy ty wiesz, że nas jest trzydziestu siedmiu mężczyzn i prawie tyleż kobiet, w Paryżu i na prowincji?

BLAZJUSZ

Niech mi pan baron pozwoli mówić dalej. Podczas gdy pociągałem łyk wina, chcę rzec szklankę wody, aby pobudzić opóźniające się trawienie, wyobraź sobie pan baron, ujrzałem pod oknem panią Pluche pędzącą bez tchu.

BARON

Czemu bez tchu, Blazjuszu? to ciekawe.

BLAZJUSZ

A obok niej, czerwoną z gniewu, siostrzenicę pańską Kamillę.

BARON

Kto był czerwony z gniewu, siostrzenica czy pani Pluche?

BLAZJUSZ

Siostrzenica, panie baronie.

BARON

Czerwona z gniewu! To niesłychane! I skąd wiesz, że to było z gniewu? Mogła być czerwona z tysiąca innych przyczyn; goniła zapewne za motylami po ogrodzie.

BLAZJUSZ

Nie mogę nic twierdzić w tej materii; możebne; ale krzyczała z całych sił: „Idź! szukaj go! rób com ci powiedziała! głupia jesteś! ja tak chcę!”. I tłukła wachlarzem po łokciu panią Pluche, która za każdym wykrzyknikiem uskakiwała w grządki.

BARON

W grządki?... I cóż odpowiadała ochmistrzyni na szaleństwa Kamilli? postępowanie jej bowiem zasługuje na tę nazwę.

BLAZJUSZ

Odpowiadała: „Nie pójdę. Nie zastałam go. Umizga się do chłopianek, do pastuszek. Za stara jestem, aby zacząć nosić czułe bileciki; dzięki Bogu, miałam dotąd czyste ręce”; — i tak mówiąc, gniotła w palcach kawałek papieru złożony we czworo.

BARON

Nic nie rozumiem, w głowie mi się miesza zupełnie. Jaką przyczynę mogła mieć pani Pluche, aby miąć papier złożony we czworo, uskakując raz po raz w grządki? Nie mogę dać wiary potwornościom tego rodzaju.

BLAZJUSZ

Czy pan nie rozumie jasno, panie baronie, co to znaczyło?

BARON

Nie, doprawdy nie, mój przyjacielu, nie rozumiem nic a nic. Zachowanie to wydaje mi się dzikie, prawda, ale zarówno bez przyczyn jak bez usprawiedliwienia.

BLAZJUSZ

To znaczy, że siostrzenica pańska prowadzi tajemną korespondencję.

BARON

Co ty gadasz? Czy ty wiesz, o kim mówisz? Licz się ze słowami, mości klecho.

BLAZJUSZ

Mógłbym zważyć moje słowa na niebieskiej wadze, na której mają ważyć moją duszę w dniu sądu, a nie znalazłbym wśród nich ani jednego trącącego fałszywą monetą. Pańska siostrzenica prowadzi tajemną korespondencję.

BARON

Ależ zastanów się, mój drogi, to niemożliwe.

BLAZJUSZ

Dlaczegóż obarczyłaby ochmistrzynię listem? Czemu krzyczałaby na nią: „Znajdź go!”, podczas gdy tamta dąsała się i wzdragała?

BARON

A do kogo był ten list?

BLAZJUSZ

Oto właśnie hic, panie baronie, hic jacet lepus10. Do kogo był list? do człowieka, który umizga się do pastuszek. Owóż, człowiek zalecający się publicznie do pastuszek budzi mocne podejrzenie, iż sam należy do stanu pasterskiego. Niemożliwym jest wszelako, aby panna Kamilla, z wychowaniem, jakie otrzymała, zakochała się w podobnym człowieku; oto co powiadam i co sprawia, iż jestem w tej sprawie równie, uczciwszy uszy, głupi, jak pan baron.

BARON

O nieba! Kamilla oświadczyła mi dziś rano, że nie wyjdzie za Perdykana. Czyżby kochała się w pastuchu gęsi? Udajmy się do gabinetu; przeszedłem od wczoraj tak gwałtowne wstrząśnienia, że nie mogę zebrać myśli.

Wychodzą. SCENA PIĄTA
Źródło w lesie.
Wchodzi Perdykan, czytając bilecik. PERDYKAN

„Proszę być w południe przy źródełku”. Co to ma znaczyć? tyle chłodu, odmowa tak stanowcza, tak okrutna, tak dumna obojętność i po tym wszystkim schadzka? Jeżeli chce ze mną pomówić o interesach, dlaczego wybrała takie miejsce! Czy to zalotność? Dziś rano, kiedym się przechadzał z Rozalką, słyszałem jakiś szelest w zaroślach; zdawało mi się, że to łania. Byłażby w tym jakaś intryżka?

Wchodzi Kamilla. KAMILLA

Dzień dobry, kuzynie; zdawało mi się, nie wiem, czy trafnie, że kiedyśmy się rozstali dziś rano, byłeś smutny. Ująłeś mnie za rękę, a ja się broniłam; otóż, przychodzę cię prosić, abyś mi podał dłoń. Odmówiłam ci pocałunku, oto proszę, masz. całuje go A teraz, mówiłeś mi, że byłbyś bardzo rad porozmawiać po przyjacielsku. Siadaj tutaj i rozmawiajmy.

Siada. PERDYKAN

Czy ja śniłem poprzednio, czy raczej śnię w tej chwili?

KAMILLA

Zdziwiłeś się, otrzymawszy bilecik ode mnie, nieprawdaż? Jestem nieco kapryśna z natury; ale powiedziałeś mi dziś rano coś, co mi trafiło do przekonania: „Skoro się rozchodzimy, rozejdźmy się jak przyjaciele”. Nie wiesz, dlaczego odjeżdżam, zatem ci powiem: wstępuję do klasztoru.

PERDYKAN

Czy podobna? Ciebież to, Kamillo, oglądam w tym źródle, siedzącą pośród stokroci jak niegdyś?

KAMILLA

Tak, Perdykanie, mnie. Przychodzę, aby wskrzesić na kwadrans dawne nasze życie. Wydałam ci się szorstka i wyniosła; to bardzo naturalne, wyrzekłam się

1 2 3 4 5 6 7 8 9
Idź do strony:

Darmowe książki «Nie igra się z miłością - Alfred de Musset (biblioteka publiczna online .TXT) 📖» - biblioteka internetowa online dla Ciebie

Uwagi (0)

Nie ma jeszcze komentarzy. Możesz być pierwszy!
Dodaj komentarz