Lekarz mimo woli - Molière (Molier) (jak czytać książki na komputerze txt) 📖
Satyra na lekarzy, a zarazem na ich klientów. Gdyby iść za przesłaniem sztuki (nie podanym przecież jednak serio), wypadło by dojść do wniosku, że każdy, choćby drwal, może zostać lekarzem.
Wystarczy, żeby bredził wystarczająco niezrozumiale — a przy tym profesja to nieporównanie bardziej popłatna! Natomiast sposób na wyleczenie znaleźć może łatwo sam pacjent.
Intryga „lekarska” pozostaje zamknięta w klamrze scenek z życia kłótliwego małżeństwa, które sprawy między sobą układa za pomocą kija. Można powiedzieć (oczywiście z przymróżeniem oka), że Molièrowska farsa propaguje wartości tradycyjne.
- Autor: Molière (Molier)
- Epoka: Barok
- Rodzaj: Dramat
Czytasz książkę online - «Lekarz mimo woli - Molière (Molier) (jak czytać książki na komputerze txt) 📖». Wszystkie książki tego autora 👉 Molière (Molier)
Nie żałuję fatygi i odrabiam tak, że no!...
WALERYNie o to chodzi, proszę pana.
SGANARELAle też sprzedaję po sto dziesięć su setka.
WALERYDajmy temu pokój, jeśli łaska.
SGANARELZ góry mówię, że taniej nie mogę.
WALERYMy już wiemy wszystko.
SGANARELSkoro wiecie wszystko, to wiecie, że zawsze tyle biorę.
WALERYPanie, po cóż takimi żartami...
SGANARELWcale nie żartuję, nie mogę opuścić ani grosza.
WALERYMówmy z innej beczki: bardzo pana proszę.
SGANARELGdzie indziej może dostaniecie taniej: są wiązki i wiązki; ale te, które ja daję...
WALERYEch, panie, dajmy już pokój.
SGANARELPrzysięgam wam, nie dostaniecie taniej, choćby o jeden grosz.
WALERYEch, do diaska!
SGANARELSumiennie, tyle musicie zapłacić. Mówię otwarcie, nie mam zwyczaju zaceniać.
WALERYCzy to się godzi, aby tego rodzaju osoba uciekała się do tak grubych sztuczek, poniżała się do takich sposobów! aby człowiek tak uczony, tak znakomity lekarz jak pan, upierał się kryć przed oczyma świata i chować pod korcem swe piękne talenty?
SGANARELWariat.
WALERYZaklinam, nie graj z nami komedii.
SGANARELHę?
ŁUKASZWszystkie te siacherki na nic; jus my ta wiemy, co potrza.
SGANARELCo u licha! Co to znaczy? Za kogo wy mnie bierzecie?
WALERYZa to, czym pan jest; za wielkiego lekarza.
SGANARELSameś lekarz! nie jestem i nie byłem niczym takim.
WALERYA to twarde szaleństwo.
Panie, nie chciej trwać dłużej w uporze; nie doprowadzaj nas, jeśli łaska, do przykrej ostateczności.
SGANARELCo takiego?
WALERYDo pewnych środków, których użycie sprawiłoby nam najżywszą boleść.
SGANARELCóż u licha! róbcie sobie, co wam się podoba; nie jestem lekarzem i nie wiem, czego ode mnie chcecie.
WALERYWidzę, że się nie obejdzie bez tego środka.
Panie, raz ostatni jeszcze proszę, byś przyznał, czym jesteś.
ŁUKASZNie zawracaj no, bratku, głowy i śpiewaj, jak należy, żeś dochtór i tyla.
SGANARELWściec się można!
WALERYPo cóż przeczyć temu, o czym wszyscy wiedzą?
ŁUKASZNa co te lary fary? Na co to się zdało?
SGANARELMoi panowie, po raz pierwszy, drugi i tysiączny powiadam, że nie jestem lekarzem.
WALERYNie jest pan lekarzem?
SGANARELNie.
ŁUKASZNie jesteście likarzem?
SGANARELNie, do kroćset!
WALERYSkoro pan chcesz koniecznie, zaczniemy inaczej.
Au, au! panowie, jestem już wszystkim, czego sobie życzycie.
WALERYI po cóż, proszę pana, zmuszać nas do tak brutalnego kroku?
ŁUKASZPo kiego licha? Czy was grzbiet tak świerzbi?
WALERYZaręczam panu, że mi niezmiernie przykro.
ŁUKASZI mnie to było jakoś markotno, na mą duszę.
SGANARELCóż u diaska, panowie! Powiedzcież mi, czy to kpiny? Co wam się uroiło, że ja jestem lekarzem?
WALERYJak to! jeszcze pan nie chce ustąpić? Znowu wmawiasz, że nie jesteś lekarzem?
SGANARELNiech mnie licho porwie, jeślim jest czymś podobnym.
ŁUKASZWięc prawicie, żeście nie dochtór?
SGANARELNie, do cholery!
Au, au! Dobrze już, panowie, dobrze, skoro chcecie, jestem już, jestem lekarzem; aptekarzem w dodatku, jeżeli wam zależy. Wolę się na wszystko zgodzić, niż dać sobie kości połamać.
WALERYNo, chwała Bogu, drogi panie; cieszę się, żeś pan przyszedł do rozsądku.
ŁUKASZJak tak gadacie, to się aż serce w człeku śmieje.
WALERYUprzejmie proszę, chciej mi pan wybaczyć.
ŁUKASZPrzepraszamy pięknie za naszą poufałość.
SGANARELEjże! Czyżbym to ja się mylił i, sam o tym nie wiedząc, został w istocie lekarzem?
WALERYPanie, nie pożałuje pan tego, iż zgodziłeś się wyznać, kim jesteś; mogę pana upewnić, będziesz zadowolony.
SGANARELAleż panowie, powiedzcie, czy wy się nie mylicie? Czy to całkiem pewne, że ja jestem lekarzem?
ŁUKASZJak to, że słonko dziś świeci!
SGANARELNa dobre?
WALERYRozumie się.
SGANARELNiech mnie diabli porwą, jeślim o tym wiedział.
WALERYJakże! pan jesteś najzdatniejszym lekarzem w świecie!
SGANARELDoprawdy?
ŁUKASZLekarzem, który wykurował nie wiem ile choróbsków.
SGANARELTam do licha!
WALERYPewną kobietę uważano od pół dnia za umarłą; już miano ją pochować, kiedy pan, za pomocą jakiejś małej kropelki, postawiłeś ją na nogi, tak że zaczęła chodzić po pokoju.
SGANARELPsiakość!
ŁUKASZDwunastoletni pędrak zleciał z dzwonnicy, potrzaskał sobie głowę, ręce i nogi; i wy, jakąś cudowną maścią, sprawiliście, że zaraz wstał i poleciał grać w piłkę.
SGANARELTo ci dopiero!
WALERYSłowem, panie, nie będzie pan miał powodu narzekać: zarobisz, ile sam zechcesz, jeśli pozwolisz się zaprowadzić tam, gdzie cię czekają.
SGANARELZarobię, ile zechcę?
WALERYZ pewnością.
SGANARELAleż jestem lekarzem, bez sprzeczki. Zapomniałem o tym, ale już mi się przypomniało. O cóż chodzi? Gdzież mam wędrować?
WALERYZaprowadzimy pana. Chodzi o jedną pannę, która zgubiła mowę.
SGANARELNie znalazłem jej, daję słowo.
WALERYLubi żartować.
Chodźmy, panie.
SGANARELTak? Bez togi lekarskiej?
WALERYPostaramy się o nią.
SGANARELTrzymaj pan to; tam chowam swoje ulepki.
A ty, stary, maszeruj tu, przez to; z przepisu lekarza.
ŁUKASZWciórności, podoba mi się ten dochtór; myślę, że zrobi swoje, bo tęgi z niego kpiarz.
Tak, panie, myślę, że pan będzie zadowolony: przyprowadziliśmy największego lekarza w świecie.
ŁUKASZHo, ho! po tym, to już nie ma co i szukać: szyćkie inne doktory nie warte mu butów czyścić.
WALERYDokonał mnóstwa cudownych kuracji.
ŁUKASZZratował ludzi, co już byli na marach.
WALERYTo wielki dziwak, mówiłem już panu: przychodzą chwile, w których umysł jego się mroczy, nie wygląda na to, czym jest.
ŁUKASZTak, lubi sobie pobłaznować; czasem można by myśleć, że on, z przeproszeniem, upadł w młodości na głowę.
Ale, w gruncie, to prawdziwa studnia wiedzy; nieraz mówi rzeczy wprost objawione.
ŁUKASZJak się weźmie gadać, to tak fajnie, jakbyś w książce czytał.
WALERYSława jego już się rozeszła po okolicy: ze wszystkich stron się doń cisną.
GERONTNie mogę się doczekać; przyprowadźcież go co prędzej.
WALERYIdę.
SCENA DRUGANa mą duszę, mówię panu, że ten tyle uzdoli co i tamci. Znowu będzie wyprawiał swoje fidrygały; a ja wiem, że najlepsze lekarstwo dla panienki, to dać jej ładnego i śwarnego chłopca, który by jej przypadł do gustu.
GERONTHo, ho, moja mamko, widzę, że mieszasz się do wszystkiego!
ŁUKASZCichajże, Jagulu, nie twoja rzecz nos do tego wtykać.
JAGUSIAMówię panu i powiadam, że te szyćkie dochtory to ino zawracanie głowy; pannie trza czego inszego niż senesu i rabarby; mąż to plaster, który skutkuje u dziewcząt na każdą chorość.
GERONTI któż by chciał ją wziąć z tym nieszczęsnym kalectwem? A wówczas gdym chciał ją wydać, czyż się nie sprzeciwiła mej woli?
JAGUSIAMyślę sobie; chciał ją pan dać za człowieka, którego nie znosi. Czegóż pan nie wziął pana Leandra, co jej tak przypadł do serca? ani chybi, byłaby bardzo posłuszna; a i on, idę o zakład, wziąłby ją jak jest, gdyby mu ją pan zechciał oddać.
GERONTLeander nie dla niej; ani się równa z tamtym co do majątku.
JAGUSIAMa wuja bogacza: gadają, że mu zapisze.
GERONTTo są dobra na księżycu. To tylko pewne, co w garści; łatwo człowiek może się zawieść, gdy rachuje na majątki, na których siedzi kto inny. Śmierć nie zawsze ma uszy otwarte na prośby i westchnienia panów spadkobierców: może dobrze schudnąć, kto, aby miał z czego żyć, musi czekać, aż drugi umrze.
JAGUSIAJa bo zawsze słyszałam, że w małżeństwie, jak w inszej rzeczy, lubość więcej warta od bogactwa. Rodzice mają ten przeklęty obyczaj, że zawsze pytają: „co on ma” albo „co ona ma”. Niedawno kum Piotr wypchał swoją Kasię za grubego Tomka dla ćwierć morgi winnicy, co miał więcej od młodego Kacperka, który jej przypadł do serca; biedne stworzenie pożółkło jak cytryna ze zgryzoty i wcale jej to nie wyszło na dobre. Niech to panu służy za przykład. Nic nie ma w świecie ponad lubość; wolałabym dać córce dobrego chłopa, który by się jej udał9, niż wszystkie majątki całej okolicy.
GERONTDo licha, dużo gadacie, pani mamko! Siedźcie no cicho, proszę was; nadto się troskacie, jeszcze się wam pokarm zagrzeje.
ŁUKASZZamknijże gębę, ty pyskata. Pan się nie pyta o zdanie i sam wie, co ma robić. Pilnuj, żebyś porządnie nakarmiła bębna, a nie baw się w mądralę. Pan jest ojcem swej córki i sam ma dość rozumu, aby wiedzieć, co jej potrza.
GERONTZ wolna, no, z wolna!
ŁUKASZAno chcę jej trochę przytrzeć rogów i nauczyć respektu dla pana.
GERONTDobrze; ale te gesty są zbyteczne.
SCENA TRZECIAPanie, baczność! Idzie już lekarz.
GERONTPanie, szczęśliwy jestem, że go widzę u siebie; pomoc pańska jest nam bardzo potrzebna.
SGANARELHipokrat powiada... żebyśmy obaj nakryli głowy.
GERONTHipokrat to powiada?
SGANARELTak.
GERONTW którym rozdziale, jeśli łaska?
SGANARELW rozdziale... o kapeluszach.
GERONTSkoro Hipokrat powiada, trzeba tak uczynić.
SGANARELPanie lekarzu, słysząc tak cudowne rzeczy...
GERONTDo kogo pan mówi, jeśli łaska?
SGANARELDo pana.
GERONTJa nie jestem lekarzem.
SGANARELNie jest pan lekarzem?
GERONTNie.
SGANARELZ pewnością?
GERONTZ pewnością.
Au, au, au!
SGANARELTeraz już jesteś lekarzem; ja też nie mam innych egzaminów.
GERONTCóżeście mi tu za kaduka przyprowadzili?
WALERYMówiłem panu, że on lubi żartować.
GERONTWidzę; ale ja bym go wyrzucił na łeb z jego żarcikami.
ŁUKASZNiech panoczek nie zważa; to tylko tak, dla śmiechu.
GERONTNie lubię takich śmieszków.
SGANARELPanie, chciej mi pan wybaczyć mą śmiałość.
GERONTPanie, do usług pańskich...
SGANARELJest mi niezmiernie przykro...
GERONTTo nic.
SGANARELZ powodu tych kijów...
GERONTNic nie szkodzi.
SGANARELKtóre miałem zaszczyt panu wsypać.
GERONTNie mówmy już o tym. Panie doktorze, mam córkę, która popadła w szczególną chorobę.
SGANARELSzczęśliwy jestem, że pańska córka potrzebuje mej pomocy; pragnąłbym z serca, abyś i pan jej potrzebował, pan i cała pańska rodzina, abym mógł okazać swą ochotę usłużenia panu.
GERONTWdzięczen jestem za te uczucia.
SGANARELUpewniam, że mówię to z szczerej duszy.
GERONTZbyt wiele zaszczytu mi pan świadczy.
SGANARELJak się nazywa córka?
GERONTLucynda.
SGANARELLucynda! Ach! Ładne imię do kurowania! Lucynda!
GERONTIdę na chwilę zajrzeć, co robi.
SGANARELKtóż jest ten kawał kobiety?
GERONTTo mamka mego najmłodszego malca.
SCENA CZWARTAEj, do licha! to mi ładny egzemplarz.
Pani mamko, urocza mamko, moja medycyna jest najniższą sługą waszego mamczarstwa; chciałbym być tym szczęśliwym bachorkiem, który by ssał mleczko twojej przychylności.
Wszystkie moje środki, cała wiedza, cała zdatność są na pani rozkazy; jeżeli...
ŁUKASZZa pozwoleniem, panie dochtór, zostaw moją babę w spokoju.
SGANARELJak to! pańska żona?...
ŁUKASZTak.
SGANARELA, doprawdy; nie wiedziałem; cieszę się niezmiernie, przez przyjaźń dla obojga.
Powoli, jeśli łaska.
SGANARELZapewniam pana, jestem uszczęśliwiony z widoku tak godnej pary: pani winszuję z całego serca że ma męża takiego jak pan; panu zaś, iż posiadasz żonę tak piękną, tak
Uwagi (0)