Darmowe ebooki » Gawęda » Marcin Studzieński - Władysław Syrokomla (internetowa wypozyczalnia ksiazek txt) 📖

Czytasz książkę online - «Marcin Studzieński - Władysław Syrokomla (internetowa wypozyczalnia ksiazek txt) 📖».   Wszystkie książki tego autora 👉 Władysław Syrokomla



1 2 3 4 5 6 7 8
Idź do strony:
class="verse">We wszystkich sercach wybuchnął razem. 
 
VII
Wojewodowie i kasztelany, 
I wszystek senat litewskiéj ziemi, 
Rzucają pieniądz garśćmi pełnemi, 
Warować miasto tworzą już plany. 
Czy który więcéj czy mniéj bogaty, 
Jeden przed drugim pośpiesza z darem, 
I jagiellońskie w zamku komnaty 
Kipią zapału świętym rozgwarem. 
Już Wojciech Tabor nie wyrzekł słowa, 
Przeżegnał złoto z modlitwą tkliwą, 
I łza gorąca, dyjamentowa, 
Spadła na jego brodę sędziwą; 
Zebrawszy pieniądz porozrzucany, 
Głosem natchnienia wyrzekł dostojnie: 
«O! krzepkie będą baszty i ściany, 
Bo miłość kraju nada im spójnię». 
 
VIII
I stał się rozgłos między mieszczany20, 
Co senatorstwo na zamku czyni, 
«A my ktoż tacy? to nie Litwini, 
Że lud do składki niepowołany? 
Tu idzie sprawa o naszą głowę, 
O bezpieczeństwo chat i ratusza, 
Gdzie przywileje pargaminowe, 
Gdzie naszych swobod złożona dusza! 
Na nas by spadły krajowe klęski, 
Starzec, niewiasta, dziecię przypłaci». 
Tak na ratuszu wołał do braci, 
Pan Otoczeńko, burmistrz wileński. 
Pan rajca miejski, Stefan Kotwica, 
Między swojemi głowa nie lada, 
Obywatelski zapał podsyca 
I tak powiada: 
 
IX
«Dom moj ubogi, nawet drewniany, 
Ale mam w sklepie wiele towarów, 
Wolę coś stracić na miejskie ściany, 
Niż stracić wszystko z łaski Tatarów. 
Zbierałem grosze w ciężkim mozole, 
Bo nie tak łatwo teraz o złoto, 
Jednak na waszym radzieckim21 stole 
Dwie kopy groszy składam z ochotą». 
Pan pisarz miejski, człowiek z natury 
Do dobrych czynów chętny i łatwy, 
Dał kopę groszy na miejskie mury, 
Dla bezpieczeństwa swéj przyszłej dziatwy. 
Bo choć był człekiem nie pierwszej wiosny, 
Siwiał przy aktach miejskiej ławicy, 
Jednak na córkę pana Kotwicy, 
Zawsze poglądał wielce miłośnie. 
Tak jeden, drugi, wielcy i mali, 
Skąpi i szczodrzy — z ochotą miłą 
Złotém radziecki stół zasypali, 
Bo o powszechną sprawę chodziło. 
Bo gdzie zagraża krajowi bieda, 
Tam są Litwini zawsze bogaci: 
Panom się nędzarz wyprzedzić nie da, 
Kto krwi nie leje, — to groszem płaci, 
Pomny, co zawżdy od kraju bierze, 
Wszystko krajowi składa w ofierze. 
 
X
Stało się tedy — pieniądz już gotów, 
Kupiono cegieł, kamieni, chleba, 
Lecz nim do kielni, lecz nim do młotów, 
Wprzód do modlitwy udać się trzeba: 
Bóg po ojcowsku patrzając z góry 
Ludzkim starunkom zsyła pomoce, 
Ukrzepia w grodach bramy i mury, 
Wiekową twardość daje opoce, 
Daje natchnienie planów w osnowie, 
Obronnym basztom kształtuje czoło, 
Robotnikowi umacnia zdrowie, 
Nawiedza w pracy myślą wesołą. 
 
XI
Od Boga zbożne dzieło poczęto, 
Król je od siebie jeszcze uświetnia, 
I wielkie było na Litwie święto 
W dzień Wojciechowy, przy końcu kwietnia22, 
W rozkwitającej wiosny poranek 
Piękna na niebie była pogoda, 
Przed katedralny w Wilnie krużganek 
Lud się litewski cisnął jak woda, 
Kolebki panów i same pany, 
Szlachta, mieszczanie, wszyscy w natłoku, 
Każdy w świąteczny ubior przybrany, 
A z uroczystym wyrazem w oku, 
Tłum różnobarwny, gwarny, wesoły, 
Po katedralnym placu się błąka; 
Rzekłbyś, słuchając, że huczą pszczoły, 
Rzekłbyś, patrzając, że kwitnie łąka: 
Rzuć tylko okiem, jak tłum się mnoży, 
Jakiem wrą życiem starzy i młodzi! 
A łacno zgadniesz, że to lud boży 
Jakieś krajowe święto obchodzi. 
 
XII
Drzwi się otwarły. — Pod baldachimem 
Dały się widzieć dwa jasne czoła: 
Pasterz z monarchą, jak ojciec z synem, 
Z katedralnego wyszli kościoła. 
Tabor schylony i siwobrody 
Niesie krzyż Pański dłońmi drzącemi23; 
Król Aleksander, choć jeszcze młody 
Cóś bolejąco patrzy ku ziemi, 
Wiedzie pod ręką starca-pasterza 
I jasną brodę lewicą głaska; 
Lecz chorowita na twarzy kraska, 
Wszystkich boleśnie w oczy uderza. 
«Gasną powoli Jagiellonowie, 
Lach24 nas zagarnia więcéj a więcéj. 
Kto wie! czy długo kołpak książęcy 
Na téj schorzałéj zostanie głowie!» 
Taki gdzieniegdzie szmer przytłumiony 
Między wileńskim ludem się szerzy; 
Ale tymczasem — zagrzmiały dzwony 
Ze starożytnéj Krywejtów wieży, 
Słychać śpiewanie, tłum coraz wzrasta, 
Dzwony wstrząsają stolicą naszą, 
A pochód idzie wokoło miasta, 
Tak, jak je murem wkrótce opaszą. 
 
XIII
Naprzód na czarnych koniach trębacze 
Grają sygnały, wydąwszy twarze; 
Potem nadworna chorągiew skacze 
A święty Krzysztof na jéj sztandarze. 
Daléj ubrany w żupan bogaty, 
Wielki marszałek, z laską swéj cześci25, 
Wiedzie za sobą wszystkie powiaty, 
Ile ich ziemia litewska mieści. 
Szlachcic jak centaur wrosły do siodła, 
Jakby żelazny, zakuty w zbroi, 
Pod powiatowym sztandarem stoi. 
A każdy sztandar insze ma godła: 
Tam dziarska Pogoń nad szlachtą wieje, 
Tam święty Michał wojuje smoka, 
Tam Żubr barczysty z grodzieńskiéj knieje, 
Ówdzie Anioła postać wysoka, 
Ówdzie Opatrzność, ówdzie pęk kluczy; 
Dobrze te godła znają sąsiady! 
Gdzie pogoń skoczy, gdzie żubr zamruczy, 
Gdzie anioł skinie mieczem zagłady, 
Tam nieprzyjaciel uciekać musi, 
Jakby powietrze spotkał morowe, 
O pierś skalistą Litwy i Rusi 
Niejedno plemię strzaskało głowę. 
 
XIV
Za powiatami, pamięć ich chwały, 
Idzie Witolda działo armatnie: 
I sztandar stary a wypłowiały, 
Po bohaterze godło ostatnie. 
Dwanaście koni z strusiemi kity, 
Obwożą działo na podziw miastu; 
A stary sztandar, ledwie rozwity26 
Niesie kolejno mężów dwunastu. 
Na święte szczątki patrzą ciekawi 
I proszą w duchu o łaskę bożą: 
«Kiedyż się drugi Witold nam zjawi, 
Gdy Tatarowie Wilnu zagrożą?!» 
 
Przekaż 1% podatku na Wolne Lektury.
KRS: 0000070056
Nazwa organizacji: Fundacja Nowoczesna Polska
Każda wpłacona kwota zostanie przeznaczona na rozwój Wolnych Lektur.
XV
Poza armatą, poza sztandarem, 
Pargaminową księgę niesiono; 
I szedł wójt miasta za prawem starem, 
Za nim ławników i rajców grono, 
Za radą miejską — wpośród kapeli, 
Pogoń litewską niesiono w górze, 
Poza pogonią szykiem stanęli 
Strzelcy nadworni, jej wierni stróże. 
Potem kapłani — wszyscy po parze, 
Śpiewając hymny i wznosząc modły, 
Potem król, pasterz i dygnitarze, 
A tłumy ludu z dala ich wiodły. 
 
XVI
Wietrze litewski! gdybyś te gwary 
Zdołał pochwycić w jedną osnowę, 
I świętym hymnem przeszłości staréj 
Zawiać nam w piersi, orzeźwić głowę, 
Abyś te dzwony, śpiewy, okrzyki, 
Rozniósł po Litwie na wszystkie strony, 
A potém zawiał — gdzieś na step dziki, 
By je usłyszał Tatar spłoszony; 
Że nie struchleje przy krymskim chanie 
Nasza stolica wielkoksiążęca, 
Że mur obronny, co tutaj stanie, 
Naród buduje, a król poświęca... 
Że pasterz Pański, przodkując rzeszy, 
Natchnione z nieba słowa ogłasza, 
A lud je słuchać skwapliwie śpieszy, 
Że tu jest niczem potęga wasza. 
Pędź już na Litwę hordo zbójecka! 
Puszczaj zagony z bliska, z daleka! 
Wkrótce dolecisz na pola Klecka, 
Gdzie Anioł pomsty z mieczem cię czeka! 
 
XVII
Fundament muru już okopany, 
Okop na baszty już oznaczony, 
Sędziwy biskup poświęca ściany, 
Błaga nad niemi bożéj obrony. 
A chór kapłanów w pięknéj gromadzie 
Do każdej bramy z królem się zbliża, 
Pod każdą basztę fundament kładzie, 
I żegna kamień znamieniem krzyża, 
Pasterz kraj żegna życzliwą dłonią 
Na cztery strony bożego świata; 
A lud się modli, a dzwony dzwonią, 
A z wałów zamku grzmoce armata. 
 
XVIII
Tak, kiedy przeszli kres obwodowy, 
Cały się pochód pod ratusz zwraca; 
I Wojciech Tabor śpiewa hymn nowy, 
Aby szczęśliwie wiodła się praca. 
Kiedy wezwano Świętego Ducha 
Zadrżały ściany grodu Jagiełły, 
I Witoldowskie działa ryknęły, 
I w serce Litwy weszła otucha, 
Że przez te murów święconych głazy 
Nie przejdzie żadna do miasta klęska; 
Ani morowéj powiew zarazy, 
Ani Tatarów stopa zwycięska. 
 
XIX
O! nieraz przeszły przez miejskie bramy 
I krwawa wojna, i mór wybladły, 
Bo w sercu Litwy duch nie ten samy, 
Bo na kościołach krzyże opadły, 
Ale nad jedną basztą obronną 
Musiał się Tabor modlić najdłużéj; 
Bo jego modła była niepłonną27, 
Bo dziś ta baszta za twierdzę służy! 
Twierdza to święta, twierdza potężna, 
Któréj piekielna siła nie złamie, 
Bo tam króluje litewska księżna — 
Bogarodzica na Ostréj Bramie! 
Tam co dzień ucho łaskawe daje 
Na swych poddanych korne pacierze, 
I Palemona szerokie kraje, 
Od głodu, moru i wojny strzeże. 
 
Część trzecia. Tatarowie pod Kleckiem
I
Wiatr ciągle wieje od stron południa, 
Przez Ukrainę i przez Polesie, 
Z wiatrem zaraza wioski wyludnia, 
Wiatr piorunowe obłoki niesie. 
W piaskach i górach Litwy szczęśliwéj, 
Ponad miastami wicher się kręci, 
Grady żną kłosy dojrzałej niwy 
I szarpią kwiaty na sianożęci28. 
 
II
To nie wiatr wieje od stron południa, 
Przez Ukrainę i przez Polesie; 
To nie zaraza wioski wyludnia: 
To Tatar nóż swoj morderczy niesie, 
W piaskach i górach Litwy szczęśliwéj; 
To nie huragan szalony hasa: 
Tatar pustoszy złociste niwy, 
Tatar kwieciste łąki wypasa. 
Ludzka się praca w niwecz obraca, 
Krew chrześcijańska płynie jak fala, 
Co dnia a co dnia smolna pochodnia 
Insze29 słomiane dachy zapala. 
Daléj a daléj chmura się wali, 
Wiatr ją zaledwie wyprzedzić zdoła, 
Gwizdnie na dachy biednego sioła, 
Aby się ludzie w lasy chowali. 
Gwizdnie, uderzy o baszty wieży, 
Ażeby strzelbę miano w odwodzie, 
Sygnał baczności da dla rycerzy, 
A serce niewiast strachem przebodzie. 
Daremna wietrze twoja usługa! 
Zaledwie kmiotek przestrogę zgadnie, 
Zaledwie woły wyprzęgnął z pługa, 
Już go tatarska horda opadnie. 
Jaskółki skore30 nie zawsze w porę 
Zdołają zemknąć31 z strzechy rolnika, 
Szczęka krzesiwo i strzecha gore, 
I dym i płomień odlot zamyka: 
I ginie ptaszę. 
Ledwie w poddasze 
Zawionie, wietrze, twoja przestroga, 
Zaledwie rycerz pałasz przypasze, 
Już go krępują powrozy wroga. 
Ledwie niewiasta wieścią strwożona, 
Zdoła wykrzyknąć, włożyć krzyż pański 
Na biedne czoło, piersi, ramiona, 
A już ją wloką w jasyr pogański. 
Próżno rycerstwo po stepie hasa, 
Zbiera podsłuchy, śledzi oczyma, 
Z gór się przygląda, śledzi wśród lasa, 
Wczoraj tu byli, a dzisiaj nie ma. 
Tatar co chwila szlaki omyla, 
Z każdej przystani albo noclega32 
Albo rozsypką czwałuje33 szybko, 
To w niezliczony hufiec się zbiega. 
Lecą — jak leci szarańcza mnoga 
Z kraju do kraju, z niwy na niwę, 
Za hordą ślady — krew i pożoga, 
Przed hordą gońce — wieści trwożliwe. 
 
III
Król Aleksander złożon niemocą, 
Do snu wiecznego ma zamknąć oczy, 
Wtem jeden goniec przyleciał nocą, 
Że już Podole we krwi się broczy; 
Przyleciał drugi, od Ukrainy, 
Z wieścią o wojsku nieprzyjaciela, 
Że Achmet-Geréj ze swemi syny34, 
Na cztery części hordę rozdziela. 
Jedna część w środek litewskiéj Rusi, 
Pod starą Mińska poszła warownię, 
Druga w Polesiu plądrować musi, 
Do twierdzy słuckiej drze się gwałtownie, 
A trzecia, pewna dobrego skutku, 
Poszła na Połock z tysiącem koni, 
A czwarta horda, już w Nowogródku, 
Którego Gasztołd walecznie broni. 
Przyleciał goniec trzeci i czwarty, 
A wszyscy bladzi i przerażeni, 
Bo pożar wszędzie już rozpostarty, 
Bo Litwa gore w dziesięć płomieni. 
Struchlało Wilno — radni panowie 
Do boku króla zbiegli się trwożnie, 
Król konający, odzyskał zdrowie: 
Swoją powinność uczuł pobożnie; 
Próżno królowa do stóp się ściele, 
Próżno się senat odradzić stara, 
Król chce sam stanąć na wojska czele, 
Chrobre rycerstwo wieść na Tatara. 
Rada senatu długo się wlecze, 
Lecz od zamiaru go nie odwiodła, 
Młodzież rycerska brząknęła w miecze, 
Przywdziała zbroje i konie siodła. 
Kniaź Gliński wodzem! a każdy z panów 
Gotuje hufce swoich żołnierzy; 
Skreślono kartę wojennych planów, 
Kto, dokąd pójdzie i jak uderzy? 
Już niepochmurne myślmi trwożnemi, 
Ale zapałem błysnęły czoła, 
Święte kochanie rodzinnéj ziemi, 
Swych bohaterów do czynu woła. 
I lecą z miasta oddziały chyże, 
Stawić wrogowi rękę odporną, — 
Szczęsny Illinicz, hrabia na Mirze, 
Powiódł chorągiew pierwszą nadworną. 
Spłonęły jego włości bogate, 
Wróg nie przepuścił żadnemu siołu, 
Hrabia pośpiesza dać mu odpłatę, 
Jeszcze na świeżym stosie popiołu. 
Odbić z niewoli niewiasty, dzieci, 
Wzmocnić na duchu tych, co upadli, 
I w cieplej jeszcze krwi swoich kmieci, 
Miecz zahartować, by rąbał zjadléj. 
 
Przyjaciele Wolnych Lektur otrzymują dostęp do prapremier wcześniej niż inni. Zadeklaruj stałą wpłatę i dołącz do Towarzystwa Przyjaciół Wolnych Lektur: wolnelektury.pl/towarzystwo/
IV
Sprawa ojczysta, sprawa wiadoma, 
Syn winien czuwać, gdy cierpi matka; 
Gdy idą bracia, wstyd zostać doma 
Albo oszczędzać krwi swej ostatka! 
Ze śmiałą głową, z duszą gotową, 
Trzeba iść dla niéj na śmierć i klęski, 
Więc pod chorągiew Illiniczową, 
Stawił się rycerz Marcin Studzieński. 
 
V
Jutro o świcie wojsko wyruszy, 
Wygnać spod Mira nieprzyjaciela; 
Do bolejącej kochanka duszy, 
Zajrzał jaśniejszy promyk wesela: 
Bo zawżdy serce
1 2 3 4 5 6 7 8
Idź do strony:

Darmowe książki «Marcin Studzieński - Władysław Syrokomla (internetowa wypozyczalnia ksiazek txt) 📖» - biblioteka internetowa online dla Ciebie

Uwagi (0)

Nie ma jeszcze komentarzy. Możesz być pierwszy!
Dodaj komentarz