Listopadowy wieczór - Andrzej Kijowski (biblioteki w internecie TXT) 📖
Esej Andrzeja Kijowskiego wionie duchem ożywczym. Dzięki temu lekkim stylem napisanemu tekstowi możemy ujrzeć w kontekście epoki wydarzenie z polskiej historii, jakim było powstanie listopadowe, a także szereg osób z nim związanych. A była to epoka nieudanych powstań na całym kontynencie i epoka wzburzonych młodzieńczych umysłów.
- Autor: Andrzej Kijowski
- Epoka: Współczesność
- Rodzaj: Epika
Czytasz książkę online - «Listopadowy wieczór - Andrzej Kijowski (biblioteki w internecie TXT) 📖». Wszystkie książki tego autora 👉 Andrzej Kijowski
W biedzie, w strachu, wśród głupstwa i łajdactwa rodziła się więc największa polska poezja. Powstawała w hotelach i „pokojach umeblowanych” Francji, Włoch, Szwajcarii. Bez mecenasów ani czytelników, bo ich nie znajdowała ani wśród emigracji zadręczonej i zajętej walką o chleb, ani w kraju, do którego nie wpuszczał jej cenzor. A zresztą łatwo sobie wyobrazić usposobienie społeczeństwa w kraju po klęsce, która tutaj wydawała się znacznie bardziej ostateczna, niż to z emigracji można było zobaczyć! Na emigracji była bieda, były swary i kłopoty meldunkowe, w kraju zaś działała policja jawna i tajna, krążyli szpicle, szantażyści, lizusy, oportuniści. Strach tu rządził — strach przed aresztowaniem, deportacją, konfiskatą mienia, wygnaniem z domu, przed wyrzuceniem dziecka ze szkoły...
Skąd więc właściwie wziął się materiał na arcydzieła? Czy tylko z wielkiego wstrząsu, jakim było powstanie? Oczywiście, wstrząs ten odegrał zbawczą rolę; ponadto pamiętać należy o literackim przygotowaniu na podobną literaturę, jakie młodzi wówczas pisarze odebrali przez lektury swych wielkich poprzedników i rówieśników: Goethego66 i Schillera67, Byrona68 i Chateaubrianda69. Ale to wszystko nie jest jednak rozstrzygające. Nieraz już bywało tak przedtem i potem, że wielkie wydarzenia wstrząsały życiem narodowym, że wielka literatura ogarniała inne kraje, a u nas rodziły się albo spóźnione, albo słabe, prowincjonalne reakcje. Tak było np. po pierwszej wojnie światowej i po odzyskaniu niepodległości.
Pokolenie romantyczne inny miało atut w rękach: aktywną, intensywną młodość.
W biografii Mickiewicza tę młodość traktuje się dość pobłażliwie. W wielu monografiach literackich Mickiewicza można spotkać nawet sąd, że dopiero uwolnienie się poety od filomatów dało lot jego poezji i jego potężnej indywidualności pozwoliło rozwinąć się ponad prowincjonalną miarę. To jest na pewno prawda, lecz przychodzi zarazem odpowiedzieć na inne pytanie: co mianowicie, prócz „młodzieńczych ideałów” i przyjaźni, Mickiewicz zawdzięczał wileńskim przyjaciołom? Jaki właściwie charakter miały te stowarzyszenia? W tradycyjnej polonistyce podkreślano stale apolityczny charakter filomatów, „promienistych” i filaretów. Pisze o tym Alina Witkowska we wstępie do Wyboru pism filomatów, wydanego w Bibliotece Narodowej. Autorka dowodzi zarazem, że pogląd ten zrodził się w polonistyce z wersji, którą filomaci sami stworzyli przed sądem.
Lektura pism filomackich ukazuje niewiarygodną wprost aktywność tych chłopców, którzy mieli po 20 lat w czasie procesu, a po 17 i 18 lat, gdy zakładali owe stowarzyszenia, gdy pisali ustawy, gdy opracowywali naukowe, filozoficzne i moralistyczne referaty na zebrania.
Alina Witkowska podkreśla słusznie, że podstawą czy kierunkiem zasadniczym ich działania była utopia. „Organizacja społeczności filomackiej posiada wiele cech charakterystycznych dla utopii społecznych... Filomaci przejęli z tradycji wzór społeczeństwa zamkniętego i próbowali przystosować go do normalnych rygorów życia społecznego i jego materialnej obudowy... Wyznając pogląd, że „w spodlonym świecie” nie można liczyć na pomoc ani na zrozumienie, otoczyli tajemnicą swoją działalność, izolując się w ten sposób przed infiltracją... Stworzone przez siebie Towarzystwo nazywali chętnie «republiką młodzieńczą», szukając w nim rekompensaty za podwójne zło świata: brak rzeczywistej ojczyzny i brak społeczeństwa, które by młodości podawało skrzydła”. Wokół planu utopii, wokół owej idealnej republiki, w której rządzić miały braterstwo, miłość, cnota, rozwijała się olbrzymia działalność organizacyjna, ustawodawcza, pisarska i krasomówcza chłopców w wieku, który byśmy dzisiaj licealnym nazwali! Stu kilkudziesięciu ich było łącznie zaangażowanych we wszystkich ogniwach związku, którego budowa była szalenie skomplikowana i zdaje się do dziś nie jest zupełnie jasna dla badaczy. „Towarzystwo w swoim układzie powinno być jak najwięcej skomplikowane i pozornie rozmaite, a cała jego budowa ma być dla niewielu znajoma” — pisał Mickiewicz do przyjaciół w sprawie ustaw. „Tajemnica jest pokrywą, która machinę zasłaniając od pyłu i działania atmosfery, zabezpiecza jej pewne działanie”. ...Zastanawia trochę to porównanie z dziedziny mechaniki — bardzo to w duchu Oświecenia było traktować ustrój jak maszynę — a także do myślenia daje podwójny powód tajności. Pierwszym powodem był naturalnie lęk przed władzami szkolnymi i policyjnymi, które wszystko o życiu studentów chciały wiedzieć, nawet to, co państwu nie zagrażało bezpośrednio. Towarzystwo Filomatów nie miało początkowo celów politycznych, i w gruncie rzeczy nie powinno było obawiać się prześladowań. Dążenie do tajności, której Mickiewicz był bezwzględnym zwolennikiem (jedna dziesiąta działań i składu towarzystwa — twierdził — może być jawna, a reszta winna być okryta tajemnicą... ), pochodziło raczej z przeświadczenia, że ludzie tworzący Towarzystwo są lepsi od otoczenia, że wmieszanie się „obcych”, „innych”, „profanów” może tylko popsuć jego prace. W tej chęci odgrodzenia się od „profanów” wyraża się konflikt pokoleń, z którego zrodziły się towarzystwa. Uniwersytet Wileński prowadzony był wtedy przez ludzi zupełnie zapóźnionych, nierozumiejących dążeń i nastrojów młodzieży. Zostawmy na boku konflikt „Oświecenie — Romantyzm” czy spór klasyków z romantykami, o których mówi się, gdy tylko młodzież wileńską przeciwstawia się jej profesorom, takim jak Śniadeccy czy rektor Malewski. Inna sprawa jest podłożem owego konfliktu, który doprowadził młodzież wileńską do ukonstytuowania się w tajne związki. Otóż starzy wierzyli jeszcze w liberalizm cara Aleksandra, w jego dobrą wolę i przyjazne uczucia dla Polski, oraz w obietnice, które składał wobec Sejmu Królestwa Polskiego, że odbuduje mianowicie Polskę w granicach 1772 roku i zapewni jej demokratyczną konstytucję, na trzeciomajowej opartą. Starzy wierzyli w tę konstytucję Królestwa Polskiego, w dynastii gottorpskiej widzieli jedyny dom panujący, w którym szukać należało Polakom opieki i gwarancji bezpiecznego bytu. Związek z Rosją był dla starszego pokolenia logicznym następstwem historycznym, optymalnym rozwiązaniem dramatu rozbiorowego, był dla nich konieczny, przeto słuszny. Bezpieczeństwo, spokój, możność kontynuowania pozytywnych prac dla nauki i gospodarki przekładano ponad wszystkie inne cele. Starsze pokolenie wyrzekło się aktywności politycznej, sądząc, że w ten sposób zabezpiecza byt narodowy. Otóż te wszystkie dogmaty podważali młodzi; widzieli jasno, że liberalizm cara obliczony był tylko na jedno pokolenie, że stanowił tylko alibi wobec sojuszników z koalicji antynapoleońskiej, tylko zastaw złożony na kongresie wiedeńskim w zamian za odstąpienie Rosji gestii w polskiej sprawie. „Starzy” korzystali jeszcze z okresu łask, z okresu pozorów: brali urzędy, ordery i beneficja z rąk polskiego króla panującego w Petersburgu. Młodzi już na własnej skórze czuli zaciskający się system policyjnej biurokracji; widzieli, jak lojalizm zmienia się w serwilizm, jak cnoty obywatelskie stają się urzędniczymi, jak czynowniczy70 duch ogarnia całe społeczeństwo, jak się ludzkie osobowości zatracają w powolnych, leniwych obrotach machiny państwowej, jak osobowość narodowa traci oblicze, jak przepadają, dewaluują się wartości, jak gaśnie energia zbiorowa, jak niknie wszelki zapał i ochota do pracy, życia, twórczości, jak umierają przyjaźń i miłość. Jeżeli się kryli ze swoim programem, to dlatego, że się obawiali destrukcyjnego działania ludzi już zepsutych, już zdeprawowanych, już straconych.
Na tym zresztą tle toczył się spór w łonie Towarzystwa: pierwszy jego prezydent, Józef Jeżowski, chciał mianowicie Filomatom nadać charakter naukowy, związać myślał Towarzystwo z Uniwersytetem i szukał w tym celu osobistej protekcji księcia Adama Czartoryskiego, wówczas kuratora szkolnego dla guberni przyłączonych. Jeżowski nic nie uzyskał; księciu podobał się projekt, ale nie chciał się angażować w popieranie stowarzyszeń, za których lojalność wobec władzy nie mógł ręczyć. Odmowa jego poparcia, rychło potem rozwiązanie przez władze Związku Promienistych, który był jawną nadbudową Towarzystwa Filomatów, zdecydowały o tym, że wileńskie stowarzyszenia ukryły się ostatecznie w konspiracji, a zarazem zbliżyły się w swej ideologii do politycznych spisków, jakimi już objęte było Królestwo Kongresowe. Nie ma wtedy chyba na terenie całej Polski jednego ucznia gimnazjum czy uniwersytetu, który by nie otarł się w taki czy też inny sposób o tajne związki. One były szkołą myślenia, ponieważ cały system wychowania był przestarzały; one były szkołą współżycia społecznego i działania organizacyjnego; one sprawiły, że młodzież dojrzewała wtedy tak szybko i że na wielką potem żyła skalę, tworząc świetne, bogate, dramatyczne biografie. To na ich miarę powstawała potem literatura. Z tęsknoty za wspaniałą młodością i z poczucia wierności dla towarzyszy dawnych powstawała wielka poezja romantyczna; jak wielkie musiało być poczucie związku z przyjaciółmi młodości i jak wielka dla nich wdzięczność u arcypoety naszego, skoro odważył się na to, co w literaturze nieczęsto się zdarza — a może jest nawet unikalnym wyjątkiem: ułożył przecież dramat, którego bohaterami byli oni właśnie, owi chłopcy, w czasie powstawania Dziadów części trzeciej dopiero ledwo trzydziestoletni: Frejend, Zan, Suzin, Jan Sobolewski, Kółakowski...
Arcydzieło nie powstaje nagle. Składa się na nie praca pokolenia całego; nie pisarzy „prekursorów”, nie krytyków umiejących przewidywać koleje literatury, lecz praca społeczeństwa rozbudzonego, uznającego, że przyszedł dlań moment decydujący.
KRS: 0000070056
Nazwa organizacji: Fundacja Nowoczesna Polska
Każda wpłacona kwota zostanie przeznaczona na rozwój Wolnych Lektur.
Tradycja literacka przekazała nam obraz powstania listopadowego w stereotypach Nocy belwederskiej Seweryna Goszczyńskiego, Reduty Ordona Mickiewiczowskiej i innych mniej lub bardziej upiększonych relacji, „autentycznych” lub „artystycznych”, z których narodziła się potem obfita literatura, głównie na użytek młodzieży. Ostatecznie zmonumentalizował powstanie Wyspiański w Warszawiance i Nocy listopadowej. W tradycji tej powstanie to zredukowane zostało do zbrojnej rozprawy z Rosją, do „czynu bojowego”; historia powstania po dziś rozgrywa się na polach bitew: pod Wawrem, pod Grochowem, pod Stoczkiem, Boremlem i Ostrołęką.
Co się zaś działo w samej Warszawie, w Sejmie i w klubach politycznych, w rządzie, sztabie, policji, co się wtedy mówiło jawnie i skrycie, co się pisało w gazetach i ulotkach, jakie zmiany zachodziły w układzie stronnictw, w organizacji władz, w programach politycznych — to wszystko pozostawia się historykom, jakby stanowiło tylko tło dla sprawy, która jakoby sama jedna miała znaczenie dla narodowej świadomości: wojna mianowicie miałaby być tą sprawą jedyną. Jest to stosunek odwrotny niż ten, który zachodzi w historii wielkiej rewolucji francuskiej. Znaczenie tej ostatniej przejawia się przede wszystkim w jej cywilnych, politycznych dziejach, podczas gdy działania armii rewolucyjnej przeciw siłom interwencyjnym zajmują plan dalszy, aż do wystąpienia na czoło zdarzeń generała Bonaparte. Otóż jak wielka rewolucja francuska dla samych Francuzów i dla reszty świata cywilizowanego stanowiła przede wszystkim dramat rodzącej się demokracji, i z tego powodu każdy jej akt ustawodawczy ma znaczenie historyczne, choćby żywot jego był bardzo krótki — tak powstanie listopadowe stanowi podobny dramat polityczny dla naszego kraju. W ciągu jedenastu miesięcy roku 1830 i 1831 Polska przeżyła kryzys ustrojowy, który dla naszej historii ma znaczenie rewolucji republikańskiej, chociaż nominalnie taką rewolucją nie był. Monarchia nie została obalona, lecz król został zdetronizowany; na jego miejsce powołano instytucje, które go miały tylko zastępować, lecz przestały być przed nim odpowiedzialne. Dopiero pierwsza polska konstytucja republikańska z 1921 roku potwierdziła aktem ustawodawczym to, co faktem było od stycznia 1831 roku, od głosowania sejmowego nad detronizacją Romanowów: Polska nie miała już króla. Nie umiano się jeszcze bez niego obejść w planach politycznych, lecz musiano się bez niego obejść w praktyce politycznej. Narodziła się nowa odpowiedzialność polityczna: wobec opinii. Narodziło się nowe kryterium działania: skuteczność. Dotąd kryterium tym była legalność. Zmienił się mechanizm polityczny, a razem z nim psychologia polityczna, język polityczny, moralność polityczna.
Otóż to były prawdy, które w świadomość pokolenia „listopadowego” uderzyły z siłą szoku. To, co dla starszych działaczy i przywódców, nawet republikanów z ducha, jak Lelewel czy Niemcewicz, wymagało dłuższego procesu przystosowania, dla młodzieży nagle stało się okrutną oczywistością. Ona bowiem pierwsza zrozumiała, że panowanie cara rosyjskiego w polskiej koronie jest farsą polityczną. Pisałem o tym, że przekonanie to rozpowszechnione już było wśród filomatów i filaretów, i wśród innych związków tajnych, że łączyło się z planem królobójstwa. Wiele spośród nich uznało wtedy, że wszystkie chwyty są dozwolone; Machiavelli stał się ich nauczycielem politycznym, zręczność, przebiegłość, umiejętność krycia się i zmiany stanowisk — cnotami politycznymi. Walka polityczna potoczyła się z wyjątkową ostrością i bezwzględnością. Wszystko, co się w Warszawie działo — od detronizacji króla do upadku powstania — było konwulsjami porodowymi demokracji nowoczesnej; gdy król zostaje usunięty, ruch polityczny, dotąd uporządkowany i zorientowany w stosunku do tronu jak do punktu odniesienia, zmienia się w wolną grę sił. W ciągu jedenastu miesięcy Polska przeżyła to, co Francja w ciągu dziesięciu lat z górą od zwołania Stanów Generalnych do 18 brumaire’a, i to, co Rosja w 1917 roku: rząd tymczasowy, dyktaturę legalną, sejmowładztwo, pucz wojskowy i terror rewolucyjny.
Gdyby kto chciał na ten temat napisać powieść polityczną, niech Maurycego Mochnackiego weźmie na bohatera, gdyż w jego perypetiach ówczesnych zawiera się absolutnie wszystko, co się wtedy rozegrało w Warszawie. Najpierw był przeciwnikiem powstania. „Ja, w którego pokoju została zrobiona noc 29 listopada... ” — pisał potem do matki. Przesadzał lub wprost nawet kłamał, ponieważ nie wiedział nawet o terminie wybuchu. Wprowadzony do spisku podchorążych przez brata swego, Kamila, wówczas instruktora w szkole, poróżnił się ze spiskowcami, z samym podobno Wysockim, właśnie co do skuteczności zbrojnego wystąpienia wobec zupełnego braku koncepcji politycznej. Kontakt został zerwany, o wybuchu planowanym Mochnacki dowiedział się na godzinę przed terminem alarmu od Seweryna Goszczyńskiego, który w swoich pamiętnikach zapisał scenę symboliczną: gdy poeta wbiegł do Mochnackiego, ten siedział nad rękopisem drugiego tomu swej rozprawy O literaturze polskiej w wieku dziewiętnastym; dowiedziawszy się, że za godzinę ma zapłonąć ogień alarmowy na Solcu i że spiskowcy już gromadzą się na mostku łazienkowskim, przekreślił — jak
Uwagi (0)