Anafielas - Józef Ignacy Kraszewski (wirtualna biblioteka cyfrowa TXT) 📖
Krótki opis książki:
Anafielas to epos autorstwa Józefa Ignacego Kraszewskiego, opowiadający o dziejach Litwy z czasów panowania wielkiego księcia litewskiego Witolda Kiejstutowicza.
Książę Witold jest jej głównym bohaterem, pojawia się również książę Jagiełło, który później doprowadził do powstania unii Litwy i Korony. Anafielas to jedno z dzieł, dzięki którym Kraszewski jest bardzo ceniony przez Litwinów — w swoich utworach ocalił pogańską i wczesnochrześcijąńską historię Litwy. Epos był wydawany w latach 1843–46.
Kraszewski był jednym z najważniejszych — i najpłodniejszych — pisarzy XIX wieku. Wciągu 57 lat swojej działalności napisał 232 powieści, głównie o tematyce historycznej, społecznej i obyczajowej. Zasłynął przede wszystkim jako autor Starej baśni.
Przeczytaj książkę
Podziel się książką:
- Autor: Józef Ignacy Kraszewski
- Epoka: Pozytywizm
- Rodzaj: Epika
Czytasz książkę online - «Anafielas - Józef Ignacy Kraszewski (wirtualna biblioteka cyfrowa TXT) 📖». Wszystkie książki tego autora 👉 Józef Ignacy Kraszewski
ścianie.
Koń na cię czeka z sukniami mniszemi.
Wiém, jak się cieszą, że Kiejstut w niewoli,
I wiém, jak twoja wolność ich zaboli. —
— Ty ze mną, Alfie! — Ja tu — rzekł — zostanę.
Starym1551, a zemsty jeszcze mi nie dosyć.
Wpośród nich pomszczę niezgojoną ranę. —
— Oni zabiją. — Wiém, jak się wyprosić,
I o śmierć nie dbam. Idź, wyłamuj ścianę;
Ja u drzwi twoich na straży zostanę. —
Trzy dni i nocy, po jednym kamieniu,
Żelazem, ręką szarpałem w milczeniu;
Otwór kobierzec zasłaniał nad łożem;
Nareszcie gwiazdy ujrzałem na niebie;
— Alfie! — krzyknąłem — już uciekać możem. —
On szepnął: — Jutro, koń czeka na ciebie. —
Czekałem jutra. On mi przyniósł szaty,
Komtura oręż, biały płaszcz na zbroję,
I hełm złocony, i pancerz bogaty,
Sam wdział, ucieczkę przygotował moję,
I łzą żegnając, rzekł: — Pamiętaj, panie,
Na sługę1552 swego, który tu zostanie.
Koń u wrót czeka, jedź wolno ze grodu;
Chociaż dzień świeci, nikt nie pozna ciebie;
Potém bież szybko do słońca zachodu.
Dobieżysz1553 lasu za słońca na niebie.
Daléj niech Bogi litewskie cię bronią
I przed niemiecką ukryją pogonią! —
Jak rzekł, tak było. Wśród ludu, w południe,
Na czarnym z wolna jechałem bachmacie.
W ulicach było i gwarno, i ludnie;
A gmin1554, poznając starszego po szacie,
Bił mi pokłony, gdym wyjeżdżał z grodu.
W lesie stanąłem w godzinie zachodu.
Jam konia puścił; nienawistne szaty
Zdarłem i w błocie nogami zdeptałem;
Trzy dni, o głodzie, bez snu, ciężkie czaty,
Słuchając głosu pogoni, sprawiałem1555;
Czwartego, drąc1556 się puszczą i gąszczami,
W Mazowszem1557 dążył bez drogi, nocami.
Gwiazdy mnie wiodły, mchy na drzewach wzrosłe;
Jagodą śpiekłe1558 gasiłem pragnienie;
W dzień się na drzewa drapałem wyniosłe,
I gdy dokoła głębokie milczenie,
Jak ptak na wiotkiéj gałęzi zwieszony,
Chwiląm snu siły krzepił1559 wycieńczony.
Nareście1560 Bogi do Danuty1561 cało
Dójść1562 mi pomogły. Zaledwo poznali,
Tak zdarta suknia, tak zranione ciało,
Tak głód, niepokój, twarz mi poorali1563!
W łachmanach, z kijem, z podartemi nogi1564,
Wpadłem bezsilny na znajome progi.
Trzy dni na łożu, w łaźni się krzepiłem,
Snem się i miodem z kolei poiłem,
Aż znowu siła wróciła, i ciało
Wspomnieniem zemsty i żądzą zadrgało.
Wróciłem, ale nie spoczywać gnuśnie.
Kiejstut spokojnie bez zemsty nie uśnie. —
Rzekł, i do swoich bieży, ludzi woła,
Nie kładł się w łoże, nie usiadł do stoła1565,
Witolda ręce odepchnął, nie słucha
Biruty cicho szepcącéj do ucha,
Aby na jutro swą zemstę odłożył.
Stary kunigas1566 odmłodniał i ożył.
IX
Rannemi brzaski niebo świeci wschodnie,
Cicho na ziemi, wesoło, pogodnie,
Ptacy1567 śpiewają, drzewa szumią w lesie,
Jezioro srébrną pianę na brzeg niesie.
Któż by pomyślał o zemście, o wojnie,
Kiedy tak lubo, cicho, tak spokojnie?
O! próżno świat się w wdzięczną stroi ciszę,
Ptacy śpiewają i perlą się rosy,
W złocistą szatę stroją się niebiosy!
Czyż to zranioną duszę ukołysze?
Czyliż to zemstę wrzącą uspokoi,
Która krwi pragnie, krwią się tylko poi? —
Kiejstut na konia siada biedz1568 za wrogiem;
Żony nie żegnał, nie uściskał dziecka,
Ani z domowym pożegnał się progiem.
Jemu na myśli tylko krew niemiecka,
I bój z Niemcami, wojna i pożary.
Na wszystkich razem chce zemsty i kary!
A Witold ojca w progu hamuje:
— Ojcze mój! ojcze! weź z sobą na wojnę!
W domu ja tęsknię, w domu ja próżnuję,
Tak gnuśne wiodąc życie, tak spokojne!
Pokocham wczasy1569, gdy weźmiesz na boje,
Jeśli nie dźwigną miecza ręce moje.
Weź mnie na wojnę! Ja już mieczem władam,
Zbroję uniosę i konia dosiadam,
Łuku naciągnę1570, strzałów1571 się nie zlęknę,
Raniony w boju na ranę nie jęknę.
O! weź mnie, ojcze! ja ciebie obronię,
Piersiami memi ja ciebie osłonię. —
A Kiejstut głową potrząsnął zsiwiałą.
— Czekaj! Niedługo będziesz wzrastał w siły.
Chwilę poczekaj jeszcze, chwilę małą.
I mnie tak niegdyś wojny się już śniły,
Gdym mieczem jeszcze nie władł1572, i bezsilny
Mamił się, w zapał mój wierząc omylny.
Czas tobie jeszcze! Może ojca głowy
Mścić będziesz, synu! Czekaj, bądź gotowy.
Jeśli nie wrócę, padnę na wyprawie,
Tobie krwi mojéj pamięć pozostawię.
Rośnij. Sił trzeba, aby Litwy bronić,
Piersi, jak twoje, aby ją osłonić. —
Kiejstut już płynie. On stoi u brzega1573,
Załamał ręce, twarz mu żądzą pała,
Żądzą młodzieńczą. Odmowa podżega.
Matka, co stała opodal, słuchała,
W drżące objęcia swego syna wzięła,
I milcząc, płacząc, do piersi cisnęła.
On pobiegł ukryć wstyd i żałość swoją;
Niewolnik, wyspę obieżał dokoła,
Siadł na łódź, z łukiem nie mogąc i zbroją
Walczyć, chce z wodą, i na sługi woła,
I płynie w lasy ze źwierzem1574 bojować,
Aby krwi dostać i boju skosztować.
X
Na Johannisbergskim1575 grodzie
Cicho, spokojnie; wieść żadna
Braci i mnichów nie mięsza1576.
Idą z jutrzni1577, z paciórkami1578,
I ziewają, pomrukują,
To na niebo poglądają,
To do siebie cóś przemówią;
Jedni w łowy1579 się wybrali,
Drudzy w pogan sioła idą
Za daniną, za zbiegami;
Kilka1580 starców tylko w chórze
Nóci1581 pieśń rozbitą1582 piersią.
Nagle wrzaski, krzyk, popłochy,
Wrota z trzaskiem zamykają,
Wszyscy pędzą1583 się na mury,
Nawet starce1584 z chóru biegą1585,
Młódź za oręż chwyta skora,
Konie siodła, ludzi zbiera.
Na dolinie tuman pyłu;
Po chorągwi znać czérwonéj,
Po maleńkich koniach Żmudzi,
Kiejstut swoich wiedzie ludzi;
Nie na sioła to bezbronne,
Lecz na zamki, lecz na grody.
— W imie1586 Jana! héj! kto żyje,
Kto udźwignie oręż, łuki,
Niech na mury śpieszy z nami!
Wróg nasz liczny; już nam wyje
W uszy pieśnią swą pogańską.
Prędzéj! do wrót i na mury!
Dość się modlić, odpoczywać,
Trzeba bronić! Ognia, wrzątku
I kamieni mu na głowy!
Powitamy, odepchniemy!
Niech zuchwały się nie waży
Na nas drugi raz porywać. —
Tak wołają, i co żyje
Na wał leci i na blanki,
Przez strzelnicę łuki mierzą,
Z murów kamieniami sypią,
A pogański zastęp mnogi
Zewsząd już otoczył górę,
Wszystkie wrota opanował,
Wszędzie zaszturmował razem;
Pod bramami ogień niecą,
Po drabinach na wał drapią1587;
Śpiewając, konają jedni,
Śpiewając, cisną się drudzy.
— To szarańcza! — komtur woła —
Bracia! w imie1588 Boże! żywo!
Gaście ognie, brońcie bramy! —
Ale próżno, bo Litwini
Już płonące sieką wrota,
Już się cisną, w zamek gnają,
W cztéry rogi podpalają,
Wiążą, gniotą i ścinają,
A gdy zgliszcze pozostało,
Mur się zwalił, zamek spalił,
Z pieśnią zwycięztw1589 odciągają.
Tam u morza, u wód białych,
Większy zamek, większe łupy —
Pociągnęły zbrojne kupy,
Strzały świszczą, ognie błysły,
Gdański gród w płomieniach stoi.
Nie spodzieli się Krzyżacy;
Ledwie zbroje na się wzięli,
Ledwie oręża dobyli,
Już więzami skrępowani,
Leżą na stosy zwaleni.
Kiejstut jeszcze nierad zemście,
Kiejstut daléj jeszcze bieży.
W niewolnika Niemców tłumie
Szukał na próżno Henryka1590,
By się na nim mścić niewoli.
Nikt nie wiedział o Henryku.
— A więc w domu go znajdziemy,
W Eckersbergu1591 on ucztuje.
Pójdziem w gości, go powitać
I zaświecić mu do uczty! —