Dzienniki - Fryderyk Hebbel (codzienne czytanie książek TXT) 📖
Polskie tłumaczenie Dzienników Hebbla zawiera wybór zapisków niemieckiego poety i dramaturga, oczyszczony z bardziej osobistych i szczegółowych notatek.
Ukazuje autora Judyty jako świetnego aforystę i skłania do podążania za jego refleksją. Jako spadkobierca ideowy romantyzmu, Hebbel operuje co prawda szumnymi pojęciami „geniusza” i „poety”, mając na myśli twórcę dążącego w sztuce do ujęć syntetycznych; jednakże niektóre jego przemyślenia są niezmiennie aktualne. W tle - trudna droga dziecka chłopskiego do samorealizacji artystycznej. Trudna, okupiona cierpieniem, ale jednak możliwa w dobie „Janków Muzykantów”.
- Autor: Fryderyk Hebbel
- Epoka: Romantyzm
- Rodzaj: Epika
Czytasz książkę online - «Dzienniki - Fryderyk Hebbel (codzienne czytanie książek TXT) 📖». Wszystkie książki tego autora 👉 Fryderyk Hebbel
Nie długością ramienia — dalekością wzroku niech człowiek mierzy swe szczęście.
Obfite źródło komizmu tkwi w dążeniach ludzi, mających cele wbrew przeciwne tym, do jakich by dążyć powinni.
Niektórzy bohaterowie polityczni dlatego napychają się cnotą, aby później kazać sobie tym więcej zapłacić za grzech.
Są poeci, którzy myśl czynią tematem dla uczucia, i inni, którzy o uczuciu rezonują.
Wyrażenie pokrewnych myśli przez pokrewne dźwięki jest czymś cudownym i wywołuje wrażenie jakby przedustawnej harmonii między formą a treścią, a więc tego, o co w poezji idzie jedynie i przede wszystkim. Stąd wielkie znaczenie rymu.
Że tak mało pisarzy ma styl, to pochodzi z ich niemocy poświęcenia pobocznych celów, bliższych i drobnych, dla ostatniego wysokiego celu, w ogóle z ludzkiej zachcianki, żeby za każdym krokiem osiągać jakiś cel.
Gdy człowiek upuścił jakiś przedmiot, ma zwyczaj podniósłszy bawić się nim, aby pokazać, że chwilowa niezręczność może iść w parze ze zręcznością. I w dziedzinie moralnej jest tak samo.
Nikt nie ogarnia żywiołu, w którym żyje, lecz żywioł ogarnia jego.
Najlepszą stroną religii jest ostatecznie to, że rodzi kacerzy.
Filozofia jest wyższą patologią.
Nauki przyrodnicze są miarą postępów ludzkości, zna ona siebie tylko o tyle, o ile zna naturę.
Człowieka, który ma smak, trudniej nawet oszukać niż kogo innego, gdyż zdoła on odróżnić szczery głos natury od naśladowanego. Każdy bowiem, kto nie daje własnego serca, posługuje się mniej lub więcej dobrą twórczością poetycką.
Byłoby lepiej pamiętać w życiu często o rachunku, który mamy na tamtym świecie zdać pewnym ludziom, niż o rachunku przed Panem Bogiem. Historycy powinni by to uwzględniać.
Wobec wielkich postaci historycznych zajmuje się czysto subiektywne stanowisko.
W nocy śniło mi się, że miałem dobry pomysł, zaraz jednak przypomniałem sobie, że to sen, i powiedziałem: patrz, ten pomysł przecież jest coś wart, to nie zwykłe dziwaczne widziadło senne, zapamiętaj go sobie! I zdawało mi się, że wkładam jakiś znak dla pamięci do książki, którą przed zaśnięciem czytałem. Jestem zresztą przekonany, że pomysł był istotnie doskonały, bo formalnie oceniałem go.
Natura niszczy spokojnie i obojętnie swoje najpiękniejsze wytwory; budzi to przeczucie jej niezmierzonego bogactwa, niezachwianej pewności i nieodwołalnego celu.
Ból życia! Tego słowa najwięcej się nadużywa. Ten tylko może mówić o bólu życia, komu życie z góry zupełnie uniemożliwiono, komu z życia skręcono rzecz, której nie może użyć, a przecież nie śmie odrzucić. Utrata jakiegoś jednego dobra nie wytwarza jeszcze bólu życia.
Można się wyzwolić z więzienia i wyszedłszy na wolność, paść martwym.
Pedantyzm tkwi w sercu, nie w duchu.
Szczery komizm jest prawdziwy, to jest, oparty na naturze, a jednak nie można sobie pomyśleć w naturze praw ani warunków, które by go wywoływały i umożliwiały. W tym też leży pikanteria komicznego wrażenia.
Jest to wnioskiem rozumu, nie tylko fikcją poetycką: gdy szczerze kochasz, musisz być wzajemnie pokochanym. Bo natura oblicza zawsze jedną siłę ze względu na drugą. O tym można by napisać powieść.
Ma się jedno z najdziwniejszych uczuć, gdy się nagle po długim czasie znajdziemy w tym samym stanie, tym samym miejscu, przy tej samej czynności; budzi to przedsmak zarazem śmierci i wieczności.
„Chcę o tym pomyśleć!” Jeżeli nie chodzi o zwykłe stosunki między rzeczami, brzmi to tak samo niedorzecznie jak: „chcę na ten temat odczuwać!”.
Są czyny, których się żałuje, nim jeszcze się je popełni, a przecież się je popełnia.
Kto chce odbyć podróż do gwiazd, niech nie szuka towarzystwa.
Jeżeli cię wabi ognik, idź za nim. Zabrniesz w bagno, to przecież jakoś wybrniesz; a jeżeli nie pójdziesz, przez całe życie będzie cię prześladowała myśl, że może to była twoja gwiazda.
Kto w sztuce nawet bez szczególnego talentu naprzód postępuje i nigdy nie staje, kto poważnie stara się opanować to, czego się można nauczyć, ten od czasu do czasu może stworzyć coś przyjemnego. Bo to, co w sztuce jest rzemiosłem, stoi przecież nieskończenie wyżej niż wszelkie inne rzemiosło.
Literaci młócą pustą słomę i biorą zapłatę jak najemnicy.
Człowiek, a przede wszystkim artysta, któremu zależy na prawdziwym wykształceniu, nie powinien zapominać, że duch pracuje bardzo często po to, aby siebie samego wyżywić i orzeźwić, że rodzi wiele owoców, które sam chce spożywać i których mu nie można odbierać na deser dla kogo innego.
Siedzieć dalej — to zaiste jedyna rada, aby nie upaść.
Każdy dopuszcza się świętokradztwa na pięknie, gdy je przedstawia.
Szczególnie tragicznym rysem życia jest to, że kto karze zbrodnię, najczęściej sam przez to staje się zbrodniarzem.
Jedna jest tylko droga do bóstwa: przez czynność ludzką. Z Odwiecznym wiąże nas nasza najlepsza siła, najwybitniejszy talent, którykolwiek nam dano, i tylko o ile ten talent kształcimy, tę siłę rozwijamy, zbliżamy się do stwórcy i wchodzimy w stosunek do niego. Wszelka inna religia jest oparem i czczym pozorem.
Kto nie trudził się nad zrozumieniem tego pierwszego życia, niech się nie spodziewa, że zajdzie daleko w poznawaniu drugiego. Bóg daje ludziom tylko nogi, nie szczudła.
Czy jaki człowiek może odczuwać, że napawa drugich tylko wstrętem i grozą?
Zdaje mi się, że tylko grzesznicy muszą grzech najbardziej nienawidzić. Bóg nie może nimi tak gardzić jak człowiek.
Każde dzieło sztuki musi być bezgraniczne (pod względem treści) i ograniczone (pod względem formy).
W zakresie komizmu jest technika nieregularna, niejako nieporządna, właśnie najlepsza. Ponieważ bowiem komizm osiąga znaczenie tylko jako całość, a w szczegółach daje tylko rzeczy błahe i pospolite, przez traktowanie prawidłowe powstałby nieprzyjemny kontrast.
„Wielki mąż, ale mały człowiek!” Frazes. Przypuszcza się zwykle, że wielkie przymioty muszą zneutralizować małostkowość i podłość, albo odwrotnie. Jest to piękny błąd, ale błąd. Małostkowe właściwości mogą bardzo dobrze istnieć obok wielkich.
Wielka siła zapowiada się uczuciu człowieka jako brak, póki się nie rozwinie.
Sny o treści zgoła nowej lub nawet fantastycznej nie są w moich oczach tak ważne jak te, które zabijają zupełnie poczucie teraźniejszości i wloką człowieka na powrót do więzienia jakiegoś dawno minionego stanu. W tamtych bowiem działa ta sama władza, na której opiera się sztuka i wszystko, co się zbliża do sztuki, a więc władza wyobraźni; tu zaś widzimy szczególną, zagadkową siłę, która człowiekowi jego samego kradnie i posąg już wyciosany znowu w bryle marmuru zamyka.
Właśnie ten, kto ma język najlepszy, musi milczeć.
Bóg udziela się tylko uczuciu, nie rozumowi; rozum jest jego przeciwnikiem, bo nie może go uchwycić. To wyznacza rozumowi rangę.
Całe życie jest strawną sprzecznością.
Zajmując się filozofią, człowiek najłatwiej traci to, co by chciał przez nią osiągnąć.
Wielkie talenty pochodzą od Boga, małe od diabła.
Myśleć i przedstawiać — dwie różne formy objawienia. Myślenie ma do czynienia z bezgranicznością, zachowuje się jednak wobec niej jak świadome naczynie i dlatego jest ograniczone. Przedstawienie wydobywa w formie ograniczonej coś nieograniczonego; dlatego z biegiem czasu przezwyciężono wszystkie systemy filozoficzne, ale ani jednego dzieła sztuki.
Sztuczka często skutecznie stosowana w krytyce: szeroko wywodzić, że rzecz nie ma się tak a tak, a pomijać kwestię, czy rzecz istotnie tak się mieć powinna.
Zadaniem poezji jest przedstawić to, co konieczne i nieuchronne, w najpiękniejszych obrazach, to jest takich, które ludzkość mogą pogodzić z jej losem.
Nowe błędy — nowe życie! (Motto do nowego zeszytu „Dzienników”).
W niedzielę szesnastego września, zaraz po obiedzie, otrzymałem list od brata z zawiadomieniem, że moja matka, Antje Małgorzata z Schubartów, zmarła o drugiej godzinie w nocy z trzeciego na czwarty. — Była to dobra kobieta i zdaje mi się, że jej dobre i mniej dobre przymioty wplotły się w mój charakter; mam tę samą co ona skłonność do pasji, do wybuchów gniewu i tę samą zdolność przebaczania i zapominania wkrótce krzywd wielkich i małych. Chociaż mnie nigdy nie rozumiała i na swoim stopniu duchowym zrozumieć nie mogła, musiała mieć przecież zawsze przeczucie mego najgłębszego jestestwa, bo ona to wciąż gorliwie broniła mnie przed napaściami ojca, który (ze swego stanowiska słusznie) widział we mnie tylko wyrodne, nieużyteczne, a nawet złośliwe stworzenie — i raczej sama znosiła twarde ciosy, na których zaiste, w najdosłowniejszym znaczeniu, nie zbywało, byle mnie nie dać. Jej tylko zawdzięczam, że nie poszedłem na parobczaka, jak to było ulubionym planem mego ojca każdej zimy; wskutek mojej wrażliwości byłoby mnie to doszczętnie zrujnowało już w zaraniu młodości; jej tylko zawdzięczam, że mogłem regularnie chodzić do szkoły i pokazywać się publicznie w sukniach czystych, choć połatanych. Dobra, nieustannie o swoje dzieci zatroskana matko, byłaś męczennicą, a ja nie mogę dać sobie świadectwa, żebym dla polepszenia twego losu chociaż tyle uczynił, ile leżało w moich, co prawda mizernych, siłach! Możliwość twojej tak wczesnej śmierci była czasem myślą dla mego ducha, lecz nigdy uczuciem dla serca; mierzyłem twoje stany moją miarą i często nie czyniłem nic, skoro nie mogłem uczynić wszystkiego. Gdy byłem jeszcze bliżej ciebie, bywałem nieraz względem ciebie szorstki i twardy; ach, i serce bywa czasem tak obłąkane jak duch, grzebałem w twoich ranach, bo ich nie mogłem uleczyć, rany twoje były mi przedmiotem nienawiści, bo przez nie odczuwałem swoją niemoc. Przebacz mi to, czego źródła teraz zapewne głębiej przenikasz niż ja, i przebacz mi także, że uwikłany w plątaninie mego własnego ja i nieufny względem każdej nadziei, wróżącej mi światło w duszy i wolną rękę na zewnątrz, nie mogę twojej śmierci ani opłakiwać, ani nawet odczuwać. Ta nieczułość jest mi nowym dowodem, że śmierć właściwa, śmierć jako niszczycielka nie może naturą człowieka wstrząsnąć ani jako wyobrażenie, ani jako uczucie i że dlatego też jest ona niemożliwa; gdyż wszystkie możliwości są w głębi naszej duszy zarysowane i rozbłyskują natychmiast w kształty, ilekroć jakieś zdarzenie, jakiś przypadek potrąci o ciemną sferę, w której spoczywają. Zresztą będziesz miała i żal, i łzy, skoro tylko znowu będę samym sobą, a twój cichy obraz w całym majestacie macierzyńskim będzie stał zawsze przed moją duszą, łagodząc, kojąc, zachęcając i pocieszając. Gdy pomyślę o tobie, o twoich ustawicznych cierpieniach, to każdy ciężar, nałożony na mnie przez los, wyda mi się lekki w porównaniu z twoim; gdy sobie przypomnę te twoje ubogie radości, w których jednak twe serce tajało z łagodnego szczęścia, nie będzie mi się nigdy wydawało, żem próżen radości. I tak jeszcze poza grobem będziesz mi matką; przebaczysz mi, a ja ciebie nigdy, nigdy nie zapomnę!
Człowiek powinien siebie zawsze uważać za eksperyment natury.
Dzięki ludziom cnotliwym schodzi cnota na psy.
Jeniec jest kaznodzieją wolności.
Poezja liryczna ma udostępnić sercu ludzkiemu jego najpiękniejsze, najszlachetniejsze i najwyższe uczucia. To jest najlepsza jej definicja.
Nigdy jeszcze nie odczuwałem zabójczości nudy tak silnie jak teraz. Tak jest: my, ludzie, należymy do siebie wzajemnie i im więcej kto ma w sobie, tym mniej nadaje się do samotności. Na puszczy stałby się największy ateista świętym, już choćby dlatego, aby mieć towarzystwo. Śmierć właściwie nie pożera człowieka, ona go tylko ukradkiem nadgryza; teraz wydaje mi się, jakby żuła ze mnie cząstkę jak z gorzkiego migdału.
...Odświeża to we mnie dawne postanowienie, by prowadzić regularny i wyczerpujący dziennik. Głębokie słowo powiedział Goethe: stany przepadają bezpowrotnie; a właśnie w stanach odbija się najjaśniejszymi refleksjami wewnętrzny człowiek. Człowiek objawia się tylko między dwiema granicami, jest to strumień dający się ująć tylko za pomocą brzegów. Nie powinno się tedy zaniedbywać trudu troskliwego opisywania tych brzegów.
Już to jest dowodem nieśmiertelności, że człowiek jest zdolny do każdego stanu i potrzebuje każdy wzbudzić w sobie i wypróbować, a tymczasem na całe życie zamknięty jest w tym jednym, właśnie istniejącym, historycznym człowieku, a nawet w nim się rodzi, tak że człowiek historyczny już od razu wpiera się w jego ciało i krew. Studiowanie historii nie wynagradza braku rozmaitości stanów; może ono (ku udręce człowieka) rozwijać jego życie wewnętrzne, a zaiste jest jeszcze kwestią, czy istnieje czyste, tzw. świadome życie wewnętrzne, gdyż nieświadome nie jest życiem, lecz pożywą8 życia.
W życiu nie da się nic a nic odrobić: ani praca, ani radość, nawet żal może przyjść za późno. Każda chwila ma swoje szczególne, nieodparte żądania. Sztuka życia polega na zdolności przekreślania w samą porę resztek przeszłości.
Głównym zarodkiem mego nieszczęścia jest mój talent poetycki. Jest on za wielki, abym go mógł stłumić, za mały, aby mi się pielęgnowanie go stosunkowo opłaciło. Muszę jednak dodać, że ten fatalny mój stosunek do mego talentu jest tylko skutkiem bezdroży, jakimi szło moje życie. Czuję aż zanadto wyraźnie: dźwignie, za których pomocą mógłbym wprawić w ruch moje siły, są złamane; jestem o wiele bogatszy, niż uda mi się to kiedykolwiek pokazać. Ten tylko, kto jest w podobnym położeniu, może odczuć, co to znaczy. To jest prawda, na wiecznego Boga, to prawda, niczego nie jestem tak pewny, jak tego. Tak jest zapewne człowiekowi, który utracił nogę; gdy siedzi lub leży, czuje w sobie pewną siłę chodu i nie drży przed żadną metą, ale gdy wstanie, kuleje i naraża się nawet na śmiech. Tak jest: słońce świeci człowiekowi tylko raz, w dziecięctwie i wczesnej młodości. Jeśli się wtedy zagrzeje, nie będzie mu nigdy zupełnie zimno, a ziarna w nim tkwiące rozwiną się, wydadzą kwiat i owoc. Tieck
Uwagi (0)