Darmowe ebooki » Bajka » Józef Ignacy Kraszewski, Bajki i powiastki - Stanisław Jachowicz (czytelnia internetowa .TXT) 📖

Czytasz książkę online - «Józef Ignacy Kraszewski, Bajki i powiastki - Stanisław Jachowicz (czytelnia internetowa .TXT) 📖».   Wszystkie książki tego autora 👉 Stanisław Jachowicz



1 ... 4 5 6 7 8 9 10 11 12 ... 21
Idź do strony:
to: 
„Pięknie oklaski odbierać, 
Ale on więcej umie, umie bliźnich wspierać. 
Jego zręczność, jego siła, 
Nieraz pożar ugasiła; 
Nieraz jego ręka śmiała 
Z płomienia dziecię wyrwała; 
Uszlachetnił swoją sztukę, 
Z sercem połączył naukę. 
Dziś, gdy oko twoje bawi, 
Niech mu serce błogosławi; 
Wielki w sztuce, wielki w czynie, 
Niechaj imię jego słynie.” 
 
Przechadzka
Był to dzień majowy, wesoły, pogodny, 
I wietrzyk od wschodu powiewał łagodny, 
I konik świergotał, ptaszęta śpiewały, 
Dziewczynki szły łąką, kwiateczki zbierały, 
I doszły do lasku, usiadły pod cieniem. 
Cieszył je strumyczek łagodnym mruczeniem, 
Niewinne kwiateczki spostrzegły na brzegu, 
Widziały wiewiórkę i jelenia w biegu, 
Widziały motylków skrzydełka w promyki, 
I pilne pszczółeczki i złote chrząszczyki. 
I były szczęśliwe, i wesołe były, 
I z słodkiem uczuciem do domu wróciły. 
«Ach jakże tam ślicznie, Elżbietko na dworze, 
I jutro, siostruniu, pójdziemy tam może.» 
Tak młodsza siostrzyczka do starszej mówiła. 
«Zapewne pójdziemy, byleś grzeczną była, 
Pójdziemy gdzie łączka w kwiateczki ubrana, 
Uwielbiać będziemy Wszechmocnego Pana, 
Co wszystko utworzył, upięknia i żywi, 
Byśmy go kochali i byli szczęśliwi.  
 
Gniazdo jaskółki
«Patrz mamo.» I dziecię mamie 
Wskazało gniazdeczko w bramie. 
«To ciekawe mamo droga, 
Jak tam pod opieką Boga, 
Bezpiecznie żyją ptaszęta.»  
  MATKA
Pan Bóg o każdem stworzeniu pamięta.  
  DZIECIĘ
Ależ, mamo, tamtędy wiele ludzi chodzi.  
  MATKA
Każdy wie, że jaskółki krzywdzić się nie godzi.  
  DZIECIĘ
Dzieci w bramie w piłkę grają.  
  MATKA
I dzieci mają serca, ostrożnie rzucają, 
Zresztą Bóg niewinnych broni, 
Nieraz gniazdo aniołek skrzydełkiem osłoni.  
 
Zboże we młynie
Zboże na mąkę oddane do młyna, 
Widząc zgon bliski, tak mówić poczyna, 
„Panie młynarzu! uważcie też przecie, 
Jakąż z mej śmierci korzyść mieć będziecie? 
Nie lepiejby to było rozsiać na zagony, 
I obfite zbierać plony? 
Na to młynarz odpowie: „śmierć nas wszystkich czeka, 
Tak was ziarnka, jak człowieka. 
Wszystko ma przeznaczenie; już zasiane pola, 
Wam inny los przeznacza odwiecznego wola. 
Lecz nie drżyjcie przed śmiercią; żadne z was nie zginie 
Postać zmienicie jedynie. 
Wszystko, co was teraz szpeci, 
Na bok odleci. 
W drobnym pyłku, pyłku czystym, 
Jaśniejąc blaskiem śnieżystym, 
Wnijdziecie w wspaniałe sale, 
W postaci świetnej na bale, 
A za mężną śmierć w tej chwili, 
Będą was wszyscy wielbili.” 
Skończył, a chlubnie umrzeć wszystkie sobie życzą, 
Śmierć utraca okropność, staje się słodyczą.  
 
Gołębnik
W starym się gołębniku gołębie gnieździły. 
Choć niekształtny i szczupły, był im jednak miły, 
Bo tam ich karmiły matki, 
Tam im się rodziły dziatki. 
Właścicielowi przyszło coś do głowy 
Wystawić gołębnik nowy. 
Gustownie go wybudował, 
Z wierzchu i wewnątrz nawet pomalował. 
Sypał ziarna do tej budowy wspaniałej; 
Gołębie do starego jednak uciekały. 
Właściciel kazał stary gołębnik rozrzucić; 
Zaczęły się bardzo smucić; 
Lecz na zwaliskach jeszcze się gnieździły: 
Bo im ten kącik był miły. 
To wzruszyło ich pana, zebrał dawne szczątki, 
I dla lubej im pamiątki, 
W tem samem miejscu i takiej budowy, 
Ze starego zrobił nowy, 
Bo poznał, że i w ptakach są uczucia tkliwe, 
I że nie wszędzie mogą być szczęśliwe. 
 
Jaś
Jaś niepomny na przestrogi, 
Zerwał kłosek blisko drogi. 
A że przykład wiele może, 
Prawie każdy skubał zboże. 
Na odpust do Czerniakowa 
Pobożnych śpieszyło wiele, 
Ludnej Warszawy połowa 
Wyległa w ową niedzielę. 
Tak kłosek po kłosku znika, 
Rzednieje zboże nieznacznie. 
Wtem się nawija kaleka, 
I o wsparcie prosić zacznie. 
Jaki taki go omija, 
Rzadko ręka wesprze czyja. 
Z westchnieniem rzekł Jasio tkliwy: 
«O jakże on nieszczęśliwy! 
Czyby się każdy zubożył, 
Gdyby mu choć grosz położył; 
Ziarnko do ziarnka, 
Byłaby miarka.» 
«Niebaczny Jasiu! — nauczyciel przerwał — 
Czemuś o tem zapomniał, kiedyś kłosek zerwał? 
Pierwszą jest sprawiedliwość, dobroczynność potem 
Jednej łzy skrzywdzonego nie opłacisz złotem.»  
 
Wieczór pod drzewkami
Nie na tem szczęście nie na tem, 
Ażeby być bogatym. 
Znałem ja ubogie dziatki, 
Pociechy ojca i matki, 
Na górze chatka ich stała, 
Drzewina ją ocieniała, 
A pod cieniem tej drzewiny, 
Siadały nieraz z dziaduniem dzieciny. 
A on się z niemi bawił, 
Albo nauczki prawił. 
Wśród rozrywki, wśród pieszczoty, 
Wpajał w serca piękne cnoty. 
Jednego wieczora, 
Tak pamiętam jakby wczora, 
Siedział ten starzec pod drzewem na ławie. 
Miłej się wnucząt przyglądał zabawie, 
Potem starszego, Zygmuntka, zawoła: 
„Rzućno, kochane dziecię, okiem dookoła, 
A potem w niebo wznieś oko niewinne, 
Tu i tam mieszka Bóstwo dobroczynne, 
Tu i tam szczęścia, miłości kraina, 
Choć twoja nie upływa w dostatki rodzina. 
Jeżeli myśleć będziesz o serca ozdobie, 
Codzień przyswoisz nową cnotę sobie, 
Pójdziesz gościńcem od Boga wskazanym, 
Oprzesz się złemu z męztwem niezachwianem. 
Zniesiesz ubóstwo i ciężar niedoli, 
A Bóg ci szczęścia na ziemi pozwoli, 
I w przyszłym życiu zgotuje nagrodę.” 
Weszła nauczka w serduszko młode, 
I inne dzieci, co to słyszały 
Pobożnie rączki składały, 
I rzekły razem: „Dziaduniu miły! 
Wszystko co mówisz, będziemy robiły.” 
A on ich żegnał, twarz łzami rosił, 
I Boga dla nich o pomoc prosił. 
 
Ludmiłka
«Jakże piękne książeczki musi mieć Ludmiła, 
Z nich się pewnie grzeczności takiej nauczyła, 
Nic dziwnego, że każdy jej postępki chwali,» — 
Tak Wicuś i Karolek z sobą rozmawiali. 
Raz byli u niej w domu. Karolek się pyta: 
«Jakie też książki czyta?» 
Na to odpowie Ludmiła: 
«Jeszcze mnie mama czytać nie uczyła. 
A jeżeli co kiedy dobrego uczynię, 
To z przykładu jedynie. 
Skoro się moja lalka zbytecznie wystroi, 
Mama mówi: jej taki ubiór nie przystoi. 
Odmieniam zaraz suknię. Ztąd wnioskuję sobie 
Ludmiło! i ty nie myśl o próżnej ozdobie. 
Gdy się myje kanarek, to myślę: Ludmiło! 
Zapomnieć o porządku pięknieżby to było? 
Kiedy wołam na pieska, on zaraz przybiega, 
To mnie nieznacznie ostrzega, 
Ażeby być posłuszną na mamy rozkazy, 
Bo jej przykro, gdy mówi o jedno dwa razy. 
Takich tylko nauczek trzyma się Ludmiła, 
Im winna, jeśli serce trochę poprawiła.»  
 
Pelikan i bocian
Opuszczon od rodziców, przyjaciół, rodziny, 
Żył samotnie pelikan pośród gęstej trzciny, 
I tem jedynie gorycz osładzał tęsknoty, 
Że nie zboczył z drogi cnoty. 
Chociaż go wszystko prawie opuściło w świecie 
Znalazł on rozkosze przecie, 
I nie zazdrościł gdy marnej igraszki 
Inne po borach używały ptaszki. 
Bocian, którego miłość ku rodzicom znana, 
Napotkał samotnego w brzegach pelikana. 
Oddawna pragnął po znać tego pustelnika; 
Widok jego postawy czcią gościa przenika; 
Dobremu jak on dziecku jakąż radość sprawia, 
Widzieć tego, co dzieciom własną pierś rozkrwawia? 
«Synu zacnych rodziców! rzekł bocian wzruszony, 
Przypadek mię tu w twoje przyprowadza strony, 
Ale jakżem szczęśliwy, że tego poznaję, 
Co miłości ojcowskiej rzadki przykład daje, 
Lecz co widzę? tyś wesół, choć żyjesz w pustyni? 
Cóż cię na rozkosz świata obojętnym czyni?» 
«Mam ja, rzecze pelikan, okropne zgryzoty, 
Niedawnom stracił matkę, uwielbianą z cnoty, 
Opuścili mię wierni niegdyś przyjaciele, 
Z nikim ani pociechy, ani łez nie dzielę; 
Lecz Bóg, co okiem łaski na wszystkich spoziera, 
On jeszcze nieszczęsnego pelikana wspiera. 
Za tę małą cierpliwość, z którą troski znoszę, 
Wlał w serce moje, innym nieznane rozkosze: 
Te osładzają życie powleczone chmurą, 
I w niebo przemieniają pustynię ponurą.» 
Kto się z młodu nauczył mężnie walczyć z losem, 
Cenić rozkosze serca, iść za cnoty głosem, 
Komu czarnych sumienie wyrzutów nie czyni, 
Ten może być szczęśliwym nawet wśród pustyni. 
 
Adaś
«Zegnij to małe drzewko!» rzekł ojciec do syna. 
Adaś je łatwo zgina. 
«A to większe.» Już trudniej, jednak żwawe dziecię, 
Zgina je przecie. 
«Teraz, luby Adasiu, gnij to drzewko spore, 
Co już znacznie od ziemi podniosło się w górę.» 
Próżne usiłowania — Adaś zmordowany, 
«Ja go, rzecze, nie wzruszę, mój tato kochany.» 
«Otóż widzisz mój synu, — rzekł ojciec ze łzami — 
Coś doświadczył na drzewach, to się dzieje z wami: 
Pókiście jeszcze młode, jak pierwsza drzewina, 
Ojciec w którą chce stronę łatwo was nagina, 
Ku pracy, pobożności, nauce i cnocie; 
Ale skoro wzrośniecie w nałogach, ciemnocie, 
Już was ojciec sprostować nie zdoła, jak pragnie, 
Już was do cnoty nie nagnie.» 
 
Dwa gołąbki
Dwa podobne gołąbki, bieluchne jak mleko, 
Zrodzone, wychowane od siebie daleko, 
Przypadkiem, czy pociągiem niewidzialnej siły, 
Razem się jakoś złączyły. 
Serce do serca przylgnęło odrazu, 
Jakby magnes ku żelazu. 
Już od pierwszego na siebie spojrzenia, 
Jedno z drugiem duszę mienia: 
I tak ogniwy łączą się ścisłemi, 
Że nikogo prócz siebie nie widzą na ziemi. 
Razem jedzą, razem piją. 
Jednem prawie tchnieniem żyją. 
Jedno gniazdo sobie ścielą, 
Jednem się ziarnkiem dzielą. 
Gdyby kto widział miłość, wierność, zgodę, 
Jaka łączyła te ptaszyny młode, 
Wyznałby z trjumfem przecie, 
Że jest jeszcze przyjaźń w świecie. 
Lecz niema szczęścia bez trosk, jak róży bez cierni; 
Niedługo z sobą żyli przyjaciele wierni: 
Jeden pociskiem śmierci ugodzony skrycie, 
Drugi pozostał by wiódł nędzne życie. 
Ale bóstwo na świecie wszystko mądrze czyni, 
Ów, co zgasł, ciągnie rydwan Knidyjskiej bogini, 
A ten, co tu na ziemi łzy rozpaczy leje, 
Z nim się przecież połączyć ma jeszcze nadzieję.  
 
Żydek
Szła dziecinka, biedna wynędzniała, 
Oczki rączką zasłaniała, 
Spostrzega to przez okno dobroczynna pani, 
I chleba posyła dla niej. 
Cieszy się już zawczasu myślą pięknej cnoty, 
Bo cóż milej, jak ulżyć cierpieniom sieroty? 
Wkrótce powraca z chlebem służąca zdyszana, 
„Ach — rzecze — pani kochana! 
To żydziak, a któż widział wspomagać żydziaka?” 
Dobrą panią uwaga oburzyła taka. 
„Ale biedny — odpowie wesprzeć go potrzeba; 
Idź, natychmiast mu zanieść ten kawałek chleba 
On bliźni, nic nie znaczy w wyznaniu różnica, 
Wszak jednakowo słońce wszystkim nam przyświeca.”  
 
Wiewiórka i małpa
Jeszcze w zielonej skórce, 
Dostał się orzech wiewiórce, 
Ledwie go dotknie drobnemi ząbkami, 
„Jakże mię, rzecze, moja matka mami, 
Nieraz mi to powiadała, 
Że orzeszek potrawa arcydoskonała. 
Dziękuję za nią”. Wtem rzuci orzechem, 
Podjęła go małpa z śmiechem; 
Bierze w łapki, rozłupywa, 
Słodkie ziarnko wydobywa, 
I gdy go zajada sama, 
Rzecze wiewiórce: „Dobrze mówi mama, 
Dobry orzeszek, lecz trzeba zgryść wprzódy. 
Trzeba wprzód popracować, kto chce mieć wygody.”  
 
Zwierciadło Rózi
Raz kiedy Rózia zapłakaną była, 
Mama zwierciadło przed nią postawiła. 
„Patrzno, rzecze, ta dziewczynka, 
U której tak krzywa minka, 
Co jej oczki łezka słoni, 
I wesoło spojrzeć broni, 
Co twarzyczkę ma nabrzmiałą, 
W plamkach całą, 
U której na czole chmurka, 
To jest Rózia moja córka. 
Pamiętaj dobrze, coś teraz widziała”. 
Potem o zwierciadełku Rózia zapomniała, 
Była grzeczna, uprzejma, wesoła, 
Chmurka ustąpiła z czoła, 
Śliczny błysnął rumieniec na twarzyczce białej, 
Oczy jak gwiazdki błyszczały. 
Znowu do zwierciadełka prowadzi ją mama 
„Widziałaś tu dziewczynkę, patrz, czy to ta sama?” 
Rózia swym oczom wierzyć nie może. 
Jak się w tem szkiełku zmieniło, mój Boże! 
Uśmiechnęła się matka. — „Nie, Róziu kochana, 
W tobie, ale nie w szkiełku nastąpiła zmiana, 
Gdy Rózia będzie grzeczna, łagodna, wesoła, 
Szkiełko zeszpecić nie zdoła; 
Gdy się tem nie przyozdobi, 
Piękną zwierciadło nie zrobi”. 
 
Kruk z dzwonkiem
Nie jest to nowiną żadną, 
Że kruki kradną; 
Jednak i dla człowieka zda się stąd nauka: 
Na pewnym dworze wychowano kruka; 
A ponieważ go wzięto, ledwo się urodził, 
Nie więziono go w klatce, gdzie chciał sobie chodził 
Z pokoju do pokoju, bez żadnej przeszkody, 
Przechadzał
1 ... 4 5 6 7 8 9 10 11 12 ... 21
Idź do strony:

Darmowe książki «Józef Ignacy Kraszewski, Bajki i powiastki - Stanisław Jachowicz (czytelnia internetowa .TXT) 📖» - biblioteka internetowa online dla Ciebie

Uwagi (0)

Nie ma jeszcze komentarzy. Możesz być pierwszy!
Dodaj komentarz