Srebrna zajęczyca i inne baśnie - Guido Gozzano (pedagogiczna biblioteka txt) 📖
Guido Gozzano jest w historii literatury włoskiej znany przede wszystkim jako poeta. Niewielu zaś wie, że był także autorem baśni i opowiastek, napisanych w latach 1909–1914 z myślą o najmłodszych czytelnikach i opublikowanych najpierw na łamach czasopism „Corriere dei piccoli” („Kurier dziecięcy”) i „Adolescenza” („Młodość”).
Srebrna zajęczyca i inne baśnie to wybór 18 baśni, wśród których Czytelnicy znajdą historię o księżniczce Nazzarenie, uwięzionej w ciele tytułowej srebrnej zajęczycy; o niemożliwej miłości Pierwiosnka i księżniczki Śnieżynki czy o zaczarowanej tańczącej, śpiewającej i grającej wodzie, która pomoże zdjąć urok z króla, ojca trzech pięknych księżniczek zamienionych w wieprze. Sześć z nich zostało zilustrowanych przez Adama Kołakowskiego — to pierwsza książka z ilustracjami udostępniona na Wolnych Lekturach.
- Autor: Guido Gozzano
- Epoka: Modernizm
- Rodzaj: Epika
Czytasz książkę online - «Srebrna zajęczyca i inne baśnie - Guido Gozzano (pedagogiczna biblioteka txt) 📖». Wszystkie książki tego autora 👉 Guido Gozzano
Nieznajomy zniknął, a Fortunato udał się pośpiesznie do swojej rezydencji.
Ale rezydencji już nie było.
Śnieg padał i padał w ten smutny grudniowy wieczór. Za drzewami porastającymi obejście Fortunato ujrzał swoją starą, ubogą chatę, oświetloną wątłym blaskiem lampy oliwnej. Usłyszał po chwili krzyk swoich głodnych dzieci. Pałac, służba, złoto, biesiadnicy, sala o ścianach wyściełanych adamaszkiem — wszystko to rozpłynęło się jak po przebudzeniu ze snu.
W jego sercu znów zagościła czuła troska, wstąpił ponownie na drogę pobożności i ubóstwa.
Tak to było, gdy Jezus wędrował po świecie i odwiedzał ludzi, przebierając się w rozmaite szaty, by w ten sposób sprowadzić ich na dobrą drogę.
Przekład — Joanna Wańczyk
Pewien książę, powracając z polowania, ujrzał w tumanach kurzu chłopca, mniej więcej ośmioletniego, który smacznie sobie spał na poboczu drogi. Książę zsiadł z konia i obudził malca:
— Co tu robisz, moje dziecko? — zapytał.
— Nie wiem — odpowiedział malec, śmiało spoglądając na księcia.
— Gdzie jest twój ojciec?
— Nie wiem.
— A twoja matka?
— Nie wiem.
— Skąd jesteś?
— Nie wiem.
— Jak masz na imię?
— Nie wiem.
Książę wziął chłopca na koń i pognał do zamku. Tam przekazał go pod opiekę służbie.
Chłopcu nadano imię Niewiadomek.
Gdy Niewiadomek skończył dwadzieścia lat, został książęcym giermkiem. Pewnego dnia podczas konnej przejażdżki przez miasto książę rzekł do młodzieńca:
— Jestem z ciebie bardzo zadowolony, i dlatego chciałbym ci podarować wspaniałego konia, wyłącznie na twój osobisty użytek.
I pojechali razem na targ. Niewiadomek długo oglądał dorodne konie, jednak żaden nie przypadł mu do gustu, odjechali więc bez niczego. W drodze powrotnej do zamku chłopak zauważył stojącą przed młynem starą, prawie ślepą klacz, która obracała kierat. Niewiadomek przyjrzał się uważnie zwierzęciu, po czym rzekł:
— Panie, oto rumak dla mnie!
— Chyba żartujesz?! — zdumiał się książę.
— Panie, uszczęśliwisz mnie, jeśli mi ją kupisz.
Książę, z początku zniesmaczony pomysłem, w końcu uległ prośbom chłopca i kupił klacz. Oddając ją w ręce Niewiadomka, młynarz szepnął mu do ucha:
— Widzisz te sploty na jej grzywie? Za każdym razem, gdy rozsupłasz jeden z nich, koń przeniesie cię w mgnieniu oka pięćset mil dalej.
Książę i Niewiadomek wrócili na zamek.
Kilka dni później książę otrzymał zaproszenie od samego króla. Zabrał ze sobą swojego giermka i przez kilka dni razem gościli na królewskim dworze. Pewnej nocy, gdy na niebie jaśniał księżyc w pełni, Niewiadomek wybrał się na spacer po parku. Podczas przechadzki ujrzał zawieszony na jednym z drzew lśniący w blasku księżyca diamentowy naszyjnik.
— Od dziś będziesz należeć do mnie! — wykrzyknął.
— Nie rób tego, bo pożałujesz! — rozległ się w pobliżu tajemniczy głos.
Niewiadomek rozejrzał się po okolicy. To jego klacz przemówiła ludzkim głosem. Wahał się przez chwilę, aż w końcu uległ pokusie i wziął naszyjnik.
Król powierzył Niewiadomkowi opiekę nad swoimi końmi. Nocą w czasie służby giermek oświetlał stajnię lśniącym naszyjnikem. Pozostali stajenni, zazdrośni o względy, jakimi młodzieniec cieszył się u króla, rozpowiedzieli, że w stajni lśni jakieś budzące podejrzenia światło i zasugerowali, jakoby Niewiadomek oddawał się czarnej magii. Król postanowił sam się o tym przekonać. Udał się pewnej nocy do stajni i zobaczył silne światło bijące od zawieszonego na jednym ze żłobów naszyjnika. Nakazał aresztować Niewiadomka, a następnie zwołał stołeczną Radę Starszych w celu odczytania napisu widniejącego na zapince klejnotu. Jeden leciwy mędrzec odkrył, że naszyjnik jest własnością Zielonowłosej Piękności, najwynioślejszej księżniczki na świecie.
— Albo sprowadzisz mi tu Zielonowłosą Piękność, albo pożegnasz się z głową! — rzekł król.
Zrozpaczony Niewiadomek poszedł do stajni i płakał wtulony w lichą grzywę swojej klaczy.
— Wiem, co cię trapi — przemówiło wierne zwierzę. — To kara za to, że wówczas w parku zabrałeś ze sobą naszyjnik wbrew mej radzie. Ale głowa do góry, posłuchaj mnie uważnie: poproś króla o zapas owsa i dużo pieniędzy, a następnie szykuj się do drogi.
Król spełnił prośbę Niewiadomka, który wraz ze swoją wychudzoną klaczą wyruszył w podróż. W końcu dotarli nad morze. U brzegu szamotała się zaplątana w algi ryba.
— Uwolnij biedaczkę! — rzekła klacz.
Niewiadomek postąpił zgodnie z radą klaczy, a ryba wynurzyła się z wody i przemówiła ludzkim głosem:
— Uratowałeś mi życie, jestem twoją dłużniczką. Zawołaj mnie, gdy znajdziesz się w potrzebie, a natychmiast się zjawię.
Podczas swojej dalszej wędrówki Niewiadomek i klacz ujrzeli uwięzionego w sidłach ptaka.
— Uwolnij go! — rzekła klacz.
Niewiadomek ponownie postąpił zgodnie z jej radą, a wdzięczny ptak odezwał się w te słowa:
— Dziękuję, Niewiadomku. Jestem twoim dłużnikiem. Gdy znajdziesz się w potrzebie, wezwij mnie, a odwdzięczę ci się.
W końcu dotarli do zamku Zielonowłosej Piękności.
— Ruszaj śmiało! — powiedziała klacz. — I niczego się nie obawiaj! Jeśli napotkasz księżniczkę, przyprowadź ją tutaj, wtedy wykonam dla niej cudowny taniec.
Niewiadomek zakołatał do drzwi. W drzwiach ukazała się niezwykłej urody dama, którą Niewiadomek wziął za księżniczkę.
— Księżniczko...
— Nie jestem księżniczką — powiedziała dama, po czym zaprowadziła go do następnej komnaty, gdzie czekała na niego jeszcze piękniejsza kobieta.
Ta z kolei zaprowadziła go do innej piękności czekającej w sąsiedniej sali. W każdej kolejnej komnacie oczom Niewiadomka ukazywała się dama obdarzona jeszcze bardziej niezwykłą urodą. A wszystko po to, by oswoić młodzieńca z olśniewającym blaskiem Zielonowłosej Piękności.
Księżniczka uprzejmie powitała Niewiadomka. A następnego dnia zgodziła się obejrzeć taniec zwierzęcia.
— Księżniczko, jeśli dosiądziesz mojej klaczy, wtedy ta porwie cię do cudownego tańca.
Księżniczka, z początku niepewna, w końcu dosiadła klaczy.
A wtedy Niewiadomek doskoczył do klaczy, chwycił ją za grzywę, rozsupłał jeden ze splotów i w mgnieniu oka wszyscy troje znaleźli się przed królewskim pałacem.
— Ty oszuście! — krzyknęła księżniczka. — Tak łatwo nie dam za wygraną. Zobaczysz, że zanim poślubię króla, dostaniesz jeszcze za swoje!
Niewiadomek uśmiechał się zadowolony.
— Królu, oto Zielonowłosa Piękność.
Zauroczony urodą księżniczki król chciał ją natychmiast poślubić.
Księżniczka zażądała jednak, by najpierw sprowadzono jej wysadzaną klejnotami złotą spinkę, którą zostawiła w garderobie swojego pałacu.
Król zlecił to zadanie Niewiadomkowi pod groźbą utraty życia. Jednakże po uprowadzeniu Zielonowłosej Piękności młodzieniec bał się wrócić do jej pałacu i smutnym wzrokiem prosił swą klacz o pomoc.
— Pamiętasz tego ptaszka, którego wyswobodziłeś z sideł? — odezwała się klacz. — Wezwij go, a on ci pomoże!
Ptak zjawił się na wezwanie.
— Nie martw się, Niewiadomku! Zdobędę dla ciebie spinkę księżniczki.
Zleciały się wezwane przez niego rozmaite ptaki. Lecz żaden z nich nie był na tyle smukły, żeby przecisnąć się przez dziurkę od klucza do komnaty księżniczki. W końcu podołał temu zadaniu strzyżyk, który stracił przy tym całe swoje upierzenie. Przekazał spinkę Niewiadomkowi, który z kolei błyskawicznie dostarczył ją księżniczce.
— Pani, nie masz już żadnego innego pretekstu do tego, by opóźniać zaślubiny — powiedział król.
— Mylisz się, mój panie, jest jedna rzecz, bez której nigdy nie zostanę twoją żoną.
— Twoje życzenie to dla mnie rozkaz!
— Brakuje mi pierścionka, tego, który wpadł mi do morza, gdy do ciebie jechałam.
Także tym razem król zlecił odnalezienie pierścionka Niewiadomkowi, który bezzwłocznie wyruszył wraz ze swoją wierną klaczą w podróż. Gdy dotarł nad morze, wezwał na pomoc rybę:
— Głowa do góry, Niewiadomku, odnajdę dla ciebie ten pierścień.
Ryba niezwłocznie powiadomiła swoje towarzyszki i wieść rozeszła się po całym morzu. Wkrótce odnalazły one pierścień w odnogach koralowca.
Księżniczka musiała zgodzić się na zaślubiny.
Nadszedł dzień wesela i huczny korowód ruszył w stronę katedry.
Niewiadomek i jego klacz szli w królewskim orszaku, a następnie razem weszli do świątyni, co oburzyło wszystkich gości.
Po zakończonej ceremonii klacz zrzuciła z siebie końską skórę i oczom zebranych ukazała się księżniczka przewyższająca urodą Zielonowłosą Piękność. Chwyciła Niewiadomka za rękę i rzekła:
— Jestem córką króla Tartarii. Udaj się ze mną do krainy mego ojca, a zostanę twoją żoną.
Niewiadomek i księżniczka pożegnali zaskoczonych gości, po czym słuch po nich zaginął.
Przekład — Justyna Dzik
Pewien król miał trzy córki, piękne jak gwiazdy na niebie, a miłował je ponad wszystko na świecie.
Król był wdowcem i któregoś dnia ożenił się ponownie. W życiu trzech dziewcząt nastał wówczas bardzo smutny czas. Macocha była zazdrosna o bezgraniczne uczucie, jakim król darzył córki, i skrycie ich nienawidziła. Próbowała wszelakich sztuczek, by dziewczęta popadły w niełaskę u ojca, jednak widząc, że oszczerstwa, miast umniejszać, potęgowały jego miłość wobec córek, postanowiła zasięgnąć rady czarownicy.
— Można je uśmiercić — odpowiedziała wiedźma.
— Niemożliwe. Król zamordowałby także mnie.
— Można je trwale oszpecić.
— Nie ma mowy. Król by mnie zabił.
— Można by rzucić na nie jakiś czar.
— Czar, za sprawą którego ojciec znienawidzi je na zawsze.
Wiedźma długo się zastanawiała, po czym rzekła:
— Tak też się stanie, wasza wysokość. Ale musisz mi najpierw przynieść wyrwany przez ciebie własnoręcznie włos każdej z nich i wyrwane również własnoręcznie przez ciebie włosy ze szczeciny trzech świń.
Macocha wróciła do pałacu, a rankiem następnego dnia weszła uśmiechnięta do komnat trzech księżniczek, podczas gdy służki czesały ich faliste włosy.
— Córeczki moje — powiedziała czułym głosem — nauczę was nowej fryzury mojej własnej inwencji.
I zabrawszy grzebień z rąk dwórek, uczesała Doralice.
— Aua! Wyrywa mi mama włosy!
Uczesała Lionellę.
— Aua! Wyrywa mi mama włosy!
Uczesała Chiarettę.
— Aua! Wyrywa mi mama włosy!
Pożegnała pasierbice i wyszła z trzema włosami owiniętymi wokół palca wskazującego. Minęła ogrody, podwórza, doszła do obejścia, weszła do chlewu i swoimi upierścienionymi palcami wyrwała po włosku ze szczeciny trzech chrząkających świń.
Następnie wróciła do wiedźmy.
Czarownica włożyła do alembiku trzy złociste włosy i trzy czarne strzępki włosia, dodała do nich wyciąg z tajemnych ziół, po czym wydestylowała z tego zielonkawe krople, które następnie zebrała do małej buteleczki.
— Proszę, niech wasza wysokość wleje to do kielicha króla w czasie obiadu. To zaklęcie zamiany, efekt będzie natychmiastowy.
Królowa zdjęła ze swej korony najpiękniejszy kamień, podarowała go wiedźmie i odeszła.
IIDo zamkowego stołu zasiedli: król, królowa, trzy księżniczki, pięćset dam i pięciuset rycerzy.
Królowa podstępnie wlała do królewskiego pucharu zaklęty eliksir i z niepokojem czekała, co się stanie. Król, ledwie zaczerpnął z kielicha, wytrzeszczył oczy, jakby ogarnięty jednocześnie gniewem i zdumieniem, po czym wstał i wskazał na córki:
— Co to za kpiny? Kto umieścił trzy świnie na miejscu moich córek? Żarty sobie stroicie? Wynocha stąd! Wynocha, brudne wieprze!
I zerwawszy się na równe nogi, zaczął okładać swoje córki, popychać je i gonić przez sale, ogrody, podwórka, aż do chlewu, gdzie je zamknął.
Z chlewu wyciągnął z kolei trzy tłuste świnie i począł je obejmować, wypowiadając na głos imiona swych córek, po czym zaprowadził je do pałacu i posadził przy stole na krzesłach trzech księżniczek.
— Chiaretto, Doralice, Lionello, biedaczki wy moje, kto wam uczynił taką zniewagę, że was tam zamknął?
I czule je całował.
Wszyscy siedzący przy stole dworzanie śmiali się.
Król zmarszczył brwi.
— Co was tak bawi?
Wtedy wstał jeden z rycerzy i rzekł:
— Niech wasza wysokość wybaczy, ale to są trzy świnie!
Wściekły król kazał go natychmiast wtrącić do lochu w podziemiach wieży.
I znów począł całować trzy chrząkające prosiaki.
Dworzanie nie przestawali się śmiać.
— Co was tak bawi?
Wstał drugi rycerz:
— Niech wasza wysokość wybaczy, ale Bóg mi świadkiem, to nie są trzy królewny, ale trzy świnie.
Król kazał go niezwłocznie ściąć za obrazę majestatu. Wtedy dworzanie przestali się śmiać.
Trzy wieprze ubrano w królewskie szaty i ozdobiono klejnotami, a usługiwało im sto służek. Król chciał je zawsze mieć przy boku. Towarzyszył im na spacerach, przy stole, na dworze królewskim, w tańcach i na przyjęciach. A gdziekolwiek świnie przechodziły, damy i rycerze rozstępowali się, kłaniając się im do samej ziemi, jakby to były królewskie córki.
Jednak wszyscy tłumili w sobie śmiech, mrucząc pod nosem:
— Idzie oszalały król, idzie król świniopas!
IIIChiaretta, Lionella i Doralice spędzały swoje dni w chlewie, płacząc i wołając o litość. Król, który lubił osobiście doglądać swojego gospodarstwa, przechodził czasem z królową obok chlewu. Wtedy córki, zanosząc się błagalnym szlochem, wyciągały ręce w stronę ojca i wołały:
— Ojcze! Ojcze drogi, nie rozpoznajesz nas? Jesteśmy twoimi córkami! Czym ci zawiniłyśmy? Za co się na nas mścisz? Uwolnij nas, na litość boską!
Król spoglądał na nie rozkojarzony przez ogrodzenie chlewu i mówił do królowej:
— To dziwne, jak te trzy wieprze żałośnie chrząkają i wyciągają do mnie racice.
Niespokojna królowa chciała pozbyć się raz na zawsze pasierbic.
— Spójrz tylko, jakie one są już dorodne i różowiutkie. Według mnie nadają się do zjedzenia...
— Dobry pomysł! — odpowiedział król. — Jeszcze dziś rozkażę je ubić.
Trzy królewny padły nieprzytomne na ziemię.
IVOdzyskały przytomność na widok błysku ogromnych noży. Każdą z nich przywiązano za kończyny do grubych kijów, a następnie
Uwagi (0)