Ze skarbnicy midraszy - Autor nieznany (czytanie ksiazek online txt) 📖
Midrasze to przypowieści i anegdoty, które dzięki swojej łatwej w opowiadaniu formie, były przekazywane z pokolenia na pokolenie nauczając prawd judaizmu.
Według tradycji żydowskiej są one częścią Tory, którą Mojżesz otrzymał od Boga, a którą zaczęto spisywać dopiero w pierwszych wiekach naszej ery. Niniejszy wybór 270 midraszy, dokonany przez Michała Friedmana, przybliża kulturę żydowską, jej zwyczaje i prawa przy pomocy niejednokrotnie zabawnych, a często przerażających, opowieści rabinicznych. Znajdziemy tu historie komplementarne do tych z chrześcijańskiego Starego Testamentu, jak również opowieści z życia żydowskich mędrców.
- Autor: Autor nieznany
- Epoka: Starożytność
- Rodzaj: Epika
Czytasz książkę online - «Ze skarbnicy midraszy - Autor nieznany (czytanie ksiazek online txt) 📖». Wszystkie książki tego autora 👉 Autor nieznany
— Kim jesteś? Jak się tu znalazłaś?
Kobieta opowiedziała mu wszystko. Od wyjazdu męża do oszczerczego oskarżenia i niesłusznego wyroku. Na koniec zapytała, dokąd udają się z synem.
— Idziemy — odpowiedział — do Jerozolimy. Mój syn podejmie tam naukę Tory.
— Jeśli mnie weźmiesz z sobą, podejmę się nauczania twego syna. Znam bardzo dobrze Biblię, proroków i Pismo.
Rankiem następnego dnia udała się wraz z nimi do miasta. Zatrzymała się w jego domu i przystąpiła do edukowania jego syna.
Pewnego dnia służący, któremu przypadła do gustu, przystąpił do niej z nieprzyzwoitą propozycją. Obiecywał jej złote góry. Kobieta, rzecz jasna, odrzuciła. Chwycił nóż, żeby ją zabić. Ona się uchyliła i nóż trafił w serce chłopca, którego uczyła. Chłopiec padł martwy, a zabójca uciekł. Rozpacz ojca, który po powrocie do domu zastał syna martwego, nie miała granic.
— Nie mogę znosić dalej obecności nauczycielki w domu — oświadczył jej. — Po tym, co się stało, musisz opuścić mój dom. Za każdym bowiem razem, kiedy cię widzę, przypomina mi się syn.
Kobieta opuściła dom. Nie mając dokąd się udać, zaczęła wędrować po kraju. Wędrowała tak długo, aż doszła do morza. Kiedy stała nad brzegiem, nagle i niespodziewanie przybił do niego statek piracki. Piraci porwali ją na statek i odpłynęli na pełne morze. Po jakimś czasie rozszalał się na morzu sztorm. Wysokie fale miotały statkiem, zaczął tonąć. Wśród piratów powstała kłótnia. Zaczęli się nawzajem oskarżać o to, kto jest przyczyną katastrofy. Postanowili rozstrzygnąć to przez losowanie. Los padł na nieszczęsną kobietę. Zaczęli ją wypytywać, kim jest i czym się zajmuje.
— Jestem Żydówką — odpowiedziała. — Służę Bogu, który stworzył niebo i ziemię.
Po tym oświadczeniu opowiedziała im całą swoją historię. Piraci, którzy tymczasem jako tako usunęli awarię, poczuli dla niej litość i postanowili wysadzić ją na pierwszej napotkanej wyspie. Zbudowali dla niej na wyspie domek i odpłynęli w dalszą drogę.
Kobieta, znalazłszy się na zaludnionej wyspie, zaczęła zbierać zioła lecznicze. Była doświadczoną lekarką i znała się na leczeniu ziołami. Wyleczyła wielu ludzi z różnych chorób skórnych. Stała się sławna i dorobiła się dużej fortuny.
Tymczasem mąż wrócił z dalekiej podróży i dowiedział się o jej ukamienowaniu. Bóg zaś dla ukarania oszczerców zesłał na nich plagę. Zarówno jego brat, jak i fałszywi świadkowie dotknięci zostali trądem. Mąż ukamienowanej kobiety spełnił ich prośby i zawiózł na wyspę, na której działała sławna lekarka.
Przybyli na miejsce i udali się do jej domu. Ona ich od razu poznała, ale oni jej nie. Zwrócili się do niej z prośbą:
— Wielce szanowna pani. Przybywamy z dalekiego kraju. Słyszeliśmy o cudownych twoich umiejętnościach leczenia trądu. Wylecz nas, a my cię obsypiemy złotem i srebrem.
— Umiem leczyć ludzi tylko w tym przypadku, kiedy wyznają swoje wielkie grzechy. Bez takiego wyznania moje lekarstwa nie działają.
Zaczęli więc wyznawać swoje grzechy, ale tylko częściowo. Najważniejsze zataili.
— Czytam z waszych twarzy, że popełniliście wielki grzech, do którego nie chcecie się przyznać. Jak długo nie powiecie mi prawdy, tak długo leki będą nieskuteczne.
Wtedy dopiero wyznali całą prawdę. W obecności męża lekarki opowiedzieli wszystko od A do Z.
— Wreszcie przyznaliście się — zawołała lekarka. — Żadne jednak lekarstwo na świecie nie pomoże wam. Nakazu Boga nie można bezkarnie lekceważyć. Jesteście złoczyńcami. Oszczerstwo musi być ukarane, a wyście zgrzeszyli oszczerstwem. Ja właśnie jestem tą kobietą, którą skrzywdziliście. Ja zostałam przez was niewinnie skazana na śmierć i ukamienowana. Bóg jednak jest miłosierny i mnie uratował. Mężczyzna, który przywiózł was do mnie, jest moim mężem. Bóg zna wszystkie tajemnice każdego stworzenia. On ujawnia wszystkie ukryte myśli i czyny.
Trzej oszczercy umarli. Trądu nie dało się wyleczyć. Sprawiedliwości stało się zadość. Mąż odzyskał wierną żonę i resztę życia spędzili w radości i szczęściu.
Rabbi Iszmael977 opowiada, że pewnego razu anioł Hagnesgael tak do niego powiedział: „Usiądź przyjacielu, na moich kolanach, a powiem ci, co czeka Żydów w przyszłości”.
Siedziałem na jego kolanach, a on patrzył na mnie i płakał. Rzęsiste łzy spływały z jego oczu i oblewały moją twarz. Zapytałem go:
— Jasny, świetlisty aniele, dlaczego płaczesz?
— Chodź — odpowiedział — zaprowadzę cię tam, gdzie przechowany jest los świętego narodu żydowskiego.
I wziął mnie za rękę, i prowadził od jednego do drugiego pokoju, od jednego archiwum do drugiego. Wyciągnął stamtąd księgi, które zawierały rejestry nieszczęść i plag. Kiedy zapytałem go, na kogo mają te nieszczęścia i plagi spaść, odpowiedział:
— Na Żydów.
— Powiedz mi, czy Żydzi będą w stanie je przetrzymać?
— Przyjdź do mnie jutro, a powiem ci, że jeszcze większe nieszczęścia czekają twój naród.
Następnego dnia wprowadził mnie do dalszych pokoi. Pokazał mi rejestry większych nieszczęść, które mają spaść na Żydów. Jedni zginą od miecza, drudzy padną ofiarą rabunków, a jeszcze inni uprowadzeni zostaną do niewoli. A kiedym go zapytał, czy wypełniony już został rejestr ich nieszczęść, odpowiedział:
— Codziennie przybywa nowych i większych nieszczęść. Z chwilą jednak, kiedy Żydzi wchodzą do bóżnicy978 i wymawiają słowa modlitwy „Niech będzie Imię Jego wzniosłe i błogosławione na zawsze i na wieki”, wstrzymujemy bieg wydarzeń. Nieszczęścia przestają spadać na Żydów.
Pożegnałem się z aniołem i zacząłem schodzić na ziemię. Usłyszałem wtedy głos osoby mówiącej po aramejsku979:
— Przenajświętszy przybytek zostanie zburzony. Świątynia Pańska zostanie spalona. Pałac króla opustoszeje. Dziewczęta i chłopcy zostaną uprowadzeni do niewoli. Dzieci króla zostaną zamordowane. Czysty ołtarz zostanie splugawiony. Wszystkie świętości zostaną przez wrogów pohańbione. Z Jerozolimy980 pozostanie kupa gruzu i cała ziemia Izraela wyglądać będzie jak po trzęsieniu ziemi.
Usłyszawszy te okropne słowa, poczułem, jak ciarki przebiegają mi po grzbiecie, i po chwili zemdlałem. I kiedym leżał w omdleniu, podszedł do mnie anioł Chadarniel981 i tchnął we mnie siłę. Przywrócił mi duszę i postawiwszy mnie na nogi, zapytał:
— Przyjacielu, co ci się stało?
Ja mu na to tak powiedziałem:
— Powiedz mi, najjaśniejszy aniele, czy dla Żydów nie ma już żadnej pomocy?
— Chodź, przyjacielu, ze mną. Zaprowadzę cię do archiwów, w których przechowane są rejestry pocieszeń i pomocy zbawiennej dla Żydów.
I zaprowadził mnie do pomieszczeń, w których zobaczyłem całe plejady aniołów tkających wspaniałe szaty pomocy i pocieszenia. Wyrabiają korony życia i korony te inkrustują drogimi kamieniami i brylantami. Perfumują je przeróżnymi wonnościami i pachnącymi ziołami. Zapytałem:
— Dla kogo są te korony życia?
— Dla Żydów — odpowiedział.
Był żył kiedyś pewien bardzo bogaty człowiek. Miał wiele brylantów, mnóstwo złota i srebra. Z natury jednak był niesłychanie skąpy. Drugiego takiego skąpca chyba nie było na całym świecie. W poniedziałek i czwartek, dla przykładu, zwykł był nie chodzić do bóżnicy982, bo w te dni zbierano do puszki pieniądze na cele dobroczynne.
Miał jedną zbożną zaletę. Wykonywał jedną micwę983, jeden z nakazów Zakonu. Ta micwa była jego tarczą ochronną. Był mianowicie mohelem984. Dokonywał rytualnego obrzezania985 chłopców. Nie odstraszały go ani duże odległości, ani zła pogoda. Jeździł chętnie i pieniędzy za to nie brał. Ani u biednych, ani u bogatych.
Pewnego razu nawiedził go diabeł. Zjawił się przebrany za człowieka i oświadczył:
— Moja żona urodziła chłopca. Jutro ma się odbyć uroczystość obrzezania. Bądź łaskaw i przyjdź do nas. Mieszkam dość daleko stąd.
Skąpy bogacz przyjął zaproszenie. Wsiadł do jego wozu i pojechał z nim. Dojeżdżając do lasu skąpiec zauważył, że obrana droga nie jest ani gładka, ani równa. Konie musiały w nierównym tempie przeskakiwać przez nagle wyrosłe pagórki, aby za chwilę gwałtownie ześlizgiwać się w doliny. Wskutek zbyt szybkiej jazdy skąpiec nie mógł złapać tchu. Ogarnął go strach. Zaczął błagać powożącego, żeby zwolnił tempo, ale ten nie zwracał uwagi na jego prośby. Jeszcze mocniej popędził konie. Wreszcie dotarli do jakiegoś małego osiedla. Domów było tu niedużo, ale za to każdy był okazały i pięknie zbudowany. Diabeł wprowadził skąpego mohela do swego domu. Mohel od razu wszedł do pokoju położnicy. Ta na jego widok bardzo się ucieszyła.
— Zbliż się — powiedziała — chcę ci powierzyć tajemnicę. Nie jestem diablicą. Jestem człowiekiem. Kiedym była młodą dziewczyną, porwał mnie diabeł i siłą mnie poślubił. Urodziłam chłopca i chcę, żebyś go obrzezał. Ostrzegam cię też przed spożyciem czegokolwiek w tym domu. Nie tknij ani jedzenia, ani napoju, jeśli chcesz zachować życie. Nie przyjmij też ani od mego męża, ani od kogoś innego w tym osiedlu żadnego prezentu.
Nasz mohel, czyli skąpy bogacz, dopiero teraz połapał się, gdzie się znajduje. Słowa kobiety przejęły go do głębi. Wieczorem podczas kolacji, na której byli sąsiedzi gospodarza, nie tknął niczego z suto zastawionego stołu. Wykręcił się, że jest zmęczony drogą. Zaraz też udał się do przydzielonego mu pokoju gościnnego na odpoczynek.
Następnego dnia w domu gospodarza zjawiło się więcej niż podczas wczorajszej kolacji gości. Były to same biesy986 i diabły udające ludzi. Mohel zdawał sobie z tego sprawę i miał się na baczności. Obrzezania dokonał według wszystkich reguł Zakonu, ale przy biesiadnym stole powstrzymał się od jedzenia i picia. Był wystawiony na ciężką próbę, gdyż był bardzo głodny, a zapach doskonałych potraw drażnił podniebienie i wzmagał apetyt. Na pytanie o powód powstrzymywania się od jedzenia odpowiedział, że zgodnie ze swoim zwyczajem pości w dniu, kiedy dokonuje obrzezania.
Po uczcie gospodarz domu zaprosił go do drugiego pokoju, żeby mu coś ciekawego pokazać. Pokój był duży. Właściwie była to sala wypełniona mnóstwem drogich srebrnych przedmiotów.
— Wiem — oświadczył gospodarz — że pan swoją pracę traktuje jako zbożny uczynek, jako micwę, za którą nie chce wziąć pieniędzy. Dlatego proszę o przyjęcie ode mnie pamiątki. Proszę sobie wybrać z tych rzeczy, co się panu podoba.
Mohel odmówił przyjęcia prezentu. Wtedy gospodarz wprowadził go do innej sali, w której było bardzo dużo złotych naczyń i biżuterii. I tym razem mohel nie chciał przyjąć prezentu.
Nie zrażony odmową gospodarz wprowadził mohela do następnej sali, która była istną skarbnicą diamentów i pereł.
— Weź pan, ile tylko dusza zapragnie — powiedział gospodarz.
Na widok takich skarbów mohel o mało się nie załamał. Już chciał wyciągnąć rękę po jakiś diament, ale w ostatniej chwili zdołał się opanować.
Na koniec gospodarz wprowadził go do zupełnie pustego pokoju, na którego ścianach wisiały tylko pęki kluczy. Mohel zatrzymał się i ze zdziwieniem w oczach zaczął je oglądać.
— Kiedy pokazałem panu złoto, srebro i drogie kamienie — powiedział do niego gospodarz — nie wyraził pan zdziwienia, a teraz na widok zwykłych żelaznych kluczy jest pan zdumiony. Dlaczego?
— Dziwię się, gdyż zauważyłem tu pęk takich samych kluczy, jakich używam do moich skrzyń, w których przechowuję cały majątek. Całe moje złoto, srebro i drogie kamienie.
Na te słowa gospodarz oświadczył:
— Za to, że był pan dla mnie przychylny, pofatygował się do mego domu i za usługę nie chciał wynagrodzenia, wyjawię panu tajemnicę. Otóż jestem królem bandy diabłów, których zadaniem jest policzyć się ze skąpymi bogaczami stroniącymi od świadczenia jałmużny. W naszym posiadaniu znajdują się klucze do waszych skarbów. Kiedy tacy jak pan bogacze umierają, majątek ich przechodzi do nas. Kto nie daje biednym jałmużny, ten musi oddać majątek diabłu.
Po tej rozmowie diabeł zaprzągł konie do wozu i odwiózł skąpego bogacza do domu. W drodze bogacz podjął niezłomne postanowienie, że od tej chwili będzie prowadził zupełnie inny tryb życia. Będzie pomagał krewnym i nie skąpił biednym jałmużny. Kiedy zaś wszedł do domu, zauważył, że przy pęku jego własnych kluczy wisi pęk kluczy od diabła.
Był kiedyś pewien bardzo pobożny mąż, który przysiągł sobie, że nigdy i od nikogo niczego za darmo nie przyjmie. Żył w skrajnej nędzy. Miał jedno tylko ubranie do noszenia w dzień i jedną kołdrę do spania w nocy. Nie dziw, że często opłakiwał swój los i prosił tylko Boga o pomoc. I mimo iż jego używane bez przerwy ubranie i kołdra rozleciały się na strzępy, a sam znalazł się na śmietniku, nie chciał od nikogo przyjąć jałmużny.
I oto pewnego dnia stanął przed nim przebrany za Araba sam prorok Eliasz987, który miłosiernym głosem tak do niego powiedział:
— Jeśli chcesz, pożyczę ci dwie srebrne monety. Przehandlujesz je i zarobisz na życie.
Biedak po namyśle wyraził zgodę. Wziął srebro i kupił za nie towar, który za dobrą cenę sprzedał. Za zarobione pieniądze kupił nową partię towaru i znowu na tym zarobił. Po upływie roku doszedł w ten sposób do dość pokaźnego majątku. Zapomniał wtedy tak dalece o dawnej swojej pobożności, że przestał nawet się modlić. Widząc, co się stało z tym pobożnym człowiekiem, Bóg uczynił Eliaszowi zarzut:
— Miałem na świecie jednego prawego i pobożnego człowieka, a ty mi go odebrałeś.
I zstąpił prorok Eliasz na ziemię, i poszedł do domu dawnego biedaka. Ten był po uszy pogrążony w interesach.
— Posłuchaj, człowieku — powiedział do niego Eliasz. — Ja jestem owym człowiekiem, który pożyczył ci dwie sztuki srebra. Odnajdź i zwróć mi je.
Udał się nowy bogacz na poszukiwanie sztuk srebra. Wkrótce je odnalazł i zwrócił prorokowi Eliaszowi. Zaraz po tym wydarzeniu majątek
Uwagi (0)