Nad przepaściami - Jan Kasprowicz (czytanie książek zalety .TXT) 📖
Krótki opis książki:
Przeczytaj książkę
Podziel się książką:
- Autor: Jan Kasprowicz
- Epoka: Modernizm
- Rodzaj: Liryka
Czytasz książkę online - «Nad przepaściami - Jan Kasprowicz (czytanie książek zalety .TXT) 📖». Wszystkie książki tego autora 👉 Jan Kasprowicz
potkną — wtedy śmiech
Rozlega się w przestworzu
Tysiącem strasznych, dzikich ech,
Jak echa burz na morzu.
Jak przeraźliwe echa burz,
Gdy z nieb padają gromy,
A wielkie statki idą już
Na drzazgi i na złomy.
To śmierć wysłała z swoich nor
Widm rozpętane moce
Na ten urwisty, skalny tor,
Skąd wieczny byt migoce;
To niepewności straszny ptak
Bije ciemnymi pióry:
Cień jego pada na ten szlak,
Co wiedzie w jasne góry.
Wyrzut się zrywa, niby szał,
Zadaje duszom razy,
Że obłamują kwiat swych ciał
O te krzemienne głazy.
Że pnąc się w sfery marnych złud,
Nie pomną w swej podróży,
Iż ten nadludzki, płonny trud Rozkwitom ciał nie służy.
I wraz świadomość w ślad tych mąk,
Niby potworna żmija,
Ten swój oślizły pręży krąg,
W dusze się żądłem wpija.
Wpija się w duszę olbrzym wąż,
Ze swojej rad zdobyczy,
Wyrywa wszystką siły miąż9
I syczy, syczy, syczy...
Syczy, że wieki ziemski lud
Wyprawiał swe wybrance
Do tych tajemnych życia wrót,
Na te zawrotne krańce.
I że już długich wieków wiek,
Wspinając się daremnie,
Upadał w przepaść słaby człek,
W jej nieprzejrzane ciemnie.
Że do padolnych tylko niw
Przyrosły byt człowieka:
Tu on kwitnący, tu on żyw,
Aż — końca się doczeka...
I syczy, syczy potwór–gad
Na tej przepastnej perci,
Że wszystko: człowiek, zwierz i kwiat
Podlega jednej śmierci.
Że śmierć nad wszystkim tron ma swój,
Owity w groźne cienie,
Że zmienia wszystko w rozkład, w gnój
I w mrok i w zapomnienie.
Tak syczy... syczy... na ten syk,
Wijący się u zboczy,
Trwoga wyrzuca z siebie krzyk,
Z ust białą pianę toczy
Rozpacz, idąca, niby straż,
W ślady błędnego grona,
Wykrzywia z śmiechu bladą twarz,
Wykręca swe ramiona...
VI
Rozpacz i trwoga i ów płaz —
Straszna świadomość końca —
Zmieniają w zamęt cichy czas
Południowego słońca.
Syk, krzyk, płacz, jęk i szału śmiech
I westchnień szept głęboki
Leją się ciężką falą ech
Na szczyty i na stoki.
Z każdego żlebu ciemnych gór,
Z każdej przepaści mgławej
Jęk się dobywa: wzdycha bór
I płacze pas siklawy.
Potok odbrzmiewa jęków tchom,
Cały w łkających pianach;
Szaleje głazów szary złom,
Skacząc po zdartych ścianach.
Z opocznych szczelin10, z skrytych jam,
Z wnętrza ponurej puszczy,
Jak długie pasmo mgławych plam,
Snuje się widmo tłuszczy.
Snuje się, wzmaga, gęsty kłąb
Wypełnia przestwór cały;
Szczytów zszarpanych zniknął zrąb,
Znikły urwiste skały.
Świat na nie spłynął, wszystek świat
Po tych przestworach sunie —
Za nim tysiące idą lat
W rozwianym w krąg całunie.
Świat tutaj spłynął... Łzy do stóp
Zlewają się zmroczone:
Ten płacze ojca, a ten w grób
Najdroższą niesie żonę.
Temu już w piersi zbrakło tchnień:
Na wieki żegna dziecię!
Rośnie łez fala... straszny dzień!...
O świecie! świecie! świecie!
Twojej boleści gdzie jest kres?
Gdzie raju ciche niwy?
O świecie! świecie! ziemio łez,
O świecie nieszczęśliwy!...
Fala łez rośnie... W bezmiar mórz
Ta fala łez wyrosła...
Chwila — a świat pochłonie już —
A gdzież jest łódź? gdzie wiosła?
Bez łodzi, wioseł, w smutku dal
Posępny orszak płynie
Po tym bezmiarze słonych fal,
Po wzdętej łez głębinie.
Trumny porywa gorzki wir,
W bolesną pędzi sferę;
Za nimi żywy płynie kir11
I jęczy „Miserere”12.
Płynie — ach! dokąd? gdzież jest kres?
Kiedyż się ból twój prześni?
O świecie! świecie! ziemio łez!
Kraju pogrzebnej pieśni!
Płynie — ach! dokąd? tam, gdzie łan
Wielkiego cmentarzyska,
Gdzie myśli ludzkiej kres jest dan,
Gdzie fosfor prawdy błyska.
Gdzie myśl, co biegła w słońca wyż,
Ku niezgłębionej treści,
Płacząc całuje drogi krzyż
I słania się z boleści.
Gdzie myśl, odziana w czarny len,
W żałoby to okrycie,
Przestaje pytać: wieczny sen,
Czy też wieczyste życie?
VII
Cisza... sierpniowy jasny dzień
Otula widma szczytów
Wiewną powłoką ciepłych tchnień,
Idących z nieb błękitów.
Na stromych stokach lśnistych13 gór,
Wsparty o głaźne ściany,
Śni, marzy, drzemie cichy bór,
W błękitne mgły odziany.
Czasem się ozwie dusza drzew
I z cicha coś poszepce,
Gdy je pogładzi cichy wiew,
Co skalne trawy depce.
Potok, w słonecznych złocie skier,
Szemrze w kamiennym łożu;
Falami cichy idzie szmer,
Rozpływa się w przestworzu.
Między szczątkami zdartych pni,
Między szarymi ławy
W cichej kotlinie szkliwość lśni:
Milczące, ciche stawy.
Znieruchomioną, dziwną krucz14
Mają te wód źrenice:
Snać kryje głębia stawnych ócz
Niezgadłą tajemnicę!...
Głaz niewidzialna rzuca dłoń...
I głaz szczytowy spada
W przepaści cichą, mgławą toń,
Gdzie śmierć spoczywa blada.
Ponad przepaścią, której głąb
Pomroka mgieł schowała,
Na skał wirchowych wszedłszy zrąb,
Leżą śmiertelne ciała.
Do ciał powrócił ludzki duch —
Dziwną przebywszy drogę,
Spojrzał w przepastnych mgławic puch
I czuje trwogę — trwogę...
Przekaż 1% podatku na Wolne Lektury.