Darmowe ebooki » Wiersz » Widma - Tadeusz Gajcy (biblioteka polska txt) 📖

Czytasz książkę online - «Widma - Tadeusz Gajcy (biblioteka polska txt) 📖».   Wszystkie książki tego autora 👉 Tadeusz Gajcy



1 2 3
Idź do strony:
class="stanza-spacer"> 
I został. Panny w tiulach nad nim 
niosły baldakim jak pierzyna pyszny, 
aż z zazdrością patrzała nieładną 
młoda żona z ulicy najbliższej. 
 
Wiele prawdy znał fryzjer i rzeźnik. 
Do studenta alchemii, gdzie dzwonek 
był nad drzwiami rzeźbiony jak szyszka, 
przychodziły Erynie4 tlenione, 
by na czole mu gorzko napisać: 
Masz pamiętać, bo taki jest rozkaz 
— w snach go czytał i fryzjer, i rzeźnik — 
ten przeżyje na ziemi — kto wierzy, 
kto nie wierzy — nie wypije i nie zje. 
 
Pluskały karuzele, łodzie na długich linach, 
mąciły śmiech — lecz w tym śmiechu 
szatan umywał ręce, jeszcze wodę po nich przeklinał  
i żałośnie płakał jak dziecko. 
 
Poznał go biskup srogi i powieką obwisłą skinął, 
pełen chrzęstu srebra i haftu przystanął przed nim jak wizją, 
wzrok do nieba podniósł: Ukrzyżuj! 
Wielkim głosem potrząsał jak grzywą. 
 
Wypędzony więc z miasta jak z raju 
wziął mnie mocno za przegub dłoni 
i na górę wysoką zaniósł. 
 
Kiedy mi z gliny lepił chleb 
i daremnie skręcał bicze z piasku, 
jak najsmutniej mi w oczy popatrzył 
i palcami jak dzwonki u sań 
wskazał nisko, i spytał: chłopaczku, 
czy znasz ten kraj? 
 
Ten kraj? 
 
— Tam stodoły chude, nocą wozu skrzyp 
i Chrystusik kulawy przy szybie, 
a za szybą już gromnice trzy  
i milczenie żyzne. 
 
Tam wilgotny i płytki na dłoń 
dół dla ciała rozgrzanego południem, 
słońce nawet wątłe jak kłos 
i chleb trudny. 
 
Jeszcze gorzej będzie, gdy żebra 
stodół wyschną, wyparują studnie, 
przyjdzie mór — przyjdą ludzie w złych hełmach... 
A tu spójrz: chociaż góra bezludna, 
są fontanny i zamki na lodzie, 
kwiatów zagon, owoce kuliste 
i jak tam — karuzele i łodzie, 
i jak tam — szał, zabawa i gwizdy. 
 
Że nie ludzkie, to nic — tamci kiedyś przestaną 
i niejeden się skusi... będzie raźniej ci wówczas, 
patrz — Erynia, ma córka, jak muzyka co rano 
zbudzi lokiem grającym, ucałuje cię w usta. 
 
Będziesz synem mym. Starość 
ciężka dla mnie. Zły biskup, 
który żółwie i hieny jak psy wodzi z orszakiem, 
kazał odejść mi z miasta, gdzie ukryty się błyska 
grom i wkrótce przeleci po żyjących i martwych. 
 
Jakże rozeznasz wtedy mgły między nocą a dniem? 
Tu tylko będzie wiadome — komu pozostać dane; 
niemowlęta zrodzone potłucze popiół z marmuru i kamień, 
ciebie? — Ciebie pożegna, rozniesie jak pianę 
przelot ptaków niebieskich przemienionych w złe. 
  5. Hymn do światła
Gotowe są mury miasta. Czekają ciemne katedry, 
domy rozpusty i place, na których błędni prorocy 
ścieżki prostują twoje. 
Tramwaj już węszy w ulicy, kina szaleją prędzej 
i rzemyk rozplata wodzowi bohater wśród krzyków miłosnych. 
 
Z trąb zachłannie szerokich wydmuchują orkiestry 
noc głęboką i lamp spokojnych tło. 
Gotowe są mury Jerycha. Na miasto ubogie w przestrzeń, 
nim się powietrze rozszerzy w wieczność nadmierną — zstąp. 
 
Zstąp na miasto ubogie w ogrody, 
nim padnie wapno z kwiatów i nieświadomych budynków, 
nim szelest snu nie zasypie wołania człowieka 
o dni 
powietrza, ognia i głodu. 
 
Oto już słyszę niepokój pomników: 
Kopernik wpatrzony w gwiazdę twarz zakrył cieniem kościoła, 
z nocy wychodzą kolumny zbrojne. Ich marsz 
chwieje drzewami ślepymi 
i śpiew długi idzie za nimi: 
Hej, dziewczyno ma, czy znasz ten kraj? 
 
Gotowe są mury miasta. Ulepiłem już trudny mój sen 
w pustej nocy czekający na szmer 
promienia od gwiazdy słonecznej. 
I zanurzony po usta w niej 
słyszę w krwi mej szyderczą wieczność. 
 
Zstąp na głowy bluźniące, zanim 
grom po trumnach nie przeleci jak wóz, 
i niezdarnemu na zimnym posłaniu 
wołać daj: 
 
— Oto biskup monstrancją świeci, 
szatan z miasta ucieka, a za nim 
idzie łuna nad ciemny kraj. 
Więc jesteś! 
  6. Tren na śmierć siostry
Jest nade mną migotanie witraży. 
Dymią książki dłoniom leniwym, 
kolorowe, soczyste pejzaże 
wyciekają jak senna oliwa. 
Wyżej cień mój godzinę wydzwania. 
Ściana płynie prosta jak struna —  
będzie pieśń może gorzka i trudna, 
ale pełna smutnego kochania: 
 
Gdzieś, woskowa panienko, 
gdzieś mi się podziała? 
Ach, niedobre, niedobre żelazo 
odebrało ruchliwość twym rękom 
i języczek jak listek porwało.  
 
I kosteczki o szpiku miękkim  
wyłamało bez trudu jak słomkę; 
a nie pójdzie z powagą i wdziękiem 
konik z tobą ubrany w żałobę. 
 
Nie opadną na deski z hukiem 
krople święte, wonne i lekkie 
i nie przyjmie posłanie smutne 
w ciepłą trawę — nieśmiałej trumienki. 
 
Cacy, cacy, siostrzyczko snów —  
w środku miasta na skwerze pustym 
zimny, płytki na dłoń ci dół 
dadzą — oczom otwartym i ustom. 
 
Ileż słońc się przetoczy nad tobą, 
ileż rzek się wyleje naraz, 
zanim cisza przystanie jak obłok 
nad ulicą świętego Łazarza. 
 
A mówili: przeżyje, kto wierzy, 
kto nie wierzy, nie wypije i nie zje. 
Śpią zuchwali na szczątkach oręża, 
między nimi i fryzjer, i rzeźnik. 
 
Niechaj martwi ufają żywym:  
kto nie wierzy — wszak także utonie, 
[ . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . ] 
 
Nie pocieszyć twych rzęs, pod którymi 
teraz piasku dusznego nadmiar, 
a śpiewałaś: wielbłądy w pustyni 
po dwa serca noszą w swych garbach. 
 
Jak powiedzieć ci pełniej i smutniej 
o nizinie, gdzie płomień stał — 
Po twych deskach uderza jak w lutnię 
ziemia nocą ogromna i pyta: 
czy znasz ten kraj? 
 
Zna go szatan i szeptał z tajemnic... 
głos mu drżał delikatny jak pióro. 
O, siostrzyczko mych snów, 
po co więcej ci wiedzieć — 
 
Ty wybrałaś dolinę, a mnie każą górą 
znów. 
  7. Zwiastowanie, czyli sen proroczy
Kogut grzebieniem z korali 
nad mą twarzą długą chwilę potrząsał, 
potem rzekł: jestem tutaj przysłany, 
by cię zbudzić i zabrać w niebiosa. 
 
Potem dziobem gałąź przełamał, 
boskość moją skrzydłem rozwiał rozległym 
i napełnił kosmiczne bramy 
pianiem wielkim i pięknym. 
 
Obok nas, 
tam gdzie płaski wypasał krajobraz 
stulone uśmiechy wiosek — 
schodziły ku drogom modre 
krowy, cielęta i owce. 
 
Śliwy, jabłonie i grusze 
biły w sadach o ziemię mocno 
i melodie przystawały pastusze 
między zmierzchem razowym a nocą. 
 
Po krawędzi wysokiej szedł  
ceglasty pociąg o kołach wysokich, 
ślizgał się most, toczył się szept  
i jak łokcie latały tłoki. 
Wtedy szeptem prosiłem: zostaw  
na to granie, na tę spokojność... 
 
Zstąpił szatan niedosłyszalnie, bo boso, 
i do lęku mojego podszedł, 
dotknął skroni i wyrzekł: chłopcze, 
jeszcze będzie dana ci wolność. 
 

*

Właśnie mnie ciemność wydała nogom, u których po pięć 
palców węszących boleśnie. Zacząłem skarżyć się jękiem, 
gdy mózg mój napełnił jak miedź 
szelest nagły: to matka — w sukni huczącej na klęcznik 
spadła jak ćma. 
 
Dłonie rozwiała jak szarfy, a uśmiech blady był, 
gdy dźwiękiem trącała powietrze rozkołysane jej zejściem: 
Synu mój — uwierz w sny — 
wielką prawdę znał fryzjer i rzeźnik: 
 
Ten przeżyje na ziemi, kto wierzy, 
i kto dłoniom własnym zaufa, 
kto nie wierzy, nie wypije i nie zje, 
a zapłaci mu pustka i cisza. 
 
Kochaj płomień, który niweczy 
i twą ziemię przepala jak kładkę, 
tak się zrodził pochmurny i męski 
bohater. 
 
Kochaj pocisk z niedobrego kruszcu, 
gdy nad włosem ci leci prosty; 
niejednego on przecież nauczył 
miłości. 
 
I człowieka, w którego godzisz 
mrużąc oko pod blask broni siny, 
on nauczył boleśnie twą młodość 
ojczyzny.  
 
Synu mój, uwierz w sny: po raz wtóry zapieje kogut, 
a nad miastem proszącym o światło koral łuny ześle wam 
Ten, 
Który w dłoniach i wodę, i ogień 
sprawiedliwie waży na dzień... 
ale więcej mówić nie mogę. 
  8. Pieśń wiosenna
Kora obrasta pnie. Dźwiga się kłos i powój, 
ptaki prowadzą swe małe, kret wychodzi na światło, 
muzyka chmur nad domem 
wisi w gronach soczyście i łatwo. 
Już ogrodnik zgiął się jak most, 
koń paruje liczący skiby, 
pęka gałąź i leje się sok 
nad żywym i nieżywym. 
 
Deszcz wywodzi roślinne kształty 
z szeptu ziaren i owadów chrzęstu 
i na wietrze faluje las. 
Z wody ścieka znużony statek, 
jest jak ręka pełna szelestu 
położona ślepo na czas. 
Idą dymy z kominów. W nich 
drży nieśmiałe powietrze niebieskie: 
grom zaszczekał wysoko nad rzeką, 
błyskawice obnażyły kły 
nad pobitym i nad zwycięskim. 
 
Trawa przewierca kamień, asfalt się marszczy na placach, 
korzeń roślinny unosi płytę uliczną i deskę, 
krzak kartofla zakwita na ulicy świętego Łazarza —  
śpij, wątła, śpij, męski. 
 
Zwalone są mury Jerycha. Pogięta broń 
jak szkło przebłyska w ruinach. Złomek księżyca w oknie, 
po twarzy cień nietoperzy. 
Gdzie pójdziesz — ciemność cię dotknie, 
daremnie wołasz znów: zstąp! 
Lepiej mężnemu: śpij, mężny. 
 
Podziemna fala też pluszcze. 
Krzyż się bezradnie poruszył 
i ręka wynurza się biała, palce wskazują na sąd, 
a pod nocą zwierzęcą i ludzką 
świecą czaszki toczone jak lustra — 
 
kość człowiecza opada na dno. 
  9. Nawrót wątku
Szatan muzyczny piszczel 
palcami przy ustach rozdzwonił, 
kołysały się żebra jak liście, 
chwiał się ząb wyłamany i goleń. 
 
Robak drobny wąsami poruszał 
i po czaszce wędrował jak globie, 
uśmiechały się oczy i usta 
mej siostrzyczki w trumience obłej. 
 
Jeszcze raz, tylko raz 
hejnał bajkę zanuci — 
każda kość będzie grać, każda trawa i korzeń: 
...jechał piękny przez sosnowe morze 
w nikłej łódce 
pod blask. 
Więc i inne okręty — wszystkie z listków i jagód. 
Cicho ptaki ze smutku płakały, 
bo na zawsze, bo nie wrócą, gdy odjadą 
pod żaglami z koniczyny i malin. 
Nucił piękny, a usta miał modre: 
kajet5 rzuć, ze mną chodź, 
to karocę ci zbuduję i otulę w chorągiew, 
i dam welon czarny jak noc... 
 
Dudnił flet i organy w kaplicy 
wyciągały ramiona jak anioł; 
jeszcze raz zagra kość — szatan w miasto powróci — 
szepnął zwiastun i we śnie przystanął. 
 
Z dymu będzie dom twój i sen, 
a z płomienia wieczność zupełna 
i opowieść inna — lecz wiedz, 
że muzyka w niej nagła gra... 
Nie anielskie to pienia. 
Tak opowieść ta się zaczyna: 
 
Czy znasz ten kraj... 
  10
Ryby na rzekach z fioletu wypływają brzuchami do góry, 
ostatni kanarek staruszki wydał śmiertelne westchnienie, 
żółto było od śpiewu jego, 
teraz leży — sztywne ma pióra — 
więc się módlmy: wybaw od złego. 
 
Marszczy się skóra globu, lasami zapada i pęka, 
płacze serdecznie kamień, 
gwiazda się traci na wietrze: 
czarne słońce zmalało do kształtu serca człowieka, 
więc się módlmy: daj zmiłowanie, 
oddal zapowiedź złowieszczą. 
 
Stanęły w martwym powietrzu głosy psalmistów letnich, 
biskup w żałobnej kapie 
kropidłem widma gasi; 
skrzypią haki szubienic, 
zaraz salwa w ciało zapadnie — 
więc się módlmy: ześlij nam łaskę. 
 
Przymknięte są oczy pożarów, 
lasy są drżące jak rzęsy, 
krew już straszy na drogach, żadne stopy jej śladów nie otrą — 
kwiaty zwęglone — i kości zwierząt łąkowych i leśnych, 
więc się módlmy: od lęku nadmiaru  
i szatana czułego nas ochroń. 
 
A domy łamią się lekko  
i znaki ciągną po niebie; 
wciąż na wieżach ludzie w wieczór 
żałosnymi językami czytają gwiazdy, a gniew 
pali im włosy w nieładzie, 
bo powietrze gorące od przeczuć 
tuli się małe do pięt. 
 
Rwie się niebieski bulgot, 
a przecież w wirze karuzel 
szatan już ogień dojrzał, łzy mu z policzków pociekły — 
a to są farby żałobne, rozłożone w skrzydłach motyli  
w czarnych skrzydłach albo niebieskich. 
 
Pada śmiertelny deszcz z gromnic wysokich, 
idzie ciemną niziną śpiewanie, 
ślizga się most, toczy się szept i zmęczone pracują tłoki 
po lesie, po wodzie, po łanie — 
Nachyl twarzą się ku ziemi, 
tam usłyszysz, tam odnajdziesz. 
 
Ślepną źrenice ludzi pod cięciem puchowej lotki, 
nie gałązka oliwna z nieba ściętego mrozem, 
lecz podłużny opada jak 
kropla spod paznokcia szatana — nietoperz. 
 
Skłębiona puchnie darń, 
więc się módlmy o słoneczny promyk, 
bo wciąż noce wtulone w ogromne 
skrzydła — 
odpływają od rąk człowieka, 
a za nimi — czy znasz? 
 
Ten kraj. 
 
Przyjaciele Wolnych Lektur otrzymują dostęp do prapremier wcześniej niż inni. Zadeklaruj stałą wpłatę i dołącz do Towarzystwa Przyjaciół Wolnych Lektur: wolnelektury.pl/towarzystwo/
Podoba Ci się to, co robimy? Wesprzyj Wolne Lektury drobną wpłatą: wolnelektury.pl/towarzystwo/
Informacje o nowościach w naszej bibliotece w Twojej skrzynce mailowej? Nic prostszego, zapisz się do newslettera. Kliknij, by pozostawić swój adres e-mail: wolnelektury.pl/newsletter/zapisz-sie/
Przekaż 1% podatku na Wolne Lektury.
KRS: 0000070056
Nazwa organizacji: Fundacja Nowoczesna Polska
Każda
1 2 3
Idź do strony:

Darmowe książki «Widma - Tadeusz Gajcy (biblioteka polska txt) 📖» - biblioteka internetowa online dla Ciebie

Uwagi (0)

Nie ma jeszcze komentarzy. Możesz być pierwszy!
Dodaj komentarz