* - Miłosz Biedrzycki (biblioteki internetowe txt) 📖
Krótki opis książki:
Z tomiku poetyckiego pt. * pochodzi jeden z najbardziej rozpoznawalnych wierszy Biedrzyckiego, zatytułowany Akslop (czyli pisane od tyłu słowo „Polska”). Błędem byłoby jednak sądzić, że jest to poezja o sprawach wielkich.
Poetyka Biedrzyckiego opiera się na zmyśle obserwacji, skupieniu na detalu i subtelnych zniekształceniach dokonywanych na poziomie szczegółów. Debiutancka [Gwiazdka] to dopiero wstęp i podstawowy kurs tej komplikującej się w następnych książkach strategii. Trzeba natomiast przyznać, że tomik skutecznie myli czytelnika już w spisie treści.
Przeczytaj książkę
Podziel się książką:
- Autor: Miłosz Biedrzycki
- Epoka: Współczesność
- Rodzaj: Liryka
Czytasz książkę online - «* - Miłosz Biedrzycki (biblioteki internetowe txt) 📖». Wszystkie książki tego autora 👉 Miłosz Biedrzycki
ludzi
widuje nocami żółtą gwiazdę z ogonem i promieniami
ucieka po niebie jakby ją ktoś gonił
dzieci nasze
wychylone z kojców zagarniają
powietrze zaciśniętymi piąstkami
ukazując zęby wąskie i ostre jak
małe szpileczki
Informacje o nowościach w naszej bibliotece w Twojej skrzynce mailowej? Nic prostszego, zapisz się do newslettera. Kliknij, by pozostawić swój adres e-mail: wolnelektury.pl/newsletter/zapisz-sie/
Z życia Indian7
kiedy mrok zgęstniał ustawiłem aparat
w tym miejscu, skąd rycerz pod Adasiem
wygląda, jakby miał fiuta zamiast miecza
wcisnąłem wężyk, zablokowałem, potem wszedłem w kadr
zapytałem sam siebie: que pasa, zmieniłem miejsce
może wyjdę na zdjęciu jako duch, rozmawiający sam ze sobą.
raz we Wrocławiu zrobiłem takie zdjęcie, było mnie czterech,
duchów. Kreska siedziała na ławce
koło koliska łańcuchów okalających statuę
minę miała jeszcze bardziej tragiczną niż zwykle.
co robił Tomo? aha, biegał po podwórkach przy
Brackiej i wołał: dajcie mi kamerę wideo,
jeszcze nigdy niebo nie było tak niebieskie,
teraz wiem na pewno dlaczego Morrison się obsunął
dlaczego musiał skończyć tak jak skończył
to chyba wszystko. na drugi dzień
nagrałem sobie koncert Colemana: In the Golden Circle
chyba z analogu, bo trzaski. to tyle.
Chrytmas karol8
dziś rano wszyscy są tak piękni że osłabia mnie to
szczególnie piękno kobiet
ale i inne rzeczy odbicia kobiet i mężczyzn w lustrach
odbicia kawy w lustrach krople kawy na blacie
ludzie są dziś magnetyczni ich spojrzenia nawzajem
się szukają za dwa dni chrystus j. niezmordowanie
jak od dwóch tysięcy lat wyskoczy z łona matki prosto
w sam środek tego zdumiewającego świata a
dziś wibracje powietrza trzepanie dywanów
***9
ołów i radykalizm:
czwartego stycznia do czwartego lutego
kiedy zestalony ołów chrzęści pod butami
kiedy wymyślam słowa do piosenki
hej doda doda hoda
radykalizm kiedy mam zamiar
śpiewać wszystkie permutacje:
dej hoha hado doha
radykalizm(?) kiedy wbijamy gryfy w paczki,
następuje straszliwe sprzężenie, milicjanci,
jakieś siusiary wypijają nam piwo
ołów kiedy rokendrol staje się
zastępczym językiem, jak pogoda czy polityka
upiory modernizmu, szare ciała, słowotok
druty krzyżują się, tramwaje, Bagatela,
ołów i radykalizm, „retoryka”
i „histeria”, umyć włosy i już, Bolek i Lolek,
wygłaszam jakieś sentencje, doszedłem
do punktu, mówię, w którym teatr pomiędzy ludźmi
przestaje mnie interesować, Tomo
znad butelki Schwechatera: a jak
sobie wyobrażasz, jak ma się pojawić
wielka namiętność, jeśli nie przez ten teatr — ołów
i radykalizm, maleństwo
nie jestem maleństwo, urosłam centymetr
no co ty, kiedy?
a, przez ostatnie cztery lata.
Najlepsze dla mężczyzny (Gregor Samsa10)
dlaczego znowu jesteś pokrwawiony? a,
zaciąłem się przy goleniu. pewnie goliłeś
się tępą żyletką. to prawda, ale zauważyłem
że im ostrzejszej używam żyletki, tym
bardziej jestem porżnięty na gębie. nie
podoba mi się twój sposób życia, synu
mówi mój ojciec i budzę się.
Przekaż 1% podatku na Wolne Lektury.
KRS: 0000070056
Nazwa organizacji: Fundacja Nowoczesna Polska
Każda wpłacona kwota zostanie przeznaczona na rozwój Wolnych Lektur.
KRS: 0000070056
Nazwa organizacji: Fundacja Nowoczesna Polska
Każda wpłacona kwota zostanie przeznaczona na rozwój Wolnych Lektur.
Dwudziesta trzecia11
czterdzieści cztery:
węższy od ostrza żyletki przesmyk
między „jeszcze nie” i „już nie”
czy raczej któraś z fal oceanu
pomiędzy jednym i drugim skokiem
wskazówki dworcowego zegara
a czy nie jest tak
że chwile jak groch sypią się
poprzez przestrzeń
i tylko pamięć
nawleka je na wspólną nitkę
z przeciągłym zgrzytem
w zakrzepłej lawinie świa-
tła sodowych lamp
pociąg wzdryga się i rusza z miejsca
***12
Dobry wieczór, nazywam się Mickiewicz, jestem
Białorusinem, pierwszy w Polsce pisałem jak O’Hara
potem wszystko mi się poprzestawiało, do żony
zacząłem się zwracać per mebel, przez chwilę
myślałem o staniu się jednym
z tłumem prymitywów zadeptujących Place de la Concorde
adidasami „Podhale”, moja pycha zdradziła mnie i wyśmiała,
przez chwilę myślałem o staniu się jednym
z kosmicznym tonem Wszechświata, duchowym czynem,
świętością urzeczywistnioną, zostałem mistycznym kapralem
nawiedzonych paranoików zarywających
noce nad plastikowymi flaszkami wina za sześć franków
przed wyjściem do roboty na szóstą na czarno na budowie
właściwie przestałem pisać, czasami opowiadam klechdy
o Polsce, wzruszam publiczność, biorę za to pieniądze
właściwie przestałem pisać, coś wisi w powietrzu,
jakieś oczekiwanie, kiedy przymknę powieki
widzę przez drgające w upale powietrze czerwoną
spękaną skorupę ziemi, pokryte kurzem woły
ciągną wóz o wielkich drewnianych kołach,
przebiegam chłodne ścieżki Manali z ładunkiem
haszyszu na plecach, dżip przeciążony bronią z przemytu
mozolnie wdziera się na porośniętą dżunglą górę,
odprowadzany obojętnym spojrzeniem Malgaszów, tych czarno-
skórych Chińczyków.
w nocy budzi mnie bicie bębnów i jazgot tureckich piszczałek
w ciszy wpatruję się w sufit, jakbym miał dokądś jechać,
jakbym miał złapać hiva i umrzeć, jakbym dawniej latał cały
teraz tylko jako sadza.
***13
moja przyjaciółka znów jest ze mną
czuję ją w płucach, wzdłuż kręgosłupa
czuję jej krew w swoich żyłach
moja przyjaciółka jest ze mną
co znaczą dwa miesiące — dwa lata
— cztery życia bez niej — zmarnowane i tyle
Ziemia znów obraca się pod stopami
i Niebo upstrzone gwiazdami nie musi
krzyczeć, drzeć się, rozdzierać na szmaty
moja przyjaciółka wróciła
całuje mnie od środka i
w jej oliwkowych i szarych oczach
miłość bez słów o miłości
Kapusta w krokiecie14
oczywiście, oczywiście
jeden z tych dni
kiedy świat się obraca
wokół osi Grodzka — Floriańska
bardzo uważnie
opuszczam nogi z chmury gdzie jestem
za każdym razem staram się
trafić w maciupeńki kwadrat Rynku
znajomi w milczeniu
przepływają o dwadzieścia centymetrów obok
zajęci własnymi
pulsującymi wzorami na szkle
fioletowy zmierzch kryje
pomarańczowe polewaczki
krańce olbrzymiej płaskiej przestrzeni
zaginają się i podnoszą
***15
łaty dachów na patchworku krajobrazu
trzeszczący dźwięk Twojego imienia
wewnętrznie i zewnętrznie rymują się rzeczy
toczą się toczą elektryczne pomarańcze
z pochyłości
Przyjaciele Wolnych Lektur otrzymują dostęp do prapremier wcześniej niż inni. Zadeklaruj stałą wpłatę i dołącz do Towarzystwa Przyjaciół Wolnych Lektur: wolnelektury.pl/towarzystwo/
Wspaniałe, śnieżnobiałe pranie16
Nowoczesne kobiety kupują proszek Lanza
Grzeczne dziewczyny idą do nieba
Moja dziewczyna na szczęście idzie wszędzie
Czasami pada śnieg w kwietniu
Czasami czuję się jak zwykły śmieć
Czasami pada śnieg na balkony w kwietniu
Na wspaniałe, śnieżnobiałe pranie
Hrastnik17
co pewien czas konduktor wsuwał głowę przez drzwi
i wykrzykiwał coś, czego zupełnie nie rozumiałem
choć był to w końcu język mojego dzieciństwa. chyba
chodziło mu o to, czy nie dosiadł się ktoś nowy
komu mógłby oglądnąć bilet — czułem się taki spo-
kojny i rozluźniony, lubiłem myśleć o sobie jak o kimś
kto po prostu przyjmuje krajobrazy przesuwające się
za oknem w ukośnych promieniach słońca, kogo czeka
wieczór, frustrujące pół godziny na wylotówce w
kierunku granicy, odwrót do Mariboru, autobus
nie taki w końcu strasznie drogi, noc na betonie
pod nieukończonym wiaduktem. Czech który woła
„oni — Brno i ja — Brno!” i cały jest radością
z włosami rozwianymi w biegu do furgonetki właśnie
hamującej daleko w przodzie, spacer poboczem autostrady
z chwilowym znajomym — Rumunem, mówiącym tylko po węgiersku,
wracającym do siebie do obozu w Traiskirchen.
ząb wyłamany na orzeszku ziemnym w samochodzie
młodego Austriaka, powolne oswajanie się z myślą
że czas jednak istnieje i tyle, tyle rzeczy
których nadejścia nie mógł nawet przeczuwać.