Darmowe ebooki » Wiersz » O Janku Wędrowniczku - Maria Konopnicka (książki czytaj online TXT) 📖

Czytasz książkę online - «O Janku Wędrowniczku - Maria Konopnicka (książki czytaj online TXT) 📖».   Wszystkie książki tego autora 👉 Maria Konopnicka



1 2
Idź do strony:
Maria Konopnicka O Janku Wędrowniczku

 

Ta lektura, podobnie jak tysiące innych, jest dostępna on-line na stronie wolnelektury.pl.

Utwór opracowany został w ramach projektu Wolne Lektury przez fundację Nowoczesna Polska.

O Janku Wędrowniczku Strona tytułowa Spis treści Początek utworu I. Janek Wędrowniczek II. Na bocianie III. Za płotem IV. W sadzie V. U owieczek VI.Na skale VII. Do młyna VIII. U dróżnika IX. W WODZIE X. W chacie XI. W lesie XII. Z powrotem Wesprzyj Wolne Lektury Strona redakcyjna
O Janku Wędrowniczku
Przyjaciele Wolnych Lektur otrzymują dostęp do prapremier wcześniej niż inni. Zadeklaruj stałą wpłatę i dołącz do Towarzystwa Przyjaciół Wolnych Lektur: wolnelektury.pl/towarzystwo/
I. Janek Wędrowniczek
Chcecie poznać się z chłopczykiem,  
Jankiem, wielkim podróżnikiem,  
Co zwędrował ziemie, wody,  
I przeróżne miał przygody?  
No, to patrzcie co za mina,  
Bo już powieść się zaczyna!  
 
Janeczkowi, choć tak mały,  
Dziwnie ciasne się zdawały 
Bielonego domku ściany,  
Dziwnie niski dach słomiany.  
Więc pomyślał:  
«Wiem, co zrobię! 
Podróżnikiem będę sobie!  
 
Het, precz wszystko wkoło zwiedzę,  
Przejdę nawet aż za miedzę,  
Aż za wielkie te topole,  
Aż za rzeczkę, het, przez pole,  
Tam, gdzie ziemia tyka nieba!... 
Tylko wezmę z masłem chleba.» 
 
II. Na bocianie
No, i poszedł! Stał nad rzeką 
Domek Janka niedaleko,  
A że zwykle do podróży 
Jest potrzebny statek duży,  
O czem łatwo z Robinsona 
Każdy kto chce się przekona,  
Więc skierował Janek kroki 
Na brzeg stromy i wysoki.  
 
Tutaj wszakże niespodzianie 
Osobliwsze miał spotkanie.  
Z boćkiem w własnej swej osobie,  
Który trzymał kiełbia w dziobie.  
Janek w prośby:  
«Mój bocianie! 
Gdzie okrętów tu dostanie?» 
 
Bocian patrzy, aż po chwili 
Rzecze:  
«Jeśli mnie nie myli 
Wzrok, bom zgubił okulary,  
Brodząc wiosną przez moczary,  
To my się już trochę znamy...  
Bom panicza niósł do Mamy!  
Więc to panicz tak już duży,  
Że zamyśla o podróży?  
Statków niema tu, ni łodzi,  
Ale jeśli o to chodzi,  
To po dawnej znajomości 
Grzbietem służę jegomości.» 
Tu zatrzepał w wielkie loty.  
No, cóż było do roboty?  
Janek skoczył, jak na konia,  
I pomknęli het, nad błonia!  
 
III. Za płotem
Szczerze powiem moje zdanie:  
Licha podróż na bocianie!  
Ledwie rzekę przelecieli,  
Ledwie wioska się zabieli,  
Ledwie żaby skrzekną w błocie,  
Już ustaje bocian w locie,  
I z klekotem w trawy spada:  
— Popas tutaj! Niech pan zsiada! —  
Bardzo jeszcze wielka łaska,  
Jeśli dziobem choć zaklaska,  
I ostrzeże pierwej o tem,  
Że popasać chce nad błotem!  
Bo gdzie żabie się niebodze 
Zdarzy spotkać z nim na drodze,  
To o jeźdźca ani pyta:  
Prosto w moczar brnie, i kwita!  
A cóż! Każdy ma gospodę:  
Dom, kto dom; a bocian wodę.  
Sprzykrzył Janek te reduty:  
Mokre nogi, mokre buty,  
Gdy więc bocian krąg zatoczył,  
Puścił go się, z grzbietu skoczył,  
I zmęczony długim lotem,  
Za Kasinym stoi płotem.  
 
Podoba Ci się to, co robimy? Wesprzyj Wolne Lektury drobną wpłatą: wolnelektury.pl/towarzystwo/
IV. W sadzie
Nic wybornie tak nie służy,  
Jak apetyt po podróży!  
Kasia sama, dzięki Bogu!  
Pełną miskę ma twarogu,  
Ale choć nie wielkiej miary,  
Zjeść zje tyle, co i stary.  
A tu jeszcze jak umyślnie,  
Kogut się do łyżki ciśnie,  
I dziobiskiem łap z niej sera!  
 
Tuż kokosza czarna gdera:  
— «Cóż to? Będę jajka składać,  
A nie będę sera jadać?  
Ho! ho! Jajka chcesz, kochanie,  
To daj sera na śniadanie! —  
Toć ja muszę żywić dzieci!» 
Za tą jedną druga leci...  
Cała toczy się gromada...  
— «Co to Kasia tak zajada?» 
 
Widząc Janek, że nic z tego,  
Szedł do sadu przydrożnego,  
Gdzie z nim pani Marcinowa 
Zgadała się we dwa słowa,  
I z pełnego jabłek kosza 
Dała wybrać trzy — bez grosza.  
 
V. U owieczek
Po szczęśliwym tym popasie,  
By nie tracić nic na czasie,  
Idzie Janek, jedząc w drodze,  
Smakują mu jabłka srodze.  
Naraz słucha... Co za głosy?  
Wstały mu na głowie włosy,  
Bo wszak nieraz podróżnika 
Kupa Indjan spotka dzika,  
O czem także z Robinsona 
Każdy łatwo się przekona.  
A i to się przecież zdarza,  
Iż wędrowca lew przeraża,  
Tygrys, albo ryś zażarty...  
W książkach o tem pełne karty!  
 
Iść — czy wracać?... Zamknął oczy,  
By nie widzieć jak zwierz skoczy.  
Wtem, o losie niespodziany!  
Poznał, że to są barany!  
W Janku wnet odżyło serce,  
Jedno jabłko dał pasterce,  
Co na rękach własnych trzyma 
Jagnię, które matki nie ma!  
 
VI.Na skale
— «O, jak cudnie z szczytu skały 
Na świat boży patrzeć cały!  
Na te pola, na te rzeki,  
Na ten błękit gdzieś daleki,  
Na te wzgórza siniejące,  
Na promienne, złote słońce!  
Na ptaszyny, co nad rzeką 
Przelatują gdzieś daleko,  
Na ten obłok, co po niebie 
Za wietrzykiem się kolebie,  
Na te kwiatki, na te zioła,  
Co podnoszą ku mnie czoła!» 
Tak nasz Janek myśli w duszy.  
Wtem chrup! Gałąź się ukruszy,  
Której trzymał się nieboże,  
I już noskiem ziemię orze...  
 
Informacje o nowościach w naszej bibliotece w Twojej skrzynce mailowej? Nic prostszego, zapisz się do newslettera. Kliknij, by pozostawić swój adres e-mail: wolnelektury.pl/newsletter/zapisz-sie/
VII. Do młyna
Pożegnawszy grzecznie owce,  
Pobiegł Janek przez manowce.  
Nuż napotka tutaj wilka,  
Albo nawet wilków kilka?  
 
Ho! ho! Pewnie że nie stchórzy!  
Trzeba mężnym być w podróży.  
By więc dowieść, że junakiem,  
Za przydrożnym skrył się krzakiem.  
 
Siedzi, czeka. A nuż zbóje?  
Pozabija i zakłuje!  
Albo, gdyby go ścigali,  
To ucieknie jak najdalej!  
 
Siedzi, tentent słychać drogą! —  
Zabiło mu serce trwogą.  
Jakieś krzyki i wołania,  
Pewno herszt swą bandę zgania!  
 
Nasz bohater ledwie żyje!  
Zamknął oczy, skurczył szyję.  
Aż zebrawszy siły wreszcie,  
Krzyknie: Łaski, panie herszcie!  
 
Krzyk się odbił wielkiem echem,  
Wtem ktoś głośnym parsknął śmiechem.  
Ach, to Franek od Marcina,  
Idzie z osłem swym do młyna!  
 
Janek śmiechem sam wybucha,  
Skacze na grzbiet kłapoucha.  
I boki mu piętą ściska,  
Krzycząc: «Jadę do zamczyska!» 
 
VIII. U dróżnika
Grzeczny rycerz nie dba zgoła,  
Choć mu guz wyskoczy z czoła.  
A że w drodze siły trzeba,  
Dobył Janek z torby chleba 
I zajadał go ze smakiem,  
By tym większym być junakiem.  
 
Gdy dogryzał już ośródka,  
Patrzy, stoi jakaś budka!  
Dróżnik nie wiem gdzie się bawił,  
Tylko pudla w niej zostawił.  
 
Janek więc jak na komendę 
Krzyknął: «Twierdzę tę zdobędę!  
Wnet tu będzie wojna sroga,  
Musi poddać się załoga!» —  
 
Jeszcze chwila nie minęła,  
A już spełnił wielkie dzieła:  
Z bronią w łapie, w pełnej zbroi,  
Pokonany pudel stoi,  
Przed nim rycerz nasz bez trwogi,  
Woła: «Baczność! Broń do nogi!» 
 
IX. W WODZIE
W Janku żądza się zapala,  
Na małego wyjść kaprala,  
Co to pobił wielkie ludy!  
A wtem wrócił stróż do budy.  
 
1 2
Idź do strony:

Darmowe książki «O Janku Wędrowniczku - Maria Konopnicka (książki czytaj online TXT) 📖» - biblioteka internetowa online dla Ciebie

Uwagi (0)

Nie ma jeszcze komentarzy. Możesz być pierwszy!
Dodaj komentarz