Darmowe ebooki » Wiersz sylabotoniczny » But w butonierce (tomik) - Bruno Jasieński (książki w bibliotece .txt) 📖

Czytasz książkę online - «But w butonierce (tomik) - Bruno Jasieński (książki w bibliotece .txt) 📖».   Wszystkie książki tego autora 👉 Bruno Jasieński



1 2 3 4 5
Idź do strony:
6.
Znowu ucichło. 
Deszcz lunął gęstszy. 
Zegar na wieży wybił trzy. 
W imię Ojca i Syna!! 
A to co!?.. 
Na skręcie ulic 
Lampy migocą. 
Lampy. Lampy. Lampy. 
Wysypały zza węgła łańcuchem. 
Białe. Oszalałe. 
Biegną gdzieś, uciekają gdzieś, lecą parami 
Ulicami. Bulwarami. 
Nie zakręcą ani razu. 
Raz — dwa — trzy! Raz — dwa — trzy! 
Idzie mazur. 
Para za parą! Para za parą! 
En avant! 
Eh, zimno! 
Przeleciały armią szybką, stulicą 
Nad zziębniętą ogłupiałą ulicą. 
Zarzuciły łyse głowy 
Na bakier. 
Żegna się w trwodze posterunkowy 
I spóźniony fiakier. 
Popędziły dalej w tańcu 
Wywijany, długi łańcuch, 
Ulicami. 
Zaułkami. 
Bulwarami. 
Zapędziły się na most nad rzekę. 
W wodzie szarej i sinej 
Przeglądają łysiny. 
Lampy. Lampy. Lampy... 
Na moście stał jeden, 
Trzymał się rampy, 
Wymiotował w czarną wodę żółte bluzgi. 
Blask mu oświetla żółty profil starczy... 
Pod mostem woda bulgoce. 
Przewala się. Jęczy. 
Wzdycha i warczy. 
Woda. 
 
7.
Na piaszczystym nadbrzeżu stłoczyły się lampy. 
Każda 300 świec. 
Zaroiły się lampy. 
Wiec. 
Na brzegu mokną sieci zatknięte na wiosła. 
Tam, dalej nieco, 
Kilku ludzi. Z latarniami. 
Policjant. 
Pochyleni nad czymś czarnym, bezkształtnym. 
Świecą. 
Co?... 
Woda przyniosła. 
Męty... 
Kobieta. Twarzy nie rozpoznać. 
Zzieleniała. Cuchnąca. Tragiczna. 
Brzuch wydęty. 
Ciężarna. W dziewiątym miesiącu. 
Z ubrania fabryczna. 
Odwrócili głowy chłopi, 
Rybacy. 
— Nowina!... 
— Mało to się kurw topi... 
 
8.
Zimny deszcz. 
Sina rzeka. 
Woda. 
Jęczy. Bulgoce. Narzeka. 
Zerwała śluzy. 
Wzdyma się. Przybrała groźna. 
Toczy z pluskiem czarne bańki. 
Po brzegach, bokiem, 
Migają domy. Czarne. Pokrzywione. 
Gruzy. 
Szczerzą zęby ślepych okien. 
U Czarnej Mańki 
Widno. 
Zalatuje harmonia. Wesoło. 
Deszcz ścieka... 
Eh, dola!... 
Płacze, beczy harmonia z daleka. 
Przyśpiewuje. 
— Poszła dzjeucha do miasta. 
— Um-ta-ta. Um-ta-tà-ta-ta. 
— Powróciła brzuchata. 
— Um-ta. Um-ta. Um-ta-ta-tà. 
— Oj ty wodo, wodo czarna, 
— Śmiertelne kochanie. 
— Oj przytulisz ty mnie, wodo, 
— Na ostatnie spanie! 
— Um-ta. Um-ta. Um-ta-ta-tà. 
— Na ostatnie spanie... 
 
Informacje o nowościach w naszej bibliotece w Twojej skrzynce mailowej? Nic prostszego, zapisz się do newslettera. Kliknij, by pozostawić swój adres e-mail: wolnelektury.pl/newsletter/zapisz-sie/
9.
Deszcz tnie miarowy. 
W szyby wodą pluje. 
Chodzi, chodzi na rogu posterunkowy, 
Co się zatrzyma — nasłuchuje... 
Nic. 
Okna zapuściły sztory. 
Tam, w hotelu, 
Światło całą noc się pali. 
Ktoś chory. 
Po doktora posyłali. 
Przez okno widać czasem wysmukłą szatynkę. 
Ciemny, głuchy cały parter... 
Na trzecim piętrze światełko. — 
Starszy pan zwabił do siebie 7-ioletnią 
dziewczynkę 
I gwałci ją na fotelu. 
Dziecko ma oczy szeroko rozwarte... 
 
Na rogu posterunkowy chodzi 
Tam i na powrót. Tam i na powrót. 
I patrzy w czarne okna. 
Zza węgła podpatruje go złodziej. 
Deszcz pada. 
Mokną... 
 
Ciemno. Cicho. Czarno. 
Nikt się nie ozwie, nie zbudzi. 
Pracuje, pracuje w nocy 
MIASTO — FABRYKA LUDZI. 
Przewracają się w łóżkach podlotki. 
Straszno. Zaparło dech. 
Śni im się pierwszy, taki słodki, 
Taki bolesny grzech. 
Czernieją okna. Wszystko śpi. 
Szaaa!... Czyjeś kroki za bramą... 
Po burdelach, hotelach, po chambre garnie Tysiącem tłoków w rytmie krwi 
Pracuje gigantyczne Dynamo. 
Na kilometry sienników rozparło się Miasto — 
Wielki, parzący się kurnik. 
Będzie miał jutro robotę 
Ze swoją armią krościastą 
Dyżurny lekarz skórnik. 
Po poczekalniach, po lecznicach 
Przepastnych, jak lejki, 
Po ambulatoriach szpitali — 
Długie, pstre, nieskończone kolejki, 
Jak wielka taśma słucka. 
Czarny robociarz i biały bankier 
Z bijącym sercem 
Czekali. 
— N-tak... Twardy szankier... 
— Sprawa ludzka... 
 
10.
A deszcz pada. 
Deszcz pada 
Drobniutki. 
Aksamitny. 
Błękitny. 
Powietrzny. 
Nad rynsztokiem siadły w szereg smutki. 
Płaczą płacz swój odwieczny... 
Ulicami chodzi cisza, chodzi. 
W czarne okna przez szyby zagląda. 
W czarne okna, zamknięte, jak groby. 
Wspina się na palców koniuszkach. 
Twarz do szyb zapotniałych przyciska 
I patrzy... — 
Białe rozczochrane łóżko. 
Rozrzucone części garderoby. 
Pod łóżkiem nieodzownie zwykły sprzęt złowonny... 
Na spoconym czole prostytutki 
Spoczęły w ciszy tingl-tanglu 
Palące usta Madonny. 
 
[Intermezzo]
Zielone są ręce moje, 
i zielone są oczy moje, 
i zielone są rzęsy moje, 
jak peperment... 
Biała nuda usiadła w kucki na czarnym dywanie i podaje mi fajkę nabitą antypiryną. 
A z ściany vis-a-vis łysy, wyuzdany zegar uśmiecha się do mnie z wyrazem najdwuznaczniejszych propozycji... 
 
Podróżniczki
Towarzyszkom podróży na wszystkich 
kolejach świata — poświęcam 
 
O podróże jednostajne na strzyżonym miękkim pluszu... 
Wczoraj Marna, dzisiaj Wołga, jutro może Jan-Tze-Kiang... 
Patrzę w oczy smutnej pani w fiołkowym kapeluszu 
I już kocham się, jak sztubak, taki duży, sławny pan. 
 
O wytarty plusz poduszki dosyć szorstkie wsprzeć policzki, 
Turkot ciszę ukołysze, wszystko będzie, jak przez mgłę. 
I znów przyśnią mi się usta długorzęsej podróżniczki 
Całowane gdzieś wieczorem koło Moskwy czy Louvain... 
 
Przyjdą myśli wypłowiałe, jak dalekie sny o damach. 
Tych, co kiedyś mnie kochały, zapomniały... może czas?... 
Panieneczki złotogłówki zmysłowieją w oknoramach, 
Ostrym wiatrom się oddają z całej siły, pierwszy raz. 
 
Może śnią im się w wiatrakach baśniejące złotozamki... 
Pociąg czhał przez pola wężem z siłą 400 HP... 
Panieneczki złotogłówki obudziły w sobie samki, 
Z przymkniętymi powiekami leżą wparte w kąt coupé. 
 
Znowu zacznie się sonata, tylko nie ta nasza, Jana. 
Moja biedna, moja cudza, biała matuś małej Li... 
Coś podkradnie się do okna, jakaś bajka Kellermana, 
Będzie patrzyć niewidziana w tańcu spermy, ciał i krwi... 
 
Może jestem trochę senny?... Może jestem trochę chory?... 
Niestrawiony, pieprzny obiad wywołuje refleks żal... 
W rozdziawioną paszczę nocy depeszują semafory: 
Jadę, król, do Polinezji, na swój autorecital! 
 
Nic
Przekaż 1% podatku na Wolne Lektury.
KRS: 0000070056
Nazwa organizacji: Fundacja Nowoczesna Polska
Każda wpłacona kwota zostanie przeznaczona na rozwój Wolnych Lektur.
Marsz
Siostrom od św. Samki 
 
Tra-ta-ta-ta-tam. Tra-ta-ta-ta-tam. 
Tutaj. I tu. I tu. I tam. 
Jeden. Siedm. Czterysta-cztery. 
Panie. Na głowach. Mają. Rajery. 
Damy. Damy. Tyle tych. Dam. 
Tam. Ta. To tu. To tu. To tam. 
W willi. Nad morzem. Płacze. Skriabin. 
Obcas. Karabin. Obcas. Karabin. 
Ludzie. Ludzie. Ludzie. Do bram. 
Tra-ta-ta-ta-tam. Tra-ta-ta-ta-tam. 
 
Tam. Tam. Dalej. Za kantem. 
Pani. Biała. Z pękiem. Chryzantem. 
Pani. Biała. Czekała. W oknie. 
Kwiat. Spadł. Kapnie. Na stopnie. 
Szli. Szli. Rzędem. Po rzędzie. 
Tam. I tam. I dalej. I wszędzie. 
Młodzi. Zdrowi. Silni. Jak byki. 
Wozy. Wiozły. W kozły. Koszyki. 
W tłumie. Dziewczyna. Uliczna. Stała. 
Szybko. Podbiegła. Pocałowała. 
Ach! Krzyk. Tylko. To jedno. 
Kwiaty. W pęku. Na ręku. Więdną. 
Wolno. Cicho. Padają. Płatki. 
W dół. Na bruk. Na konfederatki. 
Eh! Pani. Pani. Biała. 
Kurwa. Prosta. Przelicytowała! 
Nam. Nam. Dajcie. I nam! 
Tra-ta-ta-ta-tam. Tra-ta-ta-ta-tam. 
 
Panie. Panny. Panowie. Konie. 
Jedzie. Dzwoni. Auto. W melonie. 
Praczki. Szwaczki. Okrzyki. Kwiatki. 
— Chodźmy. Panna. Do. Separatki. — 
Panna. Płacze: — Idą. Na wojnę. 
Takie. Młode. Takie. Przystojne. — 
Rzędem. Za rzędem. Z rzędem. Rząd. 
Wszyscy. Wszyscy. Wszyscy. Na front. 
Ech by. Było. Młodych. Mam! 
Tra-ta-ta-ta-tam. Tra-ta-ta-ta-tam. 
 
Ktoś się. Rozpłakał. Ktoś. Bez czapki. 
Liście. Kapią. Jak gęsie. Łapki. 
W parku. Żółknie. Gliniany. Heros. 
Chłopak. Z redakcji. Pali. Papieros. 
Ktoś. Ktoś. Upadł. Nagły. Krwotok. 
Ludzie. Ludzie. Skłębienie. Potok. 
Co?... Co?... Leży... Krew... 
Łapią... Kapią. Liście. Z drzew. 
— Puśćcie! Puśćcie! Puśćcie! Ja nieechcę! 
Kurz. Kłębem. W zębach. Łechce. 
Krzyk. Popłoch. Włosy. Drżą. 
Krew... W krwi... Pachnie. Krwią... 
Tam. Tam. Poszli. Pobiegły. 
Duszno. Pusto. Usta. O cegły. 
Tu. I tu. I na rękach. Krew. 
Bydło! Dranie! Ścierwy! Psia krew! 
Ech tam! Gdzie już. Nam! 
Tra-ta-ta-ta-tam. Tra-ta-ta-ta-tam. 
 
Poszli. Przeszli. Ile tu. Kobiet. 
Panie. Idą. Gotować. Obiad. 
Ktoś. W żałobie. Nie wie. Gdzie. Iść. 
Stanął. Stoi. Ogląda. Liść. 
Podniósł. Z drogi. Pomięty. Kwiatek. 
Tyle. Panien. Tyle. Mężatek. 
Tyle. Przeszło. Tyle ich. Szło... 
Słońce. Świeci. Żółto. I mdło. 
Zaraz... Zaraz... Zaraz wam... Zagram... 
Panie. W kawiarni. Piją. Mazagran. 
Wieczorem. W domach. U Św. Samki. 
Przed. Matką Boską. Paliły się. Lampki. 
 
Tango jesienne
Z. K. 
 
Jest chłodny dzień pąsowy i olive. 
Po rżyskach węszy wiatr i ryży ceter. 
Aleją brzóz przez klonów leitmotiv 
Przechodzisz ty, ubrana w bury sweter. 
 
Od ściernisk ciągnie ostry, chłodny wiatr. 
Jest jesień, szara, smutna polska jesień... 
Po drogach liście tańczą pas-de-quatre 
I po kałużach zimny ciąg ich niesie. 
 
Dziś upadł deszcz i drobny był, jak mgła. 
W zagonach błyszczy woda mętno-szklista. 
Wyskoczył zając z mchów i siadł w pół pas, 
Słońcempijany mały futurysta. 
 
Po polach straszą widma suchych iw, 
A każda iwa, jak ogromna wiecha... 
Aleją brzóz przez klonów leitmotiv 
Przechodzisz ty samotna, bezuśmiecha... 
 
I tyle dumy ma twój każdy ruch 
I tyle cichej, smutnej katastrofy, 
Gdy, idąc drogą tak po latach dwóch, 
Ty z cicha nucisz moje śpiewne strofy... 
 
But w butonierce
Zmarnowałem podeszwy w całodziennych spieszeniach, 
Teraz jestem słoneczny, siebiepewny i rad. 
Idę młody, genialny, trzymam ręce w kieszeniach, 
Stawiam kroki milowe, zamaszyste, jak świat. 
 
Nie zatrzymam się nigdzie na rozstajach, na wiorstach, 
Bo mnie niesie coś wiecznie, motorycznie i przed. 
Mijam strachy na wróble w eleganckich windhorstach, 
Wszystkim kłaniam się grzecznie i poprawiam im pled. 
 
W parkocieniu krokietni — jakiś meeting panieński. 
Dyskutują o sztuce, objawiając swój traf. 
One jeszcze nie wiedzą, że, gdy nastał Jasieński, 
Bezpowrotnie umarli i Tetmajer i Staff. 
 
One jeszcze nie wiedzą, one jeszcze nie wierzą. 
Poezyjność, futuryzm — niewiadoma i X. 
Chodźmy biegać, panienki, niech się główki oświeżą, — 
Będzie lepiej smakować poobiedni jour-fixe. 
 
Przeleciało gdzieś auto w białych kłębach benzyny, 
Zafurkotał na wietrze trzepocący się szal. 
Pojechała mi bajka poza góry doliny 
I nic jakoś mi nie żal, a powinno być żal... 
 
Tak mi dobrze, tak mojo, aż rechoce się serce. 
Same nogi mnie niosą gdzieś — i po co mi, gdzie? 
Idę młody, genialny, niosę BUT W BUTONIERCE, 
Tym co za mną nie zdążą echopowiem: — Adieu! — 
 
Na bis
Czytały mnie białe panienki 
Z podkrążonymi oczyma 
I podkreślały ołówkiem 
Pornograficzne stroniczki... 
Ja jestem małym lift-boyem, 
Którego nikt nie trzyma... 
Ja jestem małym lift-boyem 
W domu pąsowej księżniczki. 
 
Na 120 piętro 
Wożę jej bladych kochanków. 
Wożę naiwnych kochanków 
Do zamku Chryzolindy. 
A potem czekam za drzwiami, 
Czekam cierpliwie poranku. 
A potem strącam każdego 
W zieloną przepaść windy... 
 
Ja jeżdżę tam i na powrót. 
Ja jeżdżę tam i na powrót. 
Ja nie śpię nigdy we dnie. 
Ja nie śpię nigdy w nocy. 
Szeregi nowych kochanków 
Pukają ciągle do wrót 
I nikt nie pyta, dlaczego? 
I nikt nie krzyczy, pomocy! 
 
Bezszumnie chodzi winda 
Ciągle i ciągle głodna. 
Bezszumnie wchodzą ludzie. 
Bezszumnie trzaskają drzwiczki. 
Dopiero tego wieczoru, 
Kiedy nie dojdzie do dna, 
Mnie będzie wolno nareszcie 
Przekroczyć próg księżniczki... 
 
Czytały mnie chore dziewczynki, 
Jak bajkę z różowej feerii. 
Czytali mnie starsi panowie, 
Spierali się z sobą czasem... 
Ja jestem małym lift-boyem 
W szytej, złocistej liberii. 
Ja jestem małym lift-boyem 
Z szerokim czerwonym lampasem... 
 
Czytali. Czytali. Czytali. 
Kiwali głowami do taktu. 
Spierali się z sobą czasem. 
Miarowo. Rytmicznie. Na głos... 
I jak tu nie tańczyć na głowie, 
Kiedy świat jest cudowny? I jak tu... 
Panowie, Panowie, pozwólcie! 
Ja chcę pocałować was w nos! 
 
Przypisy:
1. żygające — popr.: rzygające; mamy tu do czynienia ze świadomym zabiegiem autora, jest to nie tyle błąd ortograficzny, co błąd futurystyczny. [przypis edytorski]
2. cacao-choix — likier kakaowy otrzymywany z ziarna lub proszku kakaowego, zawiera 25-35% alkoholu. [przypis edytorski]
3. correct (ang.) — poprawny. [przypis edytorski]
4. cerceau (fr.: okrąg) — serso; gra rekreacyjna polegająca na rzucaniu i chwytaniu wiklinowego kółka na kijek. Wywodzi się ze starożytnego Rzymu, popularna w XIX i XX w. [przypis edytorski]
5. curaçao — nazwa gatunkowa likierów wytwarzanych ze skórek gorzkich pomarańczy; powstała od nazwy wyspy Curaçao u wybrzeży Wenezueli, gdzie uprawiano gatunek gorzkiej pomarańczy. [przypis edytorski]
6. moderne (fr.) — nowoczesny. [przypis edytorski]
7. déshabillé (fr.) — negliż, dezabil, ranny albo nocny domowy strój kobiecy lub żartobliwie: niekompletny, niedbały strój. [przypis edytorski]
8. Clicôt — chodzi o markę szampana produkowanego od 1772 r. przez Veuve Clicquot Ponsardin w rejonie Reims we Francji [przypis edytorski]
9. Pathé & Co. — firma założona przez braci Charlesa, Emila, Jacquesa i Teofila Pathé w 1896 r. (początkowo
1 2 3 4 5
Idź do strony:

Darmowe książki «But w butonierce (tomik) - Bruno Jasieński (książki w bibliotece .txt) 📖» - biblioteka internetowa online dla Ciebie

Uwagi (0)

Nie ma jeszcze komentarzy. Możesz być pierwszy!
Dodaj komentarz