Tumor Mózgowicz - Stanisław Ignacy Witkiewicz (Witkacy) (biblioteka darmowa online txt) 📖
Dramatyczna tragifarsa, która przybierając formę groteski realizowała postulat Witkacego, aby w opanowanym przez materialistyczne nastawienie świecie zachować aksjologiczny wymiar sztuki i sens życia.
Teoria Czystej Formy tym razem została zastosowana przez autora w dramacie, którego bohaterem uczynił Witkacy Tumora Mózgowicza — wielkiego matematyka. Perypetie naukowca, dopełnione makabrycznymi scenami i nieadekwatnymi do sytuacji reakcjami wkraczających na scenę postaci, stanowią treść atrakcyjną nie tylko dla koneserów twórczości artysty. Rozważania matematyka, na przykład na temat rodziny, w wyjątkowy sposób ukazują mistrzowskie pióro autora. Tumor Mózgowicz to jedna z najlepszych sztuk Witkacego.
- Autor: Stanisław Ignacy Witkiewicz (Witkacy)
- Epoka: Dwudziestolecie międzywojenne
- Rodzaj: Dramat
Czytasz książkę online - «Tumor Mózgowicz - Stanisław Ignacy Witkiewicz (Witkacy) (biblioteka darmowa online txt) 📖». Wszystkie książki tego autora 👉 Stanisław Ignacy Witkiewicz (Witkacy)
Rypię całą parą. Bary biorą się z sobą za bary, wrastają w siebie i w pryskach ognia strząsają pyłki w zaświatowej burzy. Przeklęta kultura! Wali pięścią w poręcz. Kto każe mi udawać? Czytałem wczoraj cały ich nowy program. Poprostu rzygać się chce. Vomito negro.
Mama pyta, czy panu czego nie potrzeba.
MÓZGOWICZTrzeba mi byka, rydwanu, bezbrzeżnych pól i twoich niebieskich oczu, Iziu. Powiedz Mamie, że jest jak Pazifaë. — Zzielenieje z zazdrości. A tak okropnie jest skomplikowana, że chyba pęknę w tym całym wirze, który wytwarzacie.
IZIANiech pan się uspokoi. Ja wiem wiele — o wiele więcej niż mama i pan nawet.
Przeklęta kultura. Niema we mnie ani krzty artysty, ani tyle! Pokazuje to na palcu. A jednak wmawiają mi to wszyscy: ach, co za talent! ach, co za geniusz! Gdyby choć ona jedna mogła tego nie myśleć. Wszystkie moje dzieci są tak podobne do mnie, że to mnie wprost przeraża, że nie znalazła się kobieta, któraby miała siłę zdradzić mnie.
Jesteś niezwyciężony, syneczku.
MÓZGOWICZPapa zawsze pełen jest konceptów. Taki stary, a taki głupi.
Oprócz tego, że jestem sobą, mógłbym być: kelnerem, oficerem, albo kurtyzaną. Gdybym był kobietą, straszliwą byłbym rozpustnicą.
JÓZEF MÓZGOWICZJakiż przepiękny jesteś syneczku. Podnosi z ziemi lalkę i całuje ją. Taka była moja maleńka, kiedy umarła. Taka była twoja siostrzyczka, Anzelma.
MÓZGOWICZAch, jakiż śliczny jesteś syneczku!
Chodź, pójdziemy do karczmy.
MÓZGOWICZAch! Idź ojciec sam. Dziś jeszcze mam napisać statut nowej Akademji Nauk. A tu jeszcze przysłali mi tylko co korektę pracy o funkcjach nadskończonych. Ale ojciec to nawet algebry nie zna. Rzucaj groch o ścianę.
„Über transfinite Funktionen im alef — dimensionalen1 Raume”, Professor Tumor von Mózgowicz. mówi O, jakże mądrym jesteś syneczku! I tylko za to tak cię uszlachcili! Z żalem Miałem sen. Widziałem ciebie jako bóstwo w jakiejś świątyni wschodniej. Nie poznałeś mnie i śmiałeś się z czegoś niewiadomego. A mnie wyrzucił stróż, taki mały, stary i słaby, jak mucha. A twarz miał taką, jak nasz Burek, tylko ludzką.
MÓZGOWICZNa nic nigdy nie miałem czasu, nawet na miłość. Lecz czemże jest miłość dla mnie? Dzieci moje rosną. Syn niedługo zda maturę, córka już wcale nie źle całkuje równania różniczkowe, a ja nie mogę nawet odpocząć. Gdybym choć był religijnym. „Aber mir, keine Marter ist erspart”, jak mówił Franz Josef.
JÓZEF MÓZGOWICZMówiłam wam Józefie, żebyście się szanowali. A on znowu chodzi!
JÓZEF MÓZGOWICZE — niechże już ta ostatnia para wyjdzie ze mnie w ludzkiem towarzystwie. A jaśnie pani zdrowa?
ROZHULANTYNAJak byk parowy śmieje się.
Co ci jest? Tumor! Ty mnie nie kochasz?
MÓZGOWICZWiesz przecież wszystko. Jestem cham, ostatnie bydlę. Pamiętam i nie mogę zapomnieć. Rozwaliłem ci cały kredens i musiałaś się wstydzić za mnie przed nimi. Ale nie upić się nie mogłem.
ROZHULANTYNANie myśl o tem. Już wszystko naprawione. Chciałabym módz co miesiąc rodzić, żeby takich, jak ty, było więcej. Jakąś wyspę na Oceanie Spokojnym chciałabym mieć i żebyś ty tam był i tylko nasze dzieci. Wszystko takie chłopy morowe jak ty, wszystko matematyki jeden w drugiego. W środku byłaby Akademja i ty jeden, pan wszystkich słońc, król liczb, książę Nieskończoności, Szach świata absolutnych idei, rozparty w całym wszechświecie, jak w fotelu, siedziałbyś potężny jak...
MÓZGOWICZPrzestań — dławię się moją potęgą, jak pigułką zbyt wielką dla paszczy wieloryba.
ROZHULANTYNANie kochasz mnie? Chcesz, żeby Izydor przyszedł na świat z krzywemi nogami i z oczami na skroniach?
MÓZGOWICZNie, nie! Nie mów tak. Kocham cię, strasznie cię kocham nagle flaczeje. Tylko nie mogę zapomnieć, że jesteś księżniczką. Jest w tem coś absolutnego. Dość spojrzeć na twoją nogę Rozhulantyna ogląda nogi, poczem patrzy na niego badawczo. Gdyby ojciec twój, kniaź Bazyli, mógł cię widzieć w objęciach takiego chama, umarłby ze wstydu poraz drugi. Mówię ci: jest w tem coś absolutnego, w całej kwestji rasy. Cóż mi pomoże cała wiedza? Ciska korektę o ścianę. Nie mogę się urodzić poraz drugi.
ROZHULANTYNAMój jedyny, mój Tumorku najukochańszy — że też ty tego nie rozumiesz. Właśnie w tem jest wszystko, cały urok piekielny. Dlatego opuściłam Krzeczborskiego. Nie cierpię tych demi-aristos. Przeklęte snoby. Jesteś potwornym chamem i jak czuję moją krew, piekielnego zaiste błękitu, jak łączy się z twoją, purpurową, chamską juchą, jak tworzymy razem tę rasę fioletowych pół-bogów, jak myślę o tem, to chce mi się rozprysnąć ze szczęścia w jakąś magmę nie z tego świata.
Patrz! Oto on, mój fetysz. Fred — chodź, niech cię uściskam.
MÓZGOWICZCzy rozwiązałeś zadania?
ALFREDTak jest, papusiu. Utrudniłem sobie problemat metodą Whiteheada. Ten potworny starzec umie z najprostszego zagadnienia uczynić coś dowolnie trudnego.
MÓZGOWICZSzanuj tego mędrca. Pamiętaj, że byłem jego uczniem.
ROZHULANTYNAJa chyba nie przeżyję tego szczęścia. Och czemuż, czemuż nie mogę być króliczycą!
MÓZGOWICZPamiętaj o białej króliczycy, która do śmierci rodziła moręgowate koty. Raz jeden tylko zdradziła swego białego męża. Alfred zanadto mi przypomina Krzeczborskiego.
ROZHULANTYNABiedna mózgownica! Liczby wyjadły ci całą szarą materję, Tumorze!
MÓZGOWICZProszę nie żartować z mego nazwiska! Jest dosyć znane na całym świecie tupie nogami i przewraca oczami w dzikim szale.
Bo papuś, to pisze wiersze tylko dla równowagi ducha, jak mu liczby już wszystkiemi porami przenikają do duszy. Izia jest poetką naprawdę. Wydrukowali jej wierszyk w naszej dziecinnej futurystycznej gazetce. Iziu, zadeklamuj.
IZIAZa dużo sensu.
ALFREDTo wszystko na nic. Ojciec jest zdrajca. Ojciec kocha się w Izi. Mama o tem płacze po nocach. Ja nie chcę.
MÓZGOWICZCzyś ty oszalał!
MAURYCYTak, ja wiem. To on chodzi po nocach i wyje. On jest warjat.
Tumorze!
IZIAOberwała się lawina.
MÓZGOWICZWścieknę się! Jak oni śmią!
ALFREDZupełnie zwykła historja. Jutro będzie w gazetach mały artykulik p. t. Zdemaskowanie oszusta.
ROZHULANTYNARozkręca się stara mózgownica, rozkręca!
MÓZGOWICZTak było dobrze i tak się wszystko popsuło.
To ty, arystokratyczny demonku! Zawsze mówiłem, żeby wytępić Krzeczborskich, że inaczej nie damy rady.
ROZHULANTYNACicho! Uspokójcie się. Jeszcze czas jest wszystko odwrócić. Groźnie do Alfreda, hypnotyzując go. Tego wcale nie było! Rozumiesz? środkowemi drzwiami wchodzi Józef z jakimś nieznanym panem w binoklach Zapóźno!
IZIADzień dobry, Józefie. Kogóż to przywlekliście ze sobą?
JÓZEFAno, szukał Jaśnie Pani. Mówi, powiada, że jest gość pierwszej klasy.
NIEZNAJOMYJestem zaiste gościem i zdaje się, że w porę przybywam.
Nie waż się pan wtrącać do spraw naszych prywatnych.
ROZHULANTYNADzieci, cicho! To jest tylko moja sprawa prywatna. Tak się boję o Izydora. Wyjdźcie wszyscy. Muszę zostać z nim sama.
MÓZGOWICZZ kim? z Izydorem?
Uwagi (0)