Płeć i charakter - Otto Weininger (biblioteczny txt) 📖
Główne dzieło młodego wiedeńskiego filozofa, które zyskało dużą popularność, kiedy jego autor kilka miesięcy po publikacji popełnił samobójstwo. Jako jedna z klasycznych pozycji wiedeńskiego modernizmu miało wielki wpływ na niemieckojęzyczne życie kulturalne w pierwszej połowie XX wieku, między innymi na poglądy Wittgensteina, Strindberga i Spenglera. Autor skupia się na kwestii płci, w której kobiety i mężczyźni są postrzegani jako dwa przeciwne bieguny, stwierdzając przy tym, że faktycznie w każdym człowieku tkwi zarówno pierwiastek męski, jak i żeński, choć w różnych proporcjach. To nowatorskie podejście staje się jednak dla niego punktem wyjścia do rozważań głęboko antykobiecych: pierwiastek męski ma cechować świadomy siebie indywidualizm, logika, moralność i dążenie do wyższych celów, podczas gdy kobiecy charakteryzuje brak indywidualizmu (duszy), alogiczność, amoralność, bierność, skoncentrowanie na seksualności i rozrodczości. Osobny rozdział Weininger, choć sam był Żydem, który rok wcześniej przeszedł na chrześcijaństwo, poświęca archetypowym Żydom, przypisując im kobiecość, brak wiary i poczucia dobra i zła.
- Autor: Otto Weininger
- Epoka: Modernizm
- Rodzaj: Epika
Czytasz książkę online - «Płeć i charakter - Otto Weininger (biblioteczny txt) 📖». Wszystkie książki tego autora 👉 Otto Weininger
To jest też przewodnią myślą Goethego Powinowactwa z wyboru, jak ją tam w czwartym rozdziale części pierwszej jako figlarne preludium pełne nieprzeczuwanych wróżb przyszłości te właśnie osoby rozwijają, które potem muszą na własnej swej skórze poznać jej głęboką i losem brzemienną prawdę, a wywody niniejsze poczytują to sobie za zaszczyt niemały, że po raz pierwszy znów myśl tę podejmują. Zamiarem ich nie jest bynajmniej, jak tego i Goethe nie chciał, bronić wiarołomstwa, raczej pragną je tylko wyjaśnić. Istnieją w człowieku pobudki, które wiarołomstwu skutecznie przeciwdziałają i mogą do niego nie dopuścić. O tym się jeszcze mówić będzie w części drugiej. Że i niższa sfera płciowa u człowieka nie podlega tak ściśle działaniu konieczności przyrodniczej, świadczy o tym w każdym razie już ta okoliczność, że człowiek jest we wszystkich porach roku płciowo usposobiony i że w nim ślady osobnej pory wiosennego parzenia się przejawiają się znacznie słabiej niż nawet u zwierząt domowych.
Prawo powinowactwa płciowego obok radykalnych, oczywiście, różnic okazuje dalej inne jeszcze analogie ze znanymi prawami chemii teoretycznej. I tak reguła nasza jest o tyle analogiczna ze zjawiskami podlegającymi „prawu działania mas”, że np. silniejszy kwas łączy się przeważnie z silniejszą zasadą, podobnie jak istoty bardziej męskie z bardziej żeńskimi. W stosunku do martwoty chemicznej zachodzi tu jednak znaczna liczba nowych objawów. Ustrój żywy nie jest przede wszystkim substancją jednorodną i równoosiową na dowolnie liczne, jakościowo równe części podzielny: „principium individuationis”85, fakt, że wszystko, co żyje, żyje jako indywiduum, jest identyczny z faktem struktury. Tutaj więc nie może tak, jak tam, część większa wejść w związek jeden, mniejsza w inny i utworzyć produkt uboczny. Chemotropizm może być ponadto także negatywny. Poczynając od pewnej wielkości różnicy formuła II daje negatywną, tj. działającą w przeciwnym kierunku siłę przyciągania, znak zmienia się w ujemny: zachodzi zjawisko płciowego odpychania się. Wprawdzie i w martwych procesach chemicznych może być ta sama reakcja wywołana z szybkością rozmaitą, nigdy jednak, przynajmniej wedle poglądów najnowszych, zamiast absolutnego braku (w naszym wypadku można by rzec: przeciwieństwa) reakcji, nie można katalizatorem wywołać przecież tej samej reakcji w czasie dłuższym lub krótszym. Natomiast da się bardzo łatwo wytworzyć związek, który przy pewnej temperaturze powstaje, przy wyższej zaś znów się rozkładać może i na odwrót. Jeśli tu kierunek reakcji jest funkcją temperatury, to w tamtym wypadku jest on często funkcją czasu.
W znaczeniu czynnika , „czasu reakcji”, tkwi zaś bez wątpienia ostatnia analogia pociągu płciowego ze zjawiskami chemicznymi, o ile się w ogóle z góry porównań takich zasadniczo nie odrzuca. I tutaj dałaby się pomyśleć formuła dla szybkości reakcji, dla rozmaitych stopni szybkości, z jaką się reakcja płciowa między dwoma osobnikami rozwija, można by np. spróbować określić, w jaki sposób wielkość zmienia się w zależności od . Ale niech nikt nie da się skusić „przepychem matematycznym” (Kant) do zastosowania ilorazów różniczkowych w stosunkach tak zawiłych i trudnych, przy funkcjach o nawet bardzo problematycznej ciągłości. O co tu chodzi, rzeczą jest i tak dostatecznie jasną; między dwoma osobnikami przez dłuższy czas razem przebywającymi, a zwłaszcza razem zamkniętymi, pożądanie zmysłowe może się rozwinąć nawet tam, gdzie go zgoła nie było lub gdzie nawet działała siła odpychająca, podobnie jak bardzo wiele czasu potrzeba, zanim się pewien proces chemiczny ujawni. Po części na tym przecież opiera się owa pociecha udzielana parom pobierającym się bez miłości, że ta się „dopiero później” pojawi, że „z czasem i ona przyjdzie”.
Jak widać, nie należy zbytniej wagi przywiązywać do analogii z powinowactwem zachodzących w martwych zjawiskach chemicznych. Wydawało mi się jednak pouczającą rzeczą sprawę z tej strony rozpatrzyć. W każdym razie pozostaje i to nawet kwestią nie rozstrzygniętą jeszcze, czy pociąg płciowy można w ogóle zaliczać do kategorii tropizmów, a gdyby to nawet co do zjawisk płciowych było już na pewno stwierdzone, nie przesądzałoby to włącznie zgoła jeszcze w niczym o sprawach erotyki. Zjawisko miłości wymaga jeszcze innego rozpatrzenia, którym się mamy zająć w części drugiej. A przecież między formami objawiania się najnamiętniejszego pociągu nawet u ludzi, a owymi zjawiskami chemotropicznymi istnieją jeszcze analogie niezaprzeczalne; wystarczy odesłać czytelnika do opisu stosunku między Edwardem i Otylią w Goethego Powinowactwach z wyboru.
Wymieniając romans ten, poruszyliśmy już raz w krótkości zagadnienie małżeństwa, a kilka praktycznych wniosków, z wywodów teoretycznych niniejszego rozdziału wynikających, chcemy zastosować przede wszystkim do tego również zagadnienia. Ustanowione tu dla pociągu płciowego naczelne prawo, do którego inne wydają się z budowy bardzo podobne, orzeka, że wobec niezliczonej liczby pośrednich form płciowych muszą tym samym istnieć dwa osobniki, najlepiej do siebie przystające. O tyle zatem małżeństwo jest uzasadnione, a „miłość wolną” musiałoby się z tego biologicznego punktu widzenia odrzucić. Oczywiście, że inne okoliczności np. okresy, o których później mówić będziemy, lub wspomniane już zmiany gustu, zachodzące z biegiem lat, wikłają znów w wysokim stopniu kwestię monogamii, zmniejszając łatwość jej rozwiązania.
Inny wniosek nasuwa przypomnienie objawów różnosłupkowości, w szczególności zaś tego faktu, że z „zapłodnienia nieprawego” powstają prawie same zalążki niezdolne do rozwoju. To właśnie naprowadza na myśl, że i u innych stworzeń potomstwo najsilniejsze i najzdrowsze pochodzi ze związków, w których wzajemny pociąg płciowy działa w wysokim stopniu. Z dawien dawna też lud ma zapatrywania całkiem szczególne „o dzieciach miłości”, wierząc, że wyrastają z nich ludzie piękniejsi, lepsi, doskonalsi. I kto nawet nie czuje w sobie powołania na hodowcę rasy ludzkiej, musi na tej podstawie już choćby dla względów higienicznych małżeństwa dla pieniędzy potępiać.
Mimochodem zaznaczę dalej, że przestrzeganie praw przyciągania płciowego powinno by może wywrzeć pewien wpływ na hodowlę zwierząt. Zwracać się będzie większą niż dotąd uwagę na drugorzędowe przede wszystkim cechy płciowe obu okazów przeznaczonych do sparowania. Sztuczne procedury podejmowane celem stanowienia86 samic z rozpłodnikami, chociażby mało do nich upodobania mającymi, w poszczególnych wypadkach zapewne wcale celu swego nie chybiają, na ogół jednak towarzyszą im stale pewne następstwa ujemne. Ogromna nerwowość na przykład potomstwa spłodzonego przez przez stanowienie nieodpowiednich dla klaczy ogierów, które na przekór wszystkim nowomodnym młodzieńcom musi być karmione bromem i innymi medykamentami, da się z pewnością ostatecznie stąd wywieść, podobnie jak do fizycznego zwyrodnienia współczesnego Żydostwa w stopniu zapewne nie najmniejszym przyczynia się okoliczność, że u Żydów znacznie częściej niż gdziekolwiek indziej na świecie nie miłość, ale stręczyciel kojarzy małżeństwa.
Darwin w swych i pod tym względem fundamentalnych pracach stwierdził bardzo rozległymi eksperymentami i obserwacjami, sprawdzonymi później powszechnie, że osobniki zarówno całkiem blisko ze sobą spokrewnione, jak i z drugiej strony należące do odmian zbyt od siebie rozbieżnych, słabiej się wzajem płciowo przyciągają niż inne „nieznacznie się między sobą różniące” i że jeśli tam mimo to zapłodnienie ma miejsce, to albo zarodek zamiera w początkowych stadiach rozwoju, albo powstaje twór słabowity i sam przeważnie już niezdolny do rozmnażania. Tak właśnie jak i u roślin różnosłupkowych „zapłodnienie prawe” dostarcza więcej nasion i lepszych niż wszelkie inne kombinacje.
Najlepiej zatem powodzi się tym zarodkom, których rodzice odznaczali się największym powinowactwem płciowym.
Z reguły tej, którą niechybnie za powszechnie prawdziwą poczytywać należy, wynika słuszność wniosku z poprzednich wywodów już wyprowadzonego: Jeśli się już zawiera związek małżeński i płodzi dzieci, niechże one przynajmniej nie pochodzą z przezwyciężania odtrącającej siły płciowej, gdyż to się nie może obejść bez pokrzywdzenia cielesnego i duchowego ustroju dziecka. Na pewno małżeństwa bez miłości stanowią znaczną część małżeństw bezdzietnych. Stare doświadczenie, wedle którego obustronne podniecenie płciowe podczas aktu płciowego podnosi szanse zapłodnienia, należy oczywiście po części także do tej sfery zagadnienia, a silniejsze natężenie popędu płciowego, działające od samego początku między dwojgiem osobników wzajem ściśle się dopełniających, czyni je łatwiej zrozumiałym.
W wyłuszczonym prawie pociągu płciowego mieści się zarazem — od dawna poszukiwana — teoria opacznego popędu płciowego tj. skłonności płciowej ku własnej (a nie lub nie wyłącznie tylko ku drugiej) płci.
Pomijając pewną odrębność, którą później będzie można uwydatnić, wolno śmiało twierdzić, że każdy osobnik z opacznym popędem płciowym posiada także cechy anatomiczne innej płci. Nie ma „hermafrodytyzmu czysto psychopłciowego”; mężczyźni, którzy ku mężczyznom czują pociąg płciowy są także w swym zewnętrznym wyglądzie mężczyznami kobiecymi, a podobnie niewiasty pożądające zmysłowo inne kobiety posiadają fizyczne cechy męskie. Pogląd ten z punktu widzenia ścisłej równobieżności zjawisk fizycznych i psychicznych rozumie się sam przez się; zastosowanie go jednak wymaga uwzględnienia faktu wyjaśnionego w rozdziale drugim, że części jednego ustroju nie zajmują wszystkie jednakowego położenia między punktami i , ale rozmaite jego narządy mogą być w rozmaitym stopniu męskie albo żeńskie. U odwróceńca płciowego nie brak zatem nigdy jakiegoś anatomicznego zbliżenia się do innej płci.
Już to by wystarczało do zbicia zapatrywania uważającego popęd płciowy za właściwość nabytą przez dotyczącego osobnika w ciągu życia i wyrugowującą prawidłowe uczucia płciowe. W takie nabytki wywołane zewnętrznymi bodźcami w ciągu życia indywidualnego wierzą wybitni badacze Schrenck-Notzing87, Kraepelin88, Féré89; bodźców tych dopatrują się oni w powstrzymywaniu się od obcowania „prawidłowego” i zwłaszcza w „uwiedzeniu”. Jakże się jednak rzecz ma wówczas z pierwszym uwodzicielem? Czyżby był on uczony przez samego boga Hermafroditosa? Cały ten pogląd przedstawiał mi się zawsze nie inaczej, jak gdyby ktoś chciał „prawidłową” skłonność płciową typowego mężczyzny ku typowej kobiecie uważać za sztucznie nabytą i ośmielał się twierdzić, że źródło swe ma ona zawsze we wskazówkach starszych kolegów, którzy przypadkowo kiedyś odkryli rozkosz obcowania płciowego. Tak jak osobnik „prawidłowo” usposobiony dowiaduje się zgoła sam z siebie, czym jest kobieta, tak też i u osobnika z odwróconym popędem płciowym występuje pociąg ku osobom tejże samej płci sam z siebie w toku jego rozwoju indywidualnego drogą procesów ontogenetycznych, działających poprzez moment narodzin przez ciąg całego życia. Oczywiście, że musi się nadarzyć sposobność, aby żądza wykonywania aktów homoseksualnych się ujawniła, sposobność taka jednak to tylko w stan czynny może wprawić, co już od dawna w stopniu większym lub mniejszym tkwiło w osobnikach, czekając tylko na upust.
Że przy wstrzemięźliwości płciowej (aby nie pominąć drugiego z rzekomych przyczyn opacznego uczucia płciowego) nasuwać się może oprócz masturbacji coś innego jeszcze, to by właśnie musieli zwolennicy teorii nabytych popędów wyjaśnić, ale już we własnościach wrodzonych tkwić musi przysposobienie do pożądania i wykonywania aktów homoseksualnych właśnie. Wszak i heteroseksualny popęd można by nazwać „nabytym”, gdyby się kładło nacisk na wyraźne stwierdzenie, że np. mężczyzna heteroseksualny musi jakąś kobietę lub wizerunek kobiecy zobaczyć, aby się zakochać. Ale kto odwrócone uczucia płciowe uważa za nabyte, stoi zgoła z tym na równi, który by wyłącznie tę tylko okoliczność podnosił, a wykluczał całą przyrodzoną istotę człowieka — przez którą przecież jedynie pewne pobudki właściwy sobie wpływ wywrzeć mogą — aby jakieś uboczne zdarzenie zewnętrznego życia, jako ostateczny „warunek dopełniający” czy też „przyczynę cząstkową”, uczynić wyłącznym sprawcą całości wyniku.
Nie będąc nabytym, nie jest też popęd płciowy bynajmniej odziedziczony po rodzicach lub dziadkach. Tego też co prawda w tej formie nie twierdzono, byłoby to bowiem na pierwszy rzut oka sprzeczne z całym doświadczeniem. Usiłowano jednak przedstawić, że wynika on z ustroju na wskroś neuropatycznego, z ogólnego obciążenia dziedzicznego, objawiającego się w potomku właśnie także przez zwyrodnienie instynktów płciowych. Zaliczano całe zjawisko do dziedziny psychopatologii, traktując ludzi dotkniętych tymi objawami jako chorych. Jakkolwiek pogląd ten obecnie znacznie mniej ma zwolenników niż przed kilku jeszcze laty, odkąd Krafft-Ebing90, przedtem główny jego przedstawiciel, w późniejszych wydaniach swej Psychopathia sexualis milcząco uznał go za fałszywy. Mimo to zawsze jeszcze przyda się podnieść, że ludzie z opacznym popędem płciowym mogą być pod każdym innym względem całkiem zdrowi i pomijając uboczne czynniki społeczne, mogą się czuć równie dobrze jak wszyscy inni zdrowi ludzie. Zapytani, czy życzą sobie w ogóle pod tym względem być inaczej usposobieni jak są, odpowiadają bardzo często przecząco.
Wszystkie te chybione próby wyjaśnienia stąd pochodzą, że wyodrębniono całkowicie zjawisko homoseksualizmu, nie starając się powiązać go z innymi faktami. Kto „inwersje płciowe” uważa za coś patologicznego, za jakieś potworne wypaczenie organizacji duchowej, jak to jest poglądem usankcjonowanym przez filistra91, lub zgoła widzi w nich występny nawyk, wynik przeklętego uwiedzenia, niechaj zważy, jak nieskończenie wiele przejść prowadzi od mężczyzny o ustroju krańcowo męskim poprzez mężczyznę z ustrojem niewieścim i mężczyznę z odwróconym popędem płciowym do hermafrodytyzmu zwanego spurius92 i genuinus93, stąd zaś poprzez trybadę94 i dalej poprzez virago95 do virgo96 z ustrojem kobiecym. Osobniki z odwróconym popędem płciowym („obojga płci”) można po myśli przedstawionego tu zapatrywania określić jako indywidua, w których ułamek wynosi około 0,5, a przeto
Uwagi (0)