Mitologia słowiańska - Aleksander Brückner (jak za darmo czytać książki na internecie .txt) 📖
Rozprawa Aleksandra Brücknera dotycząca mitologii słowiańskiej. Badacz przedstawia w niej wierzenia Słowian, ale przede wszystkim omawia dociekania innych badaczy oraz ich wnioski — trafne, jego zdaniem, lub błędne — dotyczące poszczególnych bóstw.
Wyjaśnia etymologię nazw bożków i mówi o ich odpowiednikach w innych krajach słowiańskich. Tekst ma charakter naukowy, autor skupia się przede wszystkim na prześledzeniu toku badań nad mitami słowiańskimi.
Aleksander Brückner to polski historyk literatury i kultury, slawista. Jego działalność naukowa przypada na drugą połowę XIX i pierwszą XX wieku. Zajmował się historią języków słowiańskich i literatury, etymologią. W 1890 roku odkrył w Bibliotece Petersburskiej Kazania świętokrzyskie, jeden z najstarszych zabytków języka polskiego.
- Autor: Aleksander Brückner
- Epoka: Pozytywizm
- Rodzaj: Epika
Czytasz książkę online - «Mitologia słowiańska - Aleksander Brückner (jak za darmo czytać książki na internecie .txt) 📖». Wszystkie książki tego autora 👉 Aleksander Brückner
Niektórzy komentatorowie Słowa, np. Stojunin, brali je dosłownie, bynajmniej nie jako ozdóbki poetyckie; wedle niego prosty lud ruski, niedrużynny, wierzył jeszcze istotnie w Welesa czy Chorsa; na tej dalekiej ukrainie31, w Nowogrodzie siewierskim, ocalało pogaństwo w przeciwstawieniu do całkiem chrześcijańskiego Kijowa! zaś sam autor Słowa był człowiekiem zupełnie niepiśmiennym. Wedle ks. Ant. Petruszewicza (por. jego wydanie Słowa, Lwów 1886, str. 21) „świecki śpiewak Słowa wnosi ruski mityczny element to jest kult przyrody w swoje dzieło, skoro wszelkie zdarzenia znachodzą się pod wpływem sił przyrody, rządzących światem, ależ to tylko jego ruskonarodowy wymysł poetycki; zeń wynikają jego piękne obrazy poetyckie, z których poznajemy dawny światopogląd pogański, ależ dlatego nie należy pomawiać autora Słowa o zaprzeczanie chrześcijaństwa ani o dwojewierje”. Mimo to pozostaje dziwnym, że inaczej niż w Kronice, gdzie Igor stale na sąd i łaskę Bożą się powoływa: „Kak bog dast”, w Słowie nigdy Igor imienia Bożego, ani w największym niebezpieczeństwie, również jak żona jego w największej trwodze serdecznej, nie wzywają, nie wspominają o Bogu: całe chrześcijaństwo autorowe wyczerpał zwrot Bojanowy, że nie minąć nikomu sądu Bożego i wzmianka, że ocalony z niewoli Igor jedzie ku św. Bogurodzicy Pirogoszczej (jest jeszcze obojętna wzmianka o dzwonach i jutrzni).
Wedle Aniczkowa (str. 328–342) mógł tych zwrotów, pogaństwem tracących, śmiało używać chrześcijanin, skoro przez bogów pogańskich nie rozumiał ani biesów, ani sił przyrody, lecz zwykłym trybem euhemerystycznym przodków własnych; bogowie pogańscy to tylko sławni wodzowie, wieszczkowie, książęta, carowie, kobiety-nierządnice, jak w przytoczonym powyżej apokryfie O chodzeniu Bogurodzicy po mękach wyraźnie zaznaczono (ludzkie imiona na bogów obrócili); wnuk Dażboży, Stryboży, Welesowy, ziemia Trojania, toć o przodkach, nie o bogach mowa. Nie mogę się zgodzić na ten wykład; nie poddaje mu się wcale Chors, również w Słowie wspomniany; próbowałbym innego, acz bardzo ryzykownego. Przed drużyną i księciem, niegdyś normańskimi, opiewano ich czyny; technika poezji normańskiej wymagała przenośni; śpiewak mówił o koniu jako o łodzi lądowej, a o łodzi jako o rumaku morskim, i te przenośnie, Kenningi, utrwalały się z czasem, były nieodzownym tej poezji przyborem. Drużynny śpiewak ruski, słowiański, wtórował temu wzorowi; sam jeszcze poganin, mógł podobnych przenośni używać, imiona bożków wspominać; w poezji drużynnej utrwalił się ten pierwotny, pogański zwyczaj; naśladował go autor Słowa Igorowego; zwroty mitologiczne Słowa byłyby tylko formułkami epicznymi, kenningami ruskimi, owymi „starymi słowami”, jakimi autor od samego początku szafować zamyślał i istotnie szafował np. zaraz u wstępu w owym całkiem nieudatnym zwrocie: „pocznem powiest siju ot starago Władimiera do nynieszniago Igorja”, chociaż od starego Włodzimierza (to jest pierwszego, ochrzciciela Rusi, nie późniejszego Monomacha, jak komentatorowie niektórzy twierdzą) bynajmniej powieści swojej nie snuje i własnej zapowiedzi czynem przeczy. Że w wychwalaniu książąt powtarzały się stałe zwroty — przenośnie, widzimy i z cytatu Długoszowego o „fortis accipiter etc.” przy wysławianiu Mścisława Mścisławicza 1209 r. i przy porównaniu księcia Romana w kronice wołyńskiej ze lwem, rysiem, krokodylem, orłem i turem. I brak jakiejkolwiek wzmianki o bogu chrześcijańskim mógł być znamiennym dla poezji epickiej, bylinnej (aby ten termin niehistoryczny, bo nieludowy, zatrzymać). Autor Słowa był widocznie człekiem świeckim; całą literaturę piastowali wyłącznie duchowni i z zasady wszystko do boga i łaski odnosili — por. zupełnie ascetyczny pogląd na świat Kroniki Nestorowej, więc czy nie umyślnie zaprzeczył tej jednostronności duchownych autor świecki? Czy nie odniósł umyślnie wszystkiego do ludzi samych, do ich słabości i odwagi, czci i namiętności, prawdy i krzywdy, sporów i miłości, w czym duchowni upatrywali palec boży? Czy to nie jakby rodzaj protestu cichego przeciw wyłącznej ascezie, opierający się o dawną tradycję pieśniarską, sięgającą jeszcze czasów istotnego pogaństwa? W każdy sposób takie pomijanie chrześcijaństwa nie przypadkowe; ludzie Słowa Igorowego, jak wszyscy bohaterowie bylinni, stoją wyłącznie o siłach własnych, liczą tylko na siebie, inaczej niż ludzie Kroniki.
Zdanie Niederle (str. 276 i nota 4): „Z początku jedyne warstwy wyższe chrzest przyjęły — przeciwnie lud został długo wiernym starym swoim bogom domowym; że zresztą i w warstwach wyższych objawiała się później reakcja ku starej wierze, widzimy najlepiej ze Słowa Igorowego, gdzie występuje jeszcze zupełnie tradycja pogańska ze swoimi bogami” uważam za całkiem chybione.
A teraz słówko o wstawkach w najważniejszych tekstach „mitologicznych”, w Kronice Nestorowej i w Słowie Christolubca. Akademik Szachmatow, Razyskanija o drewniejszych ruskich letopisnych swodach, 1908, str. 139 twierdzi gołosłownie, że w „drewniejszym swodzie” (kijowskim, przy sofijskiej cerkwi około 1040 roku powstałym) mówiło się o bałwochwalstwie Włodzimierzowym całkiem ogólnikowo tylko: dumaju, czto drewn. swod ogranicziwałsia ukazanjem „i postawi kumiry na chołmie wnie dwora teremnago” (a więc nie wyliczał bóstw), ale oprócz owego „dumaju” nic więcej Szachmatow nie przytoczył, bo jeżeli powołuje się na własne wywody z § 104, a tam znowu z § 11, to te wywody nic dla miejsca naszego nie przynoszą. Uznał ten brak Aniczkow i wziął na siebie onus probandi32, że w drewn. swodie nie było tego wyliczenia bożków, ale jedyny „dowód”, jaki on (str. 129 i nn.) w tym celu wystawił, to jedyna analogia ze Słowem Christolubca; ponieważ to Słowo powstało mniej więcej w tym samym czasie i miejscu, co drewniejszjyj swod i w pierwotnym brzmieniu również bożków nie wyliczało, ich wyliczenie to wstawka późniejsza, więc i o drewn. swodie to samo rozumieć należy.
Analogia jeszcze nie dowód, ależ ja przeczę samej podstawie tej analogii, nie wierząc po prostu, aby i w Słowie Christolubca wymienianie bożków dopiero wtrętem było późniejszym. Tekst pierwotnego brzmienia tego Słowa, jaki Aniczkow zrekonstruował, jest to tekst Aniczkowa, przenigdy Christolubca. Nie mogę tu polemizować z Aniczkowem dla braku miejsca i zadowolę się przytoczeniem pierwszych słów Christolubca w brzmieniu rękopisowym i w rekonstrukcji Aniczkowa. Słowo zaczyna się: Jakoże Ilja Fezwitianin zakławyj jereja i i żerca idolskyja czysłom 300 i recze: rewnuja porewnowach po gospodie Bozie moim, tako i sei (to jest Christolubec wymieniony w nagłówku Słowa) ne moga terpieti kirstjan w dwojewierji żywuszczych td. — Z tego zrobił Aniczkow (str. 32–39): Ilja Fezwitjanin zaklawyj jereja i żerca idolskyja czysłom 300, ne moga terpieti krestjan wo dwojewierje żywuszczych itd. Nigdy nie przyjmę takiego brzmienia jako pierwotnego; ono nie ma wcale sensu, bo wywołanie Eliasza musi służyć do porównania jego zapału ku służbie prawdziwego boga z podobnym zapałem Christolubca: bez tego celu wywołania takiego wcale nie zrozumiemy; a po wtóre wychodzi ten nonsens, że to Eliasz nie mógł cierpieć chrześcijan w dwojewierzu żyjących! Wprawdzie stara się Aniczkow na trzech stronicach dowieść, że półgłówkom ówczesnym takie przebijanie Eliasza starozakonnego na kopyto chrześcijańskie nic nie wadziło, ale my wolimy zachować tekst rękopiśmienny jako pierwotne brzmienie słów samego Christolubca, a pozostawić karkołomne wysiłki przeciw logice Aniczkowowi samemu; niech mi on pokaże w całej literaturze staroruskiej choćby jedno Słowo, co by się tak zaczynało, takim historycznym wstępem bez ładu i sensu, gdy tekst rękopiśmienny zachował najzwyklejszy tok myśli i słów, i żadnych nie przedstawia trudności. Wszystkie teksty ruskie, jak je Szachmatow, Baratz, Aniczkow normują i normalizują, wymysłem pozostają tych badaczy i nigdy nam nie zastąpią tekstów oryginalnych; że się im wiele rzeczy w tych tekstach pierwotnych nie podoba, za to nie odpowiadają teksty, lecz czas, autor, język, styl, źródła i odmieniać ich nie godzi się; całkiem co innego, gdzie nas tradycja rękopisowa sama na myśl czy pewność o wstawkach nawodzi.
Co sądzić wreszcie o glosach o Swarogu i Dażbogu w tekście Malali? Mniszą tę Kronikę, acz mniej suchą niż Hamartalowa, przetłumaczono u Bułgarów, więc czy nie tam już i wtedy (to jest w X w. w Bułgarii) je dopisano? Przeczy temu stanowczo charakter literatury starobułgarskiej; ona taka nieżywotna, blada, ślepo w grecki wzór wpatrzona, odeń na krok nie odstępuje, że trudno by tłumacza Bułgara o podobny zakus pomówić. Nie zapominajmy, że ta literatura starobułgarska nie stworzyła żadnego, już nie pomnika, ale nawet byle zapisku historycznego — tak mało zbliżała się do życia narodowego! Co zaś śladów pogańszczyzny dotyczy, o jakież by chodziło, o słowiańskie, czy o turkotatarskie właściwych Bułgarów? Przecież jeszcze w w. X używali Bułgarzy słowiańscy liczenia lat wedle cyklów turkotatarskich, skąd by więc bóstwa słowiańskie właśnie, to jest upośledzone, miały dostąp do tłumaczenia z greckiego? gdzież podobny inny w całej tej literaturze bułgarskiej? Przypiski o Swarogu i Dażbogu weszły więc dopiero na ziemi ruskiej do tekstu, tak jak i po apokryfach dopiero w odpisach ruskich się zjawiały.
Po tych kilku uwagach wstępnych o znaczeniu źródeł ruskich ogólnym przechodzimy do szczegółów i zaczynamy jak sam Kanon, od Peruna.
Perun = piorun, imię i funkcje bóstwa, zdaje się, żadnych nie nastręczają wątpliwości; zwykłe to nomen agentis33, jak setki innych na -un, od prania. 1 tak je pojął Niederle i uchwyciwszy się wzmianki Prokopiuszowej, wedle której ο της αστραπης δημιοργος bóg najwyższy, prawi, że gdyby Prokopiusz zapisał imię słowiańskie tego boga, brzmiałoby prawdopodobnie Πορουν lub Περουν; wedle niego (str. 103) jest Perun prastare, domowe, słowiańskie, z początku nieuczłowieczone ubóstwienie gromu i błyskawicy, a ponieważ ten to objaw przyrody najwięcej uwagę więził i najwięcej ludziom strachu i bojaźni napędzał, spojono go z przedstawieniem o demonie, silnym nad innych, który u Słowian, jak w mitach innych narodów, z powodu walnego swej funkcji wrażenia, z biegiem czasu wywyższony został jako bóg przedni, najsilniejszy i uczłowieczony. Na końcu doby słowiańskiej dobiegł rozwój kultów miejscowych do tego, że starą postać gromowładnego demona przytłumiły inne; tylko na Rusi tego nie było; tam był Perun nie tylko bogiem ludu, ale i drużyna wariaska z księciem na czele uznała go jako oficjalnego boga ruskiego”. Stawia go też na czele Olimpu słowiańskiego (str. 93–104). Podobnie i inni; wedle Janki (str. 218) „u Prasłowian to przedstawienie (o jasnym niebie jako o bóstwie naczelnym), pierwotnie ogólnie indoeuropejskie, przytłumiono istotą gromowładną, Perunem”; na str. 230 odpowiada mu wymaganiom co do bóstw prasłowiańskich najlepiej ruski Perun; Perun jako uosobienie zjawiska przyrody „bez wszelkiej wątpliwości już za prawieku zajmował naczelne miejsce między bóstwami słowiańskimi, jako istota przyrody, nieograniczona związkami poszczególnych szczepów, lecz znana i czczona powszechnie”; na niego przysięgali Prasłowianie a wedle Prokopiusza του της αστραπης δημιοργον za najwyższego uznawali boga; dodaje bajkę Guagninową o wiecznym ogniu dębowym, utrzymywanym dla niego w Nowogrodzie i że od początku poświęcony mu był kosaciec (peruniką zwany, ależ to było tylko na Bałkanie!). O dawniejszych mitologach nie masz co i mówić; dla nich był Perun stale prasłowiański bóg najwyższy. Odnachodzono go siłą mocą wszędzie poza Rusią, więc powoływano się i na „perunden” Słowian załabskich, nie zważając, że to nic nie dowodzi, bo tłumaczy dosłownie „Donnerstag”, jest więc jawnym germanizmem i nic więcej. Wymienia Helmold jako deus terrae Aldenburgensium (holsztyńskich) jakiegoś Prove, więc i z niego Peruna robią (jeden rękopis ma nawet Prone!), chociaż to właściwie może prawo oznacza? Między bóstwami w Korzenicy rugijskiej wymienia Sakson Porenutius, niby, co sensu ani analogii nie ma żadnej na świecie całym, Perunic, syn Perunowy (Niederle str. 98) albo wedle innych Peruniec. Nie ma więc u Słowian zachodnich, inaczej niż u wschodnich, wyraźnego śladu bóstwa Perunowego, bo jawnych fałszerstw Kollarowych o jakimś buoh Parom; za starych bohow, za boha Paroma” w pieśniach słowackich o Paromie i Ratce i innych nikt już od dawna nie przytacza. Również i u południowych Słowian nie ma ani jednego wyraźnego świadectwa (oprócz frazesu Prokopiuszowego, które nie dowodzi niczego, bo skalkowane jest
Uwagi (0)