O wpływie nauki na rozwój miłosierdzia - Eliza Orzeszkowa (literatura naukowa online .TXT) 📖
Publicystyczny tekst Orzeszkowej z roku 1876, a więc stosunkowo wczesny w literackiej biografii autorki, w którym zaprzecza ona stereotypowi, jakoby rozum stanowił w działaniu przeciwieństwo serca.
Przytaczając fakty historyczne, pisarka pokazuje, w jaki sposób rozwój nauki pozytywnie wpływa na ludzką wrażliwość w postrzeganiu cierpienia i krzywdy bliźniego. Udowadnia nie tylko tezę, że dzięki postępowi i odkryciom nauk przyrodniczych wzrasta społeczne poczucie empatii, lecz również twierdzenie, że to, co intuicyjnie w zakresie moralności odbierane, na skutek osiągnięć badaczy staje się w pełni uświadomione i trwałe.
- Autor: Eliza Orzeszkowa
- Epoka: Pozytywizm
- Rodzaj: Epika
Czytasz książkę online - «O wpływie nauki na rozwój miłosierdzia - Eliza Orzeszkowa (literatura naukowa online .TXT) 📖». Wszystkie książki tego autora 👉 Eliza Orzeszkowa
Jasność dzienna pochłaniać zaczyna długie, gorączkowe sny ludzkości, w krainę baśni pierzcha uciskający łono jej poczet czarowników, szatanów, wiedźm i upiorów, wyobraźnia stygnie, widnokrąg myśli rozszerza się, serca łagodnieją, zarazem zbiorowe łono wielkiej gromady prześladowanych podnosi się szerokiem odetchnięciem ulgi i uspokojenia.
W wieku XVIII Harwej ogłasza światu prawo krążenia krwi. Fizyologia jest stworzoną. Fizyczny organizm człowieka odkrywa tajemnice swe oczom badających go ludzi. Rozpoznanie funkcyj, pełnionych przez serce, rzuca światło na właściwą naturę czynności mózgowych. Czem dla zawartości klatki piersiowej był Harwej, tem dla zawartości czaszki stają się we Francyi, Szkocyi i Włoszech Pinel, Cullen i Baglivi. Zrywają oni ostatecznie zasłonę z zakątka niedoli, przepełnionego dotąd ciemnością i męczarnią wszelaką.
Z pomiędzy jednak trzech tych mężów nauki, francuzki to lekarz Pinel zdobył sobie w pełnem tego słowa znaczeniu miano reformatora. Za czasów jego, więc u końca zeszłego stulecia, nie uśmiercano już obłąkanych, nie kamienowano ich po drogach i nie oblewano święconą wodą w świątyniach; niemniej przecież Pinel zwiedzając więzienia, w których zamykano nieszczęsne te istoty, znalazł je nawpół nagie, wśród atmosfery lodowej, szamocące się w ciężkich i ciasnych żelaznych okowach, usiłujące roztrzaskaniem głów swych o mury pleśnią wilgoci pokryte, położyć koniec strasznym swym męczarniom, ogołocone z najpierwszych potrzeb życia i wszelkiej lekarskiej pomocy.
Kiedy na widok ów z ust uczonego męża wyrwały się słowa oburzenia i litości, towarzyszący mu urzędnik państwa rzekł:
— Są to ludzie szkodliwi, trzeba ich więzić.
— Są to ludzie chorzy, trzeba ich leczyć! — odpowiedział Pinel.
W parę dziesiątków lat potem, Esquirol postąpił dalej, nauczając, że ktokolwiek leczyć pragnie obłąkanych, żyć z nimi powinien.
Odtąd nauka, niby mrówka niestrudzona, szpera po wszystkich zakątkach umysłowego i serdecznego świata, zbierając materyały do wielkiego gmachu, wystawionego na cześć miłosierdzia.
Zjawia się wkrótce jeden jeszcze fakt olbrzymiej doniosłości: doktor Ferrus łączy waryata z resztą człowieczeństwa ogniwem — pracy. Zadziwiające i dobroczynne odkrycie! Człowiek, posądzany niegdyś o wyrządzanie ludzkości szkód najzłośliwszych, dokonywać zaczyna użytecznych jej robót; brat i sprzymierzeniec szatana, brata się z bliźnimi swymi we wspólnym trudzie, który zarazem staje się dlań dzielnym środkiem uspakajającym i leczniczym.
Niedość na tem. Po Pinelu, Esquirolu i Ferrusie, wśród mnóstwa innych, znakomicie na polu tem pracujących mężów, przybywa niemiecki doktor Roller, który do wszystkich dotychczasowych wskazówek i odkryć, dołącza czysto psychiczny czynnik poznawania indywidualnych charakterów obłąkanych, i do cech ich różnych stosowania różnych rodzai i odcieni obejścia się i leczenia.
W istniejącym dziś pod przewodnictwem Rollera wzorowym szpitalu obłąkanych w Illmenau w Badeńskiem, obok terapeutycznych środków, szerokie znajdują zastosowanie: praca, nauka, sztuka i towarzyska zabawa. Obłąkani trudnią się tam rolnictwem, ogrodnictwem i rzemiosłem, słuchają muzykalnych koncertów, zbierają się w salonach na wspólne czytania, pod przewodnictwem lekarzy odbywają długie przechadzki, w których uczą się pierwszych zasad botaniki i mineralogii.
Oków, chłost, okrutnych poskramiań, nie ma tam ani śladu. Niebezpiecznym wybuchom rozprzężonych nerwów, gorączkowym błądzeniom chorej fantazyi, przybiegają z pomocą dwa złowieszcze niegdyś, dziś zbawcze pierwiastki roślinne: opium i morfina; objawy ich powstrzymują i złym skutkom zapobiegają wygodne komnaty, w których kołatana wewnętrzną burzą głowa chorego znajduje ciszę uspokajającą, bezpieczeństwo ścian wywatowanych i łagodne, pocieszające, rozbrajające słowa nawiedzających lekarzy.
Przecięciowa też liczba chorych, którzy w schronieniu tem odzyskują zdrowie umysłu, bez niebezpieczeństwa powrotu choroby, wynosi 42%.
Oto więc panowie i panie, połowa niemal istot ludzkich, które wśród ciemności świat zalegających wiły się i konały w udręczeniach bez liku ni miary, przy świetle wiedzy, wspomagane i pielęgnowane, odzyskują prawa, zaszczyty i nadzieje człowieczeństwa. Oto jeden z punktów, wśród których nauka utorowała drogę i rozszerzyła pole działania miłosierdzia, wśród których widzimy, jak za sprawą rozumu ludzkiego, w dziedzinie uczuć ludzkich, pozioma i uniżająca bojaźń ustąpiła przed wzniosłą litością, srogie, bezmyślne okrucieństwo stopniało w objęciu oświeconej miłości bliźniego i przemieniło się w czynną, pojętną, ofiarną dobroczynność.
Ale pójdźmy dalej jeszcze, spuśćmy się myślą na najgłębsze dno otchłani, kędy z pośród łachmanów nędzy i mroku niewiadomości, z pośród zabójczych wyziewów moralnego zepsucia i szalonego zamętu rozuzdanych instynktów, przed wyobraźnią naszą stanie król nędzarzy, aktor, któremu w tragedyi zbiorowego żywota ludzkości przypadła w udziale rola najtragiczniejsza, człowiek występny.
Zbuntowany przeciw porządkowi rzeczy, ustanowionemu prawem pisanem, zaprzeczył on zarazem czynnie podstawowym prawdom i zrzekł się najwyższych zaszczytów przyrodzenia ludzkiego.
Jako więc cząstka zbiorowego ciała stał się wrogiem społeczności, jako wzięta w sobie jednostka, na pozór przynajmniej, przestał być człowiekiem.
Ztąd kara dlań i wzgarda; ztąd miłosierne uczucia dążą ku niemu powoli, chwiejnie, trwożliwie, po przez ciernie, gorycze i ciemności zwątpień, wstrętów i niebezpieczeństw.
Przez długie też wieki mniemano, że na tym punkcie sprawiedliwość i słuszna dbałość społeczeństw o bezpieczeństwo własne, pogodzić się nie mogą z miłosierdziem.
Któż dziś, czytając lub słysząc o panującej w dawnych systemach karnych dzikiej rozmaitości narzędzi mąk i zagłady, o wnętrzach ówczesnych więzień, o niepojętej lekkomyślności lub ciemnym fanatyzmie, z jakiemi ludzie rozporządzali się życiem, czcią i cierpieniami swych bliźnich, nie wyobraził sobie, że staje oko w oko z ponurą jakąś, fantastyczną legendą?
A jednak, legenda ta była dla wieków długich, zwyczajną bardzo, pochwalaną, pożądaną rzeczywistością.
Ludzkość, niby dziecię w okrucieństwie ćwiczone, bawiła się widokiem płomienistych stosów, ohydnych rusztowań, tysiącznych przyborów katuszy i hańby.
Jak starożytne ludy, z chciwem zaciekawieniem dziką radością biegły przyglądać się morderczym zapasom, zlewającym krwią nieszczęsnych skazańców przestrzenie cyrków, tak średniowieczna ludność zalegała rynki miejskie przy każdej podanej jej sposobności krwawego widowiska.
Powszechnie znanemi są zmiany i modyfikacye. Wszystko, co odnosi się do ulepszonych, udokładnionych i zupełnie już z żywiołu okrucieństwa oczyszczonych systemów śledczych, do postępowania sądowego, które otwierając szczelnie przedtem zamknięte drzwi przybytku sprawiedliwości, wprowadziło doń kontrolę i krytykę publiczną, do porady i obrony prawnej udzielonej oskarżonej jednostce, do zawezwania w pomoc pisanej ustawie głosu i zdania społecznego sumienia pod postacią sądów przysięgłych, do złagodzenia nakoniec kar przez zdjęcie z nich barbarzyńskiego znęcania się nad ciałem i duchem skazanego, wszystkie te słowem zmiany i modyfikacye w teoryi ogólnie ustanowione, a w praktykę wprowadzone lub z blizka wprowadzić się mające, jeśli nie zbadanemi, to przynajmniej znanemi są przez wszystkich.
Dłuższem więc spojrzeniem udarujemy jedną tylko z najmniej znanych stron zajmującego nas obrazu.
W roku 1774, przed Izbą gmin angielskich stanął człowiek z nazwiskiem Howard i podniósł głos przeciw nędzom fizycznym i moralnym, panującym w ówczesnych urządzeniach więziennych. Był to głos poważny i słów swych świadomy, Howard bowiem zwiedził osobiście w samej tylko Anglii 258 więzień, a oprócz tego zaznajomił się również z podobnemi miejscami wszystkich prawie krajów Europy.
Wspierając się na podobnie olbrzymiej sumie spostrzeżeń i badań, twierdził on, że jeden dzień przepędzony w tych domach tortury, cuchnących, ciemnych, wilgotnych, przepełnionych bezładnie natłoczonemi ciałami i duchami ludzkiemi, przywieść mógł mało winnego człowieka do śmiertelnej rozpaczy, istotnego przez stępce1 do wściekłości i ostatecznego już zepsucia.
Jak nad krwawą dolą obłąkanych głosy Edelina i Wiera, tak w ciemne przeznaczenie więźnia słowa Howarda, rzuciły pierwszy promień litości i nadziei.
Jednocześnie prawie Bentham i Blekstone przedstawiają władzom państwowym i opinii publicznej plany więzień, ulepszonych pod względem higienicznym i obyczajowym, a co najważniejsza, pierwsi rzucają w świat myśl o możebności moralnej poprawy występnego, jak też o ciążącej na sumieniu publicznem powinności starania się o nią wszelkiemi możliwemi sposoby.
W parę dziesiątków lat potem, Elżbieta Fraj, niewiasta z wielkim umysłem i gorącą miłością bliźniego, zawiązuje stowarzyszenie dam angielskich, do dziś dnia trwające i rozszerzające działalność swą, a na celu mające religijne i moralne kształcenie kobiet uwięzionych, jak też opiekowanie się temi, które po dokonaniu wyznaczonej im pokuty wchodzą na nowo w świat, aby przez niezliczone przeszkody i pokusy wdzierać się na szlaki nowego życia.
Spotęgowany w danym kierunku ruch umysłów rozszerza się we wszystkich prawie państwach Europy, a gdy z Ameryki dochodzą wieści o zaprowadzonym w Pensylwanii systemie odosobnienia, Francya i Anglia wysyłają na drugą półkulę świata uczonych swych mężów, aby zapoznali się oni ze sposobami, przyrzekającymi najpewniejsze korzyści tak dla karanych, jak dla karcących.
Wielkiej Brytanii przecież dostało się w udziale wydać ostatecznego, na dziś przynajmniej, reformatora urządzeń więziennych. Jest nim Walter Crofton.
Jak niemiecki doktor Roller na rzecz obłąkanych, tak Walter Crofton w sprawie uwięzionych zgromadził wszystkie materyały, powstałe tu i ówdzie ze starań i badań ludzkich, przerabiając je na czynniki zgodnie ze sobą działające, a wiodące upadłych przez pokutę do poprawy.
Samotne cele, w których umysł więźnia przerzucony nagle z niezdrowych gwarów i gonitw w ciszę i spokój, skłania się zwolna do cichych rozmyślań i zbawiennych żalów; stopniowe przechodzenie z bezwzględnej samotności do wspólnego pożycia i towarzyskiej pracy ze współwięźniami starannie wedle usposobień na kategorye dzielonymi; nauki religijne, skierowane wyłącznie ku łagodzeniu i pocieszaniu dusz zbuntowanych i zgorzkniałych; szkoły, odczyty, rozprawy, wlewające w nieświadome umysły podstawowe pojęcia o naturze i porządku spraw społecznych, o powinnościach i prawdziwych korzyściach człowieka; zakłady, które pośrednicząc pomiędzy więzieniem a zupełną wolnością, noszą na sobie cechy więcej opiekuńczych i pedagogicznych, niż ściśle więziennych urządzeń; nadewszystko zaś umiejętne, niezmordowane obudzanie w więźniach zdrętwiałych władz rozumowania, sumienia, woli i samodzielności, oto są moralne i materyalne żywioły, z których Walter Crofton utworzył jedno z najwspanialszych dzieł, stworzonych kiedykolwiek na ziemi przez bystry i oświecony rozum, połączony z czynną i gorącą miłością bliźniego.
To też statystyka wykazuje dowodnie, o ile dobroczynnymi są skutki, przez dzieło to przynoszone. Wśród więźni, opuszczających zakłady więzienne irlandzkie, liczba recydywistów wynosi 1%.
Dodać należy, że więzienia irlandzkie zdobyły sobie wysokie uznanie najpoważniejszych prawoznawców europejskich, że nie ma dziś zresztą ani jednej strony cywilizowanego świata, do którejby nie zawitała myśl o przekształceniu więzień, opartem na poszanowaniu życia i zdrowia więźniów, na wpływach moralnych i umysłowej oświacie.
Jakże więc daleko jesteśmy od owej bezlitośnej obojętności, co więcej, od ciemnej, zaciętej radości, z jakiemi społeczeństwa dawne rzucały chorych moralnie członków swych, w otchłanie napełnione głodem, zimnem, chłostą, jadem beznadziejnej rozpaczy, wyziewami zaniedbywanego zepsucia!
Lecz zkądże ta zmiana? co ją spowodowało? Wszak występek pozostał tem czem był zawsze: plamą i plagą ludzkości, a ludzkość uspołeczniona jak dawniej tak i teraz, dzierży w swem ręku moc, prawo i powinność bronienia spokoju swego i bezpieczeństwa, najwyższych cech i przywilejów człowieczej natury.
Tak; ale zmieniła się zasada, rządząca stosunkiem społeczeństwa do jednostki. Niegdyś zasadę tę stanowiło pojęcie wiekuistej nieodpuszczalności i bezwarunkowego odwetu, tłómaczące się słowami: Głowa za głowę, krew za krew. Mniemano także, iż widok srogości, nieubłagalności kary, rzucać może skuteczne wędzidło postrachu na tłumy jej świadków.
O ile i dlaczego powyższe zasady zmienionemi zostały, tłómaczą to najlepiej zdania, głoszone przez mistrzów nauki prawoznawstwa, a zarazem przewodników dzisiejszej umysłowości ludzkiej.
Niemiecki uczony, Mittermajer, w dziele swem, poświęconem kwestyi więzień, określa cele i środki karania w sposób następujący:
„Wszelki nadmiar srogości w systemie karania, zamiast ulepszyć tego, kto mu ulega, i trwałe wrażenie bojaźni wywrzeć na tych, którym zagrozić pragnie, z występnej jednostki czyni wiecznego już wroga społeczności i jej ustaw. Właściwie kara, będąca aktem bezstronnego i beznamiętnego prawa, wedle natury, stopni i odcieni winy starannie ustopniowana, z żywiołu okrucieństwa bezwzględnie oczyszczona, wszelkimi środkami swymi zmierzać powinna do obudzenia w poddanej jej jednostce pojęcia własnego jej błędu i zmysłu słuszności, do wywarcia na ogół trwałego wpływu przez obudzenie wiary w sprężystość i skuteczność, ale zarazem w spokój i ścisłą sprawiedliwość prawa”.
Inny, również znakomity prawoznawca, Friedrich, w badaniach swych nad trudną i powikłaną nauką psychologii sądowej, do podobnegoż dochodzi zdania.
„Nikt z ludzi, pisze on, najgorszy nawet przestępca, dręczonym być nie powinien w tym celu, aby widok mąk jego odstraszająco działał na tłumy. Używanie żyjącej osobistości ludzkiej jako martwego narzędzia ku osiąganiu celów postronnych, obraża jedno z odwiecznych praw przyrodzenia ludzkiego. Najgorszy przestępca jest i nie przestaje być człowiekiem; zadanie też prawa spoczywa w wyznaczeniu mu pokuty takiej, któraby go poprawiła, nie zaś zniweczyła”.
Nie chciałabym mnożyć zbytecznie cytat. Niepodobna mi jednak pominąć całkowicie głosu i zdania jednego z najpoważniejszych i zarazem najsympatyczniejszych pisarzy francuzkich.
Maxime du Camp, wysoki typ uczonego, który z pracowitem zbieraniem cyfr i faktów łączyć umie filozoficzne na świat poglądy i gorący duch humanizmu, zwraca uwagę powszechną na przerażającą cyfrę, ukazującą wśród 16. 000 ludzi uwolnionych z paryzkich więzień, 10. 000 recydywistów.
„Mnogie te powroty do stanu grzechu i buntu, pisze z powodu cyfry owej Maxime du Camp, świadczą o niedostateczności samych tylko fizycznych, mechanicznych środków, używanych po większej części w paryzkich więzieniach dla poskramiania złego. Wskazują nam one, że najważniejszą w sprawie tej rzeczą jest używanie czasu na pokutę wyznaczonego, ku obudzeniu w więźniu pojęcia różnicy dobrego i złego, pojęcia wyższości dobra nad złem, nietylko z punktu ogólnej moralności, ale jeszcze i z uwagi na własny interes. Aby zaś społeczeństwo cel ten osiągnęło, aby zadając słuszną karę, obiecywać mogło zbawienne przebaczenie — więzienia cywilizowanych ludów przybrać winny charakter moralnych szpitali”.
Oto więc punkt już drugi, na którym zbiegły się i złączyły drogi dwu władz ducha ludzkiego: rozumu i uczucia. Z postępem wiadomości o fizycznej i moralnej naturze człowieka, z głębszem wniknięciem w wadliwości i potrzeby ustrojów społecznych, to, co przez wieki wydawało się niepodobnem, stało się możliwem i koniecznem.
Wiekuista nieodpuszczalność zastąpioną została — nadzieją przebaczenia; rozpaczne pojęcie o niepoprawności grzesznika — pracą nad jego poprawą; niszczenie występnej jednostki — jej odczłowieczaniem; grube fizyczne żywioły przemocy — działaniem wysokich, moralnych pierwiastków rozumu i woli.
Na czarne wprzódy jak otchłań niebo całej a licznej kategoryi ludzi, obok oczyszczonego z chmur
Uwagi (0)