Król Maciuś na wyspie bezludnej - Janusz Korczak (biblioteczne TXT) 📖
Królowie urządzili zjazd, aby zdecydować, na którą wyspę zesłać pokonanego Maciusia. A on ucieka z więzienia, ukrywa się jako chłopiec na posyłki u rzeźnika i jako dziewczynka w sierocińcu, by w końcu zjawić się niespodziewanie w miejscu obrad władców. Popierają go dzicy ludożercy, z czego wynika mnóstwo kłopotów, aż wreszcie Maciuś, zniechęcony, dobrowolnie udaje się na wygnanie. Na bezludnej wyspie ma dużo czasu, by rozpamiętywać błędy swojego królowania i plany na przyszłość. Ale nie sądzony mu los pustelnika, kiedy trzeba ratować przyjaciół w nieszczęściu…
Zarówno bohaterskie czyny i niezwykłe przygody, jak i liczne trudności i smutki służą w tej książce jednemu celowi: Janusz Korczak stara się przekazać młodym czytelnikom wiedzę o prawach, rządzących życiem. On najlepiej wie, jak bardzo dzieci tego potrzebują.
- Autor: Janusz Korczak
- Epoka: Dwudziestolecie międzywojenne
- Rodzaj: Epika
Czytasz książkę online - «Król Maciuś na wyspie bezludnej - Janusz Korczak (biblioteczne TXT) 📖». Wszystkie książki tego autora 👉 Janusz Korczak
Każdy tak sobie myśli, ale czekają, co powie Maciuś.
A Maciuś milczy.
„Biedna królowa Kampanella — myśli król Maciuś. — Byłem niedobry dla niej. Tyle miała przeze mnie zmartwień. A teraz ją zjedli. Dlaczego nie panowałem spokojnie jak wszyscy królowie? Byłbym żył spokojnie, nie byłoby wojen i nieszczęść. To ja jestem winien wszystkiemu”.
Wreszcie zniecierpliwiony król Alfons Brodaty zażądał formalnie, żeby Maciuś powiedział, czego chce.
— Czy wasza królewska mość chce zabrać głos? — pyta się Maciusia lord Pux.
— Owszem, na znak żałoby po królowej Kampanelli proponuję odłożyć posiedzenie do jutra.
Nie wypadało odmówić. Zgodzili się, chociaż niechętnie. Ponieważ trumny nie było na wyspie, złożono kości królowej i rybaczki do skrzynki od wina i w małej kapliczce odbyło się nabożeństwo.
Spotkał się Maciuś z Klu-Klu pod mirtowym drzewem.
— Gniewasz się na mnie, Maciusiu?
— Droga Klu-Klu, nie ja, a wy powinniście się gniewać. Gdyby nie ja, żyłabyś spokojnie w kraju Bum-Druma. Przeze mnie odbyłaś podróż w klatce z małpami, przeze mnie siedziałaś w więzieniu. Przeze mnie zaczęłaś myśleć o nieszczęsnych reformach.
— Maciusiu, co też ty pleciesz! Przecież to największe szczęście żyć, pracować i walczyć, żeby lepiej było na świecie.
Maciuś westchnął.
— Pracuj, Klu-Klu.
— No a ty?
— Jadę na bezludną wyspę.
— Dlaczego? — krzyknęła przerażona Klu-Klu.
— To moja tajemnica.
Nie chciał Maciuś zniechęcać młodej Klu-Klu, ale wszystko powiedział smutnemu królowi.
— Myślałem, że dzieci są dobre, tylko nieszczęśliwe. A tymczasem dzieci są złe. Nie chcę, żebyś myślał, że się boję albo mi się znudziło, więc mówię. Ale niech to zostanie między nami. Nie znałem dzieci, ale teraz znam. Dzieci są złe, bardzo złe. I ja jestem zły. Zły i niewdzięczny. Dopóki się bałem ministrów, mistrza ceremonii, guwernera i kogo tam jeszcze — słuchałem się i siedziałem cicho... A jak zostałem królem prawdziwym, narobiłem głupstw i cierpię. I nie tylko ja cierpię, ale tylu niewinnych ludzi.
Maciuś uderzył pięścią w stół, wstał, założył ręce w tył i zaczął chodzić po izbie rybackiej.
— Dzieci są złe, niesprawiedliwe, złośliwe, kłamliwe. Jeżeli jakieś dziecko się jąka albo troszkę zezuje, albo rude, albo utyka na nogę, albo ma krzywe plecy, albo zrobi w majtki, zaraz mu dokuczają. Wołają: ślepy, kulas, garbus — wyśmiewają. Jak ma dziesięć lat, wyśmiewa się z ośmioletniego, jak ma dwanaście lat, nie chce się bawić z dziesięcioletnim. Jak widzą, że ktoś coś ma, to albo wymanią i oszukają, albo pozwolą się rozporządzać. Jak widzą, że jakieś dziecko jest porządniejsze, zazdroszczą i mszczą się. Jak chłopak silny i dobrze bije, to mu na wszystko pozwalają, a jak jest dobry i cichy, nic sobie z niego nie robią. Powiesz mu sekret, potem się pokłóci i wszystkim rozgada. Ze wszystkiego się wyśmiewają, każdego zaczepią, dają przezwiska. Jeżeli iść po ulicy parami, to przejść nie można. Bo wiedzą, że się nie będą bronić, bo idzie z nimi dozorca i nie pozwala się bić na ulicy. Pełno jest wśród dzieci złodziei. Jeżeli coś pożyczyć, to nie odda, jeszcze powie: „Wynoś się, odczep się, i odejdź, bo ci dam w zęby”. Chwalą się wszystkie. Każdy chce być pierwszy. Kłócą się starsze z młodszymi, chłopcy z dziewczynkami. Teraz rozumiem, dlaczego nie udał się sejm dzieci. Jakże się miał udać? Rozumiem, dlaczego byłem dobry, dopóki miałem serdelki, a potem chcieli mnie zdradzić. I jeszcze nazywali siebie rycerzami Zielonego Sztandaru. Białe dzieci są tak samo dzikie jak czarni ludożercy, a to jest wstyd. Ale Murzyni są nieszczęśliwi, bo nie mają oświaty. Nie chcę wracać do białych. Jeżeli mi się znudzi na bezludnej wyspie, pójdę do kraju Bum-Druma i tam na zawsze zostanę.
Maciuś zapomniał, że smutny król go słucha: mówił do siebie. Musiał wypowiedzieć głośno ten wielki żal, który mu się w duszy nazbierał.
Więc kiedy smutny król zaczął mówić, Maciuś drgnął ze zdziwienia.
A smutny król tłumaczył Maciusiowi, że nie powinien się zniechęcać. Każdy reformator przeżywa ciężkie chwile, kiedy mu się zdaje, że nie warto. Ale tak nie jest: są wśród dzieci złe, ale są i dobre, są kłamczuchy i prawdomówne, są stawiaki46, są spokojne i skromne, są kłótliwe i zaczepne, ale są zgodne i miłe. Ale nie ma porządku wśród dzieci i porządne cierpią przez nieporządne. Więc trzeba im dać prawa, żeby mogły się bronić. I Maciuś zaczął to robić, ale nie chce kończyć. Uparł się Maciuś, chce jechać na bezludną wyspę, więc niech jedzie. Ale niech nie zrzeka się żadnego ze swoich królewskich praw.
— Maciusiu, błagam cię, zrób tak, jak ci radzę. Bo inaczej pożałujesz.
Pierwszy strzał armatni padł o godzinie drugiej minut dwadzieścia w nocy. Kanonada trwała do godziny trzeciej. Wyrzucono trzysta sześćdziesiąt pocisków. Po czym załoga trzech okrętów wojennych wylądowała, żeby stoczyć walkę z ludożercami. Ale nie tylko wszyscy ludożercy byli rozszarpani na drobne kawałeczki; jeszcze i trzech białych królów było zabitych, pięciu lekko rannych. Bo jeden pocisk, kiedy okręt trochę się pochylił, uderzył w lewą oficynę hotelu. Z okrętu jest o wiele trudniej celować, bo się kiwa. W lewej oficynie hotelu mieszkali najmniej ważni królowie; ale zawsze bardzo to było nieprzyjemne.
Bum-Drum i Klu-Klu znikli. Ale na pewno ich przyłapią na morzu, bo dziewiętnaście okrętów miało polecone objechać morze między Afryką i Fufajką i rozstrzeliwać wszystkie łodzie z ludożercami.
Tak pomścili biali królowie śmierć Kampanelli. Aby raz na zawsze odeszła ochota czarnym diabłom wtrącać się do spraw białych. Biali mają telegraf bez drutu, biali mają armaty, głupi przypadek zdarzył, że dostali się bezbronni w łapy ludożerców. Ale niech nie myślą... I Maciuś też niech nie myśli, że zapanował nad całym światem. Ładnie by świat wyglądał pod rządami Maciusia. Królowie po tajnym posiedzeniu wysłali depeszę z rozkazem do floty, żeby natychmiast przybyła na ratunek. Nie zapomnieli dodać, aby prócz wojennych przyjechał jeden okręt handlowy z jedzeniem; bo ludożercy zjedli zapasy niedużej wyspy i wypili wszystko z piwnic hotelu. A odbywać narady i jeść rybki, szczególnie po tylu ciężkich przejściach — to nie dla królów interes.
Królowie byli w doskonałych humorach. Bądź co bądź, przeżyli ciekawe chwile; teraz do końca życia mogli opowiadać, jak w walce z czarną rasą omal nie zostali pożarci. Historia o nich nie zapomni. O dawnych królach tyle w historii ciekawych przygód wojennych: niech i o nich napiszą.
— Czy nie można wpisać do protokołu, że trzej zabici królowie i trzej ranni byli, niby nie przez armaty, a tak, w walce?
— Protokołu fałszować nie wolno — sucho odparł lord Pux.
— To nie fałsz — obraził się król. — Gdyby nie dziki napad tych afrykańskich małp, nie byliby przecież zginęli.
Lord Pux nie odpowiedział. Chmurny otworzył posiedzenie.
— Królowie — mówi młody król. — Przypominam, że prosiłem, aby Maciusia nie nazywać królem. Proszę to oddać pod głosowanie.
— A ja proszę oddać pod głosowanie, aby młodego króla nazywać tylko następcą tronu; bo wczorajsze gazety doniosły, że naród zmusił starego króla, aby znów wziął koronę — spokojnie powiedział Maciuś.
Zrobiło się zamieszanie.
— Szkoda czasu na kłótnie.
— Nie przewlekajcie narad.
— Jak się przyczepiać do głupstw, nigdy nie skończymy.
— Mnie się synek urodził.
— Ja muszę operować ślepą kiszkę.
— Moja ciotka zachorowała.
— Dziś wieczór wyjeżdżam. Mam dosyć tego dobrego.
— Maciuś czy król Maciuś, wszystko jedno: niech gada, czego chce.
— Tak, Maciuś...
— Król Maciuś... Niech powie...
— I kończyć nareszcie!
Tak wołają królowie jeden przez drugiego.
Pux kazał dać książkę z protokołem sądu nad Maciusiem i czyta:
— Na stronicy dwunastej zapisano, że stolica odbiera Maciusiowi tron i koronę, ale niżej czytamy dopisek: Z postanowieniem bandy zdrajców i tchórzów47, którzy zaprzedali kraj — nie zgadzam się. Jestem i pozostanę królem Maciusiem Pierwszym. Na stronicy tysiąc czterdziestej trzeciej, dwunasty wiersz od góry, zapisano w protokole, co następuje: Jeden z podpisanych na papierze o zabraniu korony rzucił się na ziemię, objął nogi Maciusia i płacząc wołał: „Królu ukochany, przebacz moją podłą zdradę”. Widzimy więc z protokołu — ciągnął Pux — że ani sam Maciuś, ani nawet ci, którzy go zdradzili, nie przestali uważać Maciusia za króla. A więc król Maciuś Pierwszy Reformator zechce zabrać głos i postawić swoje warunki.
Zrobiło się tak cicho, że słychać było odległy szum morza. Królowie przygotowani są, że Maciuś zażąda bardzo wiele i trzeba się targować. Więc nie miało granic ich zdumienie, gdy Maciuś powiedział:
— Ja, Maciuś Pierwszy, bardzo zawiniłem. Przeze mnie wielu ludzi zostało zabitych, rozszarpanych przez dzikie zwierzęta, zatrutych, a nawet zjedzonych. Moja prababka Zuzanna wstąpiła do klasztoru, ja chcę jechać na bezludną wyspę. Panować nie chcę, królem zostaję. Odebrane kraje mają być zwrócone. Jeżeli młody król będzie się upierał, niech weźmie port z powrotem i niech nie robi łaski. Przywracam granice, jakie miał mój ojciec, żeby nie mówili, że zmarnowałem dziedzictwo przodków. A naród niech wybierze prezydenta.
— A co dla dzieci?
Maciuś zmarszczył brwi, zagryzł wargi, milczy.
— Może ja za Maciusia odpowiem? — wtrącił się smutny król. — Jestem jego przyjacielem, więc wiem, co myśli. Maciuś jest bardzo zmęczony. Pragnie pomyśleć w spokoju o tym, co widział i przeżył, a jak odpocznie na bezludnej wyspie, powie wszystko na nowej naradzie królewskiej.
— Doskonale! — wołają uradowani królowie. — Król Maciuś jest zmęczony, musi odpocząć. Ale i nam należy się odpoczynek, bośmy się zmęczyli obradami; musimy wrócić do domu, zobaczyć, co się dzieje, bo ministrowie pewnie nie mogą sobie dać rady bez nas. A przy tym kości nas bolą, jakeśmy tyle godzin byli związani afrykańskimi sznurami i leżeliśmy na kupkach.
Lord Pux nie był zadowolony. Ale był mądry. Widzi, że jest nieporządek: wszyscy wstali z miejsc, gadają bez zapisania do głosu, razem, że nawet w protokole nie można porządnie notować, ale co robić? Panował nad sytuacją, a teraz już nie panuje: królowie go się nie boją.
— Ależ wasze królewskie moście, trzeba urządzić głosowanie.
— Niech nam lord nie zawraca głowy, bierzemy Maciusia na okręt handlowy i zjemy razem pożegnalne śniadanko.
Biorą Maciusia pod pachę — prowadzą.
Maciuś trochę się opiera, ale nieprzyjemnie odmawiać, kiedy proszą. Wszyscy tacy zadowoleni. Tak go lubią. Zupełnie jak koledzy.
Ile razy spotykał się Maciuś z królami czy ministrami, w ogóle z dorosłymi — zawsze było tak, że niby on jest dziecko, a oni dorośli. A tu pierwszy raz jakby zupełnie równi. Dawniej, gdy był dla niego ktoś dobry, Maciuś nie wiedział, czy mówi naprawdę, czy go się boi; a teraz widzi, że go lubią i wcale się nie gniewają.
Maciuś myśli, że jednak dobrzy ludzie królowie. Jakby ich pierwszy raz widział dopiero. Nie ma żadnej ceremonii ani etykiety. Śmieją się. Lecą z górki na pazurki, gonią się. Król Malto udaje ludożercę.
— Maciuś się musi z nami na pożegnanie upić. To nic, że mały, ale dzielny. Co tu gadać. Jeżeli ktoś jest reformator, to już nie mały, tylko wielki. Niech żyje król Maciuś!
Na okręcie handlowym zastali porozstawiane stoły. Pełno butelek z winem i koniakiem, arakiem i likierami. Całe półmiski smacznych rzeczy, całe kosze owoców.
Sadzają Maciusia na pierwszym miejscu. Napełnili kieliszki.
— Za zdrowie Maciusia!
Orkiestra gra hymn narodowy. Piją, jedzą, a Maciuś z nimi. Co wypije, zaraz mu dolewają.
— Niech żyje Maciuś Pierwszy!
— Niech żyje Maciuś Wielki!
Całują się z nim, każą mówić po imieniu. Maciusiowi kręci się w głowie, ale mu strasznie wesoło. Śpiewa i tańczy ze wszystkimi.
— Sam powiedz, najdroższy Maciusiu, czy nie przyjemniej przyjaźnić się z białymi królami? Jak odpoczniesz na bezludnej wyspie, wrócisz do nas. Będziesz żył jak wszyscy królowie — wesoło, bez zmartwień. Dawniej potrzebne były wojny, bo królowie mieszkali w zamkach otoczonych murami i nudziło im się. A teraz mamy dosyć zabawy. Wypijemy za wieczną przyjaźń.
Wypili.
— Wypijemy za reformy.
Wypili.
— Wypijemy za prawa dla dzieci.
Znów wypili.
Ale nie było między nimi Puxa ani młodego i smutnego króla, bo zostali w sali obrad i pisali protokół. I strasznie się kłócił smutny król z młodym. Ten chce tak, a ten chce inaczej.
— Nie chcę tak! — woła młody król. — Niech będzie, jak postanowił Maciuś.
Widzą, że nie ma zgody. Każdy napisał inny protokół.
— Niech Maciuś sam wybierze, który chce, i niech podpisze.
Dobrze. Wsiedli w łódkę, jadą na okręt handlowy; a tam wszyscy pijani. I Maciuś też. Z nikim nie można się dogadać.
Złapali ich królowie, ściskają, całują, dziękują, że napisali protokół. To śpiewają, to zaczynają płakać, że ich mało co ludożercy nie zjedli, to znów, że smutny król gardzi nimi i pić nie chce.
Wyrwali protokół młodego króla — podpisali, że tak właśnie dobrze. Potem podpisali protokół smutnego króla: tak dobrze.
— Czy warto się kłócić o głupstwa? Nawet
Uwagi (0)