Darmowe ebooki » Powieść » Stracone złudzenia - Honoré de Balzac (focjusz biblioteka .txt) 📖

Czytasz książkę online - «Stracone złudzenia - Honoré de Balzac (focjusz biblioteka .txt) 📖».   Wszystkie książki tego autora 👉 Honoré de Balzac



1 ... 85 86 87 88 89 90 91 92 93 ... 103
Idź do strony:
jak sądzę, nie masz ochoty skończyć na galerach?

— Hę? Co? Czemu na galerach?

— List do Dawida jest podrobiony i ja go mam... gdyby wzięto na spytki Henrykę, cóż by powiedziała?... Nie chcę cię zgubić — dodał natychmiast Petit-Claud, widząc, że Cérizet blednie.

— Czy pan jeszcze ma jakie żądanie? — zawołał paryżanin.

— Otóż to, czego spodziewałem się po tobie — odparł Petit-Claud. — Słuchaj uważnie! Będziesz tedy za dwa miesiące drukarzem... ale będziesz wisiał z ceną kupna i nie wypłacisz się ani za dziesięć lat!... Będziesz pracował długo na kapitalistów i co więcej, będziesz musiał grać rolę parawana dla liberałów... Ja mam spisywać twój akt cichej spółki z panem Gannerakiem; ułożę go w taki sposób, abyś mógł kiedyś posiąść tę drukarnię na własność... Ale jeżeli założą dziennik, jeżeli ty będziesz redaktorem odpowiedzialnym, jeżeli ja będę tu podprokuratorem, porozumiesz się z Wielkim Cointetem, aby umieścić w swoim piśmie artykuły, które spowodują proces i jego zawieszenie... Cointetowie zapłacą ci sowicie tę małą przysługę... Wiem, będziesz skazany, poznasz się z więziennym wiktem, ale w zamian będziesz uchodził za człowieka ważnego, prześladowanego. Staniesz się w partii liberalnej figurą w rodzaju sierżanta Merciera, Pawłem Ludwikiem Courierem, Manuelem979 na małą stopę. Nie dopuszczę do tego, aby ci odebrano koncesję. Wreszcie, w dniu kiedy dziennik będzie zawieszony, spalę ten list w twojej obecności... Kariera nie będzie cię kosztowała zbyt drogo...

Ludzie niewykształceni mają bardzo mętne pojęcie o prawnych rozróżnieniach fałszerstwa; toteż Cérizet, któremu już majaczyły kraty więzienne, odetchnął.

— Zostanę do lat trzech prokuratorem w Angoulême, możesz mnie potrzebować, pamiętaj o tym!

— Zrozumiano — rzekł Cérizet. — Ale pan mnie nie zna: spal pan ten list tu, wobec mnie — dodał — i polegaj pan na mej wdzięczności.

Petit-Claud popatrzał na Cérizeta. Był to jeden z tych pojedynków na oczy, gdzie spojrzenie tego, co bada, jest niby skalpel, który stara się wniknąć w duszę, badany zaś usiłuje spojrzeniem swoim wyrazić wszystkie jej zalety.

Petit-Claud nie odpowiedział nic; zapalił świecę i spalił list, mówiąc sobie: „Ba, mam go i tak w ręku!”

— Ma pan we mnie człowieka oddanego na śmierć i życie — rzekł korektor.

Dawid oczekiwał z nieokreślonym niepokojem konferencji; zaprzątała go nie dyskusja o interesach ani też akt, który miano sporządzić, ale mniemanie, jakie fabrykanci powezmą o jego odkryciach. Znajdował się w położeniu autora dramatycznego wobec sędziów. Ambicja wynalazcy i jego obawy w chwili dojścia do celu tłumiły wszelkie inne uczucia. Wreszcie, koło siódmej, w chwili gdy hrabina du Châtelet kładła się do łóżka pod pozorem migreny i zostawiała mężowi sprawowanie honorów obiadu, tak była zmartwiona sprzecznymi nowinami obiegającymi o Lucjanie, bracia Cointetowie, Wielki i Gruby, wchodzili z Petit-Claudem do domu współzawodnika, który wydawał się im w ręce związany jak baran. Najpierw wyłoniła się trudność: w jaki sposób zawierać akt spółki, nie znając metod Dawida? Skoro by zaś Dawid raz zdradził swe metody, znajdowałby się na łasce Cointetów. Petit-Claud uzyskał to, iż akt miano sporządzić pierwej. Wielki Cointet poprosił Dawida, aby mu pokazał niektóre swoje wytwory, wynalazca zaś przedstawił ostatnie arkusze, jakie sporządził, gwarantując cenę produkcji.

— Otóż i mamy — rzekł Petit-Claud. — Zatem byłaby podstawa aktu; możecie panowie zawrzeć spółkę na tych danych, wprowadzając klauzulę rozwiązania, w razie gdyby warunki patentu nie ziściły się w fabrycznym wykonaniu.

— Inna rzecz, drogi panie — rzekł Wielki Coinitet do Dawida — inna rzecz wytwarzać na drobną skalę, w pracowni, w małej formie, próbki papieru, a co innego puścić się na fabrykację na wielką stopę, Niech pan osądzi z jednego faktu! Wyrabiamy papiery kolorowe, kupujemy, dla barwienia ich, materiały do farb zupełnie identyczne. Tak na przykład bierzemy indygo, którym barwimy na niebiesko nasz papier Coquille — z jednej skrzyni, z tej samej fabrykacji. Otóż mimo to nigdy nie mogliśmy otrzymać dwóch rozczynów o zupełnie jednakim odcieniu... W procesach przygotowania materiału zachodzą fenomeny, których nie możemy pochwycić. Ilość, jakość masy zmienia natychmiast wszelkie kwestie. Kiedy pan masz w kociołku cząstkę ingrediencji980 (których wskazania nie żądam), jesteś ich panem, możesz oddziaływać na wszystkie części jednomiernie, spajać je, przerabiać, miesić, ugniatać do woli, nadawać jednostajną spoistość... Ale kto panu ręczy, że w masie na pięćset ryz rzecz odbędzie się tak samo i że pańskie sposoby okażą się skuteczne?...

Dawid, Ewa i Petit-Claud spojrzeli po sobie, wyrażając oczami wiele rzeczy.

— Weź pan przykład, który przedstawia niejaką analogię — rzekł Wielki Cointet po pauzie. — Zbierasz pan dwie wiązki siana z łąki i trzymasz je dobrze, mocno związane w pokoju, nie pozwoliwszy sianu się zagrzać, jak mówią chłopi; fermentacja nastąpi, ale nie spowoduje wypadku. Oprze się pan na tym, aby ścisnąć dwa tysiące wiązek w drewnianym spichrzu?... Wiesz dobrze, że siano zajęłoby się i spichrz spłonąłby jak zapałka. Jest pan człowiekiem uczonym — rzekł Cointet — sam wyciągnij wnioski... W tej chwili skosił pan dwie wiązki siana, my zaś lękamy się zapuścić ogień w papierni, gromadząc ich dwa tysiące. Mówiąc inaczej, możemy stracić mnóstwo czasu i materiału na próby, ponieść straty i znaleźć się z próżnymi rękami, wyrzuciwszy wiele pieniędzy.

Dawid był zmiażdżony. Praktyka przemawiała swym pozytywnym językiem do teorii, której słowo należy zawsze do przyszłości.

— Do diaska, jeśli ja podpiszę podobną spółkę! — wykrzyknął brutalnie Gruby Cointet. — Trać swoje pieniądze, jeśli chcesz, Bonifacy; ja tam ani myślę! Ofiaruję się zapłacić długi pana Sécharda i dodać sześć tysięcy... I to jeszcze trzy tysiące w akceptach — rzekł, poprawiając się — na dwanaście i piętnaście miesięcy... I tak już dosyć ryzyka. Trzeba nam będzie przejąć dwanaście tysięcy na konto Métiviera. To razem piętnaście tysięcy franków!... Ale tę sumę zapłaciłbym po prostu za sekret, aby go eksploatować zupełnie na własną rękę. Ech, więc to jest ten nadzwyczajny interes, o którym mi mówiłeś, Bonifacy?... Ślicznie ci dziękuję, miałem cię za mądrzejszego. Nie, z takimi interesami lepiej do mnie nie przychodź...

— Kwestia, dla panów — rzekł Petit-Claud, nie przerażając się tym wybuchem — sprowadza się do tego: czy chcecie ryzykować dwadzieścia tysięcy franków, aby nabyć sekret, który może was wzbogacić? Ależ, panowie, ryzyko jest zawsze w stosunku do korzyści... Jest to stawka dwudziestu tysięcy franków za szansę całej fortuny. Gracz stawia w rulecie ludwika, aby zdobyć trzydzieści sześć, ale wie, że jego ludwik idzie na stracenie. Uczyńcie tak samo.

— Trzeba się zastanowić — rzekł Gruby Cointet — ja nie jestem taka głowa jak mój brat. Jestem sobie skromny, poczciwy człowiek, który umie tylko jedno: drukować po dwadzieścia su „Parafianina” i sprzedawać go po czterdzieści. Wynalazek, który dopiero jest w fazie doświadczeń, przedstawia mi się jako źródło ruiny. Uda się pierwsza próba, nie uda druga, próbuje się dalej, człowiek się wciąga, a kiedy raz włoży bodaj palec w tryby, wnet porwą go całego...

Opowiedział historię przemysłowca z Bordeaux, który się zrujnował tym, iż chciał gospodarować na Landach981, zaufawszy uczonemu; znalazł sześć podobnych przykładów w okolicy, w przemyśle i rolnictwie; uniósł się, nie chciał niczego słuchać, przedstawienia Petit-Clauda wzmagały jego irytację, zamiast ją uspokoić.

— Wolę raczej kupić za wyższą sumę coś pewniejszego niż to odkrycie, choćby zadowalając się małym zyskiem — rzekł, patrząc na brata. — Wedle mnie, rzecz bynajmniej nie jest dojrzała do interesu — wykrzyknął na zakończenie.

— Ostatecznie, przyszliście tu panowie w jakimś celu? — rzekł Petit-Claud. — Cóż ofiarujecie?

— Uwolnić pana Sécharda i zapewnić mu, w razie powodzenia, trzydzieści procent w zyskach — odparł żywo Gruby Cointet.

— Ależ, panie — rzekła Ewa — z czegóż będziemy żyli przez cały czas doświadczeń? Mąż poniósł już wstyd aresztowania, może wrócić do więzienia, nie przybędzie mu przez to ani nie ubędzie, a jakoś wreszcie spłacimy nasze długi.

Petit-Claud położył palec na ustach, spoglądając na Ewę.

— Nie jesteście panowie rozsądni — rzekł do braci. — Widzieliście papier; stary Séchard powiedział wam, że syn jego, zamknięty przezeń, wytworzył w ciągu jednej nocy, za pomocą materiałów niewątpliwie niekosztownych, doskonały papier... Jesteście tu, aby dojść do porozumienia. Chcecie nabyć, czy nie chcecie?

— Ot — rzekł Wielki Cointet — czy brat chce, czy nie chce, ja ryzykuję na własną rękę spłatę długów pana Sécharda, daję sześć tysięcy franków gotówką i pan Séchard będzie miał trzydzieści od sta w zyskach; ale słuchajcie dobrze: jeżeli w ciągu roku nie urzeczywistni warunków, jakie sam postawi w akcie, odda nam sześć tysięcy, prawo zaś wynalazku zostanie przy nas, będziemy sobie radzili, jak się nam uda.

— Czy jesteś pewny siebie? — rzekł Petit-Claud, biorąc Dawida na stronę.

— Tak — rzekł Dawid, który złapał się na taktykę dwóch braci i drżał, aby Gruby Cointet nie zerwał konferencji, od której zależała jego przyszłość.

— Dobrze więc, zatem ułożę akt — rzekł Petit-Claud do Cointetów i do Ewy — każda ze stron otrzyma kopię dziś wieczór; rozmyślicie to sobie przez jutrzejsze rano, następnie jutro po południu, o czwartej, po rozprawie, podpiszecie. Panowie umorzycie pretensje Métivieira. Ja wystosuję pismo do sądu, aby wstrzymano proces, i podpiszemy wzajem akty zrzeczenia.

Oto jak brzmiały w akcie zobowiązania Sécharda:

Między podpisanymi etc.

Na podstawie twierdzenia pana Dawida Sécharda-syna, drukarza w Angoulême, iż znalazł sposób jednostajnego gumowania papieru w kadzi, jak również sposób obniżenia ceny fabrykacji wszelkiego papieru o więcej niż pięćdziesiąt od sta przez wprowadzenie do miazgi materii roślinnych, bądź to mieszając je do szmat używanych obecnie, bądź też bez domieszki szmat, zawiera się, dla eksploatacji patentu, który ma być uzyskany na te metody, spółka między panem Dawidem Séchardem-synem a pp. braćmi Cointetami o następujących punktach i klauzulach.

Jeden z paragrafów aktu odzierał zupełnie Dawida Sécharda z jego praw, w razie gdyby nie dopełnił przyrzeczeń wyrażonych w tym piśmie, starannie ułożonym przez Wielkiego Cointeta a przyjętym przez Dawida.

Przynosząc ten akt nazajutrz o wpół do ósmej rano, Petit-Claud oznajmił Dawidowi i jego żonie, że Cérizet ofiaruje dwadzieścia dwa tysiące gotówką za drukarnię. Akt sprzedaży można podpisać jeszcze wieczorem.

— Ale — rzekł — gdyby Cointetowie dowiedzieli się o tej sprzedaży, gotowi by nie podpisać naszego aktu, dręczyć nas, wystawić na licytację...

— Czy pan jest pewien płatności? — rzekła Ewa, zdziwiona, iż dochodzi do skutku transakcja, o której zwątpiła i która trzy miesiące wcześniej byłaby ocaliła wszystko.

— Mam pieniądze u siebie — odparł wręcz.

— Ależ to czary — rzekł Dawid, pytając Petit-Clauda o wytłumaczenie tego szczęścia.

— Nie, to bardzo proste: kupcy z Houmeau chcą założyć dziennik — odparł Petit-Claud.

— Ależ ja zrzekłem się prawa do tego — wykrzyknął Dawid.

— Ty... ale nie twój następca... Zresztą — dodał — nie troszcz się o nic, sprzedaj, zgarnij należność i zostaw to Cérizetowi; da sobie radę.

— Och, tak! — rzekła Ewa.

— Jeżeli pan zrzekłeś się prawa wydawania dziennika w Angoulême — dodał Petit-Claud — kapitaliści stojący za Cérizetem przeniosą go do Houmeau.

Ewa, olśniona perspektywą posiadania trzydziestu tysięcy franków, wydobycia się z kłopotów, patrzała już na akt spółki jako na rzecz podrzędną. Tak więc Dawid i Ewa ustąpili co do punktu, który dał pozór do ostatniej dyskusji. Wielki Cointet żądał, aby patent był na jego nazwisko. Udało mu się wytłumaczyć, że z chwilą gdy prawa i korzyści Dawida będą w akcie zupełnie jasno określone, obojętne jest, na czyje imię będzie wystawiony sam patent. Wreszcie brat jego dodał:

— On daje pieniądze na patent, on wykłada na koszty podróży (znowuż dwa tysiące franków!) niechże go weźmie na swoje imię albo dajmy wszystkiemu spokój.

Drapieżca triumfował na wszystkich punktach. Akt spółki podpisano około wpół do piątej. Wielki Cointet ofiarował dwornie pani Séchard sześć tuzinów srebrnych nakryć i piękny szal, aby zechciała zapomnieć o żywej dyskusji, jak mówił. Ledwie wymieniono odpisy, ledwie Cachan zdążył oddać Petit-Claudowi akta procesu, jak również trzy straszliwe weksle Lucjana, zabrzmiał na schodach głos Kolba, następujący tuż po ogłuszającym hałasie wózka pocztowego, który zatrzymał się przed bramą.

— Bani, bani, biednaździe dyziędzy wrangóf — krzyczał — bżezłane z Boadiers, w brafcifym biniącu, ot bana Ludzjana!

— Piętnaście tysięcy franków! — wykrzyknęła Ewa, podnosząc ręce.

— Tak, pani — rzekł urzędnik, wchodząc do pokoju — piętnaście tysięcy franków przywiezionych przez dyliżans idący do Bordeaux, konie miały co ciągnąć, tak! Mam na dole dwóch ludzi, którzy wnoszą worki. Nadawcą jest pan Lucjan Chardon de Rubempré... Mam prócz tego dla pani mały skórzany woreczek, w którym znajduje się pięćset franków w złocie i prawdopodobnie list.

Ewie zdawało się, że śni, gdy czytała następujący list:

Droga siostro, oto piętnaście tysięcy franków.

Zamiast się zabić — sprzedałem swoje życie. Nie należę już do siebie: jestem więcej niż sekretarzem hiszpańskiego dyplomaty, jestem jego rzeczą. Rozpoczynam na nowo straszliwą egzystencję. Może lepiej byłoby się utopić.

Bywajcie zdrowi! Dawid będzie wolny, za cztery tysiące franków będzie mógł z pewnością kupić małą papiernię i dojść do fortuny.

Nie myślcie już, proszę Was, o Waszym biednym bracie,

Lucjanie

— Powiedziane jest — wykrzyknęła pani Chardon, która weszła, na widok wnoszonych worków — że mój biedny syn, jak sam pisał, będzie wam zawsze przynosił nieszczęście, nawet czyniąc dobrze.

— Aleśmy uniknęli ładnego niebezpieczeństwa! — wykrzyknął Cointet, znalazłszy się na placu. — W godzinę później

1 ... 85 86 87 88 89 90 91 92 93 ... 103
Idź do strony:

Darmowe książki «Stracone złudzenia - Honoré de Balzac (focjusz biblioteka .txt) 📖» - biblioteka internetowa online dla Ciebie

Uwagi (0)

Nie ma jeszcze komentarzy. Możesz być pierwszy!
Dodaj komentarz