Darmowe ebooki » Powieść » Strzemieńczyk - Józef Ignacy Kraszewski (czytanie książek w internecie za darmo TXT) 📖

Czytasz książkę online - «Strzemieńczyk - Józef Ignacy Kraszewski (czytanie książek w internecie za darmo TXT) 📖».   Wszystkie książki tego autora 👉 Józef Ignacy Kraszewski



1 ... 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46
Idź do strony:
bom nieświadom niczego a niespokojny. Wieść się rozchodzi, bałamutna może, o pokoju?? Nie zanosiło się na to??

Kardynałowi nie drgnął żaden muskuł twarzy.

— O pokoju? — powtórzył. — Nic nie wiem. Zkądże ta wiadomość?

— Pogłoska — rzekł Arkadiusz — miał ją jakoby przywieźć goniec od wojewody Siedmiogrodu i despoty...

— A cóż mówią o nim? — pytał zimno ale z zajęciem pewnem Cesarini.

— Powiadają, że korzystając z usposobienia sułtana, który siedemdziesiąt tysięcy dukatów za Czelebiego zapłacić musiał i dużo ludzi utracił... Huniady i despota skłonili go do przystania na bardzo dobre warunki.

— Cóż to zowiesz dobremi warunkami?? — uśmiechając się spytał kardynał.

Arkadiusz pilno mu w oczy patrzył i ramionami poruszając, rzekł:

— Mówią o dobrych warunkach, ale ja, ja ich nie wiem!! Lecz... czy by król, pan nasz miłościwy, w którym taki zapał do boju goreje, przystał na to?!

Cesarini ramionami poruszył, udając obojętność. Obrócił wszystko w żart.

— Któż wie? gdyby sułtan Amurat opuścił Adrianopol i z całą swą tłuszczą powrócił do Azyi!!

Arkadiusz przymuszonym śmiechem odpowiedział, ale oczy jego nie schodziły z kardynała.

— A przewielebność wasza — rzekł — cobyście trzymali o pokoju?

— Ja, mój Arkadiuszu — odparł kardynał — z powołania, jako duchowny, jestem człowiekiem pokoju. Wszystko zależy od tego, czem go okupić potrzeba...

— Pogłoska ta jeszcze do was nie doszła? — zapytał Grek.

— Dotąd nic nie wiem — odezwał się Cesarini.

— Zdaje się jednak, że listy jakieś przyszły od Huniady do tutejszych panów — zniżając głos dodał poufnie gość, który nieśmiejąc siąść stał w uniżonej postawie. — Węgrzy sobie dosyć życzą pokoju... Wojna wszystkich znużyła, skarb wyczerpała... Króla do Polski wyzywają, podobno jechać tam będzie musiał, bo się w jego Polsce zawichrzyło... Skarb też wyczerpany, bo młody pan szafuje nim po królewsku, a nim miasta złożą pobór uchwalony...

Zatrzymał się Arkadiusz, chcąc wydobyć jakąś odpowiedź od kardynała; ale Cesarini siedział z oczyma spuszczonemi, rękę białą po stole przebierając i zdawał się tak obojętnym, jakby sprawa ta go najmniej nie obchodziła.

Grek, który postanowił go wybadać, nie poprzestał na pierwszej próbie.

— Waszej przewielebności przypisują, że życzyliście nowej wyprawy i pogromu Turków; cóż tedy, gdyby do pokoju przyszło?? Zmięszałyby się wszystkie szyki i poszły w niwecz przygotowania! Szkoda!

Kardynał tak zagadnięty, nie spojrzał nawet na Greka, ale patrząc na ścianę, odparł.

— Ci, co mi przypisują pragnienie wojny, nie mylą się... dziecko moje. Pogan pragnąłbym w istocie widzieć wyżenionemi z Europy... ale pokój zawarty nawet, nie jest nigdy wiecznym. Cóż tu dopiero rozprawiać o niedokonanym? Ja nic nie wiem...

Odparty tak Arkadiusz westchnął i zwrócił się do Lasockiego, który zdala stał milczący.

— Wy, ojcze — rzekł — co wszystko wiecie, powinniście już byli słyszeć coś o tem?

— Byłem zajęty ekspedycyą papierów do Polski — odrzekł Lasocki — nie widziałem nikogo.

— Gońcy przybyli, bom ich sam widział — dodał Arkadiusz...

— Więc niezwłocznie się to wyjaśni — zakończył dziekan...

Grekowi zawiedzionemu nie pozostawało już nic nad zmianę rozmowy. Zwrócił ją na przedmiot obojętny i ciągle oczyma śledząc kardynała i dziekana, nic niewydobywszy z nich, odejść musiał...

Cesarini wieczora tego, pod pozorem choroby, nie wyszedł na pokoje do króla. Nie chciał okazać zbytniej nawet ciekawości, niepokoju i pośpiechu.

Wiadomość o przybyłych pismach już się po całym dworze rozeszła, a Cesarini nie dał znaku życia. Lasocki słuchał, nie mówiąc nic.

Jeden z pierwszych o pokoju zamierzonym i na wpół już dokonanym przez potężnego Huniada, dowiedział się Grzegorz z Sanoka.

Dla niego była to wiadomość pomyślna bardzo. Lękał się wyprawy przeciwko Turkom, na której tak niezmierne pokładano nadzieje... radby był króla widzieć w Polsce. Nadzieja zawarcia pokoju uradowała go, lękał się tylko wpływu kardynała i wojennej żądzy Władysława, a drżał z niepokoju...

Dnia tego wcześniej niż zwykle poszedł do sypialni królewskiej, tak bardzo pragnął się z nim widzieć. Króla tu jeszcze nie było, pomimo że godzina spoczynku zwykłego nadeszła. Nierychło dał się słyszeć szybki chód jego i żywa z towarzyszącym mu Gratusem Tarnowskim rozmowa.

Król wszedł niespokojny i zasępiony. W progu pożegnał się z towarzyszem i zobaczywszy Grzegorza, wprost zmierzył ku niemu. Blady był i poruszony.

— Wiesz — zawołał — słyszałeś! Huniady pokój z Turkiem umówił!!

Załamał ręce...

— Wszystkie nasze najświetniejsze nadzieje rzucone w błoto! Nigdy drugi raz nie nastręczy się już taka zręczność zgładzenia potęgi pogan!! Starania kardynała, wysiłki Paleologa, pomoc wszystkich panów chrześciańskich przyrzeczona... I wojewoda siedmiogrodzki, mój najlepszy wódz, ten prawdziwy bohater prowadzi nas do tego upokarzającego układania się z tym rozbójnikiem okrutnym!! do traktatów z pogany!! Srom i hańba!

Wykrzyku tego mistrz wysłuchał spokojnie i dawszy ostygnąć królowi, począł zwolna.

— Ja w tem nie widzę nic tak dla nas nieszczęśliwego a, uchowaj Boże, sromotnego. Prędzejbym się radował z takiego końca, jeźli warunki pokoju korzystne...

— Pokój każdy teraz zgubą i hańbą! — przerwał król. — Cała Europa ma na nas obrócone oczy i na mnie pokłada nadzieje. Miałżebym zawieść oczekiwania i okazać się małodusznym?

Grzegorz zmilczał nieco...

— Królu mój — odezwał się umyślnie ociągając z odpowiedzią — za porywczo bierzecie to wszystko... Cała Europa karmi cię obietnicami, listami pochwalnemi i pochlebstwy, i za twą krew daje piękne słowa... Gdzież są te obiecane zastępy i te ślubowane posiłki pieniężne? Przysłano nam garść włóczęgów, których w obozie wstydzić się i kryć z niemi było potrzeba. Polacy i Węgrowie walczyli sami... Krzyżowców niemieckich i włoskich niema co wspominać... Na przyszłą wyprawę nie dadzą więcej.

— Mylisz się — przerwał król.

— Bogdajbym się mylił — rzekł Grzegorz. — Pokój kilkoletni dałby czas urządzić sprawy polskie, przygotować się powoli a silnie do ostatecznej rozprawy... Huniady jest mąż odważny, baczny, świadomy potęgi, z którą walczyć mamy... Kardynał pewnie zagrzewać będzie do wojny, ja w sumieniu mem pokój doradzam i modlę się do was, jeźli słuszny a godny... nie odpychajcie go...

Złożył ręce, w których trzymał książkę modlitw i stał tak przed królem, patrząc mu w oczy.

Władysław zdawał się nieco wzruszonym, lecz wprędce wróciło mu usposobienie, z którem przyszedł; tęsknota za sławą, za wojną, za tą aureolą rycerza chrześciańskiego, której pożądał.

— A — zawołał — ty dobrze wiesz, czem mnie złamać możesz! Przypominasz mi Polskę i pierwszy względem niej obowiązek. Widziałeś sam, byłeś świadkiem, że go spełnić żądałem, że chciałem jechać, żem postanowił...

— A kardynał to jednem słowem w niwecz obrócił! — wtrącił Grzegorz.

— Nie kardynał! wszyscy, wszyscy mnie błagali, abym pozostał — odparł Władysław. — Ta wyprawa ma być stanowczą i ostatnią!

— Losy wojny niepewne — odezwał się mistrz smutnie. — Największe nadzieje zawodzą. Jeżeli pokój możliwy, królu...

Tu Grzegorz przykląkł na jedno kolano.

— Zaklinam cię.

Władysław uchwycił go za ramiona.

— Grzegorzu mój, ojcze kochany — rzekł. — Ty wiesz, ja nie zależę od siebie. Papież, ojciec nasz, Paleolog, królowie, książęta... żądają tego po mnie. Zaszczyt to, cześć dla mnie i dla Polski naszej.

Grzegorz uczuł, że w tej chwili nalegać byłoby próżnem; spuścił głowę, rozłożył książkę, zaczął szukać modlitw wieczornych. Król też nie wznowił rozmowy, ale widać było, że rzucone przez Grzegorza słowa na opokę nie padły.

Nazajutrz rano, panowie węgierscy, którzy listy od wojewody i despoty odebrali, po naradzie weszli uroczyście i tłumnie do króla, domagając się posłuchania. Kardynał wiedział zawczasu o tem, że w Budzie nie było prawie jednego człowieka, któryby się nie cieszył nadzieją pokoju... pokoju żądanego przez samych Turków!!

Już to samo, że oni go pragnęli i wyzywali do niego, pochlebiało dumie... a wewnętrzny stan kraju nakazywał z tego korzystać.

Kardynał wobec tak jednomyślnego domagania się, obrachowawszy, że, oprócz w Lasockim, nie znajdzie poparcia w nikim, przybrał zagadkową postawę... stawił się neutralnie. Wiedzieli wszyscy, że podżegał do wojny, że uwodził obietnicami wysłania floty, która miała pilnować na morzu i niedopuścić, aby posiłki z Azyi dla Turków przybyły; nie udawał więc, że zmienił zdanie (temuby nikt nie uwierzył)... przybrał postać złamanego, zwyciężonego i ulegającego przeważnej sile człowieka. Król widząc, że nawet kardynał jawnie oporu stawić nie myśli, zachwiał się...

Węgierscy panowie przybywszy tłumnie, wymownie i gorąco wyrazili zgodne zdanie swe, aby pokoju nie odrzucać. Kraj był wycieńczony, ogłodzony, znękany wojną, a sławy miał do syta...

Na to poselstwo, przemawiające natarczywie, nie mógł król inaczej odpowiedzieć, jak milczeniem przyzwalającem...

Kanclerz państwa i inni dopraszali się, aby Władysław niezwłócząc udał się do Szegedynu, gdzie posłowie tureccy przybyć mieli.

Naglono tak o pośpiech, domagano się tak gorączkowo, iż opierać się nie było podobna. Kardynał, który dotąd zawsze głos zabierał i gotów był walczyć z przeciwnikami, zapewne rozrachowawszy ich liczbę, milczał. Oblicze jego pochmurne, niemal szyderskim jakimś uśmieszkiem skrzywione, stało jak groźba niema ponad roznamiętnionymi.

Dawszy szeroko się wytłumaczyć Węgrom, do których panowie polscy się nie mięszali, stojąc na uboczu, król wtrącił tylko:

— Pomnijcie, że Turek z chytrości i przeniewierstwa słynie. Być może, iż nas uwodzi pokojowemi nadziejami dlatego, aby nasze przygotowania wojenne wstrzymał. Gdybyśmy nawet do Szegedynu jechać mieli, to nie inaczej jak wyprawiwszy część wojska, którą gotową mamy, aby stała w polu i groziła mu wtargnięciem...

Kardynał po raz pierwszy mocno poparł króla.

— Najprostsza ostrożność i rozum doradzają to — rzekł. — Nie wprzódy jechać, aż wojsko wyciągnie. Jeśli pokój ma w istocie stanąć, ono go poprze najdzielniej.

Panowie węgierscy, widząc, że król stawił to jako warunek, spojrzeli po sobie i zgodzili się...

Król nawzajem podróży do Szegedynu się nie opierał...

Łatwiej na pozór daleko, niż się spodziewali panowie, zdobywszy to czego życzyli sobie, widząc kardynała milczącym, nieprobującym nawet oporu i sprzeciwiania się... nie mogli zrozumieć, jak się to stało.

Cesarini dotąd, nigdy takiego nie ukazał umiarkowania.

Wychodząc z posłuchania od króla, jeden ze znanych dobrze Grzegorzowi magnatów, spotkawszy go w podwórcu, a wiedząc, że mistrz nie bardzo z Włochem był przyjaźnie, począł śmiejąc się chwalić odniesionem zwycięztwem.

— Wiesz, ojcze, cud się stał! — zawołał do królewskiego kapelana. — Kardynał zaniemiał... Tryumf odnieśliśmy niespodziany...

— Sądzicie? — przerwał szydersko mistrz. — Nie cieszcie się zawczasu a nie dowierzajcie. Człowiek ten, gdy milczy, niebezpieczniejszym jest niż w rozprawie. Dopóki on tu mieszka, wierzajcie mi, jest panem i was wszystkich przemoże, jeśli nie rozumem to przebiegłością.

— Ależ król jedzie do Szegedynu! — zawołał Węgrzyn.

— A pokój niezawarty jeszcze! — szepnął Grzegorz. — Więcej powiem... gdyby zawartym był, ja i temu nie zaufam...

Zmarszczył się magnat, ale ręką uderzywszy po szabli i zakląwszy w swoim języku, rzekł:

— Jeden przeciwko wszystkim? nic nie dokaże!

Rozeszli się tak...

Król złamany domaganiami się Węgrów, przymuszony traktować o pokój, spotkania się sam na sam z Cesarinim obawiał i wymówek a użalań, które go ominąć nie mogły.

Gdy po odejściu panów, weszli razem z nim do poblizkiej komnaty, król tak był zmięszany i upokorzony, że na kardynała spojrzeć nie śmiał.

Wielką moc mający nad sobą Cesarini, w pierwszej chwili nie okazał nic nad smutną rezygnacyę...

— Padam ofiarą — odezwał się — mojej wiary w Węgrów, ale spodziewam się, że oczyścić się potrafię... Niestety! za nierozważnie, za pospiesznie zaręczyłem, że wyjdziemy w pole! Zawiadomiłem o tem papieża, księcia Burgundyi, Wenetów i Genueńczyków, którzy z flotami w pomoc nam spieszą. Okrutny! sromotny zawód dla mnie, lecz Bogu go ofiaruję! — dodał pokornie.

Król ujęty bólem tym, starał się go pocieszać.

— Nic się jeszcze nie stało — rzekł — nic może się nie dokona. Znacie moje uczucia, wiecie żem gotów... lecz...

Kardynał przerwał, dając znak ręką, że mówić nie potrzebuje.

— Cierpliwości... tak, miłościwy panie, burzę tę przetrwać potrzeba, nie przekonamy ich... Milczmy na teraz, patrzmy, czekajmy! Ja zostanę ofiarą, ja ogłoszony będę kłamcą i lekkomyślnym, ale czas to naprawi, wyjaśni i oczyści mnie.

Kardynał złożył obie ręce na piersi, oczy podniósł ku niebu, westchnął i ułożył tak twarz swą, że się prawdziwym wydawał męczennikiem.

Król poruszony mocno uściskał go...

Postanowiona podróż do Szegedynu nie cierpiała zwłoki. Panowie, obawiając się aby jej co nie stanęło na zawadzie, wzięli się zaraz do przygotowań. Wojskom dano rozkazy wyciągania pospiesznego nad granicę, dwór sposobił się do podróży. Król sam prosił Cesariniego, aby go nie opuszczał, kardynał też wybierał się mu towarzyszyć. Dwór polski, młodzież, niektórzy z panów, Grzegorz z Sanoka, dziekan Lasocki, wszyscy jechali za królem...

W Szegedynie czekali Węgrowie bardzo licznie zebrani, wszyscy, którym szło o to, aby pokój zamierzony stanął w istocie.

Czasu tego, który upłynął od pierwszych gońców wojewody siedmiogrodzkiego do zjazdu w Szegedynie, kardynał używał bardzo oględnie lecz zręcznie.

Publicznie wcale nie występował przeciwko traktatom. Pytany bolał tylko, że sprawy węgierskie zmuszały do tego kroku, który w Europie, po świecie surowo mógł być sądzony. Gdziekolwiek rozmowa o pokoju rozpoczętą została wobec liczniejszych świadków, Cesarini wcale w niej nie brał udziału. Okrywał się wiele znaczącem milczeniem.

Na osobności, z młodzieżą polską i węgierską, odzywał się z wielkim żalem, że rycerstwu wydzierano chwałę, którą się okryć miało... Przemawiał gorąco, a że słowo jego działało na umysły, do których z dziwną zręcznością było zawsze zastosowywane, odchodzili od niego gorętsi z żalem w duszy, z niechęcią przeciw starszyznie, która dała się pieniędzmi i mamiącemi korzyściami uwieść do sromotnego kroku...

Tak pokątnie tylko działając, Cesarini publicznie przeciw układom nic nie działał... był świadkiem bezczynnym przygotowań do nich.

Wszystkich, a najbardziej Grzegorza z Sanoka, to zachowanie się kardynała w zdumienie wprawiało...

Mistrz Grzegorz nie krył się z tem wcale, że pokoju

1 ... 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46
Idź do strony:

Darmowe książki «Strzemieńczyk - Józef Ignacy Kraszewski (czytanie książek w internecie za darmo TXT) 📖» - biblioteka internetowa online dla Ciebie

Uwagi (0)

Nie ma jeszcze komentarzy. Możesz być pierwszy!
Dodaj komentarz