Darmowe ebooki » Powieść » Dwie królowe - Józef Ignacy Kraszewski (biblioteka dla dzieci online .TXT) 📖

Czytasz książkę online - «Dwie królowe - Józef Ignacy Kraszewski (biblioteka dla dzieci online .TXT) 📖».   Wszystkie książki tego autora 👉 Józef Ignacy Kraszewski



1 ... 38 39 40 41 42 43 44 45 46 ... 53
Idź do strony:
rzekł śmiało — otruć się nie dam, bo jeść u jej stołu nie będę, a zechce nasadzić zbirów na mnie, mam nadzieję w Bogu, że obroni.

— Zbytnio nie ufajcie tylko gwieździe waszej — dodał Drwęcki.

Od sekretarza dowiedział się Włoch, że miał wprawdzie pozwolenie oddania listów i szkatułek, ale razem zastrzeżono, że natychmiast potem oddalić się musi.

Nie dozwalano nikomu, pod żadnym pozorem, przybywającemu z Krakowa pozostawać dłużej w Niepołomicach, zerwano ze stolicą wszelkie stosunki, i nie bez przyczyny, gdyż w istocie powietrze coraz się więcej srożyło w mieście, a już w Niepołomicach i po drodze, mimo wszelkich ostrożności, kilku pachołków i służby poumierało.

— Ks. biskup Maciejowski — dodał Drwęcki — kazał was ostrzedz, że zaprawdę nie wie, jeżeli noc wam tu przepędzić przyjdzie, gdzie się pomieścicie. My na zameczku w Niepołomicach tak ciasno siedzimy, że ks. Samuel ma ledwie jedną izbę dla siebie, drugą dla nas, a służba i zarząd dworu cała w rękach królowej, więc pewnie wam kwatery nie znajdą. Na mieście wszędzie pełno, a gdzie ludzi gęsto tam pod ten czas powietrza, nie jest bezpiecznie.

Marsupin ręką zamachnął.

— Ale! ba! — zawołał — o to się ja bynajmniej nie troszczę i gotówem pod gołem niebem koczować, bylebym spełnił polecenie mego pana, listy do rąk pooddawał, a z królową Elżbietą się widział.

Nie będę nawet, wiedząc o tem, nikogo prosił o pomieszczenie, a gdzie konie moje w jakiej szopie staną, tam i poseł króla rzymskiego na słomie lub na ziemi spocznie.

Oczekiwano już w Niepołomicach na Marsupina, aby się go pozbyć co najprędzej. Zaledwie przed pierwszem podworcem z koni zsiedli, tuż przy owych kurzyskach z liści dębowych i piołunu, ledwie Włoch zdołał dobyć szkatułki owe sławne, w których nie było posagu, ale małe podarki matki, ojca i rodzeństwa dla królowej, wysłani dworzanie szeregiem postawieni, ofiarowali się Marsupina prowadzić do Elżbiety.

Włoch złośliwy a chytry, umyślnie — dopiąwszy już celu — zwółczył tak, aby z tą ceremonią oddawania listów i szkatułek przeciągnąć prawie do wieczora. Wiedział bardzo dobrze, iż w skrzynkach ozdobnych nie było pieniędzy, ani tak dalece nic kosztownego, ale nadał tej ceremonii taką cechę uroczystą, jakby skarby lub relikwie przywoził.

Urągał się tem królowej Bonie.

Sam strojny, przy szpadzie, z miną pełną powagi, służba napuszona jakby świętości dźwigała, skierowali się pochodem wolno wskazaną drogą, do pokojów szczupłych, w których Elżbieta oczekiwała posła.

Marsupin pysznił się zwycięztwem, nasycał niem, przedłużał z namysłem przyjęcie, tak aby dnia tego nie spełnić całego poselstwa i mieć powód pozostania dłużej na przekór królowej.

Zobaczywszy Elżbietę, która go bardzo uradowana, wesołą twarzą i wzrokiem jasnym przyjęła, zdziwił się nieco widząc ją daleko rzeźwiejszą, mniej cierpiącą, odżywioną więcej niż się spodziewał.

Obok Elżbiety tylko jej piastunka i pozostałe cztery panny cały dwór składały.

Długą, rozwlekłą mową Włoch począł ją pozdrawiać, położył listy, oddał dwie szkatuły i w końcu oświadczył, że ponieważ dnia tego późno było, musiał rozmowę z królową do innego odłożyć, a oprócz tego i królowi Zygmuntowi i królowej Bonie oddać dla nich przeznaczone pisma.

Królowa spytała o zdrowie rodziców, wymieniono słów kilka i Włoch, gdy już zmierzchać zaczynało, usunął się, wprost zmierzając do ks. biskupa Samuela.

Znalazł swojego protektora i pośrednika zakłopotanym wielce.

— Spełniliście poselstwo wasze? — zapytał go wprowadzając do siebie Maciejowski — chwalcież Boga za to i nie drażnijcie złego!

— Ale ja mojego poselstwa zaledwie cząstkę spełniłem — odparł nizko się kłaniając Marsupin. — Choćbym miał podrażnić, nie ustąpię aż się z królową Elżbietą rozmówię i powiem jej co mi nakazano, aż królowi wręczę list, no i królowej też Bonie.

— Lecz wiecie jak dla was usposobiona jest? — odparł biskup.

— Wiem i mam tego dowody — rzekł zimno Marsupin — ale to mnie od spełnienia obowiązku nie powstrzyma. Nie ruszę się ztąd, aż mi miłość wasza wyjedna posłuchania.

Biskup westchnął.

— Nie wiem — rzekł — czy to dobra polityka z waszej strony, że Bonę zagniewaną przywodzicie do ostateczności.

— Ustąpić nie mogę — odparł Marsupin. — Com zamierzył, dokonać muszę. Mam za sobą króla rzymskiego i cesarza, a pogróżek się nie obawiam.

Biskup spojrzał nań błagająco.

— Żal mi was, są tysiączne sposoby pozbycia się dokuczliwego człowieka, bez ściągnienia za to odpowiedzialności. Miarkujecie...

— Ważyłem już — zimno odezwał się Marsupin — o jedno proszę, abyście mi waszej opieki nie odmawiali.

— O ile ona starczy! — westchnął Maciejowski.

Chwilka milczenia przerwała rozmowę.

— Frasuję się o nocleg wasz — odezwał się biskup. — Widzicie jak ja tu się mieszczę, przyjąłbym was, ale nie mam gdzie, a na zamku w istocie jak śledzie w beczce się ściskamy. W miasteczku nie lepiej.

Marsupin się rozśmiał.

— Prosić o gościnność nie będę, aby nie mieli przyjemności mi odmówić jej. Konie gdzieś w szopie którejś musiały znaleźć pomieszczenie, przenocuję przy nich na lada barłogu.

Tak się w istocie stało i Włoch, gdy po dłuższej rozmowie rozstał się z Maciejowskim, naprzód musiał iść już po ciemku koni swych i ludzi szukać. Znalazły się one po za zameczkiem w nędznej, na pół rozwalonej szopie, w której oprócz nich gawiedź od wozów najbrudniejsza i najlichsze szkapy się mieściły. Ciasno było, a co gorzej, szopa w cieniu za murami i u ścieków leżąca, wpół zgniła, ziemię miała wilgotną. Słomy na posłanie za nic dostać nie mógł Marsupin.

Królowa zakazała surowo, aby mu w czemkolwiek, choćby płacił, usłużono.

Kątek zdobywszy prawie przebojem, Włoch na zgniłych liściach i śmieciu rozesławszy kobierczyk, musiał ledz i całą noc nie śpiąc nad ranem poczuł przejmujące go dreszcze.

Znał się z tem, wiedział że dostał febry upartej, z którą mu długo walczyć przyjdzie. Lecz rycerski ów duch, który go utrzymywał w tej walce z królową, chorego nie opuścił.

Wstał jak złamany, ubrał się i powlókł do biskupa, którego nie zastał, bo już u króla był. Tu go Drwęcki przez litość, polewką winną, ciepłą napoił i orzeźwił trochę.

Biskup nierychło wrócił od króla z oświadczeniem, że dla cierpień pedogrycznych w nogach przyjąć posła nie będzie mógł Zygmunt; radząc Marsupinowi aby się o posłuchanie nie upierał i jemu wręczył listy.

Włoch zgodził się na to, choć niechętnie.

— Przecież — rzekł — z królową starą i młodą widzieć się muszę.

Nie sprzeciwiał się Maciejowski, a po chwili odwrócił się do Marsupina, szepcząc cicho.

— Nienasycony człecze! cieszże się tem coś zdobył, nie żądaj nadto abyś sprawy nie popsuł. W istocie wczoraj otrzymałeś wiktoryę wielką, bo gdy się król Zygmunt o owych uroczyście niesionych i oddawanych szkatułkach dowiedział, które wam usłużyły tak dobrze, choć, zamiast posagu zawierały pono wachlarze i kolce, począł się tak śmiać, iż mi potem sam rzekł, że od lat dziesięciu nigdy tak się nie uśmiał serdecznie jak wczora.

Marsupin skrzywił się nieco.

— Daj mu Boże na zdrowie! — dodał — bardzo się z tego cieszę.

Dziś do królowej Elżbiety się wpraszam, bo z nią rozmówić się sam na sam muszę.

Z tem żądaniem posłany Drwęcki, nie rychło powrócił.

Bona pragnęła co najrychlej nieznośnego Marsupina pozbyć się z Niepołomic, znała upor jego, zgodziła się więc w końcu na to, aby go puszczono, sadząc, że po tej konferencyi precz nazad do Krakowa go odprawi zaraz, gdyż tu go cierpieć nie mogła i nie chciała.

Marsupin żegnając biskupa zapowiedział mu po cichu, iż co najmniej godzin kilka pozostanie u młodej pani, a przynajmniej najdłużej jak będzie mógł.

Dla Włocha wczorajsze krótkie widzenie się z Elżbietą było w istocie niewystarczającem. Nie mógł jeszcze zrozumieć położenia, wytłómaczyć sobie twarzy pogodnej i rozweselonej przy tym ucisku o jakim wiedział.

Chciał rozmówić się otwarcie, obszernie, szczerze.

Elżbieta rozumiała to dobrze, ale zupełnie się zwierzyć Marsupinowi nie chciała. Ta nadzieja pozyskania serca męża, którą teraz żywiła wspomnieniem ostatnich słów wyrzeczonych przy pożegnaniu, była jej najdroższą tajemnicą, serdeczną, nikomu, nawet piastunce niedostępną. Wyznać jej Marsupinowi nie mogła.

Wchodząc znalazł ją samą Włoch, stojącą przy stoliku, świeżo ubraną i tak jak wczoraj uśmiechniętą, spokojną, bez troski na czole. Nie mogło to być skutkiem nieczułości, obojętności, bo choćby męża nie kochała, sama miłość własna obrażona musiała uciskać. Marsupin tej mocy ducha w młodziuchnej pani pojmował.

— Przynoszę W. K. Mości — odezwał się na wstępie — pozdrowienia najczulsze, ale razem wyrzuty i wymówki, których zataić nie mogę. Kazano mi nastać na to, aby W. K. Mość jako córka potężnego monarchy, synowica cesarza, rzuciła tę dziecinną nieśmiałość, to posłuszeństwo niewolnicze, które ją tu niewolnicą czyni.

Elżbieta wzrokiem go błagać się zdawając, milczała.

Marsupin mówił dalej, coraz się bardziej ożywiając.

— Królowa Bona korzysta z nieśmiałości waszej, rozkazuje dlatego, że słuchacie, ale nie będzie mogła nic uczynić, gdy objawicie otwarcie wolę waszą, a z pewnością król Zygmunt ją poprze.

Dlaczegoż byś W. K. Mość nie jechała za mężem, jeśli sobie życzysz tego?

Zawahała się nieco Elżbieta i rzekła nieśmiało.

— Dlatego, że nie wiem czy to jest życzeniem króla, pana mojego, a jemu się sprzeciwiać nie chcę.

Marsupin odparł żywo:

— Król August z pewnościąby tego nie miał za złe, i owszem. Co się tyczy starej królowej, ta się uzuchwala posłuszeństwem. Wiem o tem, że nawet sługi wasze, więcej Bony niż was słuchają.

Uśmiechnęła się królowa obojętnie.

— Cierpliwością i łagodnością — odezwała się — wiele też dokazać można — rzekła cicho.

— Nie ze wszystkiemi? — przerwał Marsupin — nadewszystko nie z królową Boną! Idzie tu o godność waszą, o cześć rodziny; nie można się tak dać deptać, upokarzać, i w Bonie jeszcze coraz zuchwalsze tą uległością obudzać zachcianki.

Elżbieta jakby się lękała aby rozmowy nie podsłuchiwano, dawała mu znaki; Marsupin wcale na to nie zważał, jakby jej nie rozumiał. Owszem unosił się coraz mocniej, otwarcie mówiąc przeciw Bonie, co zdawało się mięszać i onieśmielać Elżbietę.

Rozmowa cała w ten sposób prowadzona, chociaż się Marsupin wysilał na to, aby natchnęła męztwem i przekonała młodą panią, że zmienić była powinna postępowanie, na młodej, bojaźliwej, słabej na pozór Elżbiecie, bardzo małe uczyniła wrażenie.

— Zostawcież mi też coś własnej woli — rzekła. — Może to nie jest chwila w którejbym mogła wystąpić i powinna.

Marsupin czuł, iż nie chciała się przed nim otwarcie wynurzyć, usiłował wydobyć z niej wyznanie jakieś, zwierzenie się i zdziwił nadzwyczajnie, w istocie tej tak bojaźliwej i wątłej znajdując opór łagodny wprawdzie, ale niezwyciężony.

Im Elżbieta mocniej przy nim obstawała, tem Włoch upierał się silniej chcąc ją nawrócić — nadaremnie.

Nadeszła wśród tych rozpraw Hölzelinowna, która potakiwała Marsupinowi i chciała mu przyjść w pomoc, lecz i ona nie potrafiła zmienić usposobienia wychowanicy.

Naostatek Elżbieta odezwała się łagodnie.

— Idzie mi o zdobycie serca małżonka a pana mego, nie o chwilowe zwycięztwo nad królową JMością. Dlatego pozwólcie, abym naprzód uniknęła wszystkiego co może króla Augusta podrażnić. Wiecie jak jest przywiązanym do matki.

— To nie przywiązanie syna — wybuchnął Marsupin — to są niegodziwe czary i uroki, które ta kobieta rzuciła na starego i młodego. Ale trwać one nie mogą. Król młody wyzwolony otrząśnie się z tego zdrętwienia.

Zaczął ponownie nalegać Marsupin na to, aby królowa do męża jechała. Elżbieta odpowiedziała, że musi czekać aż August tego zażąda, a jest pewną, iż to nastąpi.

Czy Marsupin pochwycił tę pewność, z którą się wygadała Elżbieta, trudno było się domyśleć, lecz Hölzelinowna posłyszała o tem zdumiona, a znając swą panią nie wzięła tego za próżną przechwałkę.

Wedle postanowienia swego Marsupin, wiedząc iż długi jego pobyt u królowej Elżbiety do najwyższego stopnia zniecierpliwi Bonę, umyślnie się kilka godzin zasiedział, zwlekał, a gdy w końcu zmuszonym był ją opuścić, jeszcze na odchodnem nalegania ponowił.

Bystry i przenikający Włoch, tym razem wobec pełnej prostoty młodej królowej znalazł się w tem niepojętem dla siebie i upokarzającem położeniu, że odchodząc, wyznać musiał, iż jej nie rozumiał.

Jak go witała tak pożegnała uśmiechem jasnym, podając białą rączkę do pocałowania, i upewniając go, że da Bóg, wszystko szczęśliwie się ułoży.

Broniła Augusta, nie skarżyła się na nikogo.

Chociaż późno dnia tego było, Bona chcąc się pozbyć Włocha, byłaby może dała mu posłuchanie, wiedząc iż miał listy, ale Marsupin, który dla szpiegowania i rozsłuchania się, rad był tu jak najdłużej pozostać, poszedł do biskupa i do dnia następującego odłożył audyencyę.

Resztę dnia przesiedział u ks. Samuela, przeszedł się po miasteczku, przegadał na ustroniu z różnemi ludźmi.

Czekał go nocleg taki sam jak poprzedzający, którego skutkiem febra we dnie zgubiona, powróciła gwałtowniejszą jeszcze. Pierwszą rzeczą nazajutrz było dreszcze okrutne przemódz gorącym i mocnym napojem, i lekarza się poradzić, ale doktorów królowej Bony Marsupin się obawiał, lekarstw od nich nawet biskup ma przyjąć nie radził, musiał więc poprzestać na jakichś babskich lekach.

Blady, zmęczony, ledwie się na nogach trzymając, bo gorączka wewnętrzna go trawiła, poszedł z listami do Bony.

Łatwo było przewidzieć, jak zostanie przyjęty. Królowa wcale nie myślała udawać nawet, iż nienawiści dlań nie ma.

Posłuchanie trwało bardzo krótko.

Włoch listy oddając, dołożył do nich nietylko gorące życzenia króla Ferdynanda, ale żądanie jego usilne, aby małżeństwo połączone zostało.

— A cóż to do mnie należy? — ofuknęła królowa. — Król syn mój może żonę wezwać, przyjechać do niej, robić co mu się podoba. Czynicie mnie odpowiedzialną za niego!

To nie moja rzecz!

Odwróciła się pogardliwie, a Włoch dodał.

— Cały świat wie o tem, że tu się tylko to dzieje co W. K. Mość rozkażesz. Dlatego też na nią oczy wszystkich są zwrócone.

1 ... 38 39 40 41 42 43 44 45 46 ... 53
Idź do strony:

Darmowe książki «Dwie królowe - Józef Ignacy Kraszewski (biblioteka dla dzieci online .TXT) 📖» - biblioteka internetowa online dla Ciebie

Uwagi (0)

Nie ma jeszcze komentarzy. Możesz być pierwszy!
Dodaj komentarz