Konopielka - Edward Redliński (gdzie za darmo czytać książki txt) 📖
Najbardziej znana powieść Edwarda Redlińskiego, nagrodzona przez tygodnik „Kultura” jako najlepsza książka roku 1973. Na jej podstawie w 1981 roku zrealizowano film o tym samym tytule, doczekała się także ponad 20 adaptacji teatralnych.
Prości, niepiśmienni mieszkańcy zapadłej wsi Taplary od pokoleń żyją pracowicie i po bożemu, w stałym rytmie pór roku. W swojej małej wspólnocie trwają przy dawnych zwyczajach, wierzeniach i zabobonach. Od wielkiego, obcego świata z jego pędem do zmian, występkami i grzechami odgradzają ich bagna i mokradła. Niestety nowoczesny świat dociera także do nich. Pewnego dnia we wsi zjawiają się przedstawiciele lokalnych władz i oznajmiają, że bagna zostaną osuszone, czas na elektryfikację i oświatę. Razem z nimi przyjeżdża młoda „uczycielka”, wysoka, delikatna panienka, która ma prowadzić we wsi szkołę. Zakwaterowana w chacie Kaziuka, narratora powieści, przez swoją odmienność wzbudza w nim nieufność, niechęć, ale równocześnie i fascynację.
Dodatkowym atutem tej zabawnej, choć i nieco nostalgicznej opowieści jest pierwszoosobowa narracja prowadzona podlaską gwarą.
- Autor: Edward Redliński
- Epoka: Współczesność
- Rodzaj: Epika
Czytasz książkę online - «Konopielka - Edward Redliński (gdzie za darmo czytać książki txt) 📖». Wszystkie książki tego autora 👉 Edward Redliński
Zapatrzyła sie, kiwajo męszczyzny głowami, zapatrzyła sie! Widze, lżej sie ludziom zrobiło, że sprawa zwyczajna, nic strasznego nima. I zaczynajo wspominać, kto jak zapatrzył sie, w co: zapatrzyła sie Prymakowa i Jadźka w dzikie świnie jak rano ryła w sadku, zapomniała potem splunąć i dzieciak dziki rośnie, ucieka do boru nocować. Litwinicha w wode zapatrzyła sie i chłopiec utopił sie w piątym roku. Najmłodsza Kozaczanka łysa rośnie, bo matka, jak jo nosiła, tak zachwyciła sie miesiącem80, że jo łozo81 bić musieli, żeby przyszła do rozumu. A najgorzej zapatrzyć sie w pierszej połowie! Pół biedy, jak sie baba spostrzeże i oduroczy: za siebie splunie abo na paznogieć popatrzy. Ale jak zapomni? Przelezie pod żerdko, dzieciak ślepawy, uleje z wiadra wody do studni, urodzi sie chłopiec z takim kutasikiem, że dziewczyny bojo sie iść zamąż, dasz niechcący kułakiem po plecach, jąkajło urośnie.
Co wy na to, pytajo sie sołtys Domina, który rajkiem bywszy, znajo sie na weselach, chrzcinach, połogach. Może krowa zapatrzyć sie?
Krowa krowo, ot, może i zapatrzyła sie, kto wie, czy nie w Michałowego konia, on czarny. Ale co bedzie, jak ty, Handzia, zapatrzysz sie w Michała, żartujo Domin, a wszystkie w śmiech i na mnie patrzo, oho, Domin umiejo przygadać, biedny kogo na język wezmo. Ale też pół wioski tym językiem wyraili82.
Pośmieli sie ludzi i zgroza przeszła. Cielak zasnoł, Dunaj nawet po łbie jego pogłaskali. Ależ odkręcajo sie od małego i mniej więcej mówio tak:
Jest i druga sprawa, kto wie, czy nie gorsza: Filip nam tu opowiadał, że u Grzegorychi był wczoraj Grzegor, nieboszczko!
Słucham i czuje, jak każdy włos mnie drotem wstaje, Oboże, nieboszczko do wdowy przychodzi?
Był, był! krzyczy Filip: Słychać było jak młocił, ciszkiem młocił, ale młocił, he he he! śmieje sie durny durnawo, durnemu, mówio, i na pogrzebie śmieszno.
Ty Kaziuk po sąsiedzku z Grzegorycho, pytajo sie mnie Dunaj, ty wiesz: słychać było noco młocenie u Grzegorychi czy nie?
Tak, coś tam stukało, jak my spać szli, mówie, ja myślał, że Grzegorycha coś w stodole robiła, a to mowicie Grzegor? Nieboszczko?
Straszno sie robi: Jezu, pod moim bokiem nieboszczyki dokazujo!
A skoczno Handzia po Grzegoryche, proszo Dunaj.
Poszła, czekamy, trochu czasu przeszło, przychodzo obydwie. Siadajcie, zapraszajo Dunaj wdowe, siada, w ziemie patrzy, czeka. Dunaj odkachneli i mówio od razu: Podobno był u was wczoraj wasz nieboszczko, Grzegorycha, ludzi widzieli. Podobno żyto nawet młocił, prawda to?
Ona biała jak ściana: Co wam, ludzi, nieboszczko, Grzegor? Nie straszcie!
Młocił, ludzi widzieli, słyszeli!
Ja młociła, mówi Grzegorycha. A Filip: Nieprawda, łżecie, wy stali z boku i patrzyli, a on młocił!
Grzegorycha oczy spuściła, w ziemie patrzy, zębami łypy83 przygryza, ręce jej drżo. A kobieta rostu męskiego, oczy wstydliwe, policzki czerwone, a cycki, a dópsko, a nogi takie nabite, jakby cały czas coś sie w nich gotowało, mrowiło! Tylko co owdowiała, dwie niedzieli temu, Grzegor siano woził ze stogu, dziewiętucha jego ukąsiła i umar, dziewiątego dnia umar, nieszczęsny, bo nima od dziewiętuchy ratunku. Prawde powiedziawszy, nie nazywał sie Grzegor, a jakoś inaczej: przezwisko wziął po pierwszym mężu, pierwszym Grzegorze, a dla odróżnienia nazywało sie jego Grzegor drugi abo Biały, bo włosy i brwi miał białe, oczy czerwone: garki lutował po wioskach, a przywendrował na bagno akurat jak Grzegorycha pierszego pochowała. To i przygarnęła biedna wdowa biednego łazęge.
A pierszy Grzegor umar młodo: znalaz sobie Grzegoryche dzieś aż za Juchnowcem84, bez posagu, za to take, że męszczyznom oczy na wierzch wypierało. A cieszył sie nio tyle, że im nocy nie starczało: z dnia noc robili, szmatami okna zawieszali. Cieszył sie tak Grzegor ze trzy lata i umar, na suchoty biedaczek. A ona, dwoch mężow odprawiwszy z tego świata, ostała bez dzieciow jak panna, a i wygląd ma panny, nie baby, o, niejeden kawaler szedby do niej z rajkami, jakby ludzi nie gadali, że pewno bezdzietna. Temu to Domin przygadali: To nie powiesz, Grzegorycha, co za młocarz tobie klepisko wczoraj noco ubijał? A Dunaj: Ja nie chce, żeb wy Grzegorycha mówili wszystko. Powiedzcie nam jedno: duch to był czy nie duch, to dla nas najważniejsze. Ona zębami sie przygryza, kolanem w kolano sie postukuje, widać jak sie w niej gotuje, bo czerwona, drży. Ale w ziemie patrzy. Nie chce gadać. W końcu przyznaje sie: duch!
Grzegor?
Grzegor.
Straszne, co powiedziała, patrzo ludzi na Grzegoryche, czy prawde gada: może straszy? Ale nie, głowe podnosi, nam śmiało w oczy patrzy.
Nu dobra, badajo dalej Dunaj: Pomłocił, pomłocił, a co potem? Do chaty zaszed?
Zaszed!
I co?
Tu Filip sie rozrechotał: A co miał, hehehe, robić z żonko w nocy? Wypietuszył i poszed!
A ty, duryło, nie bresz85 tyle, huknęli sołtys, twoja sprawa bydło pilnować na paświsku, a nie w cudze okna zaglądać.
Ale wszystkie zaczynamy cmokać, głowami kręcić, że coś tu pomieszane: czy nieboszczko może do wdowy chodzić żyto młocić? Cóż ta za dusza, co zamiast straszyć pomaga? Skiela86 ten duch przychodzi: z piekła, z czyśćca? Bo chibaż nie z nieba! Za kare czy z łaski?
Tego nie wiem, tłómaczy sie Grzegorycha, on nic gadać nie chce, skąd, za czyjo łasko, ile razy jeszcze przydzie. Tatko rozciekawili sie bardzo: Ej, Grzegorycha, a spróbuj ty wypytać jego, czy on tam moich ojca matki w czyścu nie widział? Ciekawe, odpokutowali już czy cierpio? A wybadaj ty jego jakoś, pódejdź po babsku: wypytaj, co z Litwinowym Ceśkiem, co z Orelowym Kaziukiem, co z Wrono co pod wierzbo zamarz: dzie oni, w niebie czy jeszcze w ogniu sie męczo?
Grzegorycha wzbrania sie, że Grzegor ich nie zna, toż na bagno przywendrował, jak tamtych już dawno nie było. A dopytać sie nie da rady, w czyścu rozmawiać nie możno, gębe sie odmyka tylko abo modlić sie, abo jęczyć od ognia, smoły, obcęgow.
Już ty lepiej o nic jego nie wypytuj, radzo Szymon Kuśtyk, nie zadawaj sie ty Helka z nieczysto siło. I Broń Boże nie dopuszczaj do siebie: Jeszcze sie jakie diablenta porodzo, pilnuj sie kobieto!
A durny Filip klepie sie po kolanach, miny stroi, rękawami śmiech zatyka.
Szymon radzo, co ma Grzegorycha zrobić, żeb odczepić sie od nieboszczka: Ty nie czekawszy, choćby i tej nocy, weź kołek osinowy, zaciesaj, zaostrz na igłe i w łożku, jak on tobie zaśnie i rozdziawi sie, wsadź kołek w gębe i obuchiem raz dwa przebij na wylot! I zobaczysz, rozsypie sie w proch, zginie, więcej nie przydzie. A jeszcze lepiej zrobić to w mogile, czerep przebić. Zróbcie, Grzegorycha, radze wam z szczerego serca, zróbcie, bo bedzie nieszczęście: dobry, dobry, młoci, pomaga, a którejś nocy weźmie i zadusi!
Ona zgadza sie, dobrze, stryku, zrobie jak radzicie, zaraz naszykuje palik, osinowy, zaostrze, żeby wieczorem był pod ręko, w razie on by przyszed.
Ale jest i trzecia sprawa, zaczynajo tatko z przypiecy: niezwyczajny dziad do wioski przywendrował żebrać, widzieli wy? Jak on przeszed takie wody, błota? Na skrzydłach? Z nim by trzeba pogadać.
Grzegorycha wstała, mówi, że w piecy niezgaszone, idzie do domu, Dunaj proszo, żeby dziada do nas zawołała, jakby zobaczyła dzie na drodze. Dziwne, że Ziutek, dawno wysłany, nie wracał, czy znaleść dziada nie może, czy sam sie zagubił.
Nie minęło dużowiele już i tarabani sie dziadzisko: w progu torby ogarnia, żegna sie, pacierzy marmocze. Handzia czymprędzej stołek jemu podsuwa, miske z zacierko na kolana stawia. A my bystro patrzym, co on za jeden. Nieznajomy. Ale jakby trochu skądś znajomy, twarz te dzieś sie widywało. Ale dzie? Stary nie stary, włosy czarne, między nimi pasemka siwe, twarz pomarszczona, jakby ciężko cierpiał, dużo myślał. Przygarbiony, ale pleczysty, gruby.
Miske kolanami ścisnoł, suchar z torby wyjął, pocałował, w zacierce namoczył i chręst, chręst, gryzie, widać zęby ma żelazne, suchar trzeszczy jak szkło. Drugo ręko łyżke nosi, a choć zacierka gorąca, on nie dmucha: je całymi łyżkami i nie furczy87. Z daleka wy, dziadku, pytajo sie Dunaj, z jakiej strony idziecie? On nic, jad i je, oho, ważny, jak je, nie gada. Nu to czekamy, aż zje.
Zjad, miske wyter sucharem, suchara oblizał językiem, schował do torby. Przeżegnał sie, torby poprawił, dopiero oczy podnosi: Ze świata ide, powiada, a świat duży.
A jak wy dziadku przeszli przez wode błota?
Z Bosko Pomoco, ogłasza, noga za nogo pomaleńku.
A kiedy wy przyszli? Dzisiaj? A może wczoraj?
Dzisiaj, mówi dziad, tylko co ja przyszed, jeszcze nogi bolo. O, a tu, widze, cielątko małe na świat przyszło! A rośnijże, rośnij Panu Bogu na chwałe, błogosławi ręko i żegna. Ostrzegajo Dunaj dziada, że nie wiadomo, na czyje chwałe ono rośnie: to wyrodek jakiś, nie meczy, ale rży!
Ciele rży? krzyknoł dziad, rży, nie meczy? E, chyba wy żartujecie ludzi ze mnie, człowieka podróżnego?
To oni jeden przez drugiego nuż jemu tołkować88, że ciele, ciele, ale rży jak źrebie, miesiąc niedonoszone, kobyła oblizywała jego jak matka i rży za nim jak matka, powiedzcie dziadku, co to, cud czy kara, łaska czy nieszczęście, roztłómaczcie: cieszyć sie czy płakać?
Dziad brode ręko podper na kolanie i tak sie zadumał, że prawie słychać było jak myśli. Podumał i powiada, że dobrze to nie jest, jak porządek świata sie rozlatuje, cieszyć sie nie ma z czego, ech Boże, Boże! Ale co jego tak przestraszyło, dziada, że aż głowe rękami ściska, stęka?
A to, moi ludkowie, słyszym, że już nigdzie spokoju nima, nawet u was, widze diabeł penetruje.
Diabeł?
Od porządku, ludkowie, jest Pambóg, on pilnuje, żeby wszystko szło, było jak było. A diabeł chce zmieniać, powiada: ulepszać. Słyszycie? Ulepszać! Już jemu mało, że krowa cieli sie, dzie tam: on chce, żeby sie źrebiła! O, do czego idzie! Krowy bedo sie źrebili, kobyły cielili, owieczki prosili! Chłop z chłopem spać bedzie, baba z babo, wilki latać, bociany pływać, słońce wzejdzie na zachodzie, zajdzie na wschodzie! Chibaż wiecie, że co noc jest taka chwilka, kiedy Pambóg musi odpocząć? Zamyka oczy i śpi, chwilke, ale śpi. A natenczas wszystko, co żywe, ustaje: rzeki stajo i młyny nie obracajo sie! Ptaszki martwiejo na te chwilke i wiszo w powietrzu! Drzewa nie rosno! Zając zastyga w pół skoku, a wilk za nim stoi z rozdziawiono mordo! Wszystko ustaje, bo nic nie ma siły i wagi. I wtedy diabeł robi, co chce: jednym palcem przewraca, przestawia, podmienia!
I Pambóg nic na to? pytamy. Nie zmiecie złej mocy?
W tym bieda, słyszym, że stary Pambóg coraz starejszy, coraz częściej odpoczywa. A diabeł nachalnieje z roku na rok. Kiedyś Pan Jezus na ziemie zstąpił, ludziom na pomoc, i diabeł uspokoił sie trochu, ale że dawno było, znowuś sie rozdokazywał. Wy wiecie, ludkowie, co sie teraz na świecie wyprawia? Mężowie żony rzucajo, matki dzieci! Z ludziow mydło sie robi! Żyto kosami żno: bywało całe wioski, że sierpa nie zobaczysz!
Żyto kosami, pytamy sie dziada, nie wierzym: całe wioski żno kosami?
Dunaj mówio prosto w oczy: wy coś plączecie, dziadku. Prawda, widziało sie za rzeko takich, co kosami żyto poniewierajo, ale to jeden, dwóch, nu trzech takich ancychrystow w wiosce. Ale nie gadajcie, że wszystkie!
Dziad boży89 sie, że całe wioski wyrzekajo sie sierpa, my mówim, że to może dzie za niemiecko granico, bo chibaż nie w naszych stronach, a on boży sie, że i tutaj, zaraz za rzeko więcej już takich, co żno kosami, niż sierpami. A w miastach, co w miastach sie wyprawia! W dzień śpio, w nocy pracujo, w piątki nie poszczo, niedzielo w nie świętujo! Sodomagomora90!
Opowiada, a krowa znowuś muu! muu! ryczy i ryczy, ochrypła, nie ryczy już, ale charczy! Jak na nieszczęście. Ale chibaż do nas tu na bagno zaraza nie dojdzie, pytamy sie dziada, my tu bezpieczne? On powiada, że przyszed z Suraża91, surażaki dużo gadajo o bagnie: że ma być osuszone!
Co? Osuszone? Jak to osuszone, pytamy sie, jakże bagno może być osuszone? Bagno?
Pierwszy Filip zaczoł śmiać sie, a za nim Kuśtyk, Domin, ja, tato: Ha, ha, ha, osuszone bagno, ha ha ha, bagno osuszone! Czym? Wiadrami? Szmatami? Może ogień rozpalo? A może, ha ha ha, może piaskiem błoto zasypio! Oj, dziadku, dziadku, wy musi z nas śmieszki stroicie! Możno góre przenieść? Rzeke zawrócić? Tak samo z bagnem: jakże bagno osuszyć!
Jak, tego nie wiem, on na to, ale wiem, że wójt gadał o tym w Surażu. I powiem wam więcej, mowi dziad cicho, na dżwi sie oglądawszy, do nas sie nachyliwszy: oni dziś abo jutro przyjado do was na zebranie! Bedo was kusić, namawiać, obiecywać!
Przyjado? pytamy.
Na zebranie?
Kusić?
Do czego kusić?
Tego dobrze nie wiem, odpowiada, ale wiem, że bedo! Nie podoba im sie, że jest wioska, co żyje jeszcze po dawnemu, po bożemu!
A czym niby oni przyjado?
Maszyno!
Ucichli my, patrzym sie na dziada, na siebie, straszno czegoś. Ot i już wiadomo, co za plaga wisi nad wiosko, mówio Dunaj i pac cielaka po głowie: Wiemy już, co ty nam wywrożył, wyrodku!
Ale Domin spokojnie nas i dziada pocieszajo, że nima czego boić sie: bagno było i bedzie, żyli my tu po swojemu i bedziem żyli. A ciele nic do tego nima, całkiem ładny cielaczek, tyle że niedonoszony, ale podchowa sie
Uwagi (0)