Darmowe ebooki » Powieść » Kubuś Fatalista i jego pan - Denis Diderot (jak czytac ksiazki za darmo w internecie .txt) 📖

Czytasz książkę online - «Kubuś Fatalista i jego pan - Denis Diderot (jak czytac ksiazki za darmo w internecie .txt) 📖».   Wszystkie książki tego autora 👉 Denis Diderot



1 ... 16 17 18 19 20 21 22 23 24 ... 37
Idź do strony:
DE LA POMMERAYE: Wnosząc z wypadków, dobrze uczyniłam. Ta, którą dostaniesz, pod każdym względem odpowiedniejsza jest dla ciebie.

GOSPODYNI: Pani de La Pommeraye sprawiła się ze swym wywiadem z pożądaną dokładnością i szybkością. Przedstawiła margrabiemu zaświadczenia najbardziej pochlebne; były z Paryża, były też i z prowincji. Wymogła na nim jeszcze dwa tygodnie zwłoki, aby lepiej rozpatrzył się w sobie. Owe dwa tygodnie zdały mu się wiekiem; w końcu margrabina zmuszona była ustąpić jego niecierpliwości i prośbom. Pierwsze spotkanie odbyło się w domu pani Duquênoi; następuje umowa, zapowiedzi, kontrakt: margrabia ofiaruje pani de La Pommeraye w upominku wspaniały diament i małżeństwo stało się faktem.

KUBUŚ: Cóż za intryga i co za zemsta!

PAN: Doprawdy, niepojęta.

KUBUŚ: Wygładźcie mi trudności pierwszej nocy po ślubie, a jak dotąd nie widzę wielkiego nieszczęścia.

PAN: Cicho siedź, nicponiu.

GOSPODYNI: Noc poślubna spłynęła bardzo szczęśliwie.

KUBUŚ: Byłem pewny...

GOSPODYNI: Bądź pewny tego, co ci pan powiada... (Mówiąc to, uśmiechała się, gładziła ręką po twarzy Kubusia i ściskała go za nos...) Ale następnego dnia...

KUBUŚ: Następnego dnia, czy nie było tak samo jak poprzedniego?

GOSPODYNI: Niezupełnie. Następnego dnia pani de La Pommeraye napisała do margrabiego bilecik z zaproszeniem, aby natychmiast przybył w pewnej ważnej sprawie. Zjawił się niebawem. Przyjęła go z twarzą, na której oburzenie malowało się w całej sile; słowa, w jakich ozwała się doń, nie były długie: „Margrabio — rzekła — poznaj mnie wreszcie. Gdyby inne kobiety umiały się cenić na tyle, aby tak jak ja odczuwać obrazę, mniej byłoby na świecie mężczyzn podobnych tobie. Zdobyłeś uczciwą kobietę i nie umiałeś jej uszanować; ta kobieta to ja: zemściła się, dając ci zaślubić inną, godniejszą ciebie. Wyszedłszy stąd, udaj się na ulicę Traversière, do Hamburskiego hotelu, gdzie możesz zasięgnąć wiadomości, jakie brudne rzemiosło żona twoja i teściowa praktykowały przez dziesiątek lat pod nazwiskiem d’Aisnon”.

Zdumienie i pomieszanie biednego margrabiego nie da się opisać. Nie wiedział, co myśleć; ale niepewność nie trwała dłużej niż czas potrzebny do przebycia z jednego końca miasta na drugi. Teściowa jego i żona miały niejakie podejrzenie tego, co zaszło. Za pierwszym uderzeniem młotka teściowa schroniła się do swych pokoi i zamknęła na klucz; żona oczekiwała go sama. Za zbliżeniem małżonka wyczytała na jego twarzy wściekłość, jaka nim miotała. Rzuciła mu się do nóg z twarzą przytuloną do posadzki, nie mówiąc słowa: „Precz stąd, niegodna! — rzekł — z dala ode mnie”. Chciała powstać; ale upadła na twarz u stóp margrabiego z rozkrzyżowanymi ramionami. „Panie — rzekła — depcz po mnie, zgnieć mnie, zasłużyłam na to; uczyń ze mną wszystko, co ci się podoba; ale zlituj się nad moją matką”...

— Oddal się pani — rzekł margrabia — oddal się! dość hańby, jaką mnie okryłaś; oszczędź mi bodaj zbrodni....

Biedna istota trwała w tej postawie, nie odpowiadając słowa. Margrabia siedział w fotelu, z głową ukrytą w dłoniach, nie patrząc na nią i wykrzykując od czasu do czasu: „Oddal się, pani!”... Milczenie i bezwład nieszczęśliwej zaskoczyły go; powtórzył głosem jeszcze bardziej stanowczym: „Proszę się oddalić; czy mnie pani nie rozumiesz?”. Następnie schylił się, trącił ją gwałtownie; poznawszy, iż była bez czucia i na wpół nieżywa, podniósł ją, ułożył na kanapie, obrzucając spojrzeniem, w którym malowało się kolejno współczucie i gniew. Zadzwonił: wbiegła służba; zawołano pokojowe, margrabia rzekł: „Pani zrobiło się słabo, zanieście ją do jej apartamentów i udzielcie pomocy”... W parę chwil potem posłał tajemnie zasięgnąć wiadomości o jej stanie. Powiedziano mu, iż ocknęła się z pierwszego omdlenia; ale napady następowały po sobie tak szybko, były tak częste i długie, iż nie pozwalały ręczyć za nic. W godzinę lub dwie znów posłał ukradkiem dowiedzieć się, jak się miewa. Powiedziano, że się dławi i że chwyciła ją czkawka, rozlegająca się aż w dziedzińcu. Za trzecim razem, nad ranem, doniesiono, że pani wiele płakała, czkawka się uśmierzyła i chora zdawała się nieco drzemać.

Następnego dnia margrabia kazał zaprząc i znikł na przeciąg dwóch tygodni, tak iż nikt nie wiedział, co się z nim dzieje. Wszelako zanim się oddalił, nie zaniedbał zaopatrzyć domu we wszystko potrzebne, zaleciwszy służbie posłuszeństwo rozkazom pani jak jego własnym.

Przez ten czas obie kobiety siedziały naprzeciw siebie, prawie się nie odzywając, przy czym córka szlochała, wydawała krzyki, wydzierała sobie włosy, łamała ręce; matka nie śmiała zbliżyć się do niej ze słowem pociechy. Jedna jawiła najwyższą rozpacz, druga była jak skamieniała. Córka raz po raz powtarzała: „Mamo, wyjdźmy stąd; uciekajmy”. Za każdym razem matka powstrzymała ją, mówiąc: „Nie, córko, trzeba zostać; zobaczymy co z tego wyniknie: nie pozabija nas”... „Och, dałby Bóg — odparła córka — by już to uczynił!”... Matka odparła: „Milczałabyś lepiej, zamiast mówić jak głupia”.

Za powrotem margrabia zamknął się w gabinecie i napisał dwa listy, jeden do żony, drugi do teściowej. Ta wyjechała tegoż samego dnia i udała się do klasztoru karmelitanek w najbliższym mieście, gdzie zmarła przed kilku dniami. Córka ubrała się i zawlokła do pokojów męża, dokąd widocznie ją wezwał. Od samych drzwi upadła na kolana. „Powstań pani”, rzekł margrabia...

Zamiast powstać, posunęła się ku niemu na kolanach; drżała na całym ciele: włosy rozplotły się nieco, ramiona zawisały bezwładnie, głowę miała wzniesioną, wzrok wlepiony w jego oczy, twarz całą skąpaną we łzach. „Zdaje mi się — rzekła przerywając łkaniem każde słowo — iż serce pańskie, słusznie oburzone, złagodniało, i może z czasem zdołam uzyskać twą litość. Panie, błagam, nie śpiesz się przebaczyć mi zbyt rychło. Tyle uczciwych dziewcząt stało się nieuczciwymi kobietami, iż, być może, ja będę odwrotnym przykładem. Nie jestem jeszcze godna, abyś się zbliżał do mnie; poczekaj, zostaw mi jeno nadzieję przebaczenia. Trzymaj się z dala ode mnie; ujrzysz moje postępowanie; osądzisz je: szczęśliwa będę, po tysiąc razy szczęśliwa, jeśli raczysz niekiedy przywołać mnie do siebie! Wyznacz mi w swoim domu ustronny zakątek, w którym pozwolisz mi mieszkać; będę tak żyć bez szemrania. Ach! gdybym mogła zedrzeć z siebie nazwisko i tytuł, które mi kazano sobie przywłaszczyć, ach, i umrzeć potem, w tej chwili otrzymałbyś zadośćuczynienie! Opłakaną słabością, namową, przymusem, groźbą, dałam się przywieść do haniebnego czynu; ale nie sądź, panie, że jestem zła; nie jestem nią, skoro nie zawahałam się stanąć przed tobą, gdy mnie zawołałeś, i skoro teraz śmiem podnieść oczy i mówić do ciebie. Ach! gdybyś mógł czytać w głębi mego serca i ujrzeć, jak bardzo przeszłe błędy odległe są ode mnie, jak bardzo mi są obce obyczaje podobnych mnie istot! Zepsucie dotknęło mnie, ale nie przylgnęło do mnie. Znam siebie: oddaję sobie sprawiedliwość, iż z natury uczuć, charakteru urodziłam się godną zaszczytu należenia do pana. Ach! gdyby mi było wolno mówić swobodnie, wystarczyłoby jedno słowo: a sądzę, że miałabym odwagę je powiedzieć. Panie, rozrządzaj mną, jak ci się spodoba; zawołaj ludzi; niech ze mnie zedrą te suknie, niech mnie wypędzą w nocy na ulicę; godzę się na wszystko. Jakikolwiek los mi gotujesz, poddaję się z góry: zacisze wiejskie, ustronie klasztoru może mnie na zawsze umknąć twoim oczom: rzeknij, a śpieszę spełnić mą pokutę... Nieszczęście twoje nie jest bez ratunku; możesz mnie zapomnieć”...

— Powstań pani — rzekł łagodnie margrabia — przebaczyłem ci: nawet w chwili oburzenia uszanowałem w tobie moją żonę. Nie padło z ust mych ani jedno słowo, które by ją mogło upokorzyć, a jeśli padło, żałuję go. Przysięgam, iż żona moja nie usłyszy nic, co by ją poniżało, jeżeli będzie pamiętać, iż nieszczęście, w jakie wtrąci małżonka, jest razem i jej własnym. Bądź zacna, bądź szczęśliwa i spraw, abym ja nim był. Powstań, proszę cię, żono, powstań i uściskaj mnie; pani margrabino, nie tu twoje miejsce; pani des Arcis, powstań...

Gdy tak mówił, ona trwała z twarzą ukrytą w dłoniach i z głową opartą o kolana margrabiego; ale na słowo „żono”, na słowo „pani des Arcis”, podniosła się nagle i rzuciła się w ramiona margrabiego, tuliła go w ucisku, na wpół dławiąc się z bólu i radości; następnie oderwała się odeń, padła na ziemię i całowała stopy męża.

— Pani — rzekł margrabia — powiedziałem, iż przebaczam; widzę, że temu nie wierzysz.

— Tak — odparła — rozumiem, iż to prawda, ale ledwie mogę ją ogarnąć.

Margrabia dodał: „Na honor, zdaje mi się, że niczego nie żałuję; i że ta Pommeraye, zamiast się zemścić, oddała mi wielką przysługę. Moja żono, idź się ubierać, podczas gdy służba zajmie się spakowaniem rzeczy. Jedziemy na wieś i zostaniemy tam do czasu, aż będziemy mogli zjawić się tu bez przykrości dla ciebie i dla mnie...”

Spędzili prawie trzy lata jednym ciągiem z dala od stolicy.

KUBUŚ: I założyłbym się, że te trzy lata minęły jak dzień, że margrabia des Arcis był jednym z najlepszych mężów i miał jedną z najlepszych żon, jakie istniały na świecie.

PAN: Trzymam w połowie z tobą; ale doprawdy sam nie wiem dlaczego, nie podobała mi się bowiem ta dziewczyna przez cały czas zabiegów pani de La Pommeraye i matki. Ani chwili obawy, najmniejszego znaku niepewności, cienia wyrzutu; biernie, bez żadnej odrazy, poddawała się po prostu tej długiej ohydzie. Nie zawahała się ani na chwilę w tym, co chciano od niej uzyskać: idzie do spowiedzi, przyjmuje komunię; igra z religią i jej posłannikami. Zdała mi się równie fałszywą, równie godną pogardy, równie złą jak tamte obie... Pani gosposiu, opowiadasz wyśmienicie; ale nie jesteś równie głęboka w sztuce dramatycznej. Jeśli chciałaś, aby ta młoda dziewczyna wzbudzała zainteresowanie, trzeba było ubrać ją w więcej szczerości, ukazać jako niewinną i zniewoloną ofiarę matki i pani de La Pommeraye; trzeba było, aby najokrutniejszym postępowaniem zmusiły ją wbrew woli do udziału w szeregu zbrodni prowadzonych rok cały; trzeba było przygotować w ten sposób pojednanie z mężem. Kiedy się wprowadza osobistość na scenę, trzeba, aby rola jej była jednolita; owóż pytam się pani, urocza gosposiu, czy tamta dziewczyna spiskująca z dwiema zbrodniarkami jest tą samą skruszoną kobietą, którą widzieliśmy oto u stóp męża? Zgrzeszyłaś przeciw prawidłom Arystotelesa, Horacego, Vidy38 i Le Bossu’ego39.

GOSPODYNI: Nie znam żadnego ani bosego ani w butach; opowiedziałam rzecz, jak była, nic nie opuszczając ani nie dodając. Któż wie, co się działo w sercu tej dziewczyny, i czy w chwilach, gdy nam się zdawało, iż działa bez wszelkich skrupułów, nie żarła jej tajemna zgryzota?

KUBUŚ: Pani gosposiu, na ten raz, muszę zgodzić się ze zdaniem pana, który mi to wybaczy, ile że fakt zdarza się nader rzadko, ze zdaniem owego Bosego, którego nie znam, i innych wzmiankowanych przezeń panów, którzy mi są równie nieznani. Jeżeli panna Duquênoi, dawniej d’Aisnon, była w istocie poczciwym dzieckiem, byłoby się to w czymś ujawniło.

GOSPODYNI: Czy była poczciwym dzieckiem czy nie, to pewna, iż jest wyborną żoną; że mąż szczęśliwy jest z nią jak król i nie zamieniłby ją na żadną inną.

PAN: Winszuję mu: okazał się bardziej szczęśliwym niż rozsądnym.

GOSPODYNI: Ja zaś życzę panom dobrej nocy. Późno jest, mnie zaś trzeba być ostatniej w łóżku, a pierwszej na nogach. Cóż za przeklęte rzemiosło. Dobranoc, panowie, dobranoc. Przyrzekłam, nie wiem już przy jakiej sposobności, historię osobliwego małżeństwa; zdaje mi się, że dotrzymałam słowa. Panie Jakubie, myślę, że pan nie będzie miał kłopotu z zasypianiem: oczy już się na wpół zamykają. Dobranoc, panie Jakubie.

PAN: Zatem, pani gosposiu, nie ma sposobu dowiedzenia się pani dziejów?

GOSPODYNI: Nie.

KUBUŚ: Pan masz szalone zamiłowanie do opowieści!

PAN: To prawda; uczą mnie i bawią. Człowiek z talentem opowiadania to rzadki człowiek.

KUBUŚ: I oto czemu ja nie lubię opowiadań, chyba własne.

PAN: Wolisz licho mówić, niż milczeć.

KUBUŚ: Przyznaję.

PAN: A ja wolę raczej słuchać lichego mówienia niż żadnego.

KUBUŚ: Bardzo szczęśliwie dla nas obu.

 

Nie wiem, gdzie gospodyni, Kubuś i jego pan podziali oczy, aby nie dostrzec jednej jedynej rzeczy, jaką można by powiedzieć na korzyść panny Duquênoi. Czyż ta dziewczyna pojmuje coś z krętych planów pani de La Pommeraye przed ich rozwiązaniem? Czy nie wolałaby przyjąć po prostu propozycje margrabiego i mieć go raczej za kochanka niż za męża? Czy nie znajduje się nieustannie pod władzą gróźb i tyranii margrabiny? Czy można ją potępiać za niezwalczoną odrazę do haniebnego rzemiosła? A jeżeli się godzi cenić ją za to tym więcej, czy można wymagać zbyt wiele przebierania i skrupułów w sposobie wyrwania się ze swego stanu?

A czy mniemasz, czytelniku, że trudniej byłoby o apologię pani de La Pommeraye? Byłoby ci może przyjemniej usłyszeć w tej mierze zdanie Kubusia i jego pana; ale mieli oni tyle do mówienia o materiach bardziej zajmujących, że prawdopodobnie zaniedbali tą oto. Pozwólcie tedy, abym ich zastąpił na chwilę.

Wpadacie w szał na samo imię pani de La Pommeraye i wołacie ze zgrozą: „Och, cóż za straszna kobieta! och! obłudnica! och! zbrodniarka!”... przede wszystkim, żadnych wykrzykników, żadnych gniewów, żadnej stronniczości: rozumujmy. Dzieją się każdego dnia uczynki bardziej niegodziwe, wykonane bez żadnego talentu. Możecie nienawidzić, możecie lękać się pani de La Pommeraye: ale nie będziecie nią gardzić. Zemsta jej jest okrutna: ale nie jest skalana żadną pobudką własnej korzyści. Nie powiedziano wam, że rzuciła w twarz margrabiemu piękny diament, jaki ofiarował jej w darze; ale uczyniła to: wiem z najpewniejszego źródła. Nie chodzi jej ani o pomożenie majątku, ani o przysporzenie sobie jakiegoś zaszczytu. Ba! gdyby ta kobieta uczyniła toż samo, aby uzyskać dla męża jakiś awansik

1 ... 16 17 18 19 20 21 22 23 24 ... 37
Idź do strony:

Darmowe książki «Kubuś Fatalista i jego pan - Denis Diderot (jak czytac ksiazki za darmo w internecie .txt) 📖» - biblioteka internetowa online dla Ciebie

Uwagi (0)

Nie ma jeszcze komentarzy. Możesz być pierwszy!
Dodaj komentarz