Hrabina Cosel - Józef Ignacy Kraszewski (coczytać .txt) 📖
Życie Anny Cosel, kochanki Augusta II Mocnego, przedstawione w formie powieści dworskiej. Zaskakująco wierna historycznym faktom powieść Józefa Ignacego Kraszewskiego.
Pierwsza część tzw. trylogii saskiej skoncentrowana jest na osobie Anny Cosel, hrabianki ogromnej urody, która wpadła w oko Agustowi Mocnemu. Po szybkim rozwodzie zostaje nałożnicą króla i matką jego dzieci. Jej wpływowa pozycja oznacza jednak, że wiele osób widzi w niej wroga i konkurencję. W efekcie staje się ofiarą intrygantów i na ostatnie czterdzieści lat swojego życia trafia do więzienia. Kraszewski pisanie powieści poprzedził intensywnymi studiami historycznymi, a książka wypełniona jest anegdotami i opowieściami o Auguście II Mocnym.
- Autor: Józef Ignacy Kraszewski
- Epoka: Pozytywizm
- Rodzaj: Epika
Czytasz książkę online - «Hrabina Cosel - Józef Ignacy Kraszewski (coczytać .txt) 📖». Wszystkie książki tego autora 👉 Józef Ignacy Kraszewski
Zaproszenia do stołu w Lipsku Karol XII nie przyjął nigdy, August choć mu spartańska polewka szweda nie smakowała, zasiadał z nim i męczył się, bo u stołu szweda nigdy słowa nie mówiono. Jedli wszyscy w milczeniu... a obiad trwał godzinę...
Po podpisaniu traktatu... parę miesięcy królowie się wcale nie widywali z sobą. Karol XII, jednak wychodzić z Saksonii nie myślał... Znudzony w końcu August II, mówią że spotykając nawet szweda w Lipsku, udawał iż go nie widzi...
Miał biédny król wistocie wiele na głowie, nielicząc téj nieprzyjacielskiéj załogi... Musiał polować i kochać i plątać intrygi dworaków, aby o swéj biedzie zapomniéć...
Dwór był zawsze równie świetny... Karol XII nieustanne odbywał mustry swoich żołnierzy. August II wydawał bale... Truł mu tylko spokój i rozkoszne sny nieznośny Fürstemberg, ówczesny, przypadkowy namiestnik w Dreźnie...
O tym nieprzyjacielu teraźniejszym Anny Cosel, kilka słów dopowiedziéć musimy... Wśród dworu Augusta złożonego z cudzoziemców i niemców z różnych krajów, dlatego by wpływ saskiéj szlachty usunąć, Fürstemberg w istocie zrazu obco się wydawał. Przybył tu z cesarstwa, był katolikiem i bardzo gorliwym, nie zalecał się wielce charakterem, ani nadzwyczajnemi zdolnościami; lecz miał śmiałość, wesołość, mowę głośną, dowcip żywy i dar wmawiania królowi największych niedorzeczności. Fürstemberg grał tu rolę magnata i arystokraty... a zajmował się najpilniéj walką skrytą z nieprzyjaciołmi i wiązaniem intryg coraz nowych. Wierny hr. Reuss był jéj narzędziem... Dom jego i towarzystwo służyło Fürstembergowi... Ani się spostrzegł zrazu przeznaczony na odpiéranie szlachty saskiéj książe, jak sam się jéj dał związać. Schwycili go Friesenowie przez hr. Reuss i zaprzęgli do swojego wozu...
Cosel po swém wyniesieniu wprędce uwolniła się z więzów Vitzthumowéj, pani Reuss i jéj kółka; zdawało jéj się że potrzebować ich nie może, a nie chciała nawet z pozoru za narzędzie im służyć... Oziębienie i zerwanie stosunków było hasłem do wypowiedzenia podziemnéj wojny...
W czasie niebytności króla, szpiegowano każdy krok Anny, powtarzano każde jéj słowo, tłumaczono każdą czynność, aby się tém późniéj posłużyć przeciw niéj... u króla... Pora działania jeszcze nie była przyszła... Fürstemberg czekał... i wstrzymywał innych... Powrót króla był tryumfem Cosel...
W czasie gdy jeszcze z łóżka nie wstawała... a chciała miéć ciągle Augusta przy sobie... jednego rana oznajmiono królowi, iż pilne depesze przyszły z Warszawy (gdzie król zawsze miał jeszcze stronników). Chciał wyjść, Cosel prosiła aby ministra Bose wpuszczono z niemi do jéj sypialni. Nic w tém nie było nadzwyczajnego... despotycznéj woli jéj, wyrażającéj się gwałtownie, król ulegał... Wpuszczono pana Bose.
Z trzech tego imienia na dworze Augusta znanych wysokich urzędników, wchodzący z ceremonialnemi nader i niezmiernie nizkiemi ukłonami, Bose był najstarszym... a jak mówiono, najmądrzejszym...
Zaczął od uczczenia majestatu zgiąwszy się tak, iż tylko perukę jego król mógł widziéć, a ta nie należała do najwykwintniejszych. Taką samą czcią powitał piękną chorą, która cała w puchach i koronkach zagrzebana, wyglądała jak blada na śniegu różyczka...
Pod pachą niósł Bose papiéry...
Cichuteńko szepnął królowi — pilne, z Warszawy...
Oba z nim ustąpili ku jedynemu oknu, które nieco roztwarte było, gdyż inne grube okrywały zapony. Cosel nie spuszczała ich z oka. Dosłyszała ten wyraz z Warszawy i badała z dala twarz króla, aby z niéj wyczytać co znalazł w tych papiérach. Bose z uszanowaniem, w dwu chudych, kościstych palcach wyglądających z mankietów nakrochmalonych, podawał Najjaśniejszemu kopertę po kopercie... Zrazu szła jedna po drugiéj poważne z wielkiemi pieczęciami... Cosel nie ruszała się z łóżka i trzymała spokojnie głowę spartą na ręce...
Wtém Bose coś szepnął i wręczył królowi list mały, niezgrabny, podejrzany... król rozerwał kopertę, rzucił nań okiem, uśmiechnął się i zarumienił: mimowolnie wzrok jego pobiegł na Cosel...
Anna usiadła niespokojna.
— Co to za list? — spytała...
— List, w sprawach kraju; cóż chcesz... — rzekł król.
— Proszę mi go pokazać? — krzyknęła chora.
— Niepotrzeba! — rzekł zimno król czytając daléj.
Twarz Cosel zapłonęła... zapominając o przytomności szanownego staruszka, który się cofnął jak piorunem rażony zakrywając oczy... Anna w koszuli skoczyła i wyrwała papier z rąk Augusta... Król się zmięszał, spojrzał na radzcę, ten stał w pokornéj postawie człowieka który nie wié co począć z sobą...
Cosel pożerała list oczyma, w największym gniewie rozrywając go w kawałki. Przeczucie nie omyliło jéj: list był od Henrietty Duval, którą król, oszukując Cosel, poznał w Warszawie, i donosił Augustowi o narodzeniu córki, która później być miała sławną ową hrabiną Orzelską... Biédna matka kończyła pytając króla, co każe uczynić z dziecięciem.
— Niech je wrzuci do wody! niech je utopi! — krzyknęła Cosel — tak jakbym ja ją utopiła gdybym mogła!
Król śmiał się, Anna zaczęła płakać. Bose z nowemi pokłony, widząc że nie w porę przyszedł cofał się ku drzwiom.
— Cosel, na Boga! uspokój się! — rzekł król — przystępując do łóżka...
— Jakto? ty, któremu ja poświęciłam wszystko, którego jestem żoną, tak, żoną, która ciebie jednego kocham... śmiesz mnie zwodzić, zdradzać...
Nie piérwszy to był wybuch zazdrości Anny, która odgrażała się za każdém króla bałamuctwem i nie dawała spokoju Augustowi, aż u nóg jéj o przebaczenie prosił i poprawę przyobiecał.
Przebłagać ją tym razem było trudno, August całował ją po rękach napróżno...
— Cóż chcesz żebym uczynił? — zawołał.
— Jeśli słowem jedném odpowiesz téj niegodziwéj, jeśli dasz znak życia i zajęcia nią — krzyknęła Cosel z wzrastającą popędliwością — biorę pocztę, jadę do Warszawy, zabiję matkę i córkę, przysięgam. Król przyrzec musiał i dać słowo rycerskie iż się nie odezwie, że zapomni, i własnemu losowi zostawi swych kaprysów ofiary...
Tak naostatek skończyła się ta scena, o któréj Bose nikomu nie wspomniał... bo nikt nad niego nie lękał się więcéj narazić niepotrzebnie wszechmocnéj pani... Jego polityka zależała na tém by chodzić cicho i takiemi drogami, na którychby go nikt dośledzić i dostrzedz nie mógł. Ludzi wielu miało go za prostodusznego staruszka... mówił mało, i udawał że nic nie wié.
O przygodzie tego poranku niktby pewnie nic nie wiedział, lecz wieczorem król bardzo zmęczony zebrał w małéj jadalni zwykłe kółko zaufanych, aby się z nimi rozerwać... Zapijano pamięć Szweda. Po drugim czy trzecim puharze, bo tam kielichów nie używano... król się śmiać zaczął, patrząc na Fürstemberga.
— Wielka szkoda — rzekł — żeś ty w miejscu starego Bosego z papiérami z Polski nie przyszedł... byłbyś się może z Cosel pogodził, zobaczywszy ją w tym stroju, w jakim się przedstawiła staremu...
— Cóż to było? — zapytał książę — wszak hrabina z łóżka nie wstaje...?
— To téż w koszuli z niego się porwała, aby mi z powodu listu téj biednéj Henryety zrobić najokropniejszą scenę... Zazdrośną jest jak żadna, i nie dziwiłbym się wcale, gdyby kiedy w przystępie téj pasyi, dotrzymała mi dawno danego słowa i strzeliła... Pistolet jéj nigdy nie spuszcza.
Fürstemberg się obejrzał ostrożnie, aby się przekonać znać czy niéma zdrajcy między niemi: byli tylko swoi, o których wiedział dobrze iż Cosel nienawidzą.
— Najjaśniejszy Panie — odezwał się z uśmiechem dwuznacznym — hrabina Cosel... będąc tak zazdrosną o serce W. Kr. Mości, co nikogo nie zadziwi, powinnaby przynajmniéj sama powodu do podejrzeń i zazdrości nie dawać...
Król podniósł powoli głowę, zmarszczył brwi, wydął usta i spytał zimno:
— Mój Fürstembergu, kto coś podobnego mówi, powinienby dobrze rozważyć swe słowa i rozrachować następstwa... Na tém coś powiedział zatrzymać się nie można: powinieneś się wytłumaczyć.
Książe spojrzał po towarzyszach...
— Ponieważ słowo mi się to wyrwało, naturalnie usprawiedliwić go muszę. Przecież nie ja jeden, ale my tu wszyscy patrzaliśmy na postępowanie hrabiny w czasie niebytności N. Pana...
Proszę spytać jak się hrabina bawiła tutaj... boć pałac był pełen zawsze... gości pełno, wielbicieli mnóstwo, a starszy hrabia Lecherenne... w nadzwyczajnych łaskach, prawie z pałacu nie wychodził. Niekiedy widywano go z bratem lub bez brata, wymykającego się około północy... Codzień na obiedzie, codzień na wieczerzy...
Ci dwaj Lecherenne, hrabiowie, z których starszy był bardzo pięknym, postaci pańskiéj, wielce wykształconym i pełnym dowcipu mężczyzną, a młodszy mało mu ustępujący, kawaler maltański i do stanu duchownego przeznaczony, od kilkunastu miesięcy przybyli szczęścia szukać na dwór drezdeński... Widząc zkąd płyną łaski, przywiązali się szczególniéj do hrabiny Cosel, i za jéj protekcyą, król ich szambelanami mianował. Spodziewali się znać dalszych łask i pozostali w stolicy saskiéj. Dwór widział już w nich niebezpiecznych współzawodników, gdyż król chętnie się cudzoziemcami otaczał... Dlatego Fürstemberg rzucił to podejrzenie, aby zarazem i Cosel zaszkodzić i pozbyć się starszego Lecherenne, którego zdolności mogły podnieść wysoko...
Król August wysłuchał Fürstemberga z pozorną obojętnością, lecz i on i wszyscy przytomni co znali jak umiał w sobie tłumić wrażenia i z każdego drgnięcia nauczyli się je odgadywać, postrzegli że strzała uwięzła...
— Co mi ty prawisz, Fürstemberg — odparł August — zazdrość mówi przez ciebie! Cosel cię nie lubi! Chciałżeś aby zamknięta wśród czterech ścian nudziła się? potrzebowała rozrywki, Lecherenne jest dosyć zabawny...
— N. Panie! — odparł namiestnik z udaną prostotą — wszakże to com powiedział wymknęło mi się prawie mimowolnie. Nie myślałem wcale donosić o tém N. Panu; mając łaskę W. K. Mości, fawory hrabiny mniéj cenię. Lecz przykroby mi było jako przywiązanemu słudze, miłość tak stałą, tak gorącą, tak wielką, widziéć opłaconą niewdzięcznością...
Sposępniał August... Puhary stały nalane... rozmowa się przerwała, król wstał...
Po wrażeniu jakie to uczyniło na królu, Fürstemberg zmiarkował że sprawę przegra. Ile razy August chciał się pozbyć któréj z ulubienic swych, rad był gdy mu się nastręczała zręczność; nasyłał nawet dworzan, aby miéć pozór do gniewu i rozstania: gniew jego dowodził, iż Cosel nie była mu wcale obojętną...
Tego dnia hrabina wstała po raz piérwszy... Niechcąc przedłużać wieczornéj uczty, August skinieniem pożegnał swych gości i wszedł do gabinetu...
Fürstemberg i dworacy pozostali zafrasowani, książe wszakże dodawał sobie odwagi, udawał że się uśmiecha i choć trwoga ogarnęła go o następstwa... nie chciał się do niéj przyznać.
W chwili gdy się ta rozmowa toczyła u stołu... niewidzialny świadek mimowolnie ją podsłuchał. Zaklika o którego wierności i przywiązaniu do siebie, Anna była najmocniéj przekonaną, używanym był przez nią zwykle do odnoszenia biletów do króla, gdy je do rąk jego własnych doręczać było potrzeba. Znudzona samotnością, właśnie napisawszy do króla, wyprawiła go z listem, gdy zasiadano do puharów. Przerywać zabawy królowi nie wolno było. Służbie jednak raz na zawsze wydano rozkazy aby Zaklikę wpuszczano. Niewidziany wszedł właśnie i stał za ogromnym kredensem, wyczekując chwili gdy się do króla będzie mógł zbliżyć, w czasie kiedy Fürstemberg opowiadał o Lecherennie...
Niebezpieczeństwo grożące, jak mu się zdawało, Annie, dało mu odwagę wycofania się... Nie oddając biletu królowi pobiegł Zaklika nazad do pałacu i zapukał do sypialni...
Cosel znała go dobrze, był to jedyny sługa któremu ufała, płacąc mu niekiedy uśmiechem... Gdy wszedł, z bladéj twarzy jego wyczytała że coś złego stać się musiało.
— Mów! — zawołała podbiegając — król! nie stało się co królowi?
— Nic — odparł Zaklika — możem winien że tu powracam; lecz oto czego byłem świadkiem, com słyszał i co donieść, zdaje mi się, powinienem był pani...
To mówiąc pospiesznie drżącym głosem powtórzył oskarżenie Fürstemberga. Cosel wysłuchała go zarumieniona, zmieszana, obrażona; odebrała w milczeniu list z jego rąk, skinęła głową... i dała mu znak aby odszedł... Serce jéj biło gwałtownie... Sama niewiedząc dlaczego wysunęła się z sypialni... Za gabinetem który go od sali przedzielał, usiadła w pustce ogromnéj, którą tego wieczora, jak zawsze oświecono, choć nikt nie miał być przyjętym. Ściany sali okrywały portrety i obrazy z życia Augusta II: jeden z nich przedstawiał obchód królewskiéj koronacyi.
Łzawemi oczyma machinalnie się wpatrzyła weń Cosel... gdy kroki słyszeć się dały, po których poznała Augusta... Szedł szybko szukając jéj wszędzie, blady był, zmieszany, gniewny...
Cosel powstała i jakby niewidząc go zbliżyła się do obrazu...
— A! — odezwał się August, w którego głosie przebijał się gniew źle hamowany — cóżto, raczysz pani wpatrywać się w mój wizerunek? to chyba omyłka? Nie mogę przypuścić abym na ten honor zasługiwał jeszcze...
— N. Panie — odparła Cosel dosyć spokojnie — byłoby śmiesznością abyś W. K. Mość znając co go wyższym czyni nad innych ludzi, przypuszczał że ktoś inny moje oczy po nim zwrócić na siebie może!... Najpłochsza z kobiét nie popełniłaby nic podobnego. Jak możesz W. Kr. Mość miéć podobne podejrzenia...
— Tak — przerwał król głosem drżącym — dotąd pochlebiałem sobie... sądziłem... myślałem... ale pozory mylą, a dziwactwa kobiét są najczęściéj niezrozumiałe...
Mowa króla, tłumiony gniéw, uradowały Annę: czuła zazdrość w nim, która dowodzi przywiązanie, udała jednak obrażoną.
— Nie rozumiem was N. Panie — odezwała się — co znaczą te tajemnicze wyrazy? Nie sądzę bym do nich powód dać mogła? Racz mówić jaśniéj, niech przynajmniej wiém z czego się mam usprawiedliwiać i uniewinniać...
— Usprawiedliwiać, uniewinniać — przerwał król gwałtownie — tak że Cosel się ulękła — ale są sprawy, z których się uniewinnić niepodobna! Myślałaś pani ukryć je przedemną... tymczasem, mam dowody...
— Dowody! przeciwko mnie! — Cosel załamała ręce... — Auguście! — zawołała — to sen, to marzenie, to męczarnia! Mów, ja cię nie
Uwagi (0)