Gargantua i Pantagruel - François Rabelais (gdzie mozna czytac ksiazki online txt) 📖
Gargantua i Pantagruel, tytułowi bohaterowie powieści Francois Rabelais'go, to olbrzymy znane francuskiej publiczności z podań ludowych.
Podobno Rabelais kupił na straganie anonimowe dzieło opisujące losy Gargantui, a lektura utworu zainspirowała go napisania własnej wersji dziejów olbrzyma oraz jego syna, Pantagruela. Powieść przedstawia życie bohaterów od samego początku — włącznie z historią ich poczęcia i narodzin; ukazuje zarówno ich codzienność, jak i przygody: udział w walkach i podróżach. Dzieło zachowuje ludowy, trochę sowizdrzalski charakter — przygody są wzbogacane trywialnym humorem obfitującym w dowcipy o tematyce fekalnej i płciowej. W Gargantui i Pantagruelu łączy się wulgarność i erudycja autora — niektóre z żartów mają charakter lingwistyczny i wymagają znajomości francuskiego i łaciny. Niewątpliwie wiele słuszności ma tłumacz, wskazując, że w całej pełni smakować w pismach Rabelais'go mogą bodaj tylko mężczyźni; bowiem wśród beztroskich fantazji i facecji dochodzi mimo wszystko do głosu kulturowe dziedzictwo mizoginii, szczególnie w stosunku do kobiecej fizyczności i fizjologii.
Gargantua i Pantagruel to najsłynniejsze dzieło autorstwa Francois Rabelais'go. Poszczególne tomy były wydawane od lat 40. XVI wieku, ostatni z nich doczekał się publikacji już po śmierci pisarza w latach 60.
- Autor: François Rabelais
- Epoka: Renesans
- Rodzaj: Epika
Czytasz książkę online - «Gargantua i Pantagruel - François Rabelais (gdzie mozna czytac ksiazki online txt) 📖». Wszystkie książki tego autora 👉 François Rabelais
Giermki kroczą do woli naprzód i wstecz, daleko i blisko; jeno iż nigdy nie zmieniają koloru swego pierwotnego stanowiska. Konni idą i biją w kształcie zygzakowatym, przeskakując jedno pole, chociażby nawet było zajęte przez swoich lub nieprzyjaciół; zasię z drugiego przesuwają się o jedno na lewo albo na prawo, zmieniając kolor; który to skok jest bardzo niebezpieczny dla strony przeciwnej i wymaga wielkiej baczności: bowiem nigdy nie biją otwarcie. Strażnicy wieżowi idą i biją w linii prostej, tak na prawo jak i na lewo, tak naprzód jak i wstecz, jak królowie; i mogą posuwać się tak daleko, jak chcą, o ile linia jest wolna: czego nie mogą króle.
Wspólne prawo dla obu stron, jako ostateczny cel walki, jest oblegać i zamknąć króla przeciwnej partii w ten sposób, iżby nie mógł się umknąć w żadną stronę. Skoro tak się go zamknie, iż nie może uciekać ani znaleźć u swoich pomocy, ustaje walka i król osaczony przegrywa. Aby go tedy ustrzec od tej niedoli, nie ma ani jednego, ani też ani jednej w całej jego armii, którzy by nie dali zań własnego życia. I wybijają się nawzajem jedni drugich, na każdym miejscu, w takt dźwięków muzyki. Kiedy który weźmie jeńca z przeciwnego obozu, wówczas, składając ukłon, uderza go z lekka w prawą rękę, usuwa z kwadratu i zajmuje jego miejsce. Jeśli który z królów jest wystawiony na zabicie, nie wolno jest przeciwnej stronie brać go: jeno pilnie jest nakazane temu, który go odsłonił albo trzymał pod grozą bicia, złożyć głęboki ukłon i ostrzec go mówiąc: „Niech Bóg chroni Wasz Majestat”, iżby oficyjerowie jego spieszyli mu na pomoc i okryli go albo też aby zmienił miejsce, gdyby nieszczęściem nie mogli mu zdążyć z pomocą. I nawet gdy przyszła nań ostateczna zaguba, przeciwna strona nie bierze go do niewoli, jeno pozdrawia go z lewym kolanem na ziemi, mówiąc: „Dzień dobry. Na tym kończy się turniej”.
Skoro tak się ustawi na swoich posterunkach dwa hufce, wraz1186 muzykanci intonują pobudkę rycerską, cale1187 groźną, jakoby do szturmu. Na to widzimy, jak oba hufce przebiega dreszcz i jak krzepią się w sobie, aby dzielnie walczyć, gdy nadejdzie godzina starcia i gdy przyjdzie im wyruszyć z obozu. Nagle ustali muzykanci hufca srebrnego i brzmiały jeno instrumenty gromady złotej; z czego poznaliśmy, iż hufiec złoty zaczyna atak. Co też niebawem się stało; bowiem przy nowej pobudce ujrzeliśmy, jak nimfa ustawiona przed królową uczyniła całkowity obrót na lewo ku swemu królowi, jakoby prosząc go o zezwolenie rozpoczęcia walki, a zarazem pozdrawiając całą kompanię. Następnie przeszła dwa kwadraty z wielką skromnością i złożyła dworny ukłon stronie przeciwnej, którą zaczęła atakować. Zaczem ustali muzykanci złoci i zaczęli srebrni. Tutaj godzi się nadmienić, iż gdy nimfa pozdrowiła w krąg króla i swoją armię, ci, aby nie pozostawać bezczynnie, również oddali ukłon, zwracając się na lewo: z wyjątkiem królowej, która obróciła się ku swemu królowi na prawo. Tych ukłonów przestrzegali wszyscy tańczący przez cały przeciąg balu, i oddawania ukłonów także, tak w jednym, jak w drugim obozie.
Na dźwięk muzykantów srebrnych wystąpiła nimfa srebrna, która była ustawiona przed swoją królową i pozdrowiwszy wdzięcznie króla i całe wojsko i otrzymawszy od nich wzajemne pozdrowienie, jak to opisano u złotych (z tą różnicą, że tu wszyscy obracali się na prawo, a królowa na lewo), ustawiła się na drugim z kolei kwadracie. Wówczas, składając ukłon przeciwnej partii, stanęła oko w oko naprzeciw nimfy złotej, bez żadnego przedziału między nimi, jakoby do walki, gdyby nie to, iż wolno im jest bić jedynie na boki. Za nimi podążyły towarzyszki, tak złote jak srebrne, w przegradzanym porządku, i wszczęły jak gdyby pierwsze harce. Aż wreszcie nimfa złota, która pierwsza była wyszła w pole, uderzywszy dłonią nimfę srebrną po lewej, wywiodła ją z walki i zajęła jej miejsce; ale niebawem, przy nowej pobudce muzykantów, sama poległa z ręki srebrnego łucznika. Nimfa złota wygnała go stamtąd, jeździec złoty wyruszył w pole; królowa złota ustawiła się przed swoim królem.
Zaczem król srebrny zmienił miejsce, obawiając się furii złotej królowej i pociągnął na stanowisko strażnika wieżowego na prawo, które to miejsce zdało się bardzo warowne i dobrze obronione. Wówczas dwaj konni, trzymający się dotąd na lewo, tak złoty jak srebrny, ruszyli i uczynili obfity pogrom między nimfami przeciwnych obozów, które nie mogły wstecz się cofnąć1188; tak samo i złoty giermek obrócił całą swą zwinność na branie nimf w niewolę. Ale giermek srebrny zamyśla rzecz bardziej doniosłą, ukrywając swoje przedsięwzięcie i mimo że mógł pojmać nimfę złotą, zostawia ją i przepuszcza mimo; jakoż to zdziałał, iż podszedł blisko nieprzyjaciół, w miejsce, z którego pokłonił się złotemu królowi i rzekł: „Niech Bóg chroni W. K. Mość!”. Hufiec złoty, otrzymawszy ostrzeżenie, aby bronić swego króla, zadrżał cały: nie iżby trudno im było spieszyć na pomoc królowi, ale iż ratując króla, tracili swego prawego strażnika wieżowego, nie mogąc na to nic zaradzić. Zaczem król złoty usunął się na lewo, zaś giermek srebrny pojmał strażnika złotego: co było dla obozu tamtych z wielką stratą. Wszelako gromada złota knuje zemstę i otacza go ze wszystkich stron, tak aby nie mógł uciec z powrotem, ani też wymknąć się z ich rąk: ów czyni tysiąc wysiłków, aby umknąć, jego druhy tysiąc chytrości, aby mu przyjść z pomocą. Ale wreszcie złota królowa bierze go żywcem w niewolę.
Hufiec złoty pozbawiony jednego ze swych filarów, wytęża siły, szuka na prawo i lewo sposobu aby się zemścić, i, przepominając1189 ostrożności, zadaje wielkie straty armii nieprzyjacielskiej. Hufiec srebrny czai się, czekając godziny odwetu i podsuwa jednę ze swoich nimf królowej złotej, zastawiwszy jej tajemną pułapkę, tak iż za wzięciem owej nimfy, niewiele brakowało, by giermek srebrny wręcz nie pochwycił złotej królowej. Jeździec złoty knuje wzięcie króla i królowej srebrnej i powiada: „Dzień dobry”. Giermek srebrny ocala ich; bierze go z kolei nimfa złota, tę znowuż bierze nimfa srebrna. Bitwa wre zacięta. Strażnicy wychodzą ze swych wież na pomoc. Wszystko ogarnia groźny zamęt: los wojny ciągle jest nierozstrzygnięty. Od czasu do czasu, srebrni hurmem wdzierają się aż pod namiot złotego króla i znowuż są odparci. Między innymi, złota królowa dokazuje wielkich czynów i jednym zamachem bierze giermka, następnie, rzucając się w bok, bierze strażnika srebrnego. Widząc to, królowa srebrna wysuwa się naprzód i piorunuje nieprzyjaciół podobną śmiałością: bierze ostatniego strażnika srebrnego, jak również kilka nimf.
Dwie królowe walczyły długo, częścią starając się zaskoczyć wzajem, częścią uchodząc przed sobą i chroniąc swoich królów. Wreszcie królowa złota wzięła srebrną, ale zaraz potem sama padła z ręki srebrnego giermka. Wówczas królowi złotemu zostały jeno trzy nimfy, jeden giermek i jeden strażnik wieżowy. Srebrnemu zostały trzy nimfy i jeździec prawy: co było przyczyną, iż nadal walczyli już wolniej i ostrożniej.
Obaj królowie zdawali się znękani tym, iż stracili swoje tak ukochane panie królowe. Całe ich staranie i wysiłek kieruje się ku temu, aby, w razie możności, zyskać sobie inne spomiędzy swoich nimf, obiecując wynieść je do godności małżeństwa i przyrzekając to wszystko i miłość wieczną tej, która zdoła dotrzeć aż do ostatniego krańca obozu nieprzyjacielskiego króla. Złote wyprzedzają je i z ich rzędu zmartwychwstaje nowa królowa, której wkładają na głowę koronę i narzucają na ramiona szaty koronacyjne.
Srebrne idą jej śladem: już brakowało tylko jednego rzędu, aby i z nich uczyniono nową królowę; ale w tym miejscu czyhał na nią strażnik złoty: dlatego wstrzymała się ostrożnie.
Nowa królowa złota, wstąpiwszy na tron, pragnie okazać się silną, mężną i wojowniczą. Dokazuje wielkich czynów w obozie nieprzyjaciół. Ale oto nagle jeździec srebrny pojmał strażnika złotego, który strzegł krańców obozu: w ten sposób uczyniono nową królowę srebrną, która również, w pierwszych chwilach swego królowania, pragnie okazać rycerskiego ducha. Wszczął się bój jeszcze zawziętszy niż wprzódy. Tysiąc podstępów, tysiąc napaści, tysiąc obrotów uczyniono, tak z jednej jak i z drugiej strony, aż wreszcie królowa srebrna weszła znienacka do namiotu złotego króla, powiadając: „Niech Bóg chroni W. K. Mość!!”. I mogła mu udzielić pomocy jeno jego nowa królowa. Ta nie wahała się nadstawić głowy, aby ratować małżonka. Wówczas jeździec srebrny, skacząc na wszystkie strony, podsunął się do swej królowej i wprawił złotego króla w taki popłoch, iż, dla swego ocalenia, zmuszony był poświęcić królowę. Ale król złoty pojmał srebrnego jeźdźca. Mimo to giermek złoty, z dwiema nimfami, które jeszcze zostały, z całej mocy bronili swego króla, ale wreszcie polegli i zostali wyparci poza szranki i król złoty pozostał sam. Wówczas cały hufiec srebrny rzekł mu z głębokim pokłonem: „Dzień dobry”, jakoby obwołując zwycięstwo srebrnego króla. Na te słowa, obie kapele muzykantów zaczęły wraz otrębywać zwycięstwo. I na tym zakończył się ten pierwszy bal: w wielkim weselu, w pląsach tak uciesznych, postawie tak grzecznej i wdziękach tak rzadkich, iż w sercach naszych poczuliśmy radość jakoby ekstatyczną; i nie bez słuszności zdało się nam, iż przeniesiono nas jakoby w najcelniejsze rozkosze i najwyższe szczęśliwości olimpijskiego nieba.
Po ukończeniu pierwszego turnieju, wróciły oba hufce na pierwotne stanowiska i tak jak walczyły poprzednio, tak samo podjęły walkę po raz drugi; z tą jeno różnicą, iż kapela przygrywała o pół taktu szybciej niż za pierwszym razem; przebieg takoż był cale1190 różny od poprzedniego. Oto ujrzałem, jak królowa złota, jakoby niezadowolona z postępów swego wojska i zagrzana pobudką kapeli, wysunęła się w pierwszym rzędzie w towarzystwie giermka i jeźdźca i niewiele brakło, a byłaby pojmała króla srebrnego w jego własnym namiocie, pośród własnych oficyjerów. Następnie, widząc, iż odkryto jej zamiary, wmięszała się między wojsko i tak pogromiła nimfy srebrne i innych oficyjerów, że litość było patrzeć. Rzekłbyś, iż była to druga Pentezylea Amazonka, piorunem spadająca w obóz Greków. Ale niedługo trwał ten pogrom, bowiem srebrni, zadrżawszy patrząc na zagubę swych ludzi, ukrywając wszelako swą żałość, zastawili na nią w zasadzce, w odległym kącie, łucznika i błędnego jeźdźca, przez których została ujęta i usunięta z pola bitwy. Reszta szybko poszła w rozsypkę. Na drugi raz będzie ostrożniejsza: będzie się trzymać blisko swego króla, tak daleko się nie zapędzać, a kiedy będzie trzeba puścić się w wir walki, pójdzie silniej ubezpieczona. Tedy srebrni zostali obwołani powtórnie jako zwycięzcy.
Na trzeci i ostatni taniec ustawili się w dwóch hufcach jak poprzednio, przy czym zdawało mi się, iż mieli oblicza bardziej wesołe i ochocze niż wprzódy. Kapela również była przyspieszona w takcie, więcej niż o hemiolę, w tonacji frygijskiej i wojennej, wymyślonej niegdyś przez Marsjasza. Zaczem rozpoczęli turniej i zwarli się we wspaniałej walce, z taką lekkością, iż na jeden takt muzyki czynili cztery poruszenia, wraz z ukłonami przynależnymi do każdego ciągu, jako wspomnieliśmy poprzednio: tak iż było widać jeno same skoki, zwroty i susy petaurystyczne, zaplatające się jedne z drugimi. I widząc, jak obracali się na jednej nodze, oddając ukłony, przyrównywaliśmy te obroty do ruchu bąka kręcącego się dla zabawy dzieci i popędzanego uderzeniami bicza, aż obrót jego staje się tak szybki, iż ruch zda się spoczynkiem i widzi się, iż spoczywa, a nie zaś porusza się. I jeśli naznaczyć na nim punkt jakiegoś koloru, zdaje się wówczas oczom naszym nie punktem, ale linią ciągłą, jak to bystro zauważył Kuzanus, rozprawiając o bardzo górnej materii.
Wówczas słyszeliśmy jeno samo klaskanie rękami i znaki co chwila ponawiane, tak ze strony jednego hufca jak i drugiego. I sam Katon niegdyś tak surowy albo Krassus stary, tak nieskłonny do śmiechu, albo Tymon Ateńczyk, taki mizantrop, albo Heraklit, tyle mierżący się ową właściwością ludzką zwaną śmiechem, byłby wyszedł ze swej natury, widząc, jak przy dźwięku tej szybkiej muzyki, w stutysięcznych odmianach, owi młodzieńcy z królowymi i nimfami tak zwinnie poruszają się, kroczą, skaczą, obracają się, wirują, kręcą; i to z taką szybkością, iż nigdy jeden nie stanął drugiemu zawadą. Im mniejsza była liczba tych, którzy pozostali na placu, tym większa była rozkosz patrzeć na chytrości i obroty, jakich używali, aby podejść jedni drugich, wedle tego jak kapela im dawała znaki. Więcej wam powiem: jeżeli to widowisko więcej niż ludzkie przykuwało nasze zmysły, zdumiewało umysł i wprowadzało w jakieś zachwycenie, jeszcze więcej, czuliśmy w sercach naszych poruszenia i przestrachu pod wpływem dźwięków owej kapeli: i byłbym skłonny wierzyć, iż za pomocą takich melodii Ismeniasz pobudził niegdyś Aleksandra Wielkiego, siedzącego przy stole i ucztującego spokojnie, aby powstał nagle i pochwycił za broń. W trzecim turnieju zwycięstwo zostało przy królu złotym.
Podczas tych tańców Pani niepostrzeżona znikła i jużeśmy jej więcej nie widzieli. Wszelako odprowadzili nas pazikowie Gebera, zapisawszy wprzódy w księgę, w charakterze przez nią nam nadanym. Następnie, udawszy się do portu Mateotechnicznego, wróciliśmy na statki, słysząc, iż mamy wiatr pomyślny, z którego jeśli natychmiast nie skorzystamy, będziemy musieli czekać do przyszłej ponowy księżyca.
Po dwudniowej żegludze ukazała się nam wyspa Chodów, na której ujrzeliśmy rzecz godną uwagi. Drogi są tam istotami żyjącymi, jeśli prawdą jest twierdzenie Arystotelesa, który podaje jako niezbitą cechę zwierzęcia, iż zdolne jest poruszać się samo przez siebie. Bowiem drogi wędrują tam jakoby zwierzęta. I są tam drogi błędne na kształt planet, drogi przechodnie, drogi krzyżowe, drogi poprzeczne. I widziałem iż podróżni, słudzy i mieszkańcy tego kraju pytali: „Dokąd idzie ta droga? A ta?”. Odpowiadano
Uwagi (0)