Darmowe ebooki » Powieść » Gargantua i Pantagruel - François Rabelais (gdzie mozna czytac ksiazki online txt) 📖

Czytasz książkę online - «Gargantua i Pantagruel - François Rabelais (gdzie mozna czytac ksiazki online txt) 📖».   Wszystkie książki tego autora 👉 François Rabelais



1 ... 97 98 99 100 101 102 103 104 105 ... 132
Idź do strony:
za to, iż ktoś z naszego orszaku chciał sprzedać jakiemuś sierżantowi kapelusze rogate z owej Wyspy Kosterskiej. Spaśne Koty są to bestie bardzo groźne i niebezpieczne: zjadają małe dzieci i pasą się na płytach marmuru. Pomyślcie sobie, pijaki, czy nie musiały się im spłaszczyć nosy od kataru. Mają sierć nie wychodzącą ze skóry, ale ukrytą na wewnątrz. Wszystkie bez wyjątku noszą, jako symbol i godło, otwartą sakwę; ale nie wszyscy na ten sam sposób: bowiem jedni mają ją umocowaną na szyi jak szarfę, drudzy na zadku, inni na brzuchu, inni na boku, a wszystko wedle osobliwych tajemnic i racyj. Mają także pazury, tak mocne, długie i wyostrzone, iż nic się im nie wymknie, z chwilą gdy raz dostało się w ich łapy. Jako nakrycia głowy używają jedni czapeczek o czterech rogach albo rozporkach; inni czapek wywijanych, inni kształtem moździerzy, i innych. Gdyśmy wchodzili do ich jaskini, rzekł nam stary dziaduś1134, żebrak, któremu daliśmy półzłotek:

— Dobrzy ludzie, niechaj wam Bóg pozwoli, abyście rychło zdrowi i cali stąd wyszli! Przypatrzcie się dobrze minom tych dzielnych filarów łupieżczej sprawiedliwości. I bądźcie pewni, że, jeżeli będziecie jeszcze żyli przez sześć olimpiad i wiek dwóch psów, ujrzycie te Koty Spaśne panami całej Europy i bezpiecznymi właścicielami wszelakiego dobra i wszelakich posiadłości w całym świecie; jeżeli, przez karę boską, w rękach ich następców nie zmarnieje wnet mienie i dochody przez nich nieprawo nabyte; usłyszcie to ode mnie, uczciwego żebraka. W nich żywie jakoby jakaś szósta essencja1135, za pomocą której zagarniają wszystko, pożerają wszystko i plugawią wszystko. Palą, ćwiertują, ścinają głowy, dręczą, więżą, rujnują i podkopują wszystko, bez różnicy między złem a dobrem. Bowiem u nich występek nazywa się cnotą; złość przezwana jest dobrocią; zdrada ma imię wierności; złodziejstwo jest hojnością; łupiestwo jest ich godłem i, praktykowane przez nich, uznane jest za dobre przez wszystkich ludzi, z wyjątkiem heretyków; bowiem wszystko czynią mocą najwyższej i nieopartej powagi. Jako znak mej przepowiedni, uważajcie, że tam żłoby umocowane są ponad drabinką: przypomnicie sobie o tym kiedyś. I jeśli kiedykolwiek spadnie na świat zaraza, głód albo wojna, trzęsienie ziemi, kataklizmy, pożary lub inne nieszczęścia, nie przypisujcie ich ani nie odnoście do złośliwej koniunktury planet, do nadużyć kurii rzymskiej, do tyranii królów i książąt świeckich, do szalbierstwa bigotów, heretyków, fałszywych proroków; do niegodziwości lichwiarzy, fałszerzy monet, obrzynaczy dukatów; ani do nieuctwa, bezwstydu, lekkomyślności lekarzy, chirurgów, aptekarzy; ani do przewrotności kobiet cudzołożnych, trucicielek, dzieciobójczyń: jeno przypisujcie to straszliwej, niewypowiedzianej, niesłychanej, niedoścignionej niegodziwości, panoszącej się i działającej nieustannie w pracowniach tych Kotów Spaśnych. Która to niegodziwość nie jest wiadoma światu, podobnie jak kabała żydowinów, i dlatego nie jest potępiona, dosięgnięta i ukarana, jakby się godziło. Ale, jeśli kiedy będzie wydobyta na wierzch i objawiona oczom ludu, nie ma i nie było tak wymownego mówcy, który by sztuką swoją powstrzymał jego pomstę, ani prawa tak srogiego i drakońskiego, które by powściągnęło ją obawą kary; ani urzędnika tak potężnego, który by siłą przeszkodził, aby tych wszystkich Kotów nie spalono okrutnie żywcem w ich norze. Ich własne dzieci, Spaśne Kociaki, i inni krewni nabraliby do nich wstrętu i odrazy. Dlatego, podobnie jak Hanibalowi ojciec jego Amilkar, pod uroczystym i pobożnym zaklęciem nakazał tępić Rzymian, póki tchu mu stanie, tak samo ja mam nakazane od nieboszczyka mego ojca, aby tutaj trwać, czekając, aż piorun z nieba nie uderzy w to domostwo, i w popiół ich nie obróci, jako innych Tytanów, bezbożników i wrogów Niebios, skoro ludzie tak się zatwardzili w sercach, iż całego zła, które od nich wycierpieli, cierpią i jeszcze cierpieć będą, nie czują, nie pamiętają, nie przewidują albo też, czując je, nie śmieją i nie chcą albo nie mogą ich wytępić.

— To ładne rzeczy — rzekł Panurg — oho, nie, nie; ja tam, dalibóg, nie idę; wracajmy. Wracajmy, powiadam, w imię Boże:

Ten dziad szlachetny bardziej mnie zaskoczył, 
Niż gdybym w zimie piorun z nieba zoczył. 
 

Gdyśmy chcieli wrócić, znaleźliśmy drzwi zamknięte. Powiedziano nam, iż tam z łatwością się wchodzi, jak do Awerno; wszelako z wychodzeniem są trudności, i że nie wydostaniemy się stamtąd w żaden sposób, bez paszportu i pozwolenia zwierzchności. Najgorsze było, kiedy przebyliśmy kraty. Bowiem zaprowadzono nas, celem uzyskania paszportu i zezwolenia, przed potwora najbardziej wstrętnego, jaki kiedykolwiek był opisany. Nazywano go Pazdurem. Nie umiałbym go trafniej przyrównać niż do Chimery albo do Sfinksa, lub Cerbera, albo do wizerunku Ozyrysa, tak jak go przedstawiają Egipcjanie, z trzema głowami zespolonymi razem: a mianowicie ryczącego lwa, węszącego psa i ziejącego wilka, owinięte postacią smoka, gryzącego się we własny ogon i obwiedzione jarzącymi promieniami. Ręce miał pełne krwi, pazury jak u harpii, pysk kształtu dzioba kruczego, zęby starego odyńca, oczy błyszczące jakoby paszcza piekieł. Zaś cały okryty był moździerzami, w których tkwiły tłuczki, tak iż wystawały jeno pazury. Za siedzenie, jemu i wszystkim jego pomocnikom, służyła długa drabina, całkiem nowa, ponad którą na hakach zawieszone były piękne i obszerne żłoby, jak to był przepowiedział ów żebrak. Nad miejscem głównego siedziska umieszczony był wizerunek starej baby trzymającej w prawej ręce pochwę od sierpu, w lewej wagę i mającej okulary na nosie. Szale wagi były uczynione z dwóch torb aksamitnych: jedna pełna lichej monety i zwisająca w dół, druga pusta i długa, wznosząca się w górę, ponad języczek wagi. Widzi mi się, że to był obraz sprawiedliwości Pazdurowej, bardzo odbiegającej od instytucji starożytnych Tebańczyków, którzy, po śmierci swoich Dikastów i sędziów, wznosili ich posągi w złocie, srebrze, marmurze, wedle zasługi każdego, a wszystkie bez rąk. Skoro nas zaprowadzono przed jego oblicze, wówczas jacyś dziwaczni ludzie, wszyscy ubrani w worki i sakwy pełne strzępów wszelakiego pisma, kazali nam usiąść na zydelku. Panurg rzekł:

— Hej, łapserdaki, mili przyjaciele, ręczę wam, iż czuję się aż nadto dobrze stojący: zresztą ten zydelek jest za niski dla człowieka, który ma nowe pludry a kusy kaftan.

— Siadać! — odrzekli. — I żebyśmy ci drugi raz nie musieli powtarzać. A teraz baczność: bowiem, jeżeli nie będziecie odpowiadali jak należy, ziemia roztworzy się, aby was pochłonąć żywcem.

Rozdział dwunasty. Jako Wielki Pazdur zadał nam zagadkę1136

Skorośmy usiedli, Pazdur, uzasadowiony w pośrodku swoich Spaśnych Kotów, rzekł nam gniewnym i ochrypłym głosem: „Hm, Hm, hm”. („Pić, pić, pić”, mruknął Panurg między zębami).

Dzieweczka młoda, poczęła przykładnie  
Dziecię murzyńskie bez pomocy męża, 
Potem bez bólu zrodziła je snadnie, 
Mimo iż wyszło na świat kształtem węża, 
W zbytnim pośpiechu i bardzo nagannie,  
Wygryzłszy dziurę w boku owej pannie.  
Odtąd się włóczy szlaki wszelakiemi, 
Lecąc powietrzem i wędrując drogą, 
Tak iż filozof zadziwił się srogo, 
Który je trzymał za szczery płód ziemi. 
 

— Owo tedy1137 — rzekł Pazdur — odpowiedz mi na tę zagadkę i rozwiąż mi zaraz, owo tedy, co to jest takiego?

— Owo przez Boga — odparłem — gdybym miał sfinksa w moim domu, owo przez Boga, jako go miał Werres, jeden z poprzedników Waszej Dostojności, owo przez Boga, mógłbym rozwiązać tę zagadkę, owo przez Boga. To pewna, iż mnie nie było przy tym i że jestem, owo przez Boga, niewinny tego wydarzenia.

— Owo tedy — rzekł Pazdur — na Styks, skoro nie chcesz więcej mówić, owo tedy, pokażę ci, owo tedy, iż lepiej by ci było popaść w łapy Lucypera, owo tedy, i wszystkich diabłów, owo tedy, niżeli w nasze szpony, owo tedy. Widzisz je dobrze? Owo tedy, gamoniu, powołujesz się na swoją niewinność, owo tedy, jak gdyby cię to mogło uwolnić od naszych pazurów? Owo tedy, nasze prawa są jakoby sieci pająków: owo tedy, zwykłe muszki i małe motylki się w nie łapią; zasię, owo tedy, duże bąki, hultaje, zrywają je, owo tedy, i wydostają się, nie pytając, owo tedy. Podobnie i my nie polujemy na wielkich złoczyńców i tyranów, owo tedy; zanadto są ciężcy do strawienia, owo tedy; tylko by nam kłopotu narobili, owo tedy. Wy natomiast, miłe niewiniątka, owo tedy, ładnie tu bekniecie z waszą niewinnością: sam stary diabeł, owo tedy, zaśpiewa nad wami mszę, owo tedy.

Brat Jan, zniecierpliwiony stękaniem Pazdura, rzekł doń:

— Hola, mości diable w spódnicy, jakże chcesz, aby odpowiedział na to, o czym nic nie wie? Czy nie wystarczy ci prawda?

— Owo tedy — rzekł Pazdur — jeszcze za mego panowania nie zdarzyło się, owo tedy, aby ktoś odzywał się tu, nie będąc wprzód zapytany, owo tedy. Któż to rozpętał tego wściekłego opętańca?

— Łżesz jak pies — rzekł brat Jan — nie poruszając wargami.

— Owo tedy, kiedy na ciebie przyjdzie kolej odpowiadać, owo tedy, zaśpiewasz ty cienko, owo tedy.

— Łżesz — odparł brat Jan — w milczeniu.

— Czy ty myślisz, że jesteś tu w gaju Akademosa, owo tedy, razem z owymi próżniaczymi łowcami i poszukiwaczami prawdy? Owo tedy, my tu mamy inne rzeczy do roboty, owo tedy: tutaj się zeznaje, mówię, owo tedy, kategorycznie, to czego się nie wie. Owo tedy, wyznaje się, że się uczyniło, owo tedy, to czego nie uczyniło się nigdy. Owo tedy, przysięga się, iż się wie to, o czym się nigdy nie słyszało. Owo tedy, zuchwalców obłaskawia się tu jak baranki. Owo tedy, skubie się tu gąski bez krzyków i pisków, owo tedy. Odzywasz mi się bez upoważnienia, owo tedy? Widzę to dobrze, owo tedy; wnet cię tu febra ściśnie, owo tedy, wnet ci tu diabli wyprawią wesele, owo tedy!

— Ha! Diabli — krzyknął brat Jan — arcydiabli, protodiabli, pantodiabli, tedy chcesz tu żenić mnichów? Ho, ho, ho, czekaj, bratku, czekaj, dostałem cię, ty heretyku.

Rozdział trzynasty. Jako Panurg wykłada zagadkę Pazdurową

Wielki Pazdur, udając że nie słyszy tego odezwania, zwrócił się do Panurga, mówiąc:

— Owo tedy, owo tedy, owo tedy, a ty, pijaczyno, nic mi nie odpowiesz?

Tedy rzekł Panurg:

— Owo do stu diabłów ten, widzę jasno, żeśmy popadli w siedlisko zarazy morowej, owo do stu diabłów ten, skoro niewinność nie jest tutaj bezpieczna i diabeł tu odprawia mszę, owo do stu diabłów ten. Proszę was, pozwólcie, bym ją zaraz za wszystkich zapłacił, owo do stu diabłów ten, i dajcie nam odejść w pokoju. Już nie mogę dłużej, owo do stu diabłów ten.

— Odejść? — rzekł Pazdur — Owo tedy, jeszcze nie zdarzyło się od trzystu lat, owo tedy, aby ktoś wymknął się stąd nie uroniwszy sierści, owo tedy, a najczęściej i skóry, owo tedy. Bowiem, co? owo tedy, to by znaczyło przyznać, iż zostałeś tu przed nas niesłusznie wezwany, owo tedy, i przez nas niesprawiedliwie potraktowany, owo tedy. Nieszczęsna twoja godzina, owo tedy, ale jeszcze nieszczęśniejsza wybije ci, owo tedy, jeśli nie odpowiesz na daną zagadkę. Owo tedy, co to ma znaczyć, gadaj, owo tedy?

— To jest, owo do stu diabłów ten — odparł Panurg — czarny robak zbożny, urodzony z białego bobu, owo do stu diabłów ten, przez dziurę, jaką w nim wygryzł, owo do stu diabłów ten: który czasem lata, czasem wędruje po ziemi, owo do stu diabłów ten: wskutek czego mniemał o nim Pytagoras, znamienity miłośnik mądrości, to znaczy po grecku filozof, owo do stu diabłów ten, iż otrzymał skądinąd, za pomocą metempsychozy, duszę ludzką, owo do stu diabłów ten. Gdybyście wy byli ludźmi, owo do stu diabłów ten, wówczas, wedle mego zdania, po waszej skapiałej śmierci, dusze wasze weszłyby w ciała czerwiów, owo do stu diabłów ten: bowiem w tym życiu toczycie i zjadacie wszystko; w drugim będziecie toczyć i zjadać

jak żmije, niech was ściśnie febra, 
Rodzonej matki własne żebra; 
 

owo do stu diabłów ten.

— Do kroćset — rzekł brat Jan — z całego serca bym pragnął, aby dziura mego zadka stała się bobem i aby dookoła była objedzona przez te czerwie.

Panurg, rzekłszy te słowa, rzucił na środek sali dużą sakwę skórzaną, pełną słonecznych dukatów. Na dźwięk sakiewki, wszystkie Koty Spaśne zaczęły przebierać pazurami, jak gdyby drapiąc struny skrzypiec. I wszystkie poczęły krzyczeć wielkim głosem:

— Ho, ho, ho, pierniczki, pierniczki, proces był bardzo dobry, bardzo smakowity i korzenny. To jacyś dobrzy ludzie.

— Złoto, złoto — rzekł Panurg — same nowiuteńkie dukaty.

— Świetny trybunał — rzekł Pazdur — przyjmuje do wiadomości, owo tedy, przyjmuje. Idźcie, dzieci, owo tedy, idźcie w pokoju: owo tedy, nie takieśmy straszne diabły, jak nas malują, owo tedy.

Skoro nas wypuszczono z Kaźni, odprowadziły nas do samego portu jakoweś sępy górskie. I zanim wstąpiliśmy na okręty, upomnieli nas, iż nie godzi się nam puścić w drogę, dopóki nie złożymy wprzódy przyzwoitych podarunków tak pani Pazdurowej, jak i wszystkim Spaśnym Kocicom; w przeciwnym razie mieli polecenie odprowadzić nasz z powrotem do Kaźni.

— G...no — odparł brat Jan — czekajcież: tutaj na stronie wypróżnimy nasze przyrodzone sakwy i zostawimy co się należy.

— Ale — rzekli posłańcy — nie zapominajcie wyrzucić na wino i nam biednym nieborakom.

1 ... 97 98 99 100 101 102 103 104 105 ... 132
Idź do strony:

Darmowe książki «Gargantua i Pantagruel - François Rabelais (gdzie mozna czytac ksiazki online txt) 📖» - biblioteka internetowa online dla Ciebie

Uwagi (0)

Nie ma jeszcze komentarzy. Możesz być pierwszy!
Dodaj komentarz