Darmowe ebooki » Powieść epistolarna » Prowincjałki - Blaise Pascal (książki online biblioteka .txt) 📖

Czytasz książkę online - «Prowincjałki - Blaise Pascal (książki online biblioteka .txt) 📖».   Wszystkie książki tego autora 👉 Blaise Pascal



1 ... 12 13 14 15 16 17 18 19 20 ... 46
Idź do strony:
się go rychło nie zabije. W tym wypadku bowiem, tak jak byłoby wolno owemu księdzu zabić kogoś, kto by chciał wydrzeć mu życie, tak też wolno mu zabić tego, kto mu chce wydrzeć honor, lub honor zakonu, tak samo jak świeckiej osobie”.

— Nie wiedziałem tego — rzekłem — sądziłem, nie zastanowiwszy się, iż rzecz ma się przeciwnie; ile że, jak słyszałem kościół tak dalece brzydzi się krwią, iż nie dozwala obecności sędziów duchownych przy sądach kryminalnych.

— Nie zważaj na to — rzekł — nasz Ojciec l’Amy udowadnia bardzo dobrze tę naukę, mimo iż — gest pokory bardzo piękny u tak wielkiego człowieka! — poddaje ją sądowi roztropnych czytelników; a Karamuel, nasz znamienity obrońca, który przytacza ją w swojej teologii fundamentalnej, str. 543, uważa ją za tak pewną, iż twierdzi wręcz że „przeciwne mniemanie nie jest prawdopodobne”; i wyciąga z tego cudowne konkluzje, na przykład tę którą nazywa „konkluzją konkluzyj”, CONCLUSIONUM CONCLUSIO: „Iż ksiądz nie tylko może zabić w pewnych okolicznościach potwarcę, ale że istnieją takie, w których powinien to uczynić: Etiam aliquando debet occidere”. Roztrząsa kilka zagadnień z tego zakresu, na przykład to: Czy jezuici mogą zabijać jansenistów?

— W istocie, Ojcze, to mi punkt teologiczny bardzo zdumiewający! uważam jansenistów już za pogrzebanych, wedle nauki O. l’Amy.

— Złapałeś się — rzekł Ojciec — wyciąga z tych samych zasad przeciwny wniosek.

— Jakże to, mój Ojcze?

— Ponieważ — rzekł — nie szkodzą naszej reputacji. Oto jego słowa, n. 1146 i 1147, str. 547 i 548: „Janseniści nazywają jezuitów Pelagianami: czy wolno ich za to zabić? Nie; ile że janseniści nie przesłonili blasku Towarzystwa ani tyle co sowa blasku słońca; przeciwnie, pomnożyli go, mimo że wbrew intencji: Occidi non possunt, quia nocere non potuerunt”.

— Jak to, Ojcze, życie jansenistów zależy tedy jedynie od uznania czy oni szkodzą waszej reputacji? Boję się trochę o nich, jeśli tak jest w istocie. Jeżeli bowiem stanie się bodaj trochę prawdopodobne, że wam przynoszą szkodę, będzie ich można zabijać bez trudności. Uczynicie z tego argument po formie; i, przy odpowiednim skierowaniu intencji, nie trzeba więcej aby, z najczystszym sumieniem, sprzątnąć człowieka. Błogosławiona nauka dla ludzi nie chcących cierpieć zniewag! ale jakże nieszczęsna dla tych, którzy ich obrażają! W istocie, Ojcze, lepiej by mieć do czynienia z ludźmi, którzy nie mają żadnej religii, niż z owymi, którzy zgłębili ją aż do takich subtelności. Ostatecznie bowiem, intencja tego, który zadaje ranę, nie sprawia ulgi temu, który ją odnosi. Nie widzi tego tajemnego jej odwrócenia, a czuje jedynie kierunek ciosu jaki mu zadano. I nie wiem nawet, czy by nie było mniej dotkliwe paść z ręki człowieka miotanego gniewem, niż być sumiennie zasztyletowanym przez ludzi tak nabożnych154.

— Doprawdy, Ojcze, wszystko to zdumiewa mnie po trosze, i te problemy O. l’Amy i Karamuela nie podobają mi się zgoła.

— Czemu? — spytał — czy jesteś jansenistą?

— Mam inną przyczynę — rzekłem — mianowicie przesyłam od czasu do czasu przyjacielowi na wsi to, czego się dowiaduję z maksym waszych Ojców; otóż, mimo że przytaczam jeno po prostu i wiernie cytuję ich słowa, boję się, że mógłby się znaleźć jakiś dziwak, który, wyobrażając sobie, że to wam przynosi szkodę, wyciągnąłby z waszych zasad jakąś dotkliwą dla mnie konkluzję.

— Bądź spokojny — rzekł Ojciec — nic ci nie grozi, ręczę. Zrozum, że to, co nasi Ojcowie sami wydrukowali, i to z aprobatą przełożonych, nie może być ani złe, ani niebezpieczne do ogłoszenia.

Piszę tedy to wszystko na słowo dobrego Ojca; ale wciąż braknie mi papieru, aby spisać wszystkie ustępy; jest ich bowiem tyle i tak wymownych, iż trzeba by tomów, aby wszystko powiedzieć. Kreślę się, etc.

Ósmy list

(Niegodziwe maksymy jezuitów tyczące sędziów, lichwiarzy, bankrutów, kontraktu Mohatra, restytucyj, oraz rozmaite brednie tychże kazuistów).

Paryż, 28 maja 1656

Nie wyobrażałeś sobie, aby ktokolwiek był ciekawy wiedzieć, kto my jesteśmy; istnieją wszelako ludzie którzy silą się to zgadnąć: ale źle trafiają155. Jedni biorą mnie za doktora Sorbony, drudzy przypisują moje Listy kilku różnym osobom, które, tak jak ja, nie należą do stanu duchownego. Wszystkie te fałszywe domysły przekonują mnie, że nieźle mi się powiódł zamiar: nie chciałem aby mnie ktokolwiek znal prócz ciebie oraz dobrego Ojca, który cierpi moje odwiedziny, a ja znów cierpię jego wywody, mimo iż z wielkim trudem; ale trzeba mi powściągać się, przerwałby bowiem swoje wynurzenia, gdyby spostrzegł, że mnie tak rażą; a wówczas nie mógłbym się wywiązać z obietnicy jaką ci dałem, iż zapoznam cię z zasadami ich moralności. Wierzaj mi, powinieneś mi poczytać za niejaką zasługę gwałt jaki sobie zadaję. Ciężko jest słuchać, jak ktoś obala całą moralność chrześcijańską za pomocą tak dzikich nauk, i nie móc mu otwarcie stawić czoła. Ale, ścierpiawszy tyle dla twego zadowolenia, sądzę, iż na końcu wybuchnę dla własnej potrzeby, wówczas gdy już nie będzie miał mi nic do powiedzenia. Będę się trzymał wszelako ile zdołam: im bardziej bowiem milczę, tym więcej on mi powiada. Dowiedziałem się tyle ostatnim razem, iż trudno mi będzie wszystko powtórzyć. Ujrzysz, iż z sakiewką obszedł się równie lekko jak poprzednio z życiem156. Mimo bowiem iż osłania swoje maksymy, te, które ci przytoczę, służą jedynie na to, aby ośmielić przedajnych sędziów, lichwiarzy, bankrutów, opryszków, ladacznice i znachorów. Wszyscy oni zwolnieni są dość hojnie od zwrotu tego co zarabiają każdy w swoim rzemiośle. To właśnie wyłożył mi dobry Ojciec.

— Z początkiem naszej rozmowy — rzekł — podjąłem się wyłożyć ci przepisy naszych autorów dla ludzi wszelkiego stanu. Poznałeś już zasady tyczące beneficjatów, księży, zakonników, służby i szlachty; przebiegnijmyż teraz inne, zaczynając od sędziów.

Podam ci najpierw jedną z najważniejszych i najkorzystniejszych zasad wyrażonych przez naszych Ojców na rzecz tych ostatnich. Jest ona dziełem naszego uczonego Castro Palas, jednego z 24 starców. Oto jego słowa: „Czy sędzia może, w kwestii prawnej, sądzić wedle mniemania prawdopodobnego, uchylając mniemanie prawdopodobniejsze? Owszem; i nawet wbrew własnemu przekonaniu: Imo contra propriam opinionem”. To przytacza również Eskobar, tract. 6, ex. 6, n. 45.

— Ładny początek, mój Ojcze! Sędziowie są wam bardzo obowiązani, i uważam za dziw, iż, jak to zauważyliśmy niekiedy, sprzeciwiają się waszym prawdopodobieństwom, skoro im są tak przychylne: w ten sposób bowiem dajecie im tę samę władzę nad majątkiem ludzi, jaką sobie daliście nad sumieniami.

— Widzisz — rzekł — że nie powoduje nami własny interes; mieliśmy na względzie jedynie spokój ich sumienia: nad tym-to nasz wielki Molina pracował tak subtelnie w sprawie podarków, jakie otrzymują. Aby bowiem usunąć skrupuły przyjmowania ich w pewnych okolicznościach, wyszczególnił starannie wszystkie wypadki, kiedy je mogą przyjąć z czystym sumieniem, o ile nie istnieje jakieś osobliwe prawo, które by im tego broniło. Pomieścił je w tomie I, tr. 2, d. 88, n. 6. Oto one: „Sędzia może przyjmować podarki od stron, o ile strony mu je dają albo przez przyjaźń, albo przez wdzięczność za wymierzenie sprawiedliwości, albo aby ich skłonić do wymierzenia jej na przyszłość, albo zobowiązać ich do szczególnego zajęcia się ich sprawą, lub do rychłego jej załatwienia”. Nasz uczony Eskobar powiada o tym jeszcze w tr. 6, ex. 6, n. 43, w tych słowach: „Jeżeli istnieje kilka osób, które mają jednakie prawo do względów czy sędzia, który przyjmie coś od jednej z nich, pod warunkiem, EX PACTO, że załatwi ją pierwej, zgrzeszy? Nie, zaiste, wedle Laimana: nie czyni bowiem żadnej krzywdy innym wedle prawa naturalnego, skoro przyznaje jednemu, przez wzgląd na jego podarek, to, co mógłby przyznać temu który by mu się spodobał: a nawet, będąc jednako zobowiązany wobec wszystkich równością ich praw, staje się bardziej zobowiązany wobec tego który dał mu podarek zachęcający go do udzielenia pierwszeństwa; a pierwszeństwo to może być oszacowane wedle kwoty: Qua obligatio videtur pretio aestimabilis”.

— Mój czcigodny Ojcze — rzekłem — niespodzianką jest dla mnie to pozwolenie, o którym pierwsi dygnitarze królestwa jeszcze nie wiedzą. Albowiem p. prezydent wydał w Trybunale rozkaz zabraniający pisarzom brać pieniądze za takie pierwszeństwo; co świadczy iż bardzo daleki jest od myśli, aby to było dozwolone sędziom; i wszyscy przyklasnęli reformie tak pożytecznej dla stron.

Dobry Ojciec, zaskoczony tymi słowami, odparł:

— Prawdę powiadasz? Nic o tym nie wiedziałem. Nasze mniemanie jest tylko prawdopodobne; przeciwne jest również prawdopodobne.

— W istocie, Ojcze — rzekłem — uważają iż p. prezydent więcej niż prawdopodobnie dobrze uczynił, i że zatrzymał tym bieg publicznego zepsucia cierpianego nazbyt długo.

— Zgadzam się najzupełniej — odparł Ojciec — ale pomińmy to i zostawmy sędziów.

— Słusznie — rzekłem — bo też oni nie dosyć oceniają to co dla nich robicie.

— Nie to — rzekł Ojciec — ale tyle jest do powiedzenia o każdym rzemiośle, iż trzeba być zwięzłym.

Mówmy obecnie o negocjantach. Wiesz, że największa trudność z nimi jest w tym aby ich powstrzymać od lichwy; i tym Ojcowie nasi zajęli się ze szczególnym staraniem; nienawidzą bowiem tego występku tak silnie, iż Eskobar powiada w tr. 5, ex. 5, n. 1: „Iż rzec, że lichwa nie jest grzechem, byłoby herezją”. A nasz O. Bauny, w Sumie grzechów, rozdz. XIV, wypełnia kilka rozdziałów karami należnymi lichwiarzom. Ogłasza ich za „bezecnych za życia, i niegodnych grobu po śmierci”.

— Doprawdy, Ojcze, nie myślałem, aby był tak surowy!

— Jest nim kiedy trzeba — odparł — ale też ten uczony kazuista, zauważywszy, iż do lichwy popycha jedynie chęć zysku, powiada na tym samym miejscu: „Niemało tedy wygodziłoby się ludziom, gdyby, zabezpieczając ich od złych następstw lichwy i wraz od grzechu będącego ich źródłem, dało się im, za pomocą jakiegoś dobrego i rzetelnego użytku, sposób czerpania tyleż i więcej zysku ze swoich pieniędzy, ile się czerpie z lichwy”.

— Bez wątpienia, Ojcze, wówczas lichwa zanikłaby zupełnie.

— I dlatego — rzekł — stworzył on „powszechną metodę dla osób wszelkiego stanu: szlachty, prezydentów trybunału, rajców”, etc., i tak łatwą, iż polega jeno na użyciu pewnych słów, które trzeba wymówić pożyczając pieniądze, i w następstwie których można z tych pieniędzy czerpać zysk, bez obawy, aby był lichwiarski, jakim byłby niewątpliwie, gdyby go czerpać inaczej.

— I jakież są te tajemnicze słowa, Ojcze?

— Oto one — rzekł — w dosłownym brzmieniu; wiesz bowiem że ułożył swoją Sumę grzechów po francusku, „aby go wszyscy rozumieli”, jak powiada w przedmowie. „Osoba, którą proszą o pieniądze, odpowie jak następuje: Nie mam pieniędzy na pożyczanie; mam je natomiast, gdy chodzi o uczciwy i dozwolony zysk. Jeżeli pan pragniesz otrzymać tę sumę, aby ją spożytkować w swoim przedsiębiorstwie, do równego zysku i straty, może bym się namyślił. Ponieważ zaś kłopotliwym jest ugadzać się o zysk, gdybyś pan chciał mi zabezpieczyć jego wysokość, i również to, że mój kapitał nie będzie narażony na ryzyko, doszlibyśmy łatwiej do porozumienia, i natychmiast wyliczyłbym ci pieniądze”. Czyż to nie jest bardzo wygodny sposób zarobienia pieniędzy bez grzechu? I czy O. Bauny nie ma racji, iż powiada te słowa, którymi zamyka wykład tej metody? „Oto, moim zdaniem, środek, za pomocą którego wiele osób, ściągających na się słuszny gniew Boga swoją lichwą, wyzyskiem i niedozwolonymi umowami, może ocalić duszę, osiągając piękne, uczciwe i dozwolone zyski”.

— O mój Ojcze — rzekłem — coż za potężne słowa! Ręczę ci, że, gdybym nie wiedział że pochodzą z dobrego źródła, wziąłbym je za jakieś czarnoksięskie wyrazy mające moc rozpraszania uroków. Bez wątpienia mają jakąś tajemną i niezrozumiałą dla mnie własność wypędzenia lichwy; zawsze bowiem mniemałem, iż ten grzech polega na odbieraniu większej sumy niż się pożyczyło.

— Źle to rozumiesz — odparł — lichwa polega, wedle naszych Ojców, prawie wyłącznie na intencji brania tego zysku jako lichwiarskiego. I dlatego-to nasz O. Eskobar uczy jak uniknąć lichwy przez proste odwrócenie intencji: tr. 3, ex. 5, n. 4, 33, 44. „Byłoby lichwą” (mówi) „brać zysk od tych, którym się pożycza, gdyby się go wymagało jako należącego się słusznie; ale, jeżeli się go wymaga jako należnego przez wdzięczność, to nie jest lichwa. Nie wolno jest mieć intencji czerpania zysku bezpośrednio z pożyczonych pieniędzy; ale rościć sobie do tego pretensje za pośrednictwem dobrej woli, MEDIA BENEVOLENTIA, nie jest lichwą”.

Przyznaj, że to subtelne metody; ale jedną z najlepszych moim zdaniem, mamy ich bowiem dosyć do wyboru, jest kontrakt Mohatra157.

— Kontrakt Mohatra, Ojcze?...

— Widzę już — rzekł — że nie wiesz, co to takiego. Jedynie nazwa jest dziwna: Eskobar wytłumaczy ci ją w tr. 3, ex. 3, n. 36: „Kontrakt Mohatra jest to taki kontrakt, za pomocą którego kupuje się towary drogo i na kredyt, aby je odprzedać natychmiast tej samej osobie za gotówkę i tanio”. Oto co zowie się kontraktem Mohatra; z czego pojmujesz, iż otrzymuje się w gotówce pewną sumę, zostając dłużnym więcej.

— Ale, mój Ojcze, zdaje mi

1 ... 12 13 14 15 16 17 18 19 20 ... 46
Idź do strony:

Darmowe książki «Prowincjałki - Blaise Pascal (książki online biblioteka .txt) 📖» - biblioteka internetowa online dla Ciebie

Uwagi (0)

Nie ma jeszcze komentarzy. Możesz być pierwszy!
Dodaj komentarz