Darmowe ebooki » Powieść epistolarna » Listy Peruwianki - Françoise de Graffigny (codzienne czytanie książek TXT) 📖

Czytasz książkę online - «Listy Peruwianki - Françoise de Graffigny (codzienne czytanie książek TXT) 📖».   Wszystkie książki tego autora 👉 Françoise de Graffigny



1 ... 6 7 8 9 10 11 12 13 14 ... 17
Idź do strony:
ma już w naszej relacji słodyczy ani przyjemności.

Pomimo tylu przeciwności i zgryzot ze strony brata i siostry nie jestem obojętna na wydarzenia zmieniające ich losy.

Matka Déterville’a umarła. Ta wyrodna matka nie zadała kłamu swej naturze, przekazała cały majątek najstarszemu synowi. Nadzieja w tym, że prawnicy zapobiegną skutkom tej niesprawiedliwości. Déterville, nie bacząc na siebie, podejmuje gorliwe starania, by wybawić Celinę z opresji. Wydaje się, że jego nieszczęście wzmacnia uczucie do siostry, nie tylko odwiedza ją codziennie, ale pisze do niej rano i wieczór. Jego listy pełne są tak tkliwych skarg na mnie, tak żywych obaw o moje zdrowie, że chociaż Celina udaje przy lekturze, iż chce mi zdawać relację o postępie ich spraw, łatwo dostrzegam jej prawdziwą motywację.

Nie wątpię, że Déterville pisze te listy po to, by zostały mi odczytane, jednak jestem przekonana, że powstrzymałby się, gdyby wiedział, jakie zarzuty ta lektura wywołuje ze strony Celiny. Zostawiają one ślad w mym sercu. Trawi mnie smutek.

Do tej pory, pośród burz, cieszyłam się słabą satysfakcją życia w zgodzie z samą sobą, żadna skaza nie kalała niewinności mej duszy, żadne wyrzuty jej nie mąciły. Teraz nie mogę myśleć o sobie bez rodzaju pogardy dla samej siebie za to, że unieszczęśliwiam dwie osoby, którym zawdzięczam życie, że wyrządzam im całą krzywdę, jaka jest w mojej mocy, a przecież nie mogę i nie chcę być nikczemna. Moja miłość do Ciebie bierze górę nad wyrzutami, Azo, ależ Cię kocham!

List XXV

Jakże ostrożność jest niekiedy szkodliwa, kochany Azo! Długo opierałam się usilnym prośbom Déterville’a o udzielenie mu chwili rozmowy. Niestety! Uciekałam przed swym szczęściem. Wreszcie, nie tyle z uprzejmości, ile dla uniknięcia kłótni z Celiną, dałam się zaprowadzić do rozmównicy. Na widok okropnej zmiany, jaka przeobraziła Déterville’a nie do poznania, stanęłam jak wryta. Wyrzucałam już sobie swe postępowanie, oczekiwałam z drżeniem na zarzuty, które miałby prawo mi czynić. Czyż mogłam zgadnąć, że napełni moje serce radością?

— Proszę mi wybaczyć, Zilio, że panią do tego przymuszam, nie skłaniałbym do spotkania ze mną, gdybym nie przynosił pani tyle radości, ile cierpienia mi to sprawia. Czy za wiele wymagam tą chwilą widzenia się z panią w nagrodę za moje poświęcenie?

I nie dając mi czasu na odpowiedź:

— Oto — rzekł — list krewnego, o którym mówiłem: dowiadując się o losie Azy, lepiej niż moje przysięgi potwierdzi, jaki jest bezmiar mej miłości — i zaraz przeczytał mi ten list.

Ach! Kochany Azo, jak miałam słuchać tego, nie umierając z miłości? List donosi, że jesteś przy życiu, że jesteś wolny, bezpieczny na dworze hiszpańskim. Co za niespodziane szczęście!

Ten cudowny list został napisany przez człowieka, który Cię zna, który Cię widzi i mówi do Ciebie, być może Twoje spojrzenia padły na chwilę na ten cenny papier? Nie mogłam oderwać od niego oczu, z trudem powstrzymałam okrzyki radości gotowe mi się wymknąć, łzy miłości zalewały mi twarz.

Gdybym uległa porywom serca, sto razy przerwałabym Déterville’owi, by wyrazić wszystko, co podpowiadała wdzięczność, ale nie zapominałam, że moje szczęście zwiększyłoby jego ból, ukryłam przed nim moje uniesienie, ujrzał tylko łzy.

— No cóż, Zilio — rzekł po przeczytaniu listu — dotrzymałem słowa, dowiedziała się pani o losie Azy. Jeśli to za mało, co należy jeszcze zrobić? Proszę śmiało rozkazywać, nie ma niczego, czego nie miałaby pani prawa wymagać od mojej miłości, byleby przyczyniło się to do pani szczęścia.

Chociaż powinnam była spodziewać się tego nadmiaru dobroci, zaskoczyła mnie ona i wzruszyła.

Przez kilka chwil zakłopotana nie wiedziałam, jak odpowiedzieć, obawiałam się, że spotęguję ból tak szlachetnego człowieka. Szukałam wyrażeń, które mogłyby oddać prawdę mego serca, nie raniąc jego wrażliwości; nie znalazłam ich, a trzeba było mówić.

— Moje szczęście zawsze będzie zmącone — rzekłam — skoro nie mogę pogodzić zobowiązania miłości z powinnościami przyjaźni. Chciałabym odzyskać serdeczne relacje z panem i Celiną, chciałabym przy was zostać, podziwiać wasze cnoty, wynagradzać was każdego dnia za dobrodziejstwa. Czuję, że oddalając się od dwojga tak drogich osób, pozostanę nieutulona w żalu.

— Ależ... Jak to! Zilio — wykrzyknął — pani chce nas opuścić! Ach! Nie byłem przygotowany na tak straszną decyzję, brak mi odwagi, by ją poprzeć. Miałem dość hartu, by zobaczyć panią w ramionach mego rywala. Wysiłek rozumu, delikatność miłości uzbroiły mnie przeciwko temu śmiertelnemu ciosowi, sam bym go przygotował, ale nie mogę rozłączyć się z panią, nie zdołam zrzec się pani widoku. Nie, nie odjedzie pani — mówił dalej w uniesieniu — proszę na to nie liczyć, nadużywa pani mojej czułości, rozdziera pani bez litości serce zatracone w miłości. Zilio, okrutna Zilio, spójrz proszę na moją rozpacz, jest ona pani dziełem! Biada! Takaż to nagroda za najczystszą miłość!

— To ja pana — odparłam wystraszona jego decyzją — to ja powinnam pana oskarżać. Zmroził pan moją duszę, zmuszając ją do niewdzięczności, zmartwił serce daremną czułością. W imię przyjaźni nie rzucaj pan cienia na bezprzykładną wielkoduszność, rozpacz zaprawi mi goryczą życie, nie czyniąc w zamian pana szczęśliwym. Niech pan nie potępia u mnie tego samego uczucia, którego sam nie może przemóc, proszę nie zmuszać mnie do uskarżania się, proszę mi pozwolić miłować pana imię, zanieść je na kraj świata, by kazać je czcić ludom wielbiącym cnotę.

Nie wiem, jak wymówiłam te słowa, ale Déterville, ze spojrzeniem utkwionym we mnie, wydawał się mnie nie widzieć, zamknięty w sobie, pozostawał długo w głębokim zamyśleniu. Nie ośmielałam się mu przerywać. Zachowaliśmy oboje milczenie, wreszcie rzekł z niejakim spokojem:

— Tak, Zilio, przyznaję, rozumiem całą niesprawiedliwość mego postępowania, ale czy można zrzec się z zimną krwią widoku tylu powabów! Pragnie pani tego, zostanie więc wysłuchana. Nieba! Co za poświęcenie! Moje smutne dni upłyną, skończą się bez pani widoku! Gdyby chociaż śmierć... Nie mówmy już o tym — dodał, przerywając sam sobie — moja słabość zdradziłaby mnie, proszę dać mi dwa dni na upewnienie się, wrócę, byśmy mogli oboje podjąć decyzje co do pani podróży. Żegnaj, Zilio. Bodaj fortunny Aza mógł docenić całe swoje szczęście!

Powiedziawszy to, wyszedł.

Wyznam Ci, kochany Azo, że chociaż Déterville jest mi drogi, choć byłam przejęta jego bólem, zbyt niecierpliwie chciałam w spokoju rozkoszować się mym szczęściem, by nie ucieszyć się, gdy się oddalił.

Jakże słodko jest oddać się radości po tylu troskach! Spędziłam resztę dnia na snuciu najczulszych zachwytów. Nie pisałam do Ciebie, list byłby zbyt ciasny dla mego serca, przypominałby o Twojej nieobecności. Widziałam Cię, mówiłam do Ciebie, kochany Azo! Czegóż by mi brakowało do szczęścia, gdybyś dołączył do listu, który otrzymałam kilka zadatków Twej miłości! Dlaczego tego nie zrobiłeś? Mówiono Ci o mnie, poznałeś mój los, ale list nic nie mówi o Twej miłości. Ale czy mam w nią wątpić? Moje serce ręczy za moją. Kochasz mnie, Twoja radość równa jest mojej, płoniesz tym samym ogniem, ta sama niecierpliwość Cię zżera, niech obawa oddali się od mej duszy, niech panuje w niej radość bez skazy. A jednak przyjąłeś religię tego okrutnego ludu. Jaka ona jest? Czy wymaga od Ciebie, byś wyrzekł się swej miłości, tak jak religia Francji żądałaby, bym wyparła się Twojej? Nie, odrzuciłbyś ją.

W każdym razie, moje serce podlega Twoim prawom. Zależna od Twej wiedzy, przyjmę ślepo wszystko, co pozwoli nas złączyć na zawsze. Czego mam się obawiać? Wkrótce połączona z moim dobrem, moją istotą, moim wszystkim, myśleć będę już tylko Tobą, będę żyła jedynie po to, by Cię miłować.

List XXVI

To tutaj, kochany Azo, zobaczę Cię znowu; moje szczęście rośnie z każdą chwilą. Wychodzę ze spotkania, które wyznaczył mi Déterville. Pomimo przyjemności, jaką sobie obiecywałam po przezwyciężeniu trudów podróży, by Cię wyprzedzić, bez żalu z tego rezygnuję na rzecz szczęścia ujrzenia Cię wcześniej.

Déterville wykazał mi przekonująco, że możesz tu być w czasie krótszym, niż zajęłoby mi dotarcie do Hiszpanii, i chociaż wspaniałomyślnie zostawił mi prawo wyboru, nie zawahałam się, by na Ciebie poczekać. Czas jest zbyt cenny, żeby go marnować bez potrzeby.

Być może przed podjęciem decyzji przyjrzałabym się baczniej tej korzystnej sytuacji, gdybym nie uzyskała wyjaśnień na temat mojej podróży, które zdecydowały skrycie o moim postanowieniu, ale tę tajemnicę mogę wyjawić tylko Tobie.

Przypomniałam sobie, że podczas długiej podróży do Paryża, Déterville dawał srebrne, a czasem złote monety w każdym miejscu, gdzie się zatrzymywaliśmy. Chciałam wiedzieć, czy robił to z wdzięczności, czy zwykłej szczodrości. Dowiedziałam się, że we Francji podróżni muszą płacić nie tylko za jedzenie, ale też odpoczynek62. Niestety! Nie mam najmniejszej części tego, co byłoby konieczne, by zaspokoić ten chciwy lud, musiałabym coś otrzymać od Déterville’a. Ale czy mogłabym zdecydować się na dobrowolne zaciągnięcie tego rodzaju wstydliwego zobowiązania, które okryłoby mnie hańbą! Nie mogę tego uczynić, kochany Azo, już sam ten powód nakłoniłby mnie do pozostania tutaj. Przyjemność ujrzenia Cię wcześniej tylko utwierdziła mnie w tej decyzji.

Déterville napisał w mojej obecności do ministra Hiszpanii, prosząc go usilnie o pozwolenie na Twój wyjazd, z wielkodusznością, która napawa mnie wdzięcznością i podziwem.

Jakie miłe chwile spędziłam, podczas gdy Déterville pisał! Jaka radość, gdy zaprzątnięta byłam przygotowaniami Twej podróży, zapowiedzią mojego szczęścia, i to bez żadnej wątpliwości!

O ile najpierw dużo kosztowała mnie rezygnacja z tego, by Cię ubiec, o tyle, wyznam, kochany Azo, widzę teraz tysiączne powody do radości, których przedtem nie dostrzegałam.

Okoliczności, które wydawały mi się bezwartościowe dla przyspieszenia lub opóźnienia mojego odjazdu, stały się teraz ciekawe i przyjemne. Ślepo kierując się porywem serca, zapomniałam, że musiałabym Cię szukać pośród tych barbarzyńskich Hiszpanów, na myśl o których ogarnia mnie zgroza. Odczuwam bezmierną satysfakcję z faktu, że nigdy ich nie zobaczę. Głos miłości gasił potrzeby przyjaźni, bez wyrzutów cieszy mnie godzenie obu. Déterville zapewnił mnie, że nigdy już nie będziemy mogli zobaczyć miasta Słońca. Wyjąwszy pobyt w naszej ojczyźnie, czyż jest coś bardziej przyjemnego niż przebywanie we Francji? Spodoba Ci się tu, mój kochany Azo. Chociaż brak tu szczerości, znaleźć można tyle rozrywek, że pozwalają zapomnieć o zagrożeniach ze strony społeczeństwa.

Po tym, co Ci powiedziałam o złocie, nie muszę przypominać, byś je przywiózł, innych zalet tu nie potrzebujesz, najmniejsza cząstka Twych skarbów wystarczy, żeby wzbudzić podziw i by skonfundować dumnych, wspaniałych nędzarzy tego królestwa. Twoje cnoty i uczucia będą docenione tylko przeze mnie i Déterville’a. Przyrzekł przekazać Ci moje węzełki i listy oraz zapewnił mnie, iż znajdziesz kogoś do przetłumaczenia tych ostatnich. Przyszli właśnie po przesyłkę. Muszę Cię opuścić, bywaj, droga nadziejo mego życia. Dalej pisać będę, a skoro nie da się przekazać Ci tych listów, zachowam je dla Ciebie.

Jak znosiłabym czas trwania Twej podróży bez jedynego sposobu mówienia samej sobie o radości, uniesieniu, miłości?

Podoba Ci się to, co robimy? Wesprzyj Wolne Lektury drobną wpłatą: wolnelektury.pl/towarzystwo/
List XXVII

Odkąd wiem, że moje listy są w drodze, kochany mój Azo, rozkoszuję się spokojem, którego od dawna nie zaznałam. Myślę bezustannie o radości, z jaką je odbierzesz, widzę Twe uniesienia, dzielę je z Tobą. Moja dusza zbiera zewsząd jedynie przyjemne myśli, a szczęścia dopełnia spokój, który zapanował w naszym małym towarzystwie.

Sędziowie oddali Celinie dobra, których pozbawiła ją matka. Celina spotyka się z ukochanym codziennie, ich ślub opóźniają jedynie konieczne przygotowania. Spełniły się wszystkie jej marzenia, nie szuka zatem ze mną zwady. Bardzo jestem jej wdzięczna za okazywane mi znowu uprzejmości, traktując je jakby wypływały z przyjaźni. Niezależnie od motywacji, zawsze jesteśmy zobowiązani wobec tych, którzy budzą w nas miłe uczucia.

Tego ranka dała mi odczuć cenę tego długu grzecznością, która najpierw mnie okropnie zmieszała, by potem wprowadzić w stan błogiego spokoju.

Przyniesiono jej nadzwyczajną liczbę tkanin i klejnotów. Celina przybiegła do mnie i zasięgnąwszy u mnie zdania na temat urody tylu ozdób, sama odłożyła stos to, co przykuło moją uwagę i już skwapliwie rozkazywała naszym chinom, by zaniosły to do mojego pokoju, kiedy sprzeciwiłam się z całej mocy. Moje nalegania najpierw ją tylko rozbawiły, ale widząc, że jej upór zwiększał moją odmowę, nie mogłam ukryć niechęci.

— Dlaczego — rzekłam jej z oczami pełnymi łez — dlaczego chcesz pani jeszcze bardziej mnie upokorzyć? Zawdzięczam pani życie i wszystko, co mam, to więcej niż trzeba, żeby nie zapominać o mych niedolach. Wiem, że według waszego prawa wstyd jest z nich wymazany, gdy dobrodziejstwa są bezużyteczne dla tych, którzy je otrzymują. Proszę zatem poczekać, aż nie będę już miała żadnej potrzeby do zaspokojenia przez pani hojność. Niechętnie skłaniam się do tak mało naturalnych uczuć — dodałam w sposób bardziej stonowany. — Nasze zwyczaje są bardziej ludzkie, ten, kto otrzymuje, chlubi się tak samo, jak darczyńca; nauczyła mnie pani myśleć inaczej, czyżby chciała mnie pani urazić?

Ta miła przyjaciółka, bardziej wzruszona mymi łzami niż zagniewana wyrzutami, odparła przyjaznym tonem:

— Jesteśmy bardzo dalecy, mój brat i ja, moja droga Zilio, od chęci ranienia pani wrażliwości, nie pasuje do nas

1 ... 6 7 8 9 10 11 12 13 14 ... 17
Idź do strony:

Darmowe książki «Listy Peruwianki - Françoise de Graffigny (codzienne czytanie książek TXT) 📖» - biblioteka internetowa online dla Ciebie

Uwagi (0)

Nie ma jeszcze komentarzy. Możesz być pierwszy!
Dodaj komentarz