Darmowe ebooki » Opowiadanie » Atala - François-René de Chateaubriand (czytaj online za darmo TXT) 📖

Czytasz książkę online - «Atala - François-René de Chateaubriand (czytaj online za darmo TXT) 📖».   Wszystkie książki tego autora 👉 François-René de Chateaubriand



1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 ... 16
Idź do strony:
tak bardzo pragnąłem poufnej rozmowy z tą, którą kochałem już jak słońce, teraz, zmieszany i pełen lęku, miałem uczucie, iż wolałbym, aby mnie rzucono krokodylom przy źródle, niż znaleźć się tak sam na sam z Atalą. Córka puszczy była równie zmieszana jak jej jeniec; trwaliśmy w głębokim milczeniu; geniusze miłości wykradły nam słowa. Wreszcie Atala, czyniąc wysiłek, rzekła:

— Wojowniku, więzy twoje są nader słabe; możesz z łatwością się wymknąć.

Na te słowa odwaga wróciła memu językowi; odparłem:

— Słabe więzy, o kobieto!...

Nie wiedziałem, jak skończyć. Atala wahała się kilka chwil, po czym rzekła:

— Uciekaj.

I odwiązała mnie od pnia. Chwyciłem sznur; włożyłem go z powrotem w ręce tej dziewczyny z obcego plemienia, niewoląc jej piękne palce, aby się zawarły155 na moim łańcuchu.

— Weź go! weź z powrotem! — wykrzyknąłem.

— Jesteś szalony — rzekła Atala wzruszonym głosem. — Nieszczęśliwy! czy nie wiesz, że czeka cię śmierć w płomieniach? Czego się spodziewasz? Czy pamiętasz o tym, że jestem córką groźnego sachema?

— Był czas — odparłem ze łzami — że i mnie również noszono w skórze bobra, u ramion kochającej matki. Ojciec mój miał również piękną chatę i kozy jego piły wody z tysiąca strumieni; ale obecnie błąkam się bez ojczyzny. Kiedy mnie już nie będzie, żaden przyjaciel nie rzuci garści trawy na moje ciało, aby je uchronić od much. Ciało nieszczęśliwego cudzoziemca nie obchodzi nikogo.

Słowa te wzruszyły Atalę. Łzy jej potoczyły się do źródła:

— Ach — podjąłem z żywością — gdyby twoje serce mówiło tak jak moje! Czyliż puszcza nie jest wolna? Czy lasy nie mają gąszczów, gdzie byśmy mogli znaleźć ukrycie? Czyż aby być szczęśliwym, tak wiele potrzeba dzieciom chaty! O dziewico, piękniejsza niż pierwszy sen oblubieńca! O, moja ukochana! odważ się podążyć za mną!

Takie były moje słowa. Atala odpowiedziała tkliwym głosem:

— Miły młodzieńcze, nauczyłeś się mowy białych; łatwo jest uwieść Indiankę.

— Jak to! — wykrzyknąłem — nazywasz mnie miłym młodzieńcem! Ach! jeżeli biedny niewolnik...

— I cóż — rzekła, nachylając się nade mną — biedny niewolnik...

Podjąłem z żarem:

— Niechaj pocałunek upewni go o twym sercu!

Atala wysłuchała mej prośby. Jak młode koźlę zdaje się wisieć u kwiatów różanych lian, które chwyta delikatnym językiem na stromym urwisku, tak ja trwałem zawieszony na ustach ukochanej.

Niestety, drogi synu, cierpienie sąsiaduje blisko z rozkoszą. Któż byłby mógł mniemać, że chwila, w której Atala dała mi pierwszy zakład156 miłości, będzie zarazem chwilą, w której ona sama zniweczy moje nadzieje? O, pobielałe włosy starego Szaktasa! jakież było wasze zdumienie, kiedy córka sachema wymówiła te słowa:

— Piękny jeńcze, ustąpiłam, szalona, twoim pragnieniom; ale dokąd zaprowadzi nas ta namiętność? Religia moja dzieli mnie od ciebie na zawsze... O, matko! cóżeś uczyniła?...

Atala zamilkła nagle i stłumiła jakąś nieszczęsną tajemnicę, która już miała wymknąć się z jej ust. Słowa jej pogrążyły mnie w rozpaczy.

— Dobrze więc! — wykrzyknąłem — będę równie okrutny jak ty; nie ucieknę. Ujrzysz mnie w wieńcu z płomieni; będziesz słyszała skwierczenie mego ciała i będziesz się cieszyć.

Atala ujęła moje ręce obiema dłońmi.

— Biedny młody bałwochwalco — wykrzyknęła — litość doprawdy budzisz we mnie! Chcesz tedy, abym wypłakała całe moje serce? Cóż za los, że nie mogę uciec z tobą! Nieszczęśliwy był żywot matki twojej, o Atalo! Czemuż się nie rzucisz na pastwę krokodylów w tym źródle!

W tejże samej chwili, za zbliżeniem zachodu słońca, krokodyle zaczęły swoje wycia. Atala rzekła:

— Opuśćmy te miejsca.

Pociągnąłem córkę Simaghana do stóp pagórków, które tworzyły istne zatoki zieleni, wysuwając się niby cyple w morze łąk. Puszcza oddychała przepychem i spokojem. Bocian krzyczał w gnieździe, lasy rozbrzmiewały jednotonnym śpiewem przepiórek, gwizdaniem samic papuzich, rykiem bizonów i seminolskich klaczy.

Przechadzka nasza była prawie niema. Szedłem obok Atali; ona trzymała koniec sznura, który przemocą wcisnąłem w jej ręce. To zalewaliśmy się łzami, to znów sililiśmy się na uśmiech. Spojrzenie na przemian wzniesione ku niebu lub przywiązane do ziemi, ucho nastawione na śpiew ptaka, tkliwy uścisk rąk, łono157 na przemian to bijące, to znów oddychające spokojem, imiona Szaktasa i Atali słodko powtarzane od czasu do czasu... Och! pierwsza przechadzko z ukochaną: musi zaiste potężnym być twoje wspomnienie, skoro po tylu latach niedoli poruszasz jeszcze serce starego Szaktasa!

Jacyż niezrozumiali są ludzie ożywieni namiętnością! Dopiero co opuściłem szlachetnego Lopeza, naraziłem się na wszystkie niebezpieczeństwa, aby być wolnym; i oto w jednej chwili spojrzenie kobiety zmieniło moje upodobania, postanowienia, myśli! Zapominając o kraju, o matce, chacie rodzinnej i o okrutnej śmierci, jaka mnie czekała, stałem się obojętnym na wszystko, co nie było Atalą. Niezdolny wznieść się do rozsądku dojrzałego męża, popadłem nagle w rodzaj dziecięctwa158; nie tylko nie umiałbym nic uczynić, aby się umknąć nieszczęściom, które mnie czekały, ale byłbym niemal potrzebował, aby ktoś troszczył się o mój sen i pożywienie.

Na próżno tedy po owej przechadzce wśród prerii Atala, rzucając się do mych kolan, zaklęła mnie na nowo, abym ją opuścił. Przysiągłem, że wrócę sam do obozu, jeżeli nie przywiąże mnie z powrotem do stóp drzewa. Zgodziła się wreszcie uczynić mi zadość, mając nadzieję przekonać mnie na drugi raz.

Nazajutrz po owym dniu, który rozstrzygnął o losie mego życia, pochód zatrzymał się w dolinie, niedaleko od Cuscowilli, stolicy Seminolów159. Indianie ci, sprzymierzeni z Muskogulgami, tworzą wraz z nimi konfederację Krików160. Córa krainy palm przyszła odwiedzić mnie wśród nocy. Zawiodła mnie do wielkiego sosnowego lasu i ponowiła swoje prośby, nakłaniając mnie do ucieczki. Bez słowa odpowiedzi ująłem w dłoń jej rękę i zmusiłem tę spragnioną łanię, aby się zapuściła ze mną w las. Noc była rozkoszna. Geniusz sfer potrząsał swymi niebieskimi kędziorami, wonnymi od zapachu sosen; oddychało się słabym zapachem ambry161, jaki wyziewały krokodyle, spoczywające pod tamaryndami162 nad rzeką. Księżyc błyszczał pośród lazuru bez plamy, a perłowe jego światło spływało na majaczące wierzchołki drzew. Nie było słychać żadnego odgłosu, prócz jakiejś dalekiej muzyki szemrzącej w głębi lasów: można by rzec, iż to dusza samotności wzdycha w niezmierzonej puszczy.

Spostrzegliśmy poprzez drzewa młodego człowieka, który z pochodnią w dłoni podobny był do Geniusza wiosny, przebiegającego lasy, aby odmłodzić przyrodę. Był to kochanek, który szedł po wyrok swego losu do chaty swej ulubionej.

Jeżeli dziewica zagasi pochodnię, znaczy to, iż przyjmuje ofiarowane śluby; jeżeli zasłoni oblicze, nie gasząc jej, odrzuca zamęście.

Wojownik, posuwając się w ciemnościach, nucił półgłosem te słowa:

— „Wyprzedzę kroki dnia na szczycie gór, aby szukać mojej samotnej gołębicy w lesie, między dębami.

Włożyłem jej na szyję naszyjnik z porcelanek163; widnieją w nim trzy czerwone ziarna mej miłości, trzy fiołkowe obawy, trzy niebieskie nadziei.

Mila ma oczy gronostaja i kędziory lekkie niby pole ryżu; usta jej to muszla różowa strojna perłami; piersi jej jak dwa młode koźlęta164 bez plamy, urodzone w tym samym dniu z jednej matki.

Oby Mila zechciała zgasić tę pochodnię! Oby usta jej zechciały tchnąć na nią rozkoszny cień! Uczynię żyznym jej łono. Nadzieja ojczyzny zawiśnie u jej płodnego wymienia, a ja zapalę fajkę pokoju nad kołyską syna!

Ach! pozwólcie mi wyprzedzić kroki dnia na szczycie gór, aby szukać mej samotnej gołębicy między leśną dębiną!”

Tak śpiewał ów młodzieniec, a akcenty jego śpiewu wniosły zamęt w samą głąb mojej duszy i sprawiły, iż Atala zmieniła się na twarzy. Ręce nasze, zespolone, zadrżały w uścisku. Ale oderwała nas od tej sceny inna, niemniej dla nas niebezpieczna.

Przechodziliśmy koło grobu dziecka, który służył za granicę dwom plemionom. Umieszczono go na skraju drogi, wedle zwyczaju, aby młode kobiety, idąc do źródła, mogły wciągnąć w swe łono duszę niewinnej istoty i oddawać ją ojczyźnie. Ujrzeliśmy młode małżonki, które spragnione słodyczy macierzyństwa, siliły się, rozchylając wargi, wdychać duszę małego dziecka; zdawało się im, że widzą ją błądzącą wśród kwiatów. Następnie przyszła prawdziwa matka, aby złożyć na grobie wiązankę kukurydzy i pęk białego kwiecia lilii. Skropiła ziemię własnym mlekiem, usiadła na wilgotnej trawie i rzekła tkliwym głosem do swego dziecka:

— Czemuż cię opłakuję w twej kolebce z ziemi, moje ty drogie maleństwo? Kiedy mały ptaszek urośnie, trzeba mu szukać pożywienia, i znajduje w puszczy niejedno gorzkie ziarno. Ty przynajmniej nie zaznałoś płaczu; przynajmniej serce twoje nie zetknęło się z trawiącym165 oddechem ludzi. Pączek, który uschnie w swej pokrywie, ginie, a w wraz z nim cały jego zapach, tak jak ty, mój synu i cała twoja niewinność. Szczęśliwi ci, którzy umierają w kolebce i nie zaznali niczego prócz pocałunków i uśmiechu matki!

Już własne nasze serca dosyć nas tłoczyły; obrazy miłości i macierzyństwa, jakie zdawały się nas ścigać w tej zaczarowanej samotni, wzmogły jeszcze ów ucisk. Uniosłem Atalę w ramionach w głąb lasu, mówiąc słowa, których dzisiaj na próżno bym szukał na mych wargach. Południowy wiatr, drogi synu, traci swój żar, kiedy przechodzi przez góry lodowe. Wspomnienia miłości w sercu starca są niby promienie dnia odbite przez spokojny krąg księżyca, kiedy słońce się schowa, a milczenie unosi się nad szałasami dzikich.

Kto mógł ocalić Atalę? Kto mógł zapobiec, aby nie uległa naturze? Jedynie cud, to pewna; i ten cud się ziścił! Córka Simaghana uciekła się do Boga chrześcijan; rzuciła się na ziemię i odmówiła żarliwą modlitwę, zwróconą do swej matki i do Królowej Dziewic. W tej to chwili, o René, powziąłem cudowne pojęcie o tej religii, która w głębi lasów, pośród wszystkich niedostatków życia, może obsypać nieszczęśliwego tysiącem darów; o tej religii, która przeciwstawiając swą potęgę strumieniowi namiętności, starczy sama, aby je zwyciężyć, gdy wszystko zda się im sprzyjać: i tajemnica lasów, i nieobecność ludzi, i życzliwość cienia. Ach! jakąż mi się zdała boską ta prosta dzika, ta nieuczona Atala, która na kolanach przed starą powaloną sosną, niby u stóp ołtarza, ofiarowała Bogu swe modły za kochanka-bałwochwalcę! Oczy jej, wzniesione ku gwieździe nocy, policzki zroszone łzami wiary i miłości, jaśniały nieśmiertelnym blaskiem. Po wiele razy zdawało mi się, że gotowa jest ulecieć ku niebu; wiele razy mniemałem, iż widzę spływających na promieniach księżyca, że słyszę w gałęziach drzew owych Geniuszów, których Bóg chrześcijan zsyła żyjącym wśród skał pustelnikom, kiedy zamierza powołać ich do siebie. Zasmuciło mnie to, uląkłem się bowiem, iż Atali nie długo jest już przeznaczonym bawić na tej ziemi.

Mimo to wylała tyle łez, zdawała się tak nieszczęśliwa, iż byłbym może wreszcie zgodził się oddalić, kiedy straszliwy okrzyk rozległ się w lesie. Czterech ludzi rzuciło się na mnie; odkryto nas, wódz wojowników wydał rozkaz, aby nas ścigano.

Atala, którą dumna postawa czyniła podobną do królowej, nie raczyła przemówić do tych siepaczy. Rzuciła im pyszne spojrzenie i udała się do Simaghana.

Nie zdołała nic uzyskać. Podwojono moje straże, wzmocniono więzy, oddalono mą ukochaną. Pięć nocy upłynęło; ujrzeliśmy wreszcie Apalachuclę166 położoną nad brzegiem rzeki Szata-Usz167. Natychmiast uwieńczono mnie kwiatami, umalowano twarz lazurem168 i cynobrem169, przywiązano mi perły do nosa i uszu, i włożono w ręce cziczikue170.

Tak przystrojony do ofiary, wchodzę, wśród przeciągłych okrzyków tłumu, do Apalachucli. Sądziłem, że już wybiła moja ostatnia godzina, kiedy nagle rozlega się dźwięk konchy, i Miko, czyli wódz plemienia, nakazuje wszystkim się zgromadzić.

Wiadome ci są, mój synu, męczarnie, jakim dzicy poddają jeńców wojennych. Misjonarze chrześcijańscy z narażeniem własnego życia i z niestrudzonym poświęceniem osiągnęli u wielu narodów to, iż okropności stosu zastąpili dość łagodną niewolą. Muskogulgowie nie przyjęli jeszcze tego obyczaju, ale znaczna ich część oświadczyła się na jego korzyść. Dla rozstrzygnięcia tej ważnej sprawy zwoływał Miko sachemów narodu. Zaprowadzono mnie na miejsce obrad.

Niedaleko Apalachucli wznosił się na odosobnionym wzgórzu namiot Rady. Trzy kręgi kolumn tworzyły wytworną architekturę tej rotundy171. Kolumny były z polerowanego i rzeźbionego cyprysu; rosły co do wysokości i grubości, a zmniejszały się co do liczby, w miarę jak się zbliżały do środkowego punktu oznaczonego jedynym słupem. Z wierzchołka słupa wychodziły pasma kory, które, przechodząc przez wierzchołki innych kolumn, pokrywały namiot niby przezroczystym wachlarzem.

Rada gromadzi się. Pięćdziesięciu starców w płaszczach z bobrowego futra zajmuje miejsce na stopniach, zbudowanych naprzeciw drzwi namiotu. Naczelny wódz siedzi pośród nich, trzymając w ręku fajkę pokoju, do połowy ubarwioną w porze wojny. Po prawicy starców zasiada pięćdziesiąt kobiet, ubranych w suknie z piór łabędzich. Wodzowie, z tomahawkiem172 w dłoni, pióropuszem na głowie, z ramionami i piersią pomazanymi krwią, zajmują miejsce po lewicy.

U stóp środkowej kolumny płonie ogień Rady. Pierwszy wróżbita, otoczony ośmioma strażnikami świątyni, ubrany w długie szaty i noszący na głowie wypchaną sowę, leje balsam żywiczny na płomień i święci ofiarę słońcu. Ten potrójny szereg starców, matron173, wojowników, ci kapłani, te obłoki kadzideł, te ofiary, wszystko to ma na celu nadać owej Radzie imponujące wrażenie.

Stałem skuty w pośrodku zgromadzenia. Ofiara skończona. Miko zabiera głos i w prostych słowach przedstawia sprawę, dla której zwołano Radę. Rzuca niebieski naszyjnik na ziemię, na świadectwo tego, co powiedział.

Wówczas podnosi się sachem plemienia Orła i mówi tak:

— Ojcze Miko, wy sachemowie, matrony, wojownicy czterech plemion Orła, Bobra, Węża i Żółwia, nie zmieniajmy nic w obyczajach przodków, spalmy jeńca i nie pozwólmy wątlić174

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 ... 16
Idź do strony:

Darmowe książki «Atala - François-René de Chateaubriand (czytaj online za darmo TXT) 📖» - biblioteka internetowa online dla Ciebie

Uwagi (0)

Nie ma jeszcze komentarzy. Możesz być pierwszy!
Dodaj komentarz