René - François-René de Chateaubriand (jak czytac ksiazki za darmo w internecie .txt) 📖
Młody Francuz René, szukając ukojenia swoich smutków,przybywa do kolonii w Luizjanie i zamieszkuje wśródokolicznych Indian. Po latach nalegań, opowiada dwómmentorom, staremu wodzowi Szaktasowi i mądremu księdzuSuel, historię swojego nieszczęścia, które skłoniło godo porzucenia ojczyzny.Chateaubriand, czerpiąc z własnych doświadczeń, przedstawiaprzeżycia wrażliwego młodego człowieka, który zatraca sensżycia, pogrążając się w melancholii.
- Autor: François-René de Chateaubriand
- Epoka: Romantyzm
- Rodzaj: Epika
Czytasz książkę online - «René - François-René de Chateaubriand (jak czytac ksiazki za darmo w internecie .txt) 📖». Wszystkie książki tego autora 👉 François-René de Chateaubriand
Niestety, byłem sam, sam na ziemi! Tajemna omdlałość rozlewała się po mym ciele. Ta odraza do życia, którą odczuwałem od dzieciństwa, wracała z nową siłą. Niebawem serce przestało dostarczać pokarmu myśli, istnienie moje dochodziło mej świadomości jedynie przez głębokie uczucie nudy.
Walczyłem jakiś czas przeciw mej chorobie, ale z obojętnością i bez niezłomnej chęci zwycięstwa. Wreszcie, nie mogąc znaleźć lekarstwa na tę osobliwą ranę serca, która była zarazem nigdzie i wszędzie, postanowiłem rozstać się z życiem.
Kapłanie Najwyższego, ty, co mnie słuchasz, przebacz nieszczęśliwemu, którego niebo nieomal pozbawiło rozumu. Byłem pełen wiary, a rozumowałem jak niedowiarek; serce moje kochało Boga, a rozum zapoznawał49 go; postępowanie moje, mowa, uczucia, myśli były jedynie sprzecznością, mrokiem, kłamstwem. Ale czy człowiek zawsze wie, czego chce, czy zawsze jest pewny tego, co myśli?
Wszystko zawodziło mnie naraz: przyjaźń, świat, samotność. Próbowałem wszystkiego i wszystko było mi zgubne. Odepchniętemu przez społeczeństwo, opuszczonemu przez Amelię, skoro i samotność mnie zawiodła, cóż pozostawało? To była ostatnia deska, na której miałem nadzieję się ocalić, i oto czułem, że i ona zanurza się w odmętach!
Powziąwszy postanowienie rozstania się z ciężarem życia, zamierzałem spełnić ten bezrozumny akt z całą pełnią rozsądku. Nic mnie nie nagliło; nie naznaczałem chwili; chciałem smakować długimi łykami ostatnie godziny istnienia i zebrać wszystkie siły, aby za przykładem jednego ze starożytnych czuć, jak dusza ze mnie uchodzi.
Wśród tego uważałem za właściwe powziąć postanowienie tyczące mego majątku; trzeba mi było napisać do Amelii. Wymknęło mi się parę słów skargi na jej zapomnienie i dałem zapewne upust rozrzewnieniu, jakie stopniowo ogarniało me serce. Wyobrażałem sobie wszelako, iż dobrze osłoniłem mą tajemnicę; ale siostra, przyzwyczajona czytać w zakątkach mej duszy, odgadła ją bez trudu. Zaniepokoiła się niezwykłym tonem listu oraz pytaniami w kwestii interesów, którymi wprzód nie zajmowałem się nigdy. Zamiast odpowiedzieć, zjechała niespodzianie.
Aby dobrze odczuć, jak gorzką musiała być później moja boleść i jak żywym było pierwsze uniesienie radości na widok Amelii, musicie sobie uprzytomnić, że była to jedyna istota na świecie, którą kochałem, że wszystkie me uczucia stapiały się w niej wraz ze słodyczą wspomnień mego dziecięctwa. Witałem tedy Amelię jakby w upojeniu. Od tak dawna już nie spotkałem nikogo, kto by mnie zrozumiał i przed kim mógłbym otworzyć duszę!
Amelia, rzucając się w moje ramiona, rzekła: „Niewdzięczny, chcesz umrzeć, a siostra twoja żyje! Wątpisz o mym sercu! Nie tłumacz się, nie uniewinniaj, wiem wszystko tak, jak gdybym była z tobą. Mnież50 to chcesz oszukać, mnie, która patrzyłam na narodziny pierwszych twoich uczuć? Oto twój nieszczęśliwy charakter, łatwy do zniechęcenia, do niesprawiedliwości! Przysięgnij, dopóki tulę cię na sercu, przysięgnij, że ostatni raz poddałeś się tym szaleństwom; poprzysiąż, że nigdy nie targniesz się na swe życie”.
Wymawiając te słowa, Amelia patrzyła na mnie z tkliwością i współczuciem, okrywała moje czoło pocałunkami; miała w tej chwili coś prawie z matki, coś jeszcze bardziej tkliwego. Ach! serce moje rozpłynęło się w radości; jak dziecko pragnąłem jedynie, aby mnie pocieszono; poddałem się władztwu Amelii; domagała się uroczystego zaklęcia; złożyłem je bez wahania, nie podejrzewając nawet, abym odtąd mógł być nieszczęśliwy.
Więcej niż miesiąc minął, zanim oswoiliśmy się z urokiem tego, że jesteśmy razem. Kiedy rankiem, miast51 czuć się sam, usłyszałem głos siostry, doświadczałem drżenia radości i szczęścia. Amelia otrzymała od natury coś niebiańskiego: dusza jej miała te same niewinne powaby, co ciało; słodycz jej uczuć była wręcz nieskończona; umysł jej był samą jeno tkliwością i marzeniem; można by rzec, iż serce jej, myśl i głos jak gdyby wzdychały jednozgodnie; miała lękliwość i czucie kobiety, czystość i harmonię anioła.
Nadeszła chwila, w której miałem odpokutować wszystkie szaleństwa. W obłędzie moim posunąłem się do tego, iż pożądałem nieszczęścia, aby mieć bodaj rzeczywisty przedmiot cierpienia: straszliwe życzenie, którego Bóg, w gniewie swoim, wysłuchał aż nazbyt wiernie!
Cóż wam powiedzieć, o przyjaciele moi! Widzicie łzy cieknące z moich oczu. Mogęż52 wręcz... Przed kilku dniami nic nie zdołałoby mi wydrzeć tej tajemnicy... Obecnie wszystko skończone!
Wszelako, o starcy, niechaj historia ta na wieki będzie pogrzebana w milczeniu: pamiętajcie, iż opowiedziałem ją jedynie pod drzewem pustyni53.
Zima miała się ku końcowi, kiedy spostrzegłem, że Amelia sama traci spokój i zdrowie, które zaczęła mi przywracać. Chudła, oczy zapadały się, chód stawał się ociężały, a głos zamglony. Jednego dnia zastałem ją całą we łzach, u stóp krucyfiksu. Świat, samotność, moja nieobecność, moja bliskość, noc, dzień, wszystko przejmowało ją lękiem. Mimowolne westchnienia zamierały na jej ustach; to wytrzymywała bez znużenia długą drogę, to wlokła się zaledwie; brała i porzucała robotę, otwierała książkę, nie mogąc czytać, zaczynała zdanie i nie kończyła go, zalewała się nagle łzami i kryła się, aby się modlić.
Na próżno siliłem się odgadnąć tajemnicę. Kiedy, tuląc ją w ramionach, nagliłem ją pytaniami, odpowiadała z uśmiechem, że jest taka sama jak ja, że nie wie, co jej jest.
Trzy miesiące upłynęły w ten sposób, stan Amelii pogarszał się z każdym dniem. Jakaś tajemnicza korespondencja zdawała się być przyczyną jej łez; zależnie od listów bowiem, jakie otrzymywała, wydawała się spokojniejsza lub bardziej wzruszona. Wreszcie jednego rana, kiedy minęła godzina, o której śniadaliśmy razem, udałem się do jej pomieszkania; pukam, nikt nie odpowiada; uchylam drzwi, nie ma nikogo w pokoju. Spostrzegam na kominku pakiet zaadresowany do mnie. Chwytam go z drżeniem, otwieram i odczytuję ten list, który przechowuję, aby unicestwić w sobie na przyszłość wszelkie drgnienie radości.
Do Renégo
Niebo mi świadkiem, bracie, że oddałabym tysiąc razy życie, aby ci oszczędzić jednej chwili zgryzoty; ale sama trawiona nieszczęściem, niezdolna jestem dać ci szczęścia. Przebaczysz mi tedy, iż wymknęłam się jak zbrodniarka; nie umiałabym się oprzeć twoim prośbom, a trzeba było jechać... Boże, miej litość nade mną!...
Wiesz, René, że zawsze miałam skłonność do życia zakonnego; czas, abym skorzystała z ostrzeżeń nieba. Czemuż zwlekałam tak długo! Bóg karze mnie za to. Zostałam na świecie dla ciebie... Przebacz, jestem jak obłąkana zgryzotą, iż muszę cię opuścić.
Czuję dziś, ukochany bracie, czuję dobrze, jak potrzebne są te miejsca schronienia, przeciw którym ty tak często powstawałeś. Są niedole, które na zawsze dzielą nas od ludzi: cóż by się stało wówczas z biednymi nieszczęśnicami!... Przekonana jestem, że ty sam, bracie, znalazłbyś spokój w tych azylach wiary; ziemia nie posiada nic, co by było godnym ciebie.
Nie będę ci przypominała przysięgi: znam wagę twego słowa. Przysiągłeś, będziesz żył dla mnie. Czy może być coś bardziej nędznego, niż myśleć bez ustanku o ucieczce z życia? Dla człowieka twego charakteru tak łatwo jest umrzeć! Wierzaj siostrze, trudniej jest żyć.
Ale, bracie mój, opuść co rychlej tę samotność, niedobra jest dla ciebie; szukaj jakiegoś zatrudnienia. Wiem dobrze, że śmiejesz się gorzko z przymusu, który każe „obrać sobie zawód”. Nie pogardzaj tak doświadczeniem i mądrością ojców. Lepiej, drogi René, być nieco bardziej podobnym do ogółu ludzi, a czuć się nieco mniej nieszczęśliwym.
Być może znalazłbyś w małżeństwie ulgę na swe cierpienia. Żona, dzieci zapełniłyby twoje życie. A któraż kobieta nie starałaby się uczynić cię szczęśliwym! Żar twojej duszy, urok geniuszu, szlachetny i płomienny charakter, spojrzenie dumne i tkliwe, wszystko byłoby ci rękojmią jej miłości i wiary. Ach! z jakąż rozkoszą tuliłaby cię w ramionach, do serca! Jak wszystkie jej spojrzenia, wszystkie myśli biegłyby za tobą, aby uprzedzić najlżejsze zgryzoty! Byłaby wobec ciebie samą miłością, samą niewinnością; miałbyś uczucie, że odnalazłeś siostrę.
Udaję się do klasztoru w ***. Opactwo to, wznoszące się nad brzegiem morza, odpowiada stanowi mej duszy. W nocy, z głębi mej celi, będę słyszała szmer fal oblewających mury klasztorne; będę myślała o przechadzkach, jakie odbywałam z tobą wśród lasów, wówczas kiedy nam się zdawało, iż odnajdujemy odgłos mórz w rozkołysanych wierzchołkach sosen. Miły towarzyszu mego dziecięctwa, czyż cię już nie ujrzę nigdy? Zaledwie nieco starsza od ciebie, kołysałam cię w kolebce; często sypialiśmy razem. Ach! gdyby wspólny grób zjednoczył nas kiedyś! Ale nie; trzeba mi spać samej pod lodowatym marmurem sanktuarium, gdzie spoczywają na zawsze dziewice, które nigdy nie kochały.
Nie wiem, czy zdołasz odczytać te wiersze na wpół zatarte łzami. Ostatecznie, towarzyszu mój, trochę wcześniej, trochę później, czyż nie trzeba by się rozstać? Czyż potrzebuję ci mówić o niepewności i małej wartości życia! Przypominasz sobie młodego M..., który zginął w katastrofie okrętu koło Isle-de-France54. Kiedy otrzymałeś jego ostatni list w kilka miesięcy po śmierci, jego powłoka ziemska nawet już nie istniała: w chwili gdy ty rozpoczynałeś po nim żałobę w Europie, kończono ją już w Indiach. Cóż tedy jest człowiek, którego pamięć przemija tak szybko? Zanim część przyjaciół otrzyma wiadomość o jego śmierci, druga część pocieszyła się już po niej! Jak to, drogi, zbyt drogi René, zali55 pamięć moja wymaże się tak rychło z twego serca? O bracie, jeśli oddzieram się od ciebie w czasie, to dlatego, aby nie być rozłączona z tobą w wieczności.
Amelia.
P. S. Dołączam tutaj akt darowizny mego mienia; spodziewam się, że nie odrzucisz tego dowodu przyjaźni.
Piorun, który uderzyłby u moich stóp, nie przejąłby mnie większą grozą. Jakąż tajemnicę ukrywała przede mną Amelia? Co ją zmuszało tak nagle do schronienia się w zakonne życie? Och! dlaczego przybyła odwracać mnie od mego zamiaru! Odruch litości powołał ją do mnie, ale niebawem, znużona uciążliwym obowiązkiem, spieszy porzucić nieszczęśliwego, który miał tylko ją na ziemi. Człowiek mniema, iż uczynił wszystko, skoro przeszkodzi drugiemu człowiekowi umrzeć! W ten sposób żaliłem się na nią. Następnie wchodząc w głąb samego siebie: „Niewdzięczna Amelio — mówiłem — gdybyś była na moim miejscu, gdybyś, jak ja, zabłąkała się w pustce życia, ach, brat twój z pewnością by cię nie opuścił!”
Wszelako, kiedy odczytywałem jej list, znajdowałem w nim coś tak nieopisanie smutnego i tkliwego, iż serce mi wprost topniało. Naraz przyszła mi myśl, która zrodziła we mnie niejaką nadzieję: wyobraziłem sobie, iż może Amelia powzięła jakieś uczucie, którego nie śmie wyznać. Podejrzenie to zdawało się tłumaczyć jej melancholię, jej tajemniczą korespondencję oraz gorący ton listu. Napisałem natychmiast do niej, błagając, aby mi otworzyła serce.
Odpowiedziała niebawem, ale nie odsłaniając tajemnicy: donosiła jedynie, że otrzymała dyspensę56 od nowicjatu57 i że niebawem złoży śluby.
Upór Amelii, tajemniczość jej słów oraz brak ufności w mą przyjaźń dotknęły mnie do żywego.
Po krótkim wahaniu, postanowiłem udać się do B***, aby uczynić ostatni wysiłek. Droga wypadła mi przez okolicę, gdzie chowałem się dzieckiem58. Kiedy ujrzałem lasy, w których spędziłem jedyne szczęśliwe chwile w życiu, nie mogłem powstrzymać łez: niepodobna mi było oprzeć się pokusie ostatniego z nimi pożegnania.
Starszy brat sprzedał ojcowskie dziedzictwo, nowy zaś właściciel nie mieszkał na wsi. Przybyłem do zamku długą świerkową aleją; przebiegłem pieszo opustoszałe dziedzińce; zatrzymałem się, spoglądając na zamknięte lub wpół strzaskane okna, oset pleniący się u stóp murów, liście wyścielające progi i na samotny ganek, kędy59 tak często widziałem ojca i jego wierne sługi. Stopnie były już pokryte mchem; żółte jaskry rosły między obluźnionymi i chwiejnymi kamieniami. Nieznajomy stróż otworzył znienacka drzwi. Wahałem się, czy mam przekroczyć próg; odźwierny zawołał: „No cóż, czy pan też zrobisz tak samo, jak ta obca dama, która przybyła tu przed kilku dniami? Kiedy miała wejść, zemdlała: trzeba mi było odnieść ją do powozu”. Łatwo mi było domyślić się „obcej”, która, jak ja, przybyła szukać w tych miejscach łez i wspomnień.
Zasłaniając na chwilę oczy chustką, wszedłem pod dach swoich przodków. Przebiegałem echowe komnaty, w których słychać było jedynie hałas moich kroków. Pokoje były zaledwie oświetlone słabym światłem, które przedzierało się przez zamknięte okiennice. Odwiedziłem komnatę, w której matka postradała życie, wydając mnie na świat; tę, w której zwykł był przebywać ojciec; tę, w której sypiałem w kołysce; tę wreszcie, w której siostrzane łono przyjęło pierwsze wylewy mej tkliwości. Sale były wszędzie odarte z obić, pająk snuł swą nić w opustoszałych łożach. Wyszedłem spiesznie z zamku, oddaliłem się wielkimi krokami, nie śmiejąc odwrócić głowy. Jakież słodkie, ale jak szybkie są chwile, które rodzeństwo pędzi w zaraniu młodości, zjednoczone pod skrzydłem sędziwych rodziców! Rodzina człowieka trwa tylko jeden dzień; dech Boży rozwiewa ją jak dym. Zaledwie syn zna ojca, ojciec syna, brat siostrę, siostra brata! Dąb widzi, jak jego żołędzie kiełkują dokoła niego; nie tak jest z dziećmi ludzi!
Przybywszy do B***, kazałem się zaprowadzić do klasztoru; zażądałem rozmowy z siostrą. Doniesiono mi, że nie przyjmuje nikogo. Napisałem do niej: odpowiedziała, iż w chwili, gdy ma się poświęcić Bogu, nie wolno jej oddać ani jednej myśli światu; że jeśli ją kocham, nie zechcę gnębić jej mą boleścią. Dodała: „Wszelako, jeżeli jest twoim zamiarem zjawić się u ołtarza w dniu składania ślubów, zechciej służyć mi za ojca; to jedyna rola godna twego wielkiego serca, jedyna zbawienna dla naszej przyjaźni i mego spokoju”.
Uwagi (0)