Tatarzy na weselu - Józef Ignacy Kraszewski (gdzie czytać książki w internecie za darmo txt) 📖
Opowieść o weselu księżnej Beaty Dolskiej i księcia Sołomereckiego, które zorganizował książę Konstanty Bazyli Ostrogski na zamku dubieńskim.
Na wesele ściągnęli liczni goście z bliska i z daleka — rodzina, krewni, sąsiedzi, przyjaciele, szlachta. W dniu uroczystym od rana czuć było poruszenie — w każdym zakątku zamku rozprawiano głośno, śmiano się, szykowano do wielkiego wydarzenia. A że był to styczeń, mężczyźni żywo byli zainteresowani Tatarami, którzy niedaleko przebywali. Wieść ta z ust do ust, w sekrecie między gośćmi, była przekazywana i wywoływała w nich strach, jednak do wesela dalej się szykowano. Odbyła się uczta, goście biesiadowali. Ale w jednej chwili uczta weselna w przygotowanie do walki się zamieniła, bo nadciągali Tatarzy. Na czele obrony stanęła księżna Beata, świeżo poślubiona małżonka.
- Autor: Józef Ignacy Kraszewski
- Epoka: Pozytywizm
- Rodzaj: Epika
Czytasz książkę online - «Tatarzy na weselu - Józef Ignacy Kraszewski (gdzie czytać książki w internecie za darmo txt) 📖». Wszystkie książki tego autora 👉 Józef Ignacy Kraszewski
Nad wielkimi drzwiami wchodu, na wysokiej galerji, ustawiona była muzyka i śpiewacy chłopięta.
Przy jednem z okien sali osobno zastawiono stolik suto założony mięsiwem dla nadwornego żarłoka Bohdana, który na dzień za trzydziestu zjadał i ze trzydziestu mógł się w potrzebie mierzyć. Było tam takie mnóstwo mięsiwa pieczonego i gotowanego, że ledwie uwierzyć było można iż to wszystko poźre jeden miernego wzrostu człowiek, niezbyt nawet otyły.
Goście weszli do sali jadalnej — panna młoda tylko się nie pokazała. Za nimi słudzy i dworzanie wtoczyli się, mający stanąć za stołkami panów. Podano naprzód gościom z kolei wielką złocistą miednicę i nalewkę podobną, do umycia rąk, a nareszcie ręcznik, suto po końcach szyty perłami. Marszałek dworu rozsadził ich wedle dostojeństwa i tak przystąpiono do pierwszego dania, które składały pływające we czterech sosach: żółtym, różowym, czarnym i szarym, spore mięsa kawałki. Trzech krajczych u każdego stołu posługiwało. Oprócz tego, rozstawione było pieczyste i przyprawy korzenne, licząc w nie narodowy chrzan z octem, kapustę kwaśną i ogórki. Goście, mało co przedtem śniadawszy, niewiele jedli sami, lecz nakładali z górą talerze i oddawali je sługom stojącym za nimi, którzy tuż zaraz za ich krzesłami głośno podane potrawy spożywali. Przed każdym ze siedzących był talerz srebrny, nakryty maleńką serwetką, i łyżka srebrna pozłocista. Popijano piwo tylko w długich kielichach szklanych.
Po pierwszem daniu zdjęto je razem z pierwszym obrusem, a drugie zastawiono, ze samych pieczeni różnego rodzaju składające się, zwierzyny, ptastwa i ryb. Mimo wspaniałości uczty spostrzedz można było także na stole dziś bardzo wzgardzony groch ze słoniną i kaszą krajową. Nakoniec nastąpiło trzecie danie, ze samych łakoci złożone. Tu dopiero zaczęły się toasty za przyszłe powodzenie państwa młodych.
Gdy już do ust niesiono kielichy, a muzyka i moździerze połączyły się z wykrzykiem: — Pierwsze zdrowie! — nagle z dziedzińca ozwał się głos, nie vivat wykrzykujący nie radosne hura! lecz krzyk przestrachu, który, stłumiwszy wszystkie, skamienił gości i wytrącił z rąk ich puhary.
Wybładły kozak wpadł do sali.
— Książę — zawołał — tatarzy! — i padł z osłabienia i przestrachu.
Wszyscy porwali się od stołu; gwar, krzyk, zamieszanie, ścisk i zgiełk się zrobił po całym zamku. Wszyscy wołali: — Tatarzy! tatarzy!
Książę Sołomerecki pobiegł do narzeczonej swojej.
— Idź do szabli i konia! — odpowiedziała i znikła.
Strwożony wyjrzał oknem.
Na błoniu za lodami Ikwy, pod lasem, warczał i rozwijał się zagon niezliczony tatarów, który, złodziejską doliną blisko Dubna, niepostrzeżony doszedłszy, nagle wpadł pod miasto, pędząc przed sobą kozaków, wysłanych po język. W oddaleniu rozeznać nie można było liczby, powiększonej końmi luźnemi, które tatarowie zwykli byli ze sobą prowadzić dla odmiany — szarzał tylko ten tłum, posuwając się coraz bliżej.
Książę zbiegł na dziedzińce.
Tu siodłano konie, wyciągano działa, zwodzono mosty, lud z miasta i przedmieść cisnął się w bramy tłumnie, krzycząc i wiodąc z sobą bydło, konie, wozy.
W monasterze Świętego Krzyża bił dzwon na trwogę ponuro a spiesznie — przestrach był nie do opisania.
Książę-wojewoda zimny, nieporuszony stał na podwórcu i dawał rozkazy gładząc brodę.
Niewielkie hufce gromadziły się kolejno w milczeniu; wszyscy służalcy przybyłych gości siadali na koń, gotowali oręż.
Książę Sołomerecki milczący stanął przy nim i patrzał mu w oczy.
Tymczasem tłuszcza tatarska coraz się zbliżała pod zamek z krzykiem, a raczej piskiem okropnym, nieregularnym tłumem postępując, opasywała warownię, zapuszczając się w opuszczone już prawie przez mieszkańców przedmieścia. Niektórzy murzowie z oddziałami pobiegali pod mury, które oczyma mierzyli, a strzały ich, jak posłańce boju, padały nawet na podwórzec zamkowy; inni, potrząsając długie sznury, przygotowane na jeńców, pokazywali je stojącym na zamku.
Tabor z wozów siadał na dolinie, rozbijano kilka lichych nad wozami namiotów. Wszystko to działo się z nieporównaną szybkością, ale mieszkańcy zamku dość spokojnie na przygotowania patrzyli.
Sposobiono kamienie, wodę wrzącą, nabijano działa, rozstawiano naokół straże, mocniejsze po bastjonach i bramach a hufce tam, gdzie grubsze lody mogły dopomódz do wdarcia się na zamek tatarom.
Z tej uczty weselnej, wrzącej wesołością, w jedną chwilę zrobiło się przygotowanie do boju smutne, a przynajmniej poważne i posępne.
Panny i kobiety modliły się po oddalonych komnatach i w cerkwi modliły się i, łamiąc ręce, płakały.
Gdy się to dzieje, a strzały tatarów coraz częściej jakby na urągowisko pod nogi oblężonym padają, wszyscy jeszcze, wyraźniejszej czekając zaczepki, stoją w milczeniu.
Nagle ze wschodów bieży ktoś, w czarnej sukni, na dziedziniec, wpada między stojących i woła:
— Tu strzały świszczą, a wy stoicie jeszcze?
Na te wyrazy głośno wymówione, wszyscy się obracają nawet książę-wojewoda.
— Kto je wyrzekł?
— Panna młoda.
Ona zaplotła kosy, wdziała suknię żałobną, uzbroiła się w miecz, znaleziony gdzieś w opuszczonych komnatach, i pierwsza z zapalonem okiem bieży do działa, stojącego z otwartą na dolinę paszczą.
Przed nią rozwija się cały ten straszny obóz tatarski, do jej uszu dolatują głosy ich dzikie, widzi ich łuki napięte, i szable błyszczące, i wozy i konie, i wśród tej zgrai wznoszący się namiot chana, który w blasku zachodzącego już słońca świeci się purpurą, rozpina się, siada i, z księżycem na czole, grozić się zdaje krzyżom kościołów i cerkwi.
Na ten widok staje księżna Beata, patrzy długo i myśli, i zdaje się, jakby się pocichu modliła. Wszyscy milczą, tylko Bohdan żarłok nabija działo. Księżna celuje niem, wyrywa lont zapalony z ręku puszkarza, przykłada...
I wystrzał głośny rozbija się w powietrzu, huczy, grzmi, a kula świszcząc leci w dolinę. Za dymem nic nie widać — lecz wiatr zachodni rozpędza go.
Księżna Beata klaska w dłonie.
— Niema namiotu chana, księżyc złoty leży na ziemi, kula go obaliła!
Z obozu tatarów wrzask okropny słyszeć się daje, widać, jak się kupią i gromadzą i jak ruszają z nową wściekłością ku zamkowi.
— Księżno! — odzywa się ktoś z tłumu. — zabiłaś im chana, oni nas wszystkich w pień wytną.
Beata spojrzała w milczeniu z pogardą i kazała nabijać działo; a tatarzy, którzy się tak byli rzucili ku zamkowi, zaczęli zaraz ściągać się, kupić, nareszcie obóz łamać, wozy zaprzęgać i spiesznie dalej zagon popędzili.
A kiedy w oddaleniu przy księżycu widać już tylko było czerniejącą ich zgraję, księżna, otrząsając pył z sukni i ocierając czoło, zawołała do wojewody:
— Teraz czas do cerkwi!
— Idźmy! — powtórzyli wszyscy z zapałem.
Resztę wesela niech kto chce, opisze, ja nie mogę.
KRS: 0000070056
Nazwa organizacji: Fundacja Nowoczesna Polska
Każda wpłacona kwota zostanie przeznaczona na rozwój Wolnych Lektur.
Wolne Lektury to projekt fundacji Nowoczesna Polska – organizacji pożytku publicznego działającej na rzecz wolności korzystania z dóbr kultury.
Co roku do domeny publicznej przechodzi twórczość kolejnych autorów. Dzięki Twojemu wsparciu będziemy je mogli udostępnić wszystkim bezpłatnie.
Jak możesz pomóc?
Przekaż 1% podatku na rozwój Wolnych Lektur:
Fundacja Nowoczesna Polska
KRS 0000070056
Dołącz do Towarzystwa Przyjaciół Wolnych Lektur i pomóż nam rozwijać bibliotekę.
Przekaż darowiznę na konto: szczegóły na stronie Fundacji.
Ten utwór nie jest objęty majątkowym prawem autorskim i znajduje się w domenie publicznej, co oznacza że możesz go swobodnie wykorzystywać, publikować i rozpowszechniać. Jeśli utwór opatrzony jest dodatkowymi materiałami (przypisy, motywy literackie etc.), które podlegają prawu autorskiemu, to te dodatkowe materiały udostępnione są na licencji Creative Commons Uznanie Autorstwa – Na Tych Samych Warunkach 3.0 PL.
Źródło: http://wolnelektury.pl/katalog/lektura/tatarzy-na-weselu/
Tekst opracowany na podstawie: Józef Ignacy Kraszewski, Tatarzy na weselu, Wydawnictwo Orędownika, Poznań 1915.
Wydawca: Fundacja Nowoczesna Polska
Publikacja zrealizowana w ramach projektu Wolne Lektury (http://wolnelektury.pl) na podstawie tekstu dostępnego w serwisie Wikiźródła (http://pl.wikisource.org). Redakcję techniczną wykonała Paulina Choromańska, natomiast korektę utworu ze źródłem wikiskrybowie w ramach projektu Wikiźródła. Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego.
Okładka na podstawie: Virginia State Parks@Flickr, CC BY 2.0
ISBN 978-83-288-3464-4
Plik wygenerowany dnia 2021-07-08.
Uwagi (0)