Szalony pątnik - Stefan Grabiński (biblioteka za darmo TXT) 📖
Przedwojenny mistrz polskiej prozy fantastycznej w kolejnychopowiadaniach przekonuje, że świat nie ogranicza się do materialnejrzeczywistości.
Poza nim istnieje niedostępny i nieznany dla większościinny wymiar, dziedzina wytworów myśli, odczuć i wyobraźni. Zauważają jetylko nieliczni, ich realność odczuwają szczególnie wrażliwi: pisarze,poeci lub… szaleńcy. Czy zafascynowani tym, co nieuchwytne,zanurzający się w niesamowitym nastroju mrocznych miejsc i opuszczonychdomów sami tworzą swymi myślami prześladujące ich zjawy czy też wtedydopiero je dostrzegają? A może fascynacja jedynie wzmaga wówczas ichwyobraźnię? Tajemnicze zdarzenia, jakie stają się udziałem bohaterów,odsłaniają niesamowite fragmenty rzeczywistości skrywającej siętuż obok codziennego świata zmysłów.
- Autor: Stefan Grabiński
- Epoka: Dwudziestolecie międzywojenne
- Rodzaj: Epika
Czytasz książkę online - «Szalony pątnik - Stefan Grabiński (biblioteka za darmo TXT) 📖». Wszystkie książki tego autora 👉 Stefan Grabiński
Wrześmian upajał się ponurą igraszką fantazji, nadając jej tworom bieg dowolny; wedle upodobania zmieniał ich kierunek, spędzał z widowni, za chwilę znów wyczarowywał nowe ich zastępy...
Nie przeszkadzał nikt. Odludną ulicą w odległej dzielnicy miasta nie przechodził żaden niewczesny natręt, nie przerywał nastroju hałaśliwy wóz.
Tak przeżył ostatnich lat kilka niezamąconych niczym zewnątrz, pełnych grozy i dziwów od wnętrza.
Aż nagle pewnego dnia zaszły w domu naprzeciw jakieś zmiany i wydrożyły gwałtownie z zapamiętania, które już zaczęło przybierać ustalone nawykiem i wprawą formy.
Było w pogodny, lipcowy wieczór. Siedząc jak zwykle przy otwartym oknie ze wspartą na ręce głową, wodził Wrześmian zamyślonym spojrzeniem po willi i ogrodzie. Wtem spojrzawszy w jedno z okien na skrzydle, zadrżał. Przez szybę patrzyła nań uparcie blada twarz mężczyzny. Wzrok nieznajomego utkwiony weń nieporuszenie był groźny. Ogarnął go nieokreślony lęk. Przetarł oczy, przeszedł się parę razy po pokoju i znów spojrzał w okno: surowa twarz nie znikła, wciąż wpatrzona w jego stronę.
— Czyżby już wrócił właściciel willi? — rzucił półgłosem słabe przypuszczenie.
Ponura maska w odpowiedzi skrzywiła się w dziko-ironicznym uśmiechu. Wrześmian zapuścił storę166 i oświetlił mieszkanie: nie mógł dłużej wytrzymać wzroku.
Dla zatarcia wrażenia zatopił się w lekturze aż do północy. Koło dwunastej dźwignął się znużony od książki i wiedziony przemożną pokusą, uchylił brzegu zasłony, by wyjrzeć przez okno. I znów dreszcz trwogi przejął go do kości: blady mężczyzna stał wciąż bez ruchu tam, za szybą na prawym skrzydle i oświetlony jasno magnezjowym167 lśnieniem księżyca obezwładniał go wzrokiem. Zaniepokojony, zapuścił Wrześmian z powrotem roletę i usiłował zasnąć.
Lecz na próżno; przejęta lękiem wyobraźnia nie dawała mu spokoju, dręcząc nieznośnie. Dopiero nad ranem zapadł w krótki nerwowy sen pełen zmor i wizji. Gdy nazajutrz koło południa obudził się z zawrotem głowy, pierwszą myślą było spojrzeć w okna willi. Odetchnął: uparta twarz znikła.
Przez cały dzień był spokój. Lecz nad wieczorem ujrzał za szybą na pierwszym piętrze wlepioną w siebie maskę jakiejś kobiety, rozwiane włosy okalały twarz przekwitłą już, ze śladami wielkiej niegdyś piękności, twarz obłąkaną, z parą błędnych, zawziętych oczu. I ona patrzyła nań poprzez szaleństwo źrenic surowym wzrokiem towarzysza ze skrzydła prawego. Oboje zdawali się nic nie wiedzieć o swej współbytności w dziwnym domu. Łączył ich tylko gest groźby zwrócony ku Wrześmianowi...
I znów po bezsennej nocy, przerywanej wypatrywaniem prześladowców, nastał dzień wolny od maszkar. Lecz kiedy już mrok wchodził w tajne zmowy z nocą, wykwitła w trzecim z rzędu oknie nowa postać, by nie ustąpić aż do rana. Tak w przeciągu paru dni zapełniły się wszystkie okna willi złowieszczymi twarzami. Spoza każdej szyby wyglądały jakieś oczy rozpaczne168, czyjeś owale przeorane bólem lub obłędem. Dom patrzał nań oczyma maniaków, grymasem szaleńców, szczerzył się ku niemu śmiechem opętanych. Nikogo z tych ludzi nigdy dotąd w życiu swoim nie widział, a jednak wszyscy byli mu jakby skądś znani. Lecz skąd, nie wiedział. Każdy z nich miał wyraz odmienny, lecz wszystkich jednoczył ruch groźby w jego stronę; widocznie uważano go tam za wspólnego wroga. Przerażała ta ich nienawiść i przyciągała zarazem w magnetyczny sposób. I rzecz dziwna: w najgłębszych pokładach duszy rozumiał gniew ich i przyznawał mu słuszność.
A oni, jakby odgadując go z oddali, nabierali pewności wyrazu i maski ich stawały się z dniem każdym bezwzględniejsze.
Aż nocy jednej sierpniowej, gdy wychylony przez okno wytrzymywał krzyżujące się na nim spojrzenia nienawistnych oczu, nagle nieruchome twarze ożywiły się; we wszystkich błysnęła naraz ta sama wola. Setki chudych jak piszczele rąk podniosły się w górę ruchem rozkazującym i kilkadziesiąt bladych dłoni wykonało zgięciem palców gest znamienny...
Wrześmian zrozumiał: wzywano go do wnętrza. Jak zahipnotyzowany przeskoczył parapet okna, przeszedł wąski pas ulicy i przesadziwszy sztachety, począł iść aleją ku willi...
Była czwarta nad ranem, pora przeddreszczy świtowych. Magnezjowe bluzgi księżyca pławiły w srebrnej topieli dom, wywabiały z załomów długie cienie. Droga była jasna, oślepiająco biała wśród żałobnych ścian krzewów. Głucho, wyraźnie tętniły kroki na kamiennych płytach; cicho szemrały fontanny, tajemniczo dżdżyły wodne łuki... Wstąpił na taras i silnie szarpnął klamkę: drzwi ustąpiły. Szedł długim kurytarzem169 w dwa rzędy kolumn korynckich pod ścianami. Nocny półmrok rozświecała gloria170 księżyca, która wlewając się przez witraż u końca krużganka, snuła zielone baśnie na porfirze171 posadzki...
Nagle w przechodzie172 wysunęła się spoza trzonu kolumny jakaś postać i poszła za nim. Dreszcz go zdjął, lecz milcząc szedł naprzód. O parę kroków dalej oderwał się od wnęki między słupami kształt nowy, za nim trzeci, dziesiąty — wszystkie szły za nim. Chciał zawrócić, lecz zastąpiły mu drogę. Więc przeszedł las kolumn i zboczył w jakąś okrągłą salę na prawo. Tu było jasno od lśnień księżycowych i pełno jakichś ludzi. Przemykał się między nimi, szukając wyjścia. Na próżno! Otaczali go coraz zwartszym, natrętniejszym koliskiem. Z bladych, bezkrwistych ust wypłynął groźny poszept:
— To on! To on!
Zatrzymał się i spojrzał wyzywająco w tłum:
— Czego chcecie ode mnie?
— Twej krwi! Krwi twojej chcemy! Krwi! Krwi!
— I cóż wam po niej?
— Chcemy żyć! Chcemy żyć! Po cóżeś nas wywołał z chaosu niebytu i skazał na nędzę półcielesnej włóczęgi? Patrz, jacyśmy bezsilni i bladzi!
— Litości! — jęknął, rozpaczliwie rzucając się na kręte schody w bok sali.
— Trzymać go! Otoczyć! Otoczyć!
Pędem szaleńca wdarł się po stopniach na piętro i wpadł w jakąś średniowieczną komnatę. Lecz prześladowcy wtargnęli tuż za nim. Wiotkie ich ramiona, fluidyczne173, wilgne174 jak mgła ręce zwarły się w makabryczny korowód bez wyjścia.
— Cóżem wam uczynił?
— Chcemy pełni życia! Przykułeś nas, nędzniku, do tego domu! Chcemy wyjść stąd na świat, wyzwolić się od miejsca i żyć na swobodzie! Krew twoja nas wzmocni, krew twoja sił nam doda! Udusić go! Udusić!
I wyciągnęli ku niemu tysiące głodnych ust, tysiące bladych ssawek...
Obłędnym odruchem miotnął się ku oknu, by wyskoczyć. Legion oślizgłych, zimnych rąk chwycił go wpół, wbił zakrzywione haki palców we włosy, owinął szyję... Targnął się raz i drugi. Czyjeś paznokcie wżarły mu się w krtań, czyjeś wargi przyczepiły do skroni...
Zachwiał się, oparł plecyma175 o framugę, przeważył się wstecz... Kurczowo wyciągnięte ramiona rozłożyły się ruchem ofiary, na zbielałe wargi wypełznął znużony uśmiech spełnień — już nie żył...
A w chwili gdy wewnątrz stygło w podrzutach agonii ciało Wrześmiana, przerwał ciszę przedświtową głuchy pluskot. Szedł od kadzi u węgła domu. Powierzchnia spleśniałej od zielonych kożuchów wody zakotłowała — w głębinach zbutwiałej, w rdzawe obręcze ujętej beczki dźwignęły się jakieś wiry, zafalowały męty, zabulgotały ustoiny176. Wybiegło parę dużych, wzdętych bąbli i wychylił się niekształtny kikut ręki; jakiś niby tułów, niby kadłub — wynurzył się z toni ociekający wodą, okryty pleśnią i trupieszą stęchlizny twór — niby człowiek, niby zwierz, niby roślina. Potworek błysnął ku niebu zdumioną twarzą, roztworzył w nieokreślonym głupowato-zagadkowym uśmiechu gąbczaste wargi, wydobył z kadzi pokręcone jak krzak koralu nogi i otrząsnąwszy się z wody, zaczął iść krokiem chwiejnym, rozkołysanym...
A był już świt na dworze i fioletowe jaśnie177 ślizgały się po bezbrzeżnych obszarach świata.
Dziwotwór szedł ku tym modrzejącym na horyzoncie dalom; uchylił furtkę od ogrodu poza domem, przesunął się kabłąkiem po ścieżynie i oblany ametystowymi178 strugami brzasku wtoczył się na drzemiące mraką179 świtu łąki i pola. Z wolna postać jego malała, rozwadniała się, gasła... aż rozpłynął się, rozwiał w blaskach zarania...
1. pomieszkanie (daw.) — miejsce zamieszkiwania przez jakiś czas, mieszkanie. [przypis edytorski]
2. immanentność (filoz.) — wewnętrzna cecha tkwiąca w czymś, niezależna od innych przedmiotów, niewynikająca z działania czynnika zewnętrznego. [przypis edytorski]
3. zasiągnąłem — dziś: zasięgnąłem. [przypis edytorski]
4. pozytywny (z łac. positivus: oparty na faktach, uzasadniony) — tu: pewny, konkretny. [przypis edytorski]
5. lubiał — dziś popr.: lubił. [przypis edytorski]
6. remanent (z łac. remanes, remanetis: pozostający) — tu: pozostałość. [przypis edytorski]
7. etażerka — lekka szafka składająca się z kilku otwartych półek. [przypis edytorski]
8. palisandrowy — wykonany z palisandru: drewna tropikalnego drzewa z rodzaju Dalbergia, o barwie brązowej lub ciemnofioletowej, używanego głównie do wyrobu instrumentów muzycznych i mebli artystycznych. [przypis edytorski]
9. węgieł — miejsce zetknięcia dwóch pionowych ścian, róg. [przypis edytorski]
10. pantomima — nieme przedstawienie, w którym treść przekazywana jest za pomocą gestów, ruchów i mimiki. [przypis edytorski]
11. percypować — odbierać jakieś zjawiska zmysłami, postrzegać. [przypis edytorski]
12. lubo (daw.) — chociaż. [przypis edytorski]
13. sczeza (daw.) — czeźnie, niknie, ginie. [przypis edytorski]
14. oddziaływują — dziś popr.: oddziałują. [przypis edytorski]
15. sympatia (łac. sympathia, z gr. sympatheia, syn: wspólne, razem, pathos: uczucia, emocje, doświadczenia) — tu: współodczuwanie. [przypis edytorski]
16. tedy (daw.) — więc, zatem. [przypis edytorski]
17. gerydon (fr. guéridon) — niewielki, lekki stolik o jednej nodze. [przypis edytorski]
18. taburet — dziś: taboret, stołek. [przypis edytorski]
19. byłoby to całkiem zbytecznym — dziś: byłoby to całkiem zbyteczne. [przypis edytorski]
20. transmutacja (łac. transmutatio: zamiana) (daw.) — przemiana, przeobrażenie, przekształcenie. [przypis edytorski]
21. znać (daw.) — widocznie. [przypis edytorski]
22. deprymujący — przygnębiający, zniechęcający; wprawiający w zakłopotanie, odbierający pewność siebie. [przypis edytorski]
23. zmierzić (daw.) — obrzydzić. [przypis edytorski]
24. bachiczny — upojny, hulaszczy; związany z kultem Bachusa, rzym. boga wina i dzikiej natury. [przypis edytorski]
25. hulatyka (daw.) — głośna zabawa połączona z pijaństwem; hulanka. [przypis edytorski]
26. onejroplastia (z gr. oneiros: marzenie senne, plastos: ukształtowany, ulepiony) — tu: wytwarzanie obrazów sennych. [przypis edytorski]
27. tryumfująco — dziś częściej: triumfująco. [przypis edytorski]
28. plecyma — dziś popr.: plecami. [przypis edytorski]
29. zakluczył — tu: zawiązując koniec rzemienia, zamknął pętlę. [przypis edytorski]
30. szyderskim — dziś popr.: szyderczym. [przypis edytorski]
31. febryczny — taki jak w febrze, tropikalnej chorobie zakaźnej objawiającej się gorączką połączoną z silnymi dreszczami. [przypis edytorski]
32. austeria — daw. karczma, gospoda. [przypis edytorski]
33. problemat (daw.) — problem, zagadnienie do rozwiązania. [przypis edytorski]
34. onegdaj (daw.) — przedwczoraj; także: kiedyś. [przypis edytorski]
35. ordynacja (daw.) — zalecenie lekarskie, porada lekarska. [przypis edytorski]
36. psychopatologia — nauka o zaburzeniach psychicznych, szczególnie o ich przyczynach oraz metodach rozpoznawania. [przypis edytorski]
37. owszem (daw.) — co więcej, a nawet. [przypis edytorski]
38. pedanteria — przesadna, zbyt drobiazgowa dokładność. [przypis edytorski]
39. wszechnica — szkoła wyższa. [przypis edytorski]
40. erudycja — rozległe, wszechstronne wykształcenie; oczytanie, wiedza książkowa. [przypis edytorski]
41. mezanin (archit., z wł.) — półpiętro lub międzypiętro, zwłaszcza między parterem a pierwszym piętrem; antresola. [przypis edytorski]
42. fijołkowe — dziś popr.: fiołkowe. [przypis edytorski]
43. znać (daw.) — widocznie. [przypis edytorski]
44. lubiał — dziś popr.: lubił. [przypis edytorski]
45. dystrakcja — czynnik rozpraszający, utrudniający skupienie się. [przypis edytorski]
46. wchodowy — dziś: wejściowy. [przypis edytorski]
47. indywiduum (z łac.) — ktoś nieznajomy wzbudzający niepokój; określenie często pogardliwe lub lekceważące. [przypis edytorski]
48. pomieszkanie (daw.) — stałe miejsce zamieszkania, mieszkanie. [przypis edytorski]
49. instynktowo — dziś: instynktownie. [przypis edytorski]
50. sczeznąć (daw.) — umrzeć, zginąć; tu: przenośnie jako zniknąć, przepaść. [przypis edytorski]
51. jakoż (przestarz.) — spójnik akcentujący, że coś, o czym mowa wcześniej, jest prawdziwe, zaszło lub spełniło się: i rzeczywiście, i w samej rzeczy. [przypis edytorski]
52. coś podobnego byłoby okropnym — dziś raczej: coś podobnego byłoby okropne. [przypis edytorski]
53. wnęcać się (daw.) — wkradać się gdzieś. [przypis edytorski]
54. sugestionować — dziś: sugerować; zasugestionować czyjeś obawy: wpłynąć na czyjeś obawy, używając sugestii. [przypis edytorski]
55. supozycja (z łac.) — przypuszczenie, domysł. [przypis edytorski]
56. okazał się bezradnym — dziś: okazał się bezradny. [przypis edytorski]
57. spirytysta — zwolennik spirytyzmu, wiary w istnienie duchów i możliwość kontaktu z nimi za pośrednictwem wybranych osób, tzw. mediów, podczas specjalnych seansów. [przypis edytorski]
58. przeto (daw.) — więc, zatem. [przypis edytorski]
59. kataleptyczny — charakterystyczny dla katalepsji, to jest
Uwagi (0)