Darmowe ebooki » Nowela » Pewnego dnia... - Władysław Stanisław Reymont (biblioteka wirtualna .txt) 📖

Czytasz książkę online - «Pewnego dnia... - Władysław Stanisław Reymont (biblioteka wirtualna .txt) 📖».   Wszystkie książki tego autora 👉 Władysław Stanisław Reymont



1 2 3 4 5
Idź do strony:
gwizdnął na psa i poszedł za miasto, daleko, daleko, w pola czyste... tam, gdzie już nie było fabryk, a tylko dachy słomianych domów wychylały się ze zbóż wykłoszonych, gdzie drzewa nie konały zatrute odpływami fabryk, gdzie zboża jak woda falowały w blaskach słońca, tam gdzie łany, niby barchan45 zielony nakrapiany żółtymi ognichami46, rozlewały się jak morze, gdzie wiatr pieszczotliwy, miękki, gził się swawolnie i targał zielone brody wierzb pochylonych, i rozdmuchiwał przekornie czuprynę płowego47 żyta — tam, na wieś prawdziwą... Pan Pliszka się cofnął, uderzył go niemile wiatr, powrócił do jakiegoś podmiejskiego szynku, wypił kieliszek wódki, posiedział i poszedł znowu w pole....

Nie krzyczał już pan Pliszka na Kruczka, nie zabraniał mu szaleć, nie czuł już pogardy do ludzi łażących po miedzach i dróżkach... przeniknęła go głęboka cisza majowego popołudnia.

Usiadł nad jakimś rowem pełnym wody, po której skakały żaby, pełnym żółtych kwiatów, pełnym traw i krzaków olszyn, pełnym robaków pełzających po liściach i ziemi, pełnym dziwnego, cudownego życia...

Pan Pliszka zdjął czapkę, było mu bardzo gorąco.

Skowronki jakby pijane wiosną śpiewały nad nim, a tam w puszczach żytnich ćwierkały kuropatwy, zwoływały się, woda tak dziwnie, tak słodko szumiała. Słońce przypiekało, aż żaby wychylały swoje okrągłe oczy spod wody i nukały głucho, monotonnie... sennie... a ze wszystkich stron płynął szum, chrzęst; płynęła słodka muzyka chrząszczyków, przepiórek, płynęły ciepłe, upajające zapachy macierzanki, ziemi rozgrzanej, zapachy złotego słońca...

Panu Pliszce zaczęło się w głowie kręcić.

Ale siedział i patrzył, i słuchał, i czuł, i brał coraz potężniej w siebie emanacje tej wiosny i tych pól.

— Jezus mój najsłodszy! — szepnął bezwiednie i zaczął szukać po kieszeniach chustki. — Jezus mój, Jezus! — powtarzał i szukał wciąż chustki, a łzy ciężkie, jak ziarna pełne, całym różańcem spływały mu po twarzy; nie wiedział o tym, nie wiedział już nic, tęsknota szeroka jak te pola objęła mu serce i szarpała boleśnie, nie do wytrzymania!

— Panie! panie!... co to wam?

Wzdrygnął się, Józef siedział obok niego z harmonijką.

— A tobie, chamie, co do tego! — krzyknął i chciał się porwać i iść; nie miał sił, pozostał.

A Józef odsunął się nieco i zapatrzony w obłoki, co jak białe gołębie krążyły po błękitach, grał zapamiętale.

A dusza pana Pliszki uległa już zupełnie.

Wieczór nadchodził, dzwony kościelne biły ponieszporne48 hymny, głos leciał po zbożach i trawach, że aż drgały źdźbła i ptaki milkły. Ziemia okrywała się rosą, przysłaniała się ciszą i mrokiem... cichła. Słońce kładło się za lasy, zboża się pochyliły jakby w zadumaniu... szmer wody przycichł, wiatr uwiązł w lasach, wieczór nadchodził...

— Noga mnie tak bolała, że wytrzymać nie mogłem — tłumaczył pan Pliszka, gdy powracali do domu.

— Pójdę, dosyć mam tego, pójdę! — powiedział sobie stanowczo.

Ale rano w fabryce nie śmiał już tego powtórzyć, czuł wyraźnie dzisiaj, że fabryka go nie puści, że te bydlęta żelazne patrzą na niego groźnie, że te mury...

Nie, nie puści...

A tymczasem nocami, w marzeniu już był tam, u swoich; już chodzi po chatach panów braci, wita się, raduje, odnajduje wszystkich i jest mu tak dobrze, tak strasznie dobrze.

O, dosyć mu tej męki, dosyć.

— Jutro pójdę, żeby nie wiem co, pójdę — powiedział.

I przyszło w końcu to jutro, pan Pliszka czekał wieczoru, nie miał odwagi odchodzić w dzień.

Nie zwierzył się z tym planem nikomu.

I w nocy, gdy już w izbach wszyscy spali, wstał po cichu z łóżka, spakował w tłumok49 rzeczy i czekał tylko świtu, bo pociąg odchodził rano.

Kruczek niespokojnie obwąchiwał tłumok i patrzył mu w oczy.

— W świat pójdziemy, do swoich, w świat! — powiedział mu cicho.

Pan Pliszka siedział w oknie pomiędzy rozkwitłymi fuksjami, czekał świtu, a patrzył na fabrykę, która olbrzymią, czarną plamą leżała w szarej, smutnej nocy.

Deszcz mżył drobny i ciepły.

— Jutro już tam będę! — myślał pan Pliszka i serce zrywało mu się z szalonej radości.

Cień fabryk jakby zolbrzymiał i jakby pękł, i rozlewał się szeroko — na świat cały.

Pana Pliszkę noga zaczęła boleć dokuczliwie.

Przymknął oczy, bo kominy fabryki wychyliły się z ciemności i były tak blisko, tuż nad nim, jakby się pochylały... jakby chciały go chwytać.

— Winda!

Drgnął gwałtownie, ten krzyk rozległ się w nim, a jemu wyraźnie się zdawało, że to z fabryki głos dochodzi.

— Nie dam się, nie. — Wyskoczył przez okno, zarzucił tłumok na plecy i ruszył drogą.

Ale musiał przechodzić wzdłuż całej fabryki.

— Winda!

— Jezus, Maria! — Przycisnął się do parkanu i z przerażeniem patrzył na czarne, straszne okna fabryczne.

Wydało mu się, że te okna czuwają, że tam w ich głębi widzi całą ciżbę poskręcanych, potwornych maszyn, że wszystkie się skłębiły i patrzą na niego.

Cisza była śmiertelna, deszcz spływał sznurami drobnych paciorków i szeleścił ledwie dosłyszalnie wśród liści.

Bielało już nieco, wyraźnie, coraz wyraźniej spostrzegał fabryki; wszędzie stały, ze wszystkich stron wyrastały, czaiły się w zmrokach, a zagradzały drogę... Szara, deszczowa kurzawa oblewała je jeszcze i mroki przysłaniały, ale one rosły w tym świtaniu ponurym, potężniały, podnosiły szyje coraz wyżej... coraz groźniej!

— W imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego!

Ruszył galopem prawie, przebiegł z zamkniętymi oczami obok fabryki i odetchnął aż po polach pod lasem, który mu zagrodził drogę, a że czuł się strasznie zmęczony, usiadł na jakimś zagonie i odpoczywał.

Był już kawał drogi od domu, ale fabrykę widział dobrze.

Było już coraz jaśniej.

Zerwał się, gdzieś daleko na drugim końcu miasta zadrgał świst fabryczny.

Pan Pliszka porwał się i wszedł śpiesznie w las.

A świsty szły za nim jak psy i gryzły go w samo serce... o, jeden... drugi... dziesiąty, co chwila, co sekunda, co mgnienie wołały przenikliwie głosy fabryk!

Obejrzał się, w deszczowych mgłach już się jarzyły elektryczne słońca i wykwitały nad miastem.

— Jezusie najsłodszy! Jezusie! — bełkotał przerażony.

Przyśpieszał kroku, chciał uciec, za wszelką cenę chciał uciec, ale te głosy biegły za nim, huczały w lesie, przedzierały się przez gęstwę drzew, przez mgły, przez oddalenie i znajdowały go, i biły w jego duszę, przenikały ją strachem, skowytem dzikim buntu i rozpaczy.

Naraz i potężny głos jego fabryki rozdarł bolesnym dźwiękiem powietrze, ach, tak znał ten głos, tak znał!

Stanął, przestał oddychać, przestał wiedzieć i pamiętać... a fabryka wołała go potężnym głosem gniewu:

— Wróć! wróć! wróć!

 

W pół godziny później stał znowu na swojej windzie.

— Winda, blich50!

— Winda, suszarnia!

— Winda, apretura!

Huczała komenda w tej głębokiej studni, a pan Pliszka, cichy, cichszy niż zwykle i bardziej pokorny, jeździł jak zwykle równo, spokojnie, automatycznie.

Czasami tylko, gdy myślał o tych dniach buntów, płakał — ale płakał cicho, bał się, aby maszyny nie słyszały tej skargi.

Przekaż 1% podatku na Wolne Lektury.
KRS: 0000070056
Nazwa organizacji: Fundacja Nowoczesna Polska
Każda wpłacona kwota zostanie przeznaczona na rozwój Wolnych Lektur.
Przypisy:

1. obramienie — oprawa otaczająca otwór. [przypis edytorski]

2. fuksja — roślina o zwisających kwiatach, najczęściej czerwonych lub fioletowych, pochodząca z Ameryki Śr. i Płd. [przypis edytorski]

3. bielmo — zmętnienie rogówki w oku. [przypis edytorski]

4. gwizdawka — urządzenie sygnalizacyjne połączone z maszyną parową, daw. używane w fabrykach i parowozach. [przypis edytorski]

5. cichocie (gw.) — bądźcie cicho. [przypis edytorski]

6. kajet (daw.) — zeszyt. [przypis edytorski]

7. sztubak (daw.) —uczeń. [przypis edytorski]

8. reparować (daw., gw.) — reperować. [przypis edytorski]

9. transmisja (daw. techn.) — układ transmisji mocy, przenoszący energię silnika do napędzanych urządzeń. [przypis edytorski]

10. ruń — zieleniejąca roślinność; wschodzące zboże. [przypis edytorski]

11. apretura (z fr. appreter: wykańczać) — wykańczanie, uszlachetnianie tkanin, m. in. przez nasycanie substancjami zmiękczającymi; tu: dział fabryki włókienniczej, w którym te czynności się wykonuje. [przypis edytorski]

12. postrzygalnia — dział fabryki włókienniczej, w którym wykonuje się postrzyganie (strzyżenie) tkaniny z meszku i wystających nad powierzchnię włókien. [przypis edytorski]

13. tuman — kłąb czegoś sypkiego (np. płatów śniegowych) lub lotnego (pary wodnej) unoszący się w powietrzu i powodujący jego nieprzejrzystość. [przypis edytorski]

14. ano (daw.) — tylko. [przypis edytorski]

15. kopanie — wykopki, zbieranie ziemniaków. [przypis edytorski]

16. tęgi — tu: wielki. [przypis edytorski]

17. ciżba — tłum, gromada, duża liczba osób. [przypis edytorski]

18. kaszkiet — męska sztywna czapka z daszkiem. [przypis edytorski]

19. dziewuchom paciorków (wiozę) (gw.) — dziewczynom paciorki. [przypis edytorski]

20. obraziki (gw.) — obrazki; daw. obrazki drukowane na kartonie, przeważnie bez oprawy. [przypis edytorski]

21. na spódnicę — tu domyślnie: tkaninę na uszycie spódnicy. [przypis edytorski]

22. kułak — mocno zaciśnięta dłoń; pięść. [przypis edytorski]

23. miesięczny (daw.) — księżycowy; miesiąc (daw., poet.): księżyc. [przypis edytorski]

24. odpocznienie (daw.) — spoczęcie, wypoczynek. [przypis edytorski]

25. zaciężyć — dziś popr.: zaciążyć. [przypis edytorski]

26. oczów — dziś popr. forma D. lm: oczu. [przypis edytorski]

27. ligawka — ludowy instrument dęty w formie rogu, zrobiony z dwu złączonych połówek uprzednio przeciętego wzdłuż i wydrążonego kawałka drzewa. [przypis edytorski]

28. wierzbiny — drzewa, krzewy wierzby. [przypis edytorski]

29. do dnia (daw. gw.) — o świcie. [przypis edytorski]

30. huzia — okrzyk zachęcający do napaści. [przypis edytorski]

31. czamara — dawne męskie okrycie wierzchnie, sięgające bioder lub połowy ud, zapinane pod szyję, z długimi, wąskimi rękawami, z ozdobnymi guzikami i szamerunkiem (obszyciami z ozdobnego sznura). [przypis edytorski]

32. Rynek Geyera — łódzki plac przy ul. Piotrkowskiej, nazwany od pobliskiej fabryki włókienniczej Ludwika Geyera; ob. Plac im. Władysława Reymonta. [przypis edytorski]

33. świegot — to samo, co świergot. [przypis edytorski]

34. furgon — długi, kryty wóz transportowy. [przypis edytorski]

35. szynk — podrzędny lokal sprzedający alkohol. [przypis edytorski]

36. panoptikum — wystawa osobliwości, także figur woskowych. [przypis edytorski]

37. kurytarz — dziś popr.: korytarz. [przypis edytorski]

38. wskróś — dziś popr.: wskroś. [przypis edytorski]

39. ze szosy — dziś: z szosy. [przypis edytorski]

40. grobla — wał ziemny utrzymujący wodę w sztucznych zbiornikach wodnych, takich jak stawy i kanały; grzbietem grobli często wiodły drogi. [przypis edytorski]

41. ino (gw.) — tylko. [przypis edytorski]

42. niechta (gw.) — niech tam, niechaj. [przypis edytorski]

43. morówka — mór, śmiertelna choroba. [przypis edytorski]

44. komornik — chłop nieposiadający gospodarstwa ani domu, opłacający własną pracą swój pobyt w domu innego, bogatszego chłopa a. właściciela ziemskiego. [przypis edytorski]

45. barchan — półksiężycowata wydma. [przypis edytorski]

46. ognicha — gorczyca polna, chwast o żółtych kwiatach rosnący na gliniastych polach i ugorach. [przypis edytorski]

47. płowy — żółtawy o szarym odcieniu. [przypis edytorski]

48. nieszpory (z łac. vespera: wieczór) — wieczorne nabożeństwo w kościołach chrześcijańskich, tradycyjnie odprawiane o zachodzie słońca. [przypis edytorski]

49. tłumok — zawiniątko, nieforemny pakunek. [przypis edytorski]

50. blich — miejsce, w którym bieli się tkaniny. [przypis edytorski]

Wesprzyj Wolne Lektury!

Wolne Lektury to projekt fundacji Nowoczesna Polska – organizacji pożytku publicznego działającej na rzecz wolności korzystania z dóbr kultury.

Co roku do domeny publicznej przechodzi twórczość kolejnych autorów. Dzięki Twojemu wsparciu będziemy je mogli udostępnić wszystkim bezpłatnie.

Jak możesz pomóc?


Przekaż 1% podatku na rozwój Wolnych Lektur:
Fundacja Nowoczesna Polska

1 2 3 4 5
Idź do strony:

Darmowe książki «Pewnego dnia... - Władysław Stanisław Reymont (biblioteka wirtualna .txt) 📖» - biblioteka internetowa online dla Ciebie

Uwagi (0)

Nie ma jeszcze komentarzy. Możesz być pierwszy!
Dodaj komentarz