Obrazek z lat głodowych - Eliza Orzeszkowa (ogólnopolska biblioteka cyfrowa .TXT) 📖
Jaśnie państwo żyją beztrosko w swoich pięknych, dostatnich dworach. Czytają, grają na fortepianie, przechadzają się po ukwieconym ogrodzie, przyjmujągości w rozświetlonym salonie.
Oświeceni panowie i panie prowadzą miłekonwersacje przetykane modną francuszczyzną. Wydają się nie dostrzegać, żetuż obok inni ludzie, w których oni widzą tylko ciemną, tanią siłę roboczą,cierpią śmiertelny głód. Dla wielkich państwa chłopi to prymitywny, brudny,leniwy lud, z którym na szczęście nie trzeba się stykać i którym nie trzebasobie zaprzątać głowy. Od czegóż ma się ekonomów? Debiutanckie opowiadanieElizy Orzeszkowej pokazuje ostry kontrast pomiędzy sielskim życiem ziemian,a nędzą i cierpieniem pracujących na ich dobrobyt mieszkańców wsipańszczyźnianej.
- Autor: Eliza Orzeszkowa
- Epoka: Pozytywizm
- Rodzaj: Epika
Czytasz książkę online - «Obrazek z lat głodowych - Eliza Orzeszkowa (ogólnopolska biblioteka cyfrowa .TXT) 📖». Wszystkie książki tego autora 👉 Eliza Orzeszkowa
— Dobrze nam będzie i w naszej chatce, bylebyśmy się pobrali — mówił chłopak i bez zazdrości patrzyli oboje na bogaty dwór pański.
Przyszło zima, głód ciężki zajrzał do wsi; w chatach Wasyla i Hanki i jęczmiennego zabrakło już chleba.
Szybko pobladły twarze młodych ludzi, oczy chłopaka zapadły i gasł powoli żywy błękit oczów24 dziewczyny, bo głód to straszny niszczyciel: wygryza piersi, czerni twarz i gasi blask oka. Nie skarżyli się jednak, pracowali, jak mogli; tylko Wasylek rzadko już śmiał się, a Hanka śpiewać przestała, ale kochali się zawsze, coraz bardziej.
Nadeszła wiosna, chleba i z plewy zabrakło. Brali od pana po garncu żyta na tydzień, ale trudno było przeżyć garncem żyta siedem dni długich, bo w chacie Hanki żyły trzy osoby dorosłe i troje dzieci, a u Wasylka pięć osób dorosłych i dwoje dzieci.
Twarz chłopca stawała się coraz bledsza, coraz głębiej zapadały mu oczy i oczy Hanki gasły co dnia bardziej; wysoka i giętka jej postać schylała się ku ziemi, usta okrążył wyraz bólu. Ale chłopak był silny, wytrwały, a choć blady i z zapadłymi policzkami, pracował ciągle, na pańszczyźnie i w domu i gdy był przy kochance, tłumił gryzący ból głodu i uśmiechał się do dziewczyny. Hanka osłabła widocznie. Nieraz chwiała się, idąc przez wioskę, w oczach robiło się jej ciemno i piersi ściskał ból jakby żelazną obręczą.
Otóż to chłopskie nadzieje i marzenia! Dwoje ludzi kochają się25, pragną, czekają szczęścia — aż głód przychodzi, dusi i zabija.
W tym czasie pan i pani bardzo byli zajęci. W kwietniu miano obchodzić rocznicę ich ślubu wielkim festynem. W domu gotowano26 już salony, śliczną suknię z dalekich krajów przysłano dla pani. W ogrodzie dwornym27 rozkwitały narcyzy wonne i fiołki uścielały trawniki. Pan, oczekując festynu, czytał, pani grała, a ani książki, ani dźwięki muzyki nie mówiły im o sąsiedniej biedzie i o cierpieniach Wasylka i Hanki, o ich więdnących twarzach i konających nadziejach.
Oto dwa światy!
Kwiecień ciepły zielenił ziemię, skowronek śpiewał i pierwiosnki dawno już kwitły; ale w owym roku nieszczęścia i nędzy nikt po wsiach nie słuchał szczebiotu wiosennego ptaka, żadna dziewczyna kwiatkiem włosów nie stroiła.
W jednym z kwietniowych wieczorów Hanka siedziała na progu chaty. Promień zachodzącego słońca ozłacał jej włosy, głowę wsparła na wychudłej ręce, a zbladłą i wynędzniałą twarz jej zalewał wyraz smutku i gryzącego cierpienia. Rodzice byli na pańszczyźnie, dziecko jedno siedziało z kotem pod ławą, drugie jęczało, kurcząc się na przypiecku, najmłodsze, opuchłe i chore spało w kołysce snem bliskim śmierci. Długo Hanka siedziała myśląca i zamyślona. Słonko już było bardzo nisko, gdy zza płotu wyszedł Wasylek, zbliżył się z wolna i milcząc, obok niej usiadł. Dziewczyna spojrzała na kochanka28 łzą zaszłym wzrokiem, on oparł brodę na ręku i tak siedzieli przez chwilę milcząc i patrząc na siebie.
— Wasylku — odezwało się nagle Hanka, jakby sobie co przypomniała — jadłeś ty dziś zacierkę?
Chłopiec machnął ręką.
— Gdzie nam do zacierki! — odpowiedział ochrypłym głosem. — Lebiodę29 jemy i pokrzywę, bo ekonom garnców nie daje od czasu, jak się na mnie rozgniewał.
Hanka żywo powstała i wbiegła do chaty. Było to we wtorek, w chacie zgotowano zacierkę z pańskiego żyta; Hanka jej nie jadła, ona nic przez dzień cały nie jadła, a część swoją zostawiła dla Wasylka, bo wiedziała, że on garnców nie bierze i głodny do niej przyjdzie. Po chwili wyszła z chaty i podała kochankowi łyżkę drewnianą i garnuszek pełen jadła.
Chłopiec pochwycił go gwałtownie i zaczął pożerać grubą potrawę. Gdy jadł, oczy mu błyskały, rumieniec zalewał wychudłe policzki; zapomniał o całym świecie, o Hance nawet, jadł tylko i jadł ciągle, dopóki nie wypróżnił30 garnuszka. I nic dziwnego, że pożerał zacierkę z pańskiego żyta, bo od dwóch tygodni jadł tylko gotowaną trawę. Hanka patrzyła na niego z pomieszanym uczuciem cierpienia i radości; głód gryzł jej własne piersi, a jadłem swoim karmiła kochanka.
Wziąwszy z rąk Wasylka próżny garnuszek, wniosła go do chaty, potem wróciła, usiadła obok chłopca na progu, zarzuciła mu ręce na szyję i głowę przytuliła do jego piersi. On jedną ręką objął ją i przycisnął do siebie, drugą gładził jej jasne, rozplecione włosy.
— Sokole ty mój jasny, Wasylku! — szepnęła dziewczyna.
— Gołąbko moja, duszko! — odszepnął chłopiec.
I umilkli, i milcząc, siedzieli; kochać mieli jeszcze siłę, ale głód ściskał im gardła i mówić przeszkadzał.
Słońce zaszło, ludzie wracający z pańszczyzny ukazali się na przeciwnym końcu wsi. Hanka powstała, wstał i Wasylek. Długo jeszcze trzymał ją w objęciu; patrzyli na siebie ciągle w milczeniu, w końcu pocałowali się długo, gorąco i chłopiec ze schyloną głową poszedł przez wioskę, a Hanka, popatrzywszy za nim, weszła do chaty i bez sił prawie upadła na ławę.
W owej chwili po szerokiej i czystej drodze dworskiego dziedzińca, między zieloną murawą i krzewami kwitnących narcyzów przechadzali się pan i pani.
Pani wsparta na ręku męża mówiła mu o niedalekim festynie i o swojej sukni prześlicznej, o upragnionej podróży i przyszłych zabawach zimowych. Pan trzymał w dłoni drobną rączkę żony, słuchał jej wesołego szczebiotu, potem opowiadał o wszystkim, co czytał w książkach i co kiedyś widział w podróżach po świecie. Słońce zaszło, a gdy służba oznajmiła podaną herbatę, pan i pani weszli do domu pili i jedli u otwartego okna, ciągle śmiejąc się i rozmawiając. Potem długo w noc słychać było dźwięk fortepianu; to pani grała, a pan, siedząc przy niej, słuchał melodii i całował niekiedy białą rękę i purpurowe usta żony.
Oto dwie miłości, dwie pary, dwa światy!...
Nazajutrz po owym kwietniowym wieczorze rodzice Hanki raniutko wyszli na pańszczyznę. Dziewczyna, chwiejąc się, wstała, rozłożyła w chacie ogień i poszła zbierać lebiodę.
Wróciła z pękiem ziela, postawiła garnuszek wody przed ogniem, wsypała w wodę przyniesioną trawę i zaczęła gotować. Pod ławą kot miauczał i dziecko piszczało; na przypiecku skurczona i zmartwiała siedziała ośmioletnia dziewczynka; w kołysce ciągle spało opuchłe dziecię.
Południe się zbliżało. Hanka wyszła przed chatę, spojrzała na słońce i zapytawszy się przechodzącego sąsiada, w której stronie pracują jej rodzice, weszła do izby. Nakarmiła lebiodą dzieci, sama jadła, głód odgoniła na chwilę, ale gotowana trawa sił jej nie dodała. Potem nalała dwa garnuszki rzadkiego ziela, zawiązała chusteczkę na głowę i wyszła. Szła przez wieś, chwiejąc się. Przed chatą Wasylka stanęła, powitała matkę kochanka zbierającą trzaski31 na podwórku i poszła dalej. Wasylka nie zobaczyła, bo i on był na pańszczyźnie. Dzień jasny, gorący prawie, potokiem promieni słonecznych zalewał ziemię, powietrze woniało, ptaki szczebiotały i bociany klekotały na dachach. Dziewczyna minęła wioskę i niosąc garnuszki szła przez pole, potem przez łąkę, a ciągle chwiejąc się. Nareszcie przyszła nad rzeczkę. Z drugiej strony wody pracowali ludzie około32 pańskiego pola; między nimi Hanka zobaczyła swoich rodziców. Przez rzeczkę położono kładkę dość szeroką, aby przejść można było, ale chwiejną i uginającą się za każdym krokiem. Hanka stanęła na kładce i zachwiała się; cofnęła się szybko i usiadła na trawie, bo nogi pod nią drżały. Harwar zobaczył córkę i począł ją wołać.
— Chodźcie tu sami wziąć jedzenie, bo nie przejdę po kładce, w wodę wpadnę! — zawołało słabym głosem dziewczę.
Harwar chciał iść do córki, ale ekonom krzyknął na chłopa:
— Co tam z dziewką rozprawiasz? Do roboty!
A do Hanki zawołał:
— Nieś mi tu zaraz sama! Dam ja tobie: „przejść przez kłódkę nie mogę”! Wielka pani, patrzcie ją!...
I pogroził nahajką33.
Hanka wstała z ciężkością, wzięła dzbaneczki i weszła na kładkę. Tą razą34 nie zachwiała się za pierwszym krokiem, ale przy trzecim w głowie jej zaczęto się kręcić. Postąpiła dalej... Nogi pod nią zadrżały i w oczach jej zrobiło się ciemno. Krzyknęła i postąpiła krok jeszcze. Ekonom wołał z drugiej strony rzeczki:
— A prędzej, no! Patrzcie, jaka panienka! Idzie jak nie na swoich nogach!
On nie pomyślał o tym, że głód odjął siłę nóg biednej dziewczynie.
Na głos ekonoma Hanka silniej zadrżała, spojrzała w dół, upuściła dzbaneczki, chciała iść dalej, zachwiała się, krzyknęła raz jeszcze i... wpadła w rzekę.
Za wodą rozległy się dwa rozpaczna krzyki: ojca i matki. Wasylka tam nie było, on pracował w innej stronie pańskiego pola.
Tego dnia wieczorem w Harwarowej chacie płonął żywy ogień. Czerwony płomień oświecał drgającym blaskiem szarą i smutną izbę; naprzeciw ognia na ławie leżała nieżywa, znaleziona w wodzie Hanka. Długie jej, jasne włosy spadały rozpuszczone, ręce miała złożone na piersi, grubą koszulę zawiązywała czerwona wstążeczka, którą kiedyś od kochanka dostała. Przy niej, skurczona na ziemi siedziała matka. Brakło jej siły, aby według wiejskiego zwyczaju zawodzić głośne żale, lecz cicho szlochała, ocierając łzy fartuchem. Z drugiej strony chaty siedział na ławie Harwar, ręce złożył na kolanach, głowę schylił ku piersi, twarde, splątane włosy twarz mu zarzuciły. Nie miał ani słowa skargi na ustach, ani łzy w przybitym do ziemi oku; ale wszystko, co bezsilna rozpacz ma w sobie najposępniejszego, zlało się w ponurą i milczącą postać chłopa.
Wasylka nie było. Kiedy rozeszła się wieść o utonięciu Hanki, przybiegł do wioski blady z obłąkanymi oczami, a spojrzawszy na trupa dziewczyny, pochwycił się za głowę i uciekł. Daremnie go szukano; dzień cały zszedł, a Wasylka nigdzie nie było.
Posępna cisza panowała w chacie, przerywana tylko niekiedy trzaskiem ognia, łkaniem kobiety albo ciężkim westchnieniem Harwara. W kącie izby w kołysce konało opuchłe od głodu dziecię.
Tego wieczora we dworze pańskim wiele było gości. Pan dowiedział się od ekonoma o utonięciu Hanki i o smutnym wypadku opowiadał towarzystwu zebranemu około zastawionego i oświetlonego stołu.
— Szkoda dziewczyny, jeżeli była ładna — rzekł dowcipniś jakiś z urzędu bawiący obecnych.
— Ładna była — odpowiedział pan — i podobno zaręczona.
— Treść do romansu — westchnęła sentymentalna dama pragnąca we wszystkim na ziemi treść do romansu dopatrzyć35.
— Romans u chłopów! — zawołał z oburzeniem otyły, z sumiastymi wąsami weteran-obywatel. — Co też pani mówi! Alboż oni kochają?
— Zawszeż36 szkoda dziewczyny, jeżeli była ładna — powtórzył dowcipniś.
— Messieurs, parlons autre chose!37 — z grymasem na pięknej twarzy ozwała się38 pani domu. — Utonięcie dziewczyny to smutny dla rozmowy przedmiot, cela fait mal aux nerfs39.
— Parlons autre chose, ma déesse!40 — zawołał pan i rozmowa potoczyła się wesoła a rozmaita. O Hance biednej, która z siną twarzą i rozpuszczonymi włosami martwa leżała w Harwarowej chacie, o jej rodzicach i o jej kochanku w salonach pańskich nie myślano.
W kilka dni później chłopi wracający z miasteczka przywieźli do wioski, w której umarła Hanka, znalezionego na szerokiej drodze pod krzyżem, opuchłego i umarłego z głodu człowieka. Był to trup Wasylka.
Otóż to chłopskie miłości, nadzieje i marzenia! Dwoje ludzi w wiosce kochało się i roiło przyszłość szczęśliwą — aż przyszedł głód i całym śladem dwóch istnień pełnych zdrowia, sił i nadziei na wiejskim cmentarzu zostały dwie mogiły.
W miesiąc potem opustoszała Harwarowa chata. Dwoje dzieci zmarło, starszą dziewczynkę na pastuszkę wzięto do dworu, a Harwar z żoną, wynędznieli i osiwieli, wyszli żebrać po szerokich drogach. Kiedy, wychodząc z wioski, mijali wiejski cmentarz, nad dwoma świeżymi grobami sosny szumiały, strząsając krople spadłego niedawno deszczu. Harwar i jego żona spojrzeli na cmentarz i bezwiednie się przeżegnali, ale nie zaszli na groby córki i jej kochanka i łzy nie mieli w zapadłych i opuchłych oczach. Głód wyziębił im uczucie w piersi i łzy w oczach wysuszył.
Poszli i zginęli bez śladu.
Wkrótce i pański dwór opustoszał. Pan z panią w daleką wyjechali podróż.
Przeszła jesień i zima. Z wiosną nową pan i pani wrócili do swego jasnego, wiejskiego domu. Przez zimę bawili się wesoło w wielkim mieście, a wróciwszy, znowu czytali, grali, bawili gości i przechadzali się po wonnym ogrodzie jak dawniej.
Śliczne liczko Hanki i poczciwe serce jej kochanka toczyły pod ziemią robaki.
*
Skończyłam moją powiastkę, piękni panowie i panie! Przebaczcie, jeślim znudziła41 prostym opowiadaniem. Ale widzicie, słowo nie zawsze zdoła wypowiedzieć gorące poczucie i piórem trudno wyprowadzić na jaw myśl żywą. A jednak serce boli przy wspomnieniu o mękach goszczących niekiedy między biednymi braćmi i obok owych ciemnych obrazów nędzy i niedoli przed wyobraźnią stoją rozświetlone weselem postacie szczęśliwych. Więc gdy się myśl moja napełniła obrazami takimi, zapragnęłam powiedzieć wam poczciwe, choć ubogie słowo i niegdyś słyszaną krótką historię Hanki i Wasylka opowiedziałam.
KRS: 0000070056
Nazwa organizacji: Fundacja Nowoczesna Polska
Każda wpłacona kwota zostanie przeznaczona na rozwój Wolnych Lektur.
1. nurtować — wydarzać się w głębi, w ukryciu, nie ujawniając się na zewnątrz. [przypis edytorski]
2. rozpaczny — dziś:
Uwagi (0)