Narcyssa i Wanda - Narcyza Żmichowska (czytaj online książki txt) 📖
Narcyza Żmichowska właściwie należy do grona romantyków – była o siedem lat młodsza od Krasińskiego, dziesięć od Słowackiego, a od Norwida młodsza o trzy. W dodatku paliła cygara jak George Sand.
Jednak w prywatnej korespondencji ukazuje się jako osoba niekonwencjonalna i niezwykle nowoczesna (czyta i komentuje Renana, Darwina, Buckle’a), światopoglądowo skłaniająca się ku nurtom pozytywistycznym, ale przede wszystkim umysłowo niezależna. Jej stanowisko ideowe i życiowe było heroiczne – bo wypracowane osobiście, przemyślane na własną rękę, niepodległe.
- Autor: Narcyza Żmichowska
- Epoka: Pozytywizm
- Rodzaj: Epika
Czytasz książkę online - «Narcyssa i Wanda - Narcyza Żmichowska (czytaj online książki txt) 📖». Wszystkie książki tego autora 👉 Narcyza Żmichowska
W tym smutnym stanie spędza Narcyza lat trzy, w ciągu których o pisaniu nie było mowy. Wreszcie w roku 1855 dostaje upragnione zezwolenie na pobyt w Warszawie. Niestety, nie może z niego korzystać w całej pełni dla przyczyn materialnej natury. Miesiące całe spędza u krewnych na wsi, przeważnie w Rzeczycy. Tworzenie prawie zarzuciła, zarabia — niedostatecznie — pisząc podręczniki naukowe; wraca po trosze do tej doli, z której wyszła — nauczycielki. Z biegiem lat stosunki te poprawiają się nieco, życie Narcyzy staje się lżejsze, milsze, od czasu gdy osiadła na tak zwanym później „Miodogórzu”. Jest to dom przy ulicy Miodowej 1/3, należący do Grabowskich. Tam mieszkała siostra Narcyzy, Lilia Zalewska, tam mieściła się też mała nieautoryzowana pensyjka Julii Bąkowskiej, później Ignacowej Baranowskiej; przy niej osiada Żmichowska i na tej pensji udziela lekcji.
Zarazem zawiązała serdeczne stosunki z mieszkańcami tego domu, który stanowił prawdziwą kolonię zacnych i drogich jej później ludzi. Tam mieszkał Jan Grabowski, wdowiec z czterema córkami: Zofią, tłumaczką popularnych angielskich powieści dla młodzieży (Małe kobietki, Dobre żony etc.), Julią, później Adolfową Tetmajerową, matką Kazimierza Tetmajera, Wandą, później Władysławową Żeleńską, żoną muzyka, moją matką, i Marią, później żoną matematyka Władysława Kwietniewskiego, docenta Szkoły Głównej. Mieszkali tam również mecenas Edward Grabowski, brat Jana, z rodziną; Edward Kapliński, młody architekt, brat Leona, malarza i poety, emigranta z roku 1848; Stanisław i Seweryn Markiewiczowie, słynny lekarz Ignacy Baranowski, adwokat Józef Brzeziński, muzyk Jan Kleczyński, filozofka Eleonora Ziemięcka, przyjaciel Jurgensa Ruprecht, wspomniana już siostra Narcyzy Zalewska, Rodysowie.
„Miodogórze” — tym mianem zwano mieszkanie Żmichowskiej — dwa skromne pokoiki na trzecim piętrze — dobrze było znane Warszawie w owej epoce przedpowstaniowej. Tam biło serce Warszawy, tam czuwała myśl, tam toczyły się nieraz ważne obrady. Stamtąd pisała Żmichowska znany swój list do Elżanowskiego.
Zanim przyszły straszne chwile roku 1863, które znowu wygnały Narcyzę z Warszawy — prawie na resztę życia — spędziła ona na „Miodogórzu” dni niemal szczęśliwe. Zaczęła pisać na nowo; staraniem grona przyjaciół, doczekała się w roku 1861 zbiorowego wydania swoich Dzieł, którego urzeczywistnienie połączyło się z serdeczną owacją, jaką zgotowali pisarce w jej mieszkaniu najbliżsi.
Żmichowska udzielała lekcji na pensyjce Bąkowskiej. Z czasem lekcje te wyrosły w rodzaj wolnego uniwersytetu. Ignacy Baranowski notuje w swoich pamiętnikach, że nauki pobierały tam dwie jego siostry, dwie panny Grabowskie, Sikorskie, Paprocka, dwie siostrzenice Żmichowskiej i inne. Z uczennic tych, drogą „powinowactwa z wyboru”, najbliższą jest jej Wanda. Mimo różnicy wieku (Narcyza była o 23 lata starsza), stosunek nauczycielki do uczennicy rychło w listach Narcyzy staje się stosunkiem przyjaciółki do przyjaciółki, mimo że wiele czasu będzie potrzeba, aby ośmielić pokorny i pełen uwielbienia kult Wandy dla ukochanej mistrzyni. Właśnie w epoce, gdy Wanda z dziewczęcia wyrasta w młodą pannę, Narcyza znowu opuszcza Warszawę. Przeciwna zbrojnemu ruchowi, nie mogąc powstrzymać wypadków, chce być jak najdalej, jedzie do brata do Mieni, zapada tam, aby nie myśleć, nie wiedzieć. Wraca do Warszawy w chwili wybuchu i pierwszych walk, po czym znów wyjeżdża i prawie całe życie już spędza na wsi, mimo ciągłej tęsknoty za Warszawą. Przebywa tedy kolejno u sióstr, ucząc w zamian za kawałek chleba ich dzieci. W odcięciu od ludzi, od zdarzeń, od wiadomości, korespondencja z Wandą staje się wielką potrzebą i pociechą Narcyzy. Chwila sprzyja zacieśnieniu się tych węzłów: wspólne wzruszenia, wspólne smutki, obawy. Na mieszkańców „Miodogórza” spadają ciosy. Rewizja wykryła w piwnicach skład broni; ojciec Wandy, Jan Grabowski dostaje się — jako gospodarz domu — do Cytadeli; sąsiaduje z nim w słynnym dziesiątym pawilonie Seweryn Markiewicz, później wywieziony na Sybir. Jurgens umiera, mówią, że zamęczony w Cytadeli. Wielu bliskich Narcyzy, jak Henryka Wohla, jak siostrzeńców jej, Redla, Lewińskiego, również wywieziono. Wszędzie żałoba, nieszczęście, pogrzebanie wszystkich nadziei tak rozkołysanych latami 1861–1862.
Dla Narcyzy, której serce, pozbawione jednej pełnej miłości, wciąż jest niesyte, Wanda staje się coraz bliższą, coraz więcej miejsca zajmuje w jej życiu. Wanda wciąga niejako ukochaną „Panią” w krąg swoich bliskich13 Ta rodzina z wyboru staje się Narcyzie niemal bliższą od rodziny prawdziwej. Tam — troski dnia codziennego, tu — wspólność myśli i dążeń: Edward Kapliński, dwaj Markiewiczowie, Zofia Kaplińska — widać z listów, czym są dla niej.
Zarazem Wanda przedstawia dla Narcyzy bezcenny skarb: młodość! Dawna „Gabryella” pozbawiona prawie możności wypowiedzenia się piórem i podniet autorskich, grzeje się w miłości, w uwielbieniu młodej przyjaciółki, przelewa w nią wzajem swoje myśli, swoje doświadczenia. Niezachwiana wiara w nią Wandy, mimo że niby to ją gniewa, czuć, że jest jej miła, potrzebna do życia; że te zasoby młodego entuzjazmu wlewają w nią jakby strumień świeżej krwi. Wanda „ma wielką nad nią władzę, jest najsilniejszym życio-wzbudzaczem, który jej zasnąć nie daje”, jak pisze o niej w liście do Elli. Ona sama w coraz obszerniejszych listach przelewa w nią swoje myśli. Czując uwielbienie Wandy, otwiera przed nią serce, spowiada się, daje folgę tej introspekcji — jakby się powiedziało dzisiaj — która była jej pasją psychologiczną, a na którą w powieści było snadź14 u nas za wcześnie. Dzieli się z nią każdą przeczytaną książką: uczy ją czuć i myśleć.
Ale niebanalna to nauka. Gdy zwykle starszy stara się kiełznać zuchwalstwo młodości, tutaj, ta nauczycielka musi ośmielać Wandę, która wyrosła w pętach towarzyskich konwenansów, na której zaciężyła pewna wrodzona nieśmiałość, skłonność do „poczciwości”, do dydaktyzmu, do chowania głowy przed rzeczywistością. Narcyza, przeciwnie, lubi widzieć wszystko; patrząca w świat śmiałym okiem, zwykła zapuszczać zwłaszcza sondę we własne serce, owym — jak sama nazywa — „podkostnym, podwnętrznościowym, podsercowowym samobadaniem”; stara się tedy niszczyć w Wandzie konwencjonalizm, pruderię, idealizm nawet, ów nieco zdawkowy idealizm, który mnie jeszcze jako małego chłopca raził w mojej matce i utrudniał z nią porozumienie. Dwukrotne załamanie najdroższych nadziei otrzeźwiło Narcyzę z bujania po obłokach fałszywej idealizacji; staje się poetką powszedniego dnia, apostołką pracy, nauki, codziennego wysiłku. Rzuca się w rozpoczynający się wówczas tak żywo ruch przyrodniczy; stara się weń wciągnąć młodą przyjaciółkę, sama czyta, kształci się gorączkowo, ciągły jej refren, to: „Ucz się Wando!”. Wita powstający nowoczesny świat równości, świat pracy, świat pieniądza: kto tego nie rozumie, ten, jej zdaniem, nie rozumie nic; wyswobodzenie się z zależności materialnej da kobiecie wszystko, a nie jałowa wojna o hasła i programy. „Choćbyś się jak po zażyciu chininy bez opłatka wzdrygnęła, moja Wando rozmarzona, to jednak tego nie przeprzesz, że pieniądze są wolnością. Pieniędzmi, swoimi pieniędzmi, zarobionymi pieniędzmi, zmusi kiedyś kobieta napoleońskich Francuzów do zmiany całych rozdziałów w sławnym cesarskim kodeksie. Pieniędzmi ugruntuje również równość małżeńską i władzę macierzyńską (...)”. Zabawne jest, że ta apoteoza pieniądza wychodzi z ust poetki, zwrócona do panienki z mieszczańskiego domu. I tak Narcyza wciąż, wciąż otwiera głowę tej, którą raz, gderząc żartobliwie, nazywa „rozpieszczoną dewotką ideału”.
Nasuwa się zrozumiałe pytanie, czemu Narcyza to wszystko, co uważała za potrzebne dla społeczeństwa, przelewała w jedną duszę, zamiast wołać to i głosić publicznie. Tu dotykamy cierpienia, które nurtowało pisarkę.
Twórczość Żmichowskiej biegnie bardzo łamaną linią. Witana od razu z zachwytem i nadzieją, dochodzi szczytu w epoce, gdy, dojrzała bólem i zawodem osobistym, pisze ową olśniewającą Pogankę, która była niezwykłym zjawiskiem w ówczesnej atmosferze literackiej kraju. Po niej — subtelna Książka pamiątek. Ale atmosfera nie sprzyjała pisaniu, nabrzmiała pragnieniem czynu, nadziejami, które ożywiają przed „Wiosną Ludów” całą Europę. Narcyza rzuca się w działanie, co zaprowadziło ją do więzienia. Potem Lublin. Odcięta od ruchu umysłowego, skrępowana, skazana na zarobkową pracę — razem blisko dziesięć lat straconych. Ledwie trochę Narcyza przyszła do siebie, wybucha rok 1863, znów wypędza ją z Warszawy i skazuje na milczenie.
Na pozór można by w tym widzieć brak inicjatywy. Ale zważmy, iż stanowisko kobiety-pisarki nie było wówczas łatwe. Żmichowska była w owej epoce u nas unikatem, niemal monstrum. Była przy tym zbyt samodzielna, zbyt niezależna, nie umiała się wprzęgnąć w służbę żadnego obozu. Dla białych czerwona, dla czerwonych biała; dla jednych zbyt poetka, dla drugich zbyt pozytywistka, męska głowa z kobiecym sercem, literacko wyprzedzająca epokę, dająca skoncentrowaną myśl w nowych formach, gdy u nas żądano od pisarki słodkawej gawędy. Dziś owa epoka wydaje się epoką „trzech wieszczów”; ale wieszcze byli daleko15, a w kraju była martwota. Weźmy przy tym nikłość ruchu wydawniczego, dzienników. Najpopularniejszy jej utwór, Poganka, nie ukazał się osobno w wydaniu książkowym!
Niezbyt łatwa do pióra, potrzebowałaby zachęty, atmosfery. Miała ją w epoce, gdy Dembowski zakładał „Przegląd Naukowy”, gdy skupiali się koło niej entuzjaści i entuzjastki. Teraz potrzebowałaby tego więcej niż kiedykolwiek, a nie ma; nici się porwały, nawiązać je trudno. Wytwarza się w Narcyzie istny kompleks zwątpienia, niewiary w siebie. Doświadczenia z redaktorami, którzy przetrzymują, okrawają, zmieniają jej utwory — pogłębiają ten kompleks. Poganka wyniosła ją w opinii tak wysoko, że utrudniła jej dalsze pisanie. Żądają od niej wzlotów romansowej fantazji, gdy ona już dojrzała do innej drogi. Pamiętajmy zresztą o cenzurze, której wielcy nasi poeci szczęśliwie uniknęli, a która dla Żmichowskiej bardziej była paraliżująca niż dla kogokolwiek innego. No i o tej drugiej cenzurze „dobrze myślących paniuś, co to — wedle jej wyrażenia — chrupiąc makaroniki, deklamują o nauce Chrystusa”. Ona sama gubi się w sobie, nie umie już odnaleźć swojej drogi; a raczej obiera tę, aby wszystkie bogactwa swej duszy wypowiadać w listach do najbliższych.
Nieraz w pracach o Żmichowskiej zdarza się spotkać zdanie, że talent jej osłabł. Nie sądzę, aby to było prawdą. W listach tych dużo jest mowy o pewnej „powieści autobiograficznej”. Wówczas nie może się zdobyć na jej napisanie. Ale w wiele lat [później] wraca do niej. I pierwsza część tej powieści, którą na łożu śmierci dyktuje siostrzenicom16 (Czy to powieść?), jest klejnotem naszej literatury. Nie był więc prawdą upadek talentu; okoliczności jedynie, warunki, które tyle możliwości musiały u nas wytracić, złożyły się na to, aby jej zamknąć usta. Martyrologia tych, co pozostali w kraju!
Nie wyschło w niej źródło myśli, jak sama mniema. Świadczy o tym obfitość jej listów, ich treść. Toż to co chwila rozprawka na jakiś temat, gotowe felietony. I tę korespondencję prowadzi z wieloma bliskimi, w niej wypowiada całą siebie, płyną spod jej pióra nieraz świetne improwizacje, z tą szczerością, która przez ogół byłaby może niezrozumiana, na którą było zbyt wcześnie.
Listy jej do Wandy są tym cenniejsze, że wprowadzają nas w warsztat jej twórczości. Bo Wanda, w trakcie tej korespondencji, bierze się — bardzo nieśmiało — do pióra. Narcyza daje jej rady, kieruje jej smakiem, polszczyzną, ostrzega ją przed moralizowaniem, do czego młoda jej przyjaciółka zdradza skłonności, w końcu zaś proponuje jej rzecz, która — można się domyślić — musiała przerazić nieśmiałą Wandę: współpracownictwo17. Współpracownictwo z tą, którą Wanda uważała za jeden ze szczytów literatury! Nic dziwnego, że wzdraga się przed tym honorem. Dość długo ciągnie się korespondencja w tym przedmiocie. Myśl tej współpracy ma oryginalny początek. Próby przesyłane przez Wandę posiadają tę właściwość, że podniecają Narcyzę; niby to poprawiając jej szkice, niby to dopełniając je, często haftuje na jej kanwie swoje myśli. Tak np. ową bardzo zajmującą, mimo niewdzięcznego tytułu, rozprawkę Rzecz o służących18, napisała Narcyza na pracy Wandy. Zdawałoby się, że za tym „parawanem” czuje się swobodniejsza, zwolniona od odpowiedzialności ciążącej na dawnej Galbrielli. Poddaje Wandzie plan zmistyfikowania redaktorki „Bluszczu” pseudonimem, i w istocie pod pseudonimem Filipiny ukazała się ta rzecz w „Bluszczu”. Ale Żmichowska chce współpracy na szersze rozmiary, plan jej jest w istocie oryginalny: chce pisać do współki19 powieść... autobiograficzną. Posyła szkic do wypełnienia Wandzie: treścią ma być „autobiografia zastanawiającej się kobiety”: wypełniony szkic ma wrócić do Narcyzy do ostatecznego retuszu. Biedna Wanda wzdraga się, broni — ale pisze przez posłuszeństwo: czego by nie zrobiła dla swej ukochanej Pani! Pisze — pod tym właśnie tytułem — powieść, której rękopis znalazłem w papierach matki, i posyła ją Narcyzie. Powieść ta zaczyna się posłusznie od pierwszego zdania planu podanego przez Żmichowską.
Współpracownictwo rozchwiało się. Jakaż mogła być współpraca między młodą osobą próbującą pióra a tym dojrzałym talentem, drążącym w głąb, bogatym w doświadczenia i myśli! Widząc opór Wandy, Żmichowska zrezygnowała, mimo że jeszcze w parę lat później próbuje ją namawiać. Sama na tej kanwie pisze na schyłku życia Czy to powieść?.
W czasie owej korespondencji Narcyza uświadamia sobie cechy charakteru Wandy. Zdaje sobie sprawę z tego, co nazywa jej „innością”.
„Inną jesteś Wando; kiedyś, kiedyś, jako żona i matka znów przemianę odbędziesz, i może wtedy lepiej zrozumiesz, jakie władze ci przybędą, a lepiej
Uwagi (0)