Narcyssa i Wanda - Narcyza Żmichowska (czytaj online książki txt) 📖
Narcyza Żmichowska właściwie należy do grona romantyków – była o siedem lat młodsza od Krasińskiego, dziesięć od Słowackiego, a od Norwida młodsza o trzy. W dodatku paliła cygara jak George Sand.
Jednak w prywatnej korespondencji ukazuje się jako osoba niekonwencjonalna i niezwykle nowoczesna (czyta i komentuje Renana, Darwina, Buckle’a), światopoglądowo skłaniająca się ku nurtom pozytywistycznym, ale przede wszystkim umysłowo niezależna. Jej stanowisko ideowe i życiowe było heroiczne – bo wypracowane osobiście, przemyślane na własną rękę, niepodległe.
- Autor: Narcyza Żmichowska
- Epoka: Pozytywizm
- Rodzaj: Epika
Czytasz książkę online - «Narcyssa i Wanda - Narcyza Żmichowska (czytaj online książki txt) 📖». Wszystkie książki tego autora 👉 Narcyza Żmichowska
26 stycznia. Na bok moją osobistość już usuwając, mam się z tobą o drugiej części twoich marzeń wieczornych rozprawić. Wyobraziłaś sobie, że jakiś kurs naukowy albo słowo jakiejś zasady zbawiennej mogłoby wiele wpłynąć na polepszenie stanowiska kobiety w naszym kraju. Otóż ja mam wprost przeciwne przekonanie. Każda praca wyłączniej w tym celu przedsięwzięta i pod tym tytułem występująca rozbije się o śmieszność lub w najlepszym razie o bezskuteczność przynajmniej. W kółku dobrych znajomych, wśród życzliwych przyjaciółek wolno nam bez wątpienia roztrząsnąć sobie tę i ową wątpliwość, a nawet westchnąć z utęsknieniem ku tej lub owej zmianie; lecz do ogółu nie radziłabym nigdy w tym sensie się odzywać. Nie było takim niegdyś zdanie moje, ale takim się stało przez ciąg życia i doświadczenia; później życie i doświadczenie wytłumaczyło mi się i stwierdziło bardzo logiczną teorią. Kobieta jest przede wszystkim potrzebującą „spełnienia” istotą; gdyby nie nadużyto bardzo brzydko tego wyrazu, to bym powiedziała, że jest „realistką”. W naturze jej leży, aby dążyła ku zrzeczywistnieniu choć najabstrakcyjniejszych ideałów. Wszelkie przedwczesne, ponad „teraz” wybiegłe pojęcia najniebezpieczniejsze są, gdy się między kobiety dostaną, ale też najpewniejszymi wtedy zastosowania, próby, ciała i krwi być mogą; kobieta więc, jako tak przeważnie zrzeczywistniająca, rzeczywistością głównie wyrabiać się powinna. Musi to być jej prawem Bożym, gdyż wszelkie „rzecznictwa”, wszelkie dowodzenia zawsze więcej złego niż dobrego jej przyniosły. Był czas, kiedy z pewnym żalem myślałam sobie, dlaczego Chrystus w Ewangelii swojej nad czołem kobiety stanowczego błogosławieństwa równości duchowej nie wymówił? Teraz nic mi to nie przeszkadza; widzę, że je dał uczynkiem. Samarytance przy studni powierzył najpiękniejsze, fundamentalne słowa swojej nauki; a nie ścieśnił daru swojego powiadając: — „Dlatego ci to oznajmiam, bo kobietą jesteś” — lub — „chociaż kobietą jesteś” — po prostu do duszy ludzkiej się odzywał. Ja też myślę, że nam wypada nie dla siebie, nie dla nas kobiet, ale w ogóle dla wszystkich, dla świętej prawdy, prawdy się dopominać. Na co się zdadzą traktaty logiki dowodzące, że kobiety mogą, a więc, kiedy mogą, to i powinny umysłowo się kształcić? Krótsza sprawa od ukształcenia bez dowodzeń zacząć. Systemat wykładów niedostatecznym się okazuje? — trafić praktycznie do tych, którzy na zmianę wpływają; mówić w imię nauki, nie w imię potrzeb naszych. A zresztą mam to przekonanie, że wśród społeczeństwa jest miejsce dla każdej z nas takie, jakie zająć zdolna; nie czuję ochoty nawet o więcej się dopominać. Nie jest nam ani gorzej, ani lepiej jak drugiej świata połowie ze względu na indywidualne rozwinięcie. Jeśli statystycznie zechcesz to rozważyć, przekonasz się, że dziś geniusz i talent w obu płciach te same spotyka utrudnienia. Przesądy go nie krępują, głównie ubóstwo i brak stanowiska na zawadzie mu staje. Co zaś do rodzinnych stosunków, temu nie zaradzisz przez kobiety; i owszem, lękać się trzeba raczej, by się nie utworzyła pewna większość zbyt wydoskonalonych uczuciowo; trzeba pierwej o mężczyznach pomyśleć. Żebyś ty w sobie rozwinęła wszystkie potęgi idealnej rodzinnej miłości, na co się to przyda, gdy właśnie ukochać nimi nie będziesz miała kogo! Wiele, bardzo wiele kobiet przynosi z sobą wyższe skłonności ku dobremu, szlachetniejszą naturę w kochaniu. Do uzupełnienia swego przed Bogiem, do gruntownej pracy na zbawienie wiekuiste, konieczną jest dla nich pomoc bratniej męskiej duszy; koniecznym uznanie pełne szacunku dla tego, którego wybierają; konieczną jego wzajemność zupełna (bo tylko niższy gatunek bez wzajemności obejść się może); tymczasem, jak się obejrzeć, tak najpierwej bardzo trudno znaleźć przedmiot do szacunku — ma się rozumieć szacunek w kobiecie zawsze jest uwielbieniem — uwielbić tedy trudno — lecz jeszcze trudniej, gdy od uwielbionego kobieta równej cząstki zapragnie, gdy zechce iść z nim razem ku doskonałości coraz wyższej — gdy zapotrzebuje wypowiedzieć mu głąb duszy swojej, wątpliwości, nadzieje, osłabienia, podrywy. Na to nie ma dwóch może braci pod słońcem — a męża ni jednego. Czytałaś zapewne Mlle de La Quintinie94. Śmieszą mię tylko wszystkie podobne przeciw spowiedzi deklamacje. Jak będą inni bracia i mężowie, dyrektorów sumienia nie będzie trzeba kobietom. Gorzej by wypadło dla ludzkości, gdyby miał zaginąć ten rodzaj indywidualności kobiecej, który do współki z duszą mężczyzny Boga rozpamiętywać, poznawać i kochać musi. Reformę zatem od tych panów zacznijcie, Wando. Wspomniałaś mi, że się z panią Matyldą u Julii spotkałaś. Zaciekawia cię jej osoba? — według tego, o ile mogłam ją poznać, jest to najlepsze stwierdzenie w zarysach rzuconej tu myśli. Najniezawodniej przyniosła z sobą na świat bardzo piękne sercowe uzdolnienie — ona byłaby mogła kochać „święcie” — ale ją tylko grzesznie kochano. Dzisiaj idzie o własnej sile; — z żywej sympatii, którą ma dla mnie jednak, mogę wnioskować sobie, jak nierównie dalej, swobodniej by szła, gdyby jej danym było wesprzeć się na ramieniu, na myśli ukochanego. Jeszcze dokładniej mię zrozumiesz, jeśli samą siebie pod rozwagę weźmiesz. Skromność na bok, moja Wando, alboż nie czujesz w sobie zdolności najświętszego, najidealniejszego ukochania? Może pokochasz kiedy, ale za to ci ręczyć mogę, że połowa władz duszy twojej ani zastosowania, ani przedmiotu, tła do rozwinięcia się nie znajdzie. Czemuż więc ciebie jeszcze podsycać, ku niebu pędzić? Lepiej wolałabym spotkać tego, co ma być twoim, i przed śmiercią testamentem zapisać mu wszystkie władze, z których sama żadnego nie zrobiłam użytku. Nie posądzaj mię tylko o przekupne jakieś zaślepienie. Pozwalam ci kształcić się, uczyć, czytać piśmiennictwo Maci[ejowskiego]95 i historię Bukley’a — lecz w proporcji do przyszłych rodzinnych uczuć, znajduję, że masz w sobie więcej nad możność zużytkowania zapasów. Niech cię też nie dziwi żadna legenda „o dobrej główce Wandy”; chociaż z upokorzeniem widzisz w niej brak arytmetycznej biegłości, pewne gramatykalne niedostatki, ubóstwo nazwisk i dat chronologicznych, powinno cię to przekonać jedynie, że dobrą głową nie jest ani chronologia, ani gramatyka, ani żadna z rzeczy, które osobne są, ale coś innego. Znałam takich niemądrych gramatyków i takich głupich rachmistrzów; wszakże i ty znasz choć jednego przynajmniej? Roztrząśniemy kiedyś to założenie. Teraz ci powiem, moja droga, że nic a nic się domyślić nie mogę, co na tym rządowi zależy, aby Julcia w ciągu tego karnawału za mąż nie poszła? Juścić trzeba się spodziewać, że na zawsze veto swego nie położy, lub też w wyjątkowych okolicznościach wyjątkowo muszą ludzie postępować. Bardzo to rozumiem, że wszyscy chcielibyście Julkę do ostatniej chwili opieką i staraniem otoczyć, lecz gdybym na jej miejscu była, przyjąwszy raz pewne na całą przyszłość zobowiązanie, już bym się nie wahała wytrwać pomimo — i sama ruszyłabym w drogę — ha! to nie dni powszednie. Z drugiej strony wszelako, podobnych kroków nie doradza się nikomu — muszą z własnej inicjatywy wypływać. Co to znaczy, Wando, że po wspomnieniu Seweryna — napisałaś p. Ludwik — i nic więcej? Czy i on w drodze? czy przy nauce? Do p. Henryka muszę choć raz w życiu napisać, tylko przez ciebie od p. Bolesławy spodziewam się wiadomości o stałym adresie, a przez ciebie p. Bolesławie przesyłam wdzięczne i najprzyjaźniejsze pozdrowienia. To, co mi o Gersona obrazie wspominasz, zatwierdza na nieszczęście moje spostrzeżenia. Dawniejsze jego roboty, może niższe pod względem sztuki, przedstawiały jednak nierównie więcej narodowe typy i z wolna, od pewnego czasu, zaczął w nim germański żywioł przebijać. — Jego Madonna, siedząca na obłokach jak na kuferku, już miała za elbiański koloryt. Dziwnym się zdawać może, że to właśnie w bieżącym czasie nastąpiło; jest wszelako logiczny między tymi wypadkami związek. Trzeba całą naturę mieć przesiąkniętą nie tylko miłością i uznaniem, ale gruntowym sokiem takiej narodowości, która wstrząśnienia nieszczęść, błędów, pożądań swoich i trudów przechodzi — i młodsze dusze omdlewają — broń Boże za to kamieniem im ciskać.
Do przyszłego listu żegnam cię, Wando; przyjmij w komis uściski i pokłony — jak się każdemu z osobna należy. Ode mnie, za każdego, co mi o nim donosisz, jedna kreska więcej na karbnicy długów moich.
N.B. Pod względem liczby rozdziałów i wersetów nie ma dwóch odmiennych edycji Pisma Świętego. Dziwi mię to, że od razu nie trafiłaś — Dzieje Apostolskie, roz. 12 — w. 8. „I rzekł do niego anioł: opasz się i obuj ubranie twoje. I uczynił tak. I rzekł mu: weź na się odzienie twoje, a idź za mną”.
Gdyby nie pośpiech na pocztę, może bym tego listu ci nie posłała. Zupełnie innym był w mojej intencji, ale musiałam go po kilka razy przerywać i zupełnie inaczej się skleił. Tym się pocieszam, że może przyjdzie chwilka swobodniejsza, w której się lepiej wypowiem.
Niedokładności wszystkie dopełniam pocałowaniem czoła i oczu twoich.
[1864, Dębowa Góra] [Początku listu brak]
(...) wszystkie przypuszczenia omylą?... Taka jestem uparta, że gotowam jeszcze próbować... mojej cierpliwości. Ktoś z bardzo drażliwym sumieniem to by nie śmiał pewnie trudzić cię pobocznymi zleceniami przy tylu twoich własnych zajęciach i strapieniach; lecz ja nie wdaję się w podobne skrupuły. Lepiej trochę znam naturę ludzką: im cięższe życie, tym skuteczniejsze wszelkie, choćby narzucone, zatrudnienie. Oj, moja Wando, gdyby mnie kto chciał wziąć dzisiaj jak piłkę do ręki i cisnął w tę lub w ową stronę!... gdyby jak pionem na szachownicy posunął — jak bąkiem zakręcił — gdybym musiała iść tam, myśleć o tym, robić to! pewnie bym po całych dniach nie przepróżnowywała wypożyczonej mi na własność cząstki wieczności. Ale cóż, kiedy chyba ksiądz Honorat podjąłby się tak ciężkiego obowiązku, i ten jeszcze ks. Honorat gniewa się na mnie! Nie ma ratunku — co jednak nie przeszkadza, że go tobie udzielam. „Lekarzu, wylecz sam siebie” — ty się tak do mnie, Wando, nie odezwiesz: zaczynam straszliwie wierzyć twojej dobrej wierze — aż strach! mnie nigdy danym nie było bezkarnie w co lub w kogo uwierzyć. Prototypem ostatecznym mojej indywidualności musi być jakieś granitowe przekonanie, jakiś realizm ścisły i cyfrowy; domyślam się ze zdarzeń losu więcej niż z pociągu — lecz tak jest bez wątpienia. Wstyd mię jednak, gdy się przeciwstawię twoim o mnie wyobrażeniom: zdaje
Uwagi (0)