Prawidła życia - Janusz Korczak (książki online biblioteka TXT) 📖
Oryginalność książki Korczaka polega na tym, że jest to naukowa książka dla dzieci, dotycząca otaczającego ich świata: domu, ulicy, szkoły.
Chociaż więc dotyczy realiów pierwszej połowy XX wieku i niektóre zjawiska należą do mniej powszechnych (np. obecność służących w domu), nadal jednak cenne, prawdziwe i pouczające pozostają obserwacje psychologiczne Starego Doktora. Należą do nich choćby uwagi na temat naturalności występowania konfliktów czy roli kłótni w żywiołowych zabawach dziecięcych jako przerw dających odetchnąć. Dla dorosłych zaś jest to niezmienny wzór — jak traktować dziecko poważnie, szanując jego ludzką godność, której nie niweluje niedorosłość jednostki.
- Autor: Janusz Korczak
- Epoka: Dwudziestolecie międzywojenne
- Rodzaj: Epika
Czytasz książkę online - «Prawidła życia - Janusz Korczak (książki online biblioteka TXT) 📖». Wszystkie książki tego autora 👉 Janusz Korczak
Zdaje mu się, że i miasto było takie samo, i ulica, i sklepy.
Więc uczniowi zdaje się, że wszędzie są takie same ławki i tablica, i gąbka, i kreda; tak samo wygląda nauczyciel, tak samo książki, zeszyty, pióra i atrament.
Owszem, wspominają rodzice, że było inaczej, ale tyle się słyszy różności, a nie zawsze wiadomo, czy to prawda, czy bajka.
Powiedział raz chłopiec po wycieczce do Zamku Królewskiego:
— Teraz dopiero wierzę naprawdę, że byli królowie.
Więc chyba w każdym dużym mieście powinno być muzeum szkolne, w tym muzeum powinny być klasy takie, jakie były pięćset lat temu i sto lat temu, stare ławki, stare mapy, dawne książki, ubrania uczniów, zabawki i nawet rózga, którą wtedy jeszcze ćwiczyli19.
Podczas wojny japońskiej byłem w Chinach, widziałem chińskie szkoły i kupiłem od nauczyciela linię20, którą się w szkole bije. Na jednej stronie linii był napis czerwoną farbą, że kto się uczy, będzie rozumny i pożyteczny; na drugiej stronie był napis czarną farbą. Tę linię chińskiej szkoły pokazywałem i wszyscy ciekawie oglądali.
Zdaje mi się, że gdyby uczeń wiedział, jakie były dawniej szkoły i jakie są gdzie indziej, toby się mniej skarżył i bardziej polubił własną szkołę, łatwiej by się pogodził, że musi być czasem coś, co nie jest przyjemne, co nudzi albo męczy.
Jeżeli rozmawia się szczerze z uczniem, zawsze słyszy się skargę na trudny przedmiot, na dokuczliwego kolegę, surowego nauczyciela, że dużo zadają, że dużo różnych trosk, a mało rozrywek. A jeśli się zapytać, czy woli siedzieć w domu — mówi:
— Wolę szkołę.
Cieszy się, że nauczyciel nie przyszedł, że wcześniej puścili do domu, lubi święta; ale chce być uczniem.
Zdarzało się, że musiałem przekonywać chłopca, że lepiej w domu się uczyć:
— Widzisz, jesteś słaby, trudno ci wcześnie wstawać. Będziesz mógł dłużej leżeć w łóżku. Zaziębiasz się i kaszlesz, a do szkoły trzeba chodzić i w deszcz, i w mróz. W szkole musisz pięć godzin siedzieć spokojnie, w domu możesz się więcej bawić i do ogrodu chodzić. Jeżeli cię głowa boli, możesz nie odrobić lekcyj21 i nie będą się gniewali. Nauka trudno ci idzie. Koledzy zaczepiają i drażnią.
Chłopiec słucha — słucha, nareszcie mówi:
— To nic, wolę do szkoły.
Więc dlaczego? Dlaczego szkoła przyjemna i potrzebna?
W domu myślą i zajmują się różnymi sprawami, w domu pokoje i sprzęty są dla wszystkich; szkoła myśli tylko o uczniu; każda sala, każda ławka, każdy kącik jest właśnie dla ucznia. Cały czas szkolny nauczyciela dla ucznia. Nie słyszy się tu przykrego:
„Nie mam czasu. Nie wiem. Daj mi spokój. Nie zawracaj głowy. Jesteś za mały”.
Po drugie, szkoła porządkuje dzień; wie się, co będzie, dokąd iść, co robić. Ma się plan: każda godzina na coś przeznaczona. Nie nudzi się, nawet śpieszyć się trzeba.
To prawda, że czasem nie chce się wyjść z ciepłego łóżka albo gdy deszcz pada, niechętnie wychodzi się na ulicę. Ale zegar nawołuje do pośpiechu i nie ma czasu namyślać się, co przyjemne, co się woli, co się czuje.
Jeden prędko się ubiera, wszystko w ogóle lubi prędko; drugi ubierze pończochę i odpoczywa, zasznuruje trzewik i zamyśli się. Jeden leniwie chodziłby pół dnia nieubrany, drugi wyskoczyłby z łóżka od razu — no, a co robić później?
Chwyta książki, często nie wie nawet, jaka pogoda. Jeśli deszcz, idzie prędzej; a w szkole już sucho i ciepło. Przyjemnie wytrzeć nogi, zrzucić mokre palto i czapkę, i zaraz koledzy. Już nawet na ulicy spotyka się kolegę. Nawet ulica wygląda bardziej swojsko, bo dorosłych nie więcej niż sztubaków22, i ci dorośli jakby znajomi.
Jak i z kim można się poznać bez szkoły? Przyjdzie kuzynka albo sąsiad, ale nie bardzo często i może nie w tym samym wieku, i może nie bardzo nawet miły. W szkole można wybrać prawdziwego kolegę.
Są tacy, którzy długo wybierają, inni mniej znają całą klasę, ale zbliżają się do jednego, kto siedzi na tej samej ławce, albo mieszkają niedaleko i spotykają się częściej. Są tacy, którzy często zmieniają kolegów, i tacy, co bardzo długo się przyjaźnią. Są tacy, którzy lubią mieć kogoś jednego, i tacy, którzy z wszystkimi żyją dobrze, ani lubią specjalnie, ani nie lubią. Dziewczynki kochają się nawet w uczennicach starszych klas.
Gdy się idzie do szkoły, nie wiadomo, co powie kolega ciekawego przed dzwonkiem, i który właśnie. Od wczoraj każdy coś innego widział i słyszał. A rozmowa może właśnie ciekawa, że zaraz przerwie ją dzwonek.23 Jakoś prędzej i łatwiej płyną myśli, bo każdy chce zdążyć, zanim wejdzie nauczyciel.
Czasem się nie zdąży, więc dokończy się podczas przerwy. Tymczasem można pomyśleć na lekcji, o czym się mówiło.
Wchodzi nauczyciel. Niby się wie, jaka pierwsza lekcja, ale zawsze czekają niespodzianki, dokładnie nie wiadomo, co będzie akurat dzisiaj. Czasem przedmiot nie bardzo ciekawy, a właśnie dziś było przyjemnie.
Czy nauczyciel wywoła do tablicy, czy będzie w dobrym, czy złym humorze; czy pochwali, czy zgani; czy gniewać się będzie na wszystkich, czy na jednego, i na kogo? Kto będzie odpowiadał; czy umie, czy nie? Jeżeli odpowiada dobry uczeń, przyjemnie posłuchać, czasem ciekawiej nawet, gdy leniuch albo łobuz wywołany; może powie coś śmiesznego. Zaraz w klasie gwar: wesoło wszystkim się robi.
Raz uważa się więcej, raz mniej. Ale nikt nie przeszkadza myśleć i budzi się w głowie wspomnienie, pytanie, jakiś pomysł wypłynie. Czasem nawet przyjemnie siedzieć sobie cicho i nie myśleć o niczym.
I dzwonek, i tak co godzina. Raz wcześniej, raz później kończy się szkoła. Dziś był dzień trudniejszy, za to na jutro mniej zadano, albo jutro będzie inny przedmiot, albo nauczyciel, którego się lubi.
Ważne, że się wie, co będzie, ale niezupełnie: coś może być troszkę inaczej. I kończy się jeden dzień roboczy, zbliża się dzień odpoczynku24.
Myśli się, co robić, dokąd pójść w święto, żeby się nie nudziło. Liczy się, ile tygodni pozostało do dwutygodniowej przerwy zimowej, do świąt wielkanocnych, do dwumiesięcznych wakacji, z czego się trzeba poprawić.
Zawsze coś się powtarza, coś — nowe, jedno oddala się, drugie zbliża. Jednego oczekuje się z niepokojem, drugiego z radością. Przykrą niespodziankę równoważy inna — miła. Nadzieje i zwycięstwa, zawody i porażki.
Szkoła — dom. Dom — szkoła. Raz biegnie się pośpiesznie do domu na obiad, raz idzie dłuższą drogą, odprowadzając kolegę, zobaczy coś ciekawego na ulicy, wstąpi się kupić.
A oto koniec roku:
— Jeszcze tylko miesiąc, trzy tygodnie.
Czy będzie napisane na dole cenzury czerwonym atramentem: „Promowany”, czy może — na drugi rok?
Klasówka przedostatnia, odpowiedź ostatnia — na poprawkę. Jeszcze czas na wysiłek. Każdy ma przedmiot, którego jest pewien, a drugiego się boi.
A rozrywki? Wycieczka, kino, teatr, wystawa; a biblioteka, przedstawienie, świetlica?
Zauważyłem, że na szkołę skarżą się ci, którym w domu jest dobrze, którym dom dużo daje różnych rozrywek; albo tacy, od których rodzice żądają, żeby się dobrze uczyli, chociaż nie są zdolni i nauka z trudem im przychodzi.
Nie zawsze winien ojciec, że mało zarabia, nie zawsze winien uczeń, że nie ma dobrych stopni. Mówią często:
„Gdybyś chciał”.
Chce nieborak, ale nie może podołać.
„Zdolny, ale leniwy”.
Może do jednego zdolny, do drugiego nie. Jeden dobrze pisze wypracowania, a nie może rozwiązać zadania. Jeden nieśmiały gorzej zawsze odpowiada, drugi nie umie prędko myśleć, trzeci nie ma pamięci. Jeden ma silną wolę, drugi łatwo się zniechęca.
Jeżeli słyszy się, że szkoła trudna, nudna, surowa, niesprawiedliwa, to, że nic nie może być doskonałe. I tak, i tak, i to, i to. Radość, wesołość, dobro; ale i żal, i gniew, i bunt.
Przyjemnie dostać zegarek albo rower, ale będzie i zmartwienie, gdy się zepsuje. Przyjemnie mieć dobrego kolegę, ale będzie i sprzeczka, i tęsknota, gdy kolega zachoruje.
Może i troski szkoły są ciekawe, a niepowodzenia i trudności budzą myśl. Cymbał, kto chce, żeby zawsze wszystko łatwo.
Jeden niezdolny chłopiec taką sobie wymyślił zabawę:
— Kiedy robię zadanie, liczby — to są żołnierze. A ja — wódz. Odpowiedź — twierdza, którą mam zdobyć. Gdy mi źle wypadło, znów zbieram rozbitą armię, robię nowy plan bitwy — i wiodę do ataku.
Wiersz, którego mam się nauczyć na pamięć, to aeroplan. Każdy wyraz nauczony — to sto metrów w górę. Nauczę się bez błędu — szybuję sobie równo trzy kilometry wyuczonego wiersza. Tak przyjemnie ani razu się nie zahaczyć.
Jak piszę, jestem szoferem. Litery i wyrazy przepisane — to przebyta droga podróży. Jeżeli mi się uda ładnie cały wiersz napisać — to jest las, jak napiszę brzydko — to piach albo błoto. Jak już skończę pisanie i wyschnie — prowadzę patyczkiem i warczę.
Różnie sobie myślę, żeby się nie nudziło.
Każdy szuka innych sposobów i ułatwień. Czasem kolega pomoże, często coś z początku wydaje się trudne i nieciekawe, a potem nagle się zrozumie — i już dobrze idzie.
Łatwe myśli były takie: „Praca jest potrzebna, nauka jest potrzebna, a rozrywka to jakby nagroda, tylko dodatek”.
I tak samo: „Chleb, zupa, mleko są pożywieniem, a cukierki i owoce są tylko smaczne, ale niepotrzebne”.
Właśnie tak dawniej ludzie myśleli.
Dopiero później zrozumieli, że jest inaczej. Teraz jest już wiele książek o grach i zabawach, gazety piszą o sportach i zawodach tak samo jak o ważnych sprawach. W szkołach godzina gimnastyki jest lekcją gier i zabaw ruchowych. Jest szacunek dla pracy i dla odpoczynku, dla nauki i dla rozrywki. Zresztą, nie tak znów łatwo powiedzieć, co jest pracą, a co jest rozrywką.
Jeden czyta książkę i myśli, że to praca, a dla drugiego czytanie jest najmilszym wypoczynkiem. Przyjemnie kopać ziemię, krajać karton i dyktę, rysować, lepić, wycinać, grać na harmonijce i na skrzypcach, więc czy to rozrywka, czy praca?
Piesze wycieczki, pływanie, wiosłowanie, rower, ślizgawka, biegi, skoki. Ręce, nogi, plecy bolą, zmęczony jest człowiek, ale zadowolony.
No bo prawda: każdy inaczej pracuje i odpoczywa inaczej. Jeden lubi sam, drugi w gromadzie, jeden lubi w ciszy, drugi hałaśliwie. Trochę inne są zabawy dziewczynek i chłopców, młodszych i starszych. Nawet jednego nudzi to, co drugiego bawi, jednego drażni i gniewa, co drugi właśnie lubi. Są ludzie spokojni i ruchliwi, każdy lubi coś innego i inaczej, więc niech sobie nie przeszkadzają.
Zauważyłem, że najbardziej gniewa, jeżeli ktoś przeszkadza w zabawie. Dawniej myślałem, że to nic ważnego. Gniewałem się bardzo, jeżeli przeszkadzał w odrabianiu lekcyj25, zabrał zeszyt albo pióro i drażnił się, i nie chciał oddać. Jeśli to samo zrobił z piłką, myślałem, że to żart i nie warto się gniewać. Jeśli gonili się, a ktoś zatrzymał tego, który goni albo ucieka, też nieważna sprawa. Jeżeli bawili się w chowanego, a zdradził kryjówkę, też niewinny żart. Nawet oszukiwanie przy zabawie wydawało mi się niewarte gniewu. Na przykład nie trafił, a mówi, że właśnie trafił, albo nie była jego kolej, a on coś zrobił w zabawie, co mu się nie należało.
— Głupstwo, po co się złościć.
Aż raz na kolonii zrozumiałem. To tak było:
Na werandzie było mało chłopców: dwaj grali w warcaby, jeden budował z klocków domek, jeden czytał, jeden grał sam w piłkę. Reszta bawiła się w lesie i przed domem. Nagle wchodzi na werandę taki nielubiany, dokuczliwy. Naprzód rozzłościł grających w warcaby, bo zaczął się wtrącać i radzić. Potem zaczął ruszać klocki i drażnić się z tym, który budował. Potem przyczepił się do tego, co czytał:
— Pokaż, co czytasz, pokaż, czy są obrazki.
Nareszcie począł przeszkadzać temu, który bawił się piłką.
Czasem dziewczynki tańczą, a jeden zacznie błaznować, rozpychać się i wariować. Albo cała grupa śpiewa chórem, a jeden umyślnie fałszuje i wrzeszczy. Albo ktoś opowiada bajkę, a takiemu nie chce się słuchać.
— Odejdź — mówią.
— A co, nie pozwolisz mi siedzieć?
Na złość przerywa, mąci, jątrzy.
Ułożyłem takie prawidła zabawy:
1. Nie wolno, nie wolno, nie wolno przeszkadzać, ani ździebło26 mniej nie wolno przeszkadzać w zabawie niż w nauce.
2. Tak samo nie wolno bez pozwolenia ruszać ani piłki, ani pudełka, ani patyka, ani kamyka, jak nie wolno brać cudzego pióra ani zeszytu, ani książki.
Jeżeli jeden nie chce, jeżeli jednemu się nie podoba, niech odejdzie, ale nie wolno mówić: „Jeżeli nie chcecie mnie albo nie chcecie tak jak ja, będę wam przeszkadzał”.
Dziwiło mnie dawniej, skąd chłopcy tak prędko poznają nowego kolegę, tak od razu wiedzą, kto będzie miły, a kto nie. Potem zrozumiałem: najłatwiej poznać w zabawie. Zaraz mówią:
„Stawiak27, rozporządzalski, obrażalski, wtrącalski, niedotykalski, lizus, wariat, złośnik, skarżuch, beksa”.
Nieprawda, że dzieci są kłótliwe. (Dorośli więcej się złoszczą, gdy im przeszkodzić). Ileż to razy słyszałem, jak mówią: „No, dobrze, powiedz, jak ty chcesz”.
Albo: „My tak chcemy, a komu się nie podoba, może się nie bawić”.
Widziałem, jak chętnie dopuszczają do wspólnej zabawy i małych, i słabych, i niezgrabnych, byle się nie kłócili i nie żądali takiego udziału w zabawie, jaki im się nie należy.
Nieprawda, że w zabawach nie chcą się słuchać, jeżeli nie ma dorosłego. Przeciwnie, w zbiorowych zabawach sami chcą, by znalazł się ktoś rozumny, sprawiedliwy, przez wszystkich lubiany, który powie, jak ma być, kto co ma robić, a ustąpi, jeżeli chcą inaczej albo nawet jeden się upiera; że umie łagodzić spory i uważa, żeby nie zanadto dokazywać, żeby się coś nie stłukło, nie podarło, żeby nie było bójki albo łez.
Uwagi (0)