Nie-Boska komedia - Zygmunt Krasiński (biblioteka za darmo online txt) 📖
Nie-Boska komedia to dramat Zygmunta Krasińskiego wydany w 1835 w Paryżu. Krasiński, obok Adama Mickiewicza oraz Juliusza Słowackiego, uważany jest za wieszcza, jednego z największych poetów polskiego romantyzmu.
Tytuł jest nawiązaniem do dzieła Boska komedia Dantego. Utwór ten doczekał się wielu inscenizacji teatralnych.
Dramat podzielony jest na dwie części — część rodzinną oraz społeczną. Głównemu bohaterowi, Henrykowi (Mąż), objawia się zjawa-Dziewica. Postanawia on opuścić swoją żonę oraz nowo narodzonego syna. Uświadamia sobie, że nie chce takiego życia, ponieważ porzucił swoje dotychczasowe marzenia. W drugiej części utworu Henryk, staje na czele arystokracji, która walczy przeciwko rewolucjonistom. Po rozmowie dowódców dwóch obozów zaczynają się przygotowania do bitwy…
- Autor: Zygmunt Krasiński
- Epoka: Romantyzm
- Rodzaj: Dramat
Czytasz książkę online - «Nie-Boska komedia - Zygmunt Krasiński (biblioteka za darmo online txt) 📖». Wszystkie książki tego autora 👉 Zygmunt Krasiński
Niech żyje Leonard! — Niech żyje morderca Hiszpański! —
LEONARDJutro staw się u namiotu Obywatela Wodza.
CHÓR KAPŁANÓWPozdrawiamy cię, gościu, imieniem ducha Wolności — w ręku twoim część naszego zbawienia. — Kto walczy bez ustanku, morduje bez słabości, kto dniem i nocą wierzy zwycięstwu, ten zwycięży wreszcie. —
My ród ludzki dźwignęli z dzieciństwa. — My prawdę z łona ciemności wyrwali na jaśnią. — Ty za nią walcz, morduj i giń.
Towarzyszu bracie, czaszką starego świętego piję zdrowie168 twoje — do widzenia. —
Zabij dla mnie księcia Jana169. —
DRUGADla mnie hrabiego Henryka. —
DZIECIProsimy cię ślicznie o głowę arystokraty. —
INNISzczęść się twojemu sztyletowi! —
CHÓR ARTYSTÓW170Na ruinach gotyckich świątynię zbudujem tu nową — obrazów w niej ni posągów nie ma — sklepienie w długie puginały, filary w osiem głów ludzkich, a szczyt każdego filara jako włosy, z których się krew sączy — ołtarz jeden biały — znak jeden na nim — czapka wolności — Hurracha! —
INNIDalej, dalej, już brzask świta.
PRZECHRZTARychło nas powieszą — gdzie szubienica. —
MĄŻCicho, Żydzie — lecą za Leonardem, nie patrzą już na nas. — Ogarniam wzrokiem, raz ostatni podchwytuję myślą ten chaos, dobywający się z toni czasu, z łona ciemności, na zgubę moją i wszystkich braci moich — gnane szałem, porwane rozpaczą myśli moje w całej sile swej kołują. —
Boże, daj mi potęgę, której nie odmawiałeś mi niegdyś — a w jedno słowo zamknę świat ten nowy, ogromny — on siebie sam nie pojmuje. — Lecz to słowo moje będzie poezją przyszłości171. —
GŁOS W POWIETRZUDramat układasz.
MĄŻDzięki za radę. — Zemsta za zhańbione popioły ojców moich — przeklęstwo nowym pokoleniom172 — ich wir mnie otacza — ale nie porwie za sobą. — Orle, orle, dotrzymaj obietnicy! — A teraz na dół ze mną i do jaru Św. Ignacego.
PRZECHRZTAJuż dzień bliski — nie pójdę dalej. —
MĄŻDrogę mi znajdź — puszczę cię potem. —
PRZECHRZTAWśród mgły i zwalisk, cierni i popiołów gdzie mnie wleczesz? — Daruj mi, daruj. —
MĄŻNaprzód, naprzód i na dół ze mną! — Ostatnie pieśni ludu konają za nami. — ledwo gdzie jeszcze tli się pochodnia — pośród tych wyziewów bladych, tych zroszonych drzew czy widzisz cienie przeszłości — czy słyszysz te żałobne głosy? —
PRZECHRZTAMgła wszystko zalewa — coraz bardziej zlatujemy w dół. —
CHÓR DUCHÓW Z LASUPłaczmy za Chrystusem, za Chrystusem wygnanym, umęczonym — gdzie Bóg nasz, gdzie kościół Jego? —
MĄŻPrędzej, prędzej do miecza, do boju! — Ja Go wam oddam — na tysiącach krzyżów rozkrzyżuję nieprzyjaciół Jego. —
CHÓR DUCHÓWStrzegliśmy ołtarzy i pomników świętych — odgłos dzwonów na skrzydłach nosiliśmy wiernym — w dźwiękach organów były głosy nasze — w połyskach szyb katedry, w cieniach jej filarów, w blaskach pucharu świętego, w błogosławieństwie Ciała Pańskiego było życie nasze. Teraz gdzie się podziejemy? —
MĄŻRozwidnia się coraz bardziej — ich postacie mdleją w promieniach zorzy. —
PRZECHRZTATędy droga twoja, tam jaru początek. —
MĄŻHej! — Jezus i szabla moja! —
Weź na pamiątkę rzecz i godło zarazem173. —
PRZECHRZTAWszak zaręczyłeś mi słowem, JW. Panie, bezpieczeństwo tego, który dziś o północy...
MĄŻStary szlachcic dwa razy nie powtarza słowa — Jezus i szabla moja! —
GŁOSY W KRZAKACHMaryja i szabla nasza — niech pan nasz żyje! —
MĄŻWiara! do mnie — bądź zdrów, obywatelu! —
Wiara! do mnie — Jezus i Maryja174! —
*
Położyć się twarzą do murawy — leżeć w milczeniu — ognia mi nie krzesać, nawet do fajki — a za pierwszym strzałem skoczyć mi na pomoc. — Jeśli strzału nie będzie, nie ruszać się do dnia białego. —
LEONARDObywatelu, raz cię jeszcze zaklinam. —
PANKRACYTy przylep się do tej sosny i dumaj. —
LEONARDMnie jednego przynajmniej weź z sobą — to pan, to arystokrata, to kłamca. —
PANKRACYStara szlachta słowa dotrzymuje czasem.
*
Niegdyś o tej samej porze wśród grożących niebezpieczeństw i podobnych myśli Brutusowi ukazał się geniusz Cezara175. —
I ja dziś czekam na podobne widzenie. — Za chwilę stanie przede mną człowiek bez imienia, bez przodków, bez anioła stróża — co wydobył się z nicości i zacznie może nową Epokę176, jeśli go w tył nie odrzucę nazad, nie strącę do nicości. —
Ojcowie moi, natchnijcie mnie tym, co was panami świata uczyniło — wszystkie lwie serca wasze dajcie mi do piersi — powaga skroni waszych niechaj się zleje na czoło moje. — Wiara w Chrystusa i Kościół Jego, ślepa, nieubłagana, wrząca, natchnienie dzieł waszych na ziemi, nadzieja chwały nieśmiertelnej w niebie, niechaj zstąpi na mnie, a wrogów będę mordował i palił, ja, syn stu pokoleń, ostatni dziedzic waszych myśli i dzielności, waszych cnót i błędów.
Teraz gotów jestem. —
JW. Panie, człowiek, który miał się stawić, przybył i czeka. —
MĄŻNiech wejdzie. —
Witam hrabiego Henryka. — To słowo „hrabia” dziwnie brzmi w gardle moim. —
Dzięki ci, żeś zaufał domowi mojemu — starym zwyczajem piję zdrowie twoje. —
Gościu, w ręce twoje! —
PANKRACYJeśli się nie mylę, te godła czerwone i błękitne zowią się herbem w języku umarłych. — Coraz mniej takich znaczków na powierzchni ziemi.
Za pomocą Bożą, wkrótce tysiące ich ujrzysz. —
PANKRACYOtóż mi stara szlachta — zawsze pewna swego — dumna, uporczywa, kwitnąca nadzieją, a bez grosza, bez oręża177, bez żołnierzy. — Odgrażająca się jak umarły w bajce powoźnikowi u furtki cmentarza — wierząca lub udająca, że wierzy w Boga — bo w siebie trudno wierzyć. — Ale pokażcie mi pioruny, na waszą obronę zesłane, i pułki aniołów, spuszczone z niebios. —
Śmiej się z własnych słów. — Ateizm to stara formuła178 — a spodziewałem się czegoś nowego po tobie. —
PANKRACYŚmiej się z własnych słów. — Ja mam wiarę silniejszą, ogromniejszą od twojej. — Jęk przez rozpacz i boleść wydarty tysiącom tysiąców — głód rzemieślników — nędza włościan — hańba ich żon i córek — poniżenie ludzkości, ujarzmionej przesądem i wahaniem się, i bydlęcym przyzwyczajeniem — oto wiara moja — a Bóg mój na dzisiaj — to myśl moja — to potęga moja179 — która chleb i cześć im rozda na wieki. —
Ja położyłem siłę moją w Bogu, który Ojcom moim panowanie nadał. —
PANKRACYA całe życie byłeś diabła igrzyskiem180. — Zresztą zostawiam tę rozprawę teologom, jeśli jaki pedant tego rzemiosła żyje dotąd w całej okolicy — do rzeczy — do rzeczy! —
MĄŻCzegóż więc żądasz ode mnie, zbawco narodów, obywatelu–boże181? —
PANKRACYPrzyszedłem tu, bo chciałem cię poznać — po wtóre ocalić182. —
MĄŻWdzięcznym za pierwsze — drugie zdaj na szablę moją. —
PANKRACYSzabla twoja — szkło183, Bóg twój, mara. — Potępionyś głosem tysiąców — opasanyś ramionami tysiąców — kilka morgów ziemi wam zostało, co ledwo na wasze groby wystarczy184 — dwudziestu dni bronić się nie możecie. — Gdzie wasze działa, rynsztunki, żywność — a wreście, gdzie męstwo?... Gdybym był tobą, wiem, co bym uczynił. —
MĄŻSłucham — patrz, jakem cierpliwy. —
PANKRACY— Ja więc, hr. Henryk, rzekłbym do Pankracego: „Zgoda — rozpuszczam mój hufiec, mój hufiec jedyny — nie idę na odsiecz Świętej Trójcy — a za to zostaję przy moim imieniu i dobrach185, których całość warujesz mi słowem”. —
Wiele masz lat, hrabio? —
MĄŻTrzydzieści sześć, obywatelu. —
PANKRACYJeszcze piętnaście lat najwięcej — bo tacy ludzie niedługo żyją — twój syn bliższy grobu niż młodości — jeden wyjątek ogromowi nie szkodzi. — Bądź więc sobie ostatnim hrabią na tych równinach — panuj do śmierci w domu naddziadów — każ malować ich obrazy i rżnąć herby. — A o tych nędzarzach nie myśl już więcej186. — Niech się wyrok ludu spełni nad nikczemnikami. —
Zdrowie twoje, ostatni hrabio! —
MĄŻObrażasz mnie każdym słowem; zda się, próbujesz, czy zdołasz w niewolnika obrócić na dzień tryumfu swego. — Przestań, bo ja ci się odwdzięczyć nie mogę. — Opatrzność mojego słowa cię strzeże. —
PANKRACYHonor święty, honor rycerski wystąpił na scenę — zwiędły to łachman w sztandarze ludzkości. — O! Znam ciebie, przenikam ciebie — pełnyś życia, a łączysz się z umierającymi, bo chcesz się oszukać187, bo chcesz wierzyć jeszcze w kasty, w kości prababek, w słowo „ojczyzna” i tam dalej — ale w głębi ducha sam wiesz, że braci twojej należy się kara, a po karze niepamięć. —
MĄŻTobie zaś i twoim cóż inszego?
PANKRACYZwycięstwo i życie. — Jedno tylko prawo uznaję i przed nim kark schylam — tym prawem świat bieży w coraz wyższe kręgi — ono jest zgubą waszą i woła teraz przez moje usta:
„Zgrzybiali, robaczywi, pełni napoju i jadła, ustąpcie młodym, zgłodniałym i silnym”. —
Ale — ja pragnę cię wyratować — ciebie jednego. —
MĄŻBodajbyś zginął marnie za tę litość twoją. — Ja także znam świat twój i ciebie — patrzałem wśród cieniów nocy na pląsy motłochu, po karkach którego wspinasz się do góry — widziałem wszystkie stare zbrodnie świata, ubrane w szaty świeże, nowym kołujące tańcem — ale ich koniec ten sam co przed tysiącami lat — rozpusta, złoto i krew. — A ciebie tam nie było — nie raczyłeś zstąpić pomiędzy dzieci twoje — bo w głębi ducha ty pogardzasz nimi — kilka chwil jeszcze, a jeśli rozum cię nie odbieży, ty będziesz pogardzał sam sobą. —
Nie dręcz mnie więcej. —
Świat mój jeszcze nie rozparł się w polu — zgoda — nie wyrósł na olbrzyma — łaknie dotąd chleba i wygód — ale przyjdą czasy —
Ale przyjdą czasy, w których on zrozumie siebie i powie o sobie: „Jestem” — a nie będzie drugiego głosu na świecie, co by mógł także odpowiedzieć: „Jestem”. —
MĄŻCóż dalej? —
PANKRACYZ pokolenia, które piastuję w sile woli mojej, narodzi się plemię ostatnie, najwyższe, najdzielniejsze. — Ziemia jeszcze takich nie widziała mężów. — Oni są ludźmi wolnymi, panami jej od bieguna do bieguna188. — Ona cała jednym miastem kwitnącym, jednym domem szczęśliwym, jednym warsztatem bogactw i przemysłu189. —
MĄŻSłowa twoje kłamią — ale twarz twoja niewzruszona, blada, udać nie umie natchnienia. —
PANKRACYNie przerywaj, bo są ludzie, którzy na klęczkach mnie o takie słowa prosili, a ja im tych słów skąpiłem. —
Tam spoczywa Bóg, któremu już śmierci nie będzie — Bóg, pracą i męką czasów odarty z zasłon — zdobyty na niebie przez własne dzieci, które niegdyś porozrzucał na ziemi, a one teraz przejrzały i dostały prawdy — Bóg ludzkości objawił się im190.
MĄŻA nam przed wiekami — ludzkość przezeń już zbawiona. —
PANKRACYNiechże się cieszy takim zbawieniem — nędzą dwóch tysięcy lat, upływających od Jego śmierci na krzyżu. —
MĄŻWidziałem ten krzyż, bluźnierco, w starym, starym Rzymie — u stóp Jego leżały gruzy potężniejszych sił niż twoje — sto bogów, twemu podobnych, walało się w pyle, głowy skaleczonej podnieść nie śmiało ku Niemu — a On stał na wysokościach, święte ramiona wyciągał na wschód i na zachód, czoło święte maczał w promieniach słońca — znać było, że jest Panem świata191. —
PANKRACYStara powiastka — pusta jak chrzęst twego herbu. —
Ale ja dawniej czytałem twe myśli. — Jeśli więc umiesz sięgać w nieskończoność192, jeśli kochasz prawdę i szukałeś jej szczerze, jeśliś człowiekiem na wzór ludzkości, nie
Uwagi (0)