Nie-Boska komedia - Zygmunt Krasiński (biblioteka za darmo online txt) 📖
Nie-Boska komedia to dramat Zygmunta Krasińskiego wydany w 1835 w Paryżu. Krasiński, obok Adama Mickiewicza oraz Juliusza Słowackiego, uważany jest za wieszcza, jednego z największych poetów polskiego romantyzmu.
Tytuł jest nawiązaniem do dzieła Boska komedia Dantego. Utwór ten doczekał się wielu inscenizacji teatralnych.
Dramat podzielony jest na dwie części — część rodzinną oraz społeczną. Głównemu bohaterowi, Henrykowi (Mąż), objawia się zjawa-Dziewica. Postanawia on opuścić swoją żonę oraz nowo narodzonego syna. Uświadamia sobie, że nie chce takiego życia, ponieważ porzucił swoje dotychczasowe marzenia. W drugiej części utworu Henryk, staje na czele arystokracji, która walczy przeciwko rewolucjonistom. Po rozmowie dowódców dwóch obozów zaczynają się przygotowania do bitwy…
- Autor: Zygmunt Krasiński
- Epoka: Romantyzm
- Rodzaj: Dramat
Czytasz książkę online - «Nie-Boska komedia - Zygmunt Krasiński (biblioteka za darmo online txt) 📖». Wszystkie książki tego autora 👉 Zygmunt Krasiński
Znikł duch, ale obiecał, że powróci, a wtedy żegnaj mi, ogródku i domku, i ty, stworzona dla ogródka i domku, ale nie dla mnie.
GŁOSZmiłuj się — coraz chłodniej nad rankiem. —
MĄŻA dziecię moje — o Boże!
*
Byłam u Ojca Beniamina, obiecał mi się na pojutrze. —
MĄŻDziękuję ci.
ŻONAPosłałam do cukiernika, żeby kilka tort23 przysposobił, boś podobno dużo gości sprosił24 na chrzciny — wiesz — takie czokoladowe25, z cyfrą Jerzego Stanisława26. —
MĄŻDziękuję ci.
ŻONABogu dzięki, że już raz się odbędzie ten obrządek — że Orcio nasz zupełnie chrześcijaninem się stanie — bo choć już chrzczony z wody27, zdawało mi się zawsze, że mu nie dostaje czegoś28. —
Śpij, moje dziecię — czy już się tobie coś śni, że zrzuciłeś kołderkę — ot, tak — teraz leż tak. — Orcio mi dzisiaj niespokojny — mój maleńki — mój śliczny, śpij. —
MĄŻParno — duszno — burza się gotuje — rychłoż tam ozwie się piorun, a tu pęknie serce moje? —
ŻONADzisiaj, wczoraj ach! mój ty Boże, i przez cały tydzień, i już od trzech tygodni, od miesiąca słowa nie rzekłeś do mnie — i wszyscy, których widzę, mówią mi, że źle wyglądam. —
MĄŻNadeszła godzina nic jej nie odwlecze.—
Zdaje mi się owszem, że dobrze wyglądasz.
ŻONATobie wszystko jedno, bo już nie patrzysz na mnie, odwracasz się, kiedy wchodzę, i zakrywasz oczy, kiedy siedzę blisko. — Wczoraj byłam u spowiedzi i przypominałam sobie wszystkie grzechy — a nie mogłam nic znaleźć takiego, co by cię obrazić mogło. —
MĄŻNie obraziłaś mnie.
ŻONAMój Boże — mój Boże!
MĄŻCzuję, że powinienem cię kochać. —
ŻONADobiłeś mnie tym jednym: „powinienem”. — Ach! lepiej wstań i powiedz — „nie kocham” — przynajmniej już będę wiedziała wszystko — wszystko. —
Jego nie opuszczaj, a ja się na gniew twój poświęcę — dziecko moje kochaj — dziecko moje, Henryku. —
Nie zważaj na to, com powiedział — napadają mnie często złe chwile — nudy29. —
ŻONAO jedno słowo cię proszę — o jedną obietnicę tylko — powiedz, że go zawsze kochać będziesz. —
MĄŻI ciebie, i jego — wierzaj mi.
Co to znaczy?
O mój luby, przynoszę ci błogosławieństwo i rozkosz — chodź za mną. —
O mój luby, odrzuć ziemskie łańcuchy, które cię pętają. — Ja ze świata świeżego, bez końca, bez nocy. — Jam twoja. —
ŻONANajświętsza Panno, ratuj mnie! — to widmo blade, jak umarły — oczy zgasłe i głos jak skrzypienie woza, na którym trup leży. —
MĄŻTwe czoło jasne, twój włos kwieciem przetykany, o luba. —
ŻONACałun w szmatach opada jej z ramion. —
MĄŻŚwiatło leje się naokoło ciebie — głos twój raz jeszcze — niechaj zaginę potem. —
DZIEWICATa, która cię wstrzymuje, jest złudzeniem. — Jej życie znikome — jej miłość jako liść, co ginie wśród tysiąca zeschłych — ale ja nie przeminę. —
ŻONAHenryku, Henryku, zasłoń mnie, nie daj mnie — czuję siarkę i zaduch grobowy31. —
MĄŻKobieto z gliny i błota, nie zazdrość, nie potwarzaj32 — nie bluźń — patrz — to myśl pierwsza Boga o tobie, ale tyś poszła za radą węża i stałaś się, czym jesteś33. —
ŻONANie puszczę cię. —
MĄŻO luba! rzucam dom i idę za tobą. —
Henryku — Henryku —
*
Dziwna rzecz, gdzie Hrabia się podział. —
DRUGI GOŚĆZabałamucił się gdzieś lub pisze. —
PIERWSZY GOŚĆA Pani blada, niewyspana, słowa do nikogo nie przemówiła.
TRZECI GOŚĆChrzest dzisiejszy przypomina mi bale, na które zaprosiwszy gospodarz, zgra się wilią34 w karty, a potem gości przyjmuje z grzecznością rozpaczy. —
CZWARTY GOŚĆOpuściłem śliczną księżniczkę — przyszedłem — sądziłem, że będzie sute śniadanie, a zamiast tego, jako Pismo mówi, płacz i zgrzytanie zębów. —
OJCIEC BENIAMINJerzy Stanisławie, przyjmujesz olej święty?
OJCIEC I MATKA CHRZESTNAPrzyjmuję. —
JEDEN Z GOŚCIPatrzcie, wstała i stąpa, jak gdyby we śnie. —
DRUGI GOŚĆRoztoczyła ręce przed się i chwiejąc się idzie ku synowi. —
TRZECI GOŚĆCo mówicie! — Podajmy jej ramię, bo zemdleje. —
OJCIEC BENIAMINJerzy Stanisławie, wyrzekasz się Szatana i pychy jego?
OJCIEC I MATKA CHRZESTNAWyrzekam się. —
JEDEN Z GOŚCICyt — słuchajcie. —
ŻONAGdzie ojciec twój, Orcio? —
OJCIEC BENIAMINProszę nie przerywać. —
ŻONABłogosławię cię, Orciu, błogosławię, dziecię moje. — Bądź poetą35, aby cię ojciec kochał, nie odrzucił kiedyś. —
MATKA CHRZESTNAAle pozwólże, moja Marysiu. —
ŻONATy ojcu zasłużysz się i przypodobasz — a wtedy on twojej matce przebaczy. —
OJCIEC BENIAMINBój się Pani Hrabina Boga. —
ŻONAPrzeklinam cię, jeśli nie będziesz poetą. —
Coś nadzwyczajnego zaszło w tym domu, wychodźmy, wychodźmy! —
Jerzy Stanisławie, dopiero coś został chrześcijaninem i wszedł do towarzystwa ludzkiego36, a później zostaniesz obywatelem, a za staraniem rodziców i łaską Bożą znakomitym urzędnikiem — pamiętaj, że Ojczyznę kochać trzeba i że nawet za Ojczyznę zginąć jest pięknie...
*
Tegom żądał, o to przez długie modliłem się lata i nareszciem już bliski mojego celu — świat ludzi zostawiłem z tyłu — niechaj sobie tam każda mrówka bieży i bawi się dźbłem37 swoim, a kiedy go opuści, niech skacze ze złości lub umiera z żalu. —
GŁOS DZIEWICYTędy — tędy. —
*
Gdzie mi się podziała — nagle rozpłynęły się wonie poranku, pogoda się zaćmiła — stoję na tym szczycie, otchłań pode mną i wiatry huczą przeraźliwie. —
GŁOS DZIEWICYDo mnie, mój luby.
MĄŻJakże już daleko, a ja przesadzić nie zdołam przepaści. —
GŁOSGdzie skrzydła twoje? —
MĄŻZły duchu, co się natrząsasz ze mnie, gardzę tobą. —
GŁOS DRUGIU wiszaru38 góry twoja wielka dusza, nieśmiertelna, co jednym rzutem niebo przelecieć miała, ot kona! — i nieboga twoich stóp się prosi, by nie szły dalej — wielka dusza — serce wielkie. —
MĄŻPokażcie mi się, weźcie postać, którą bym mógł zgiąć i obalić. — Jeśli się was ulęknę, bodajbym Jej nie otrzymał nigdy. —
DZIEWICAUwiąż się dłoni mojej i wzleć. —
MĄŻCóż się dzieje z tobą — kwiaty odrywają się od skroni twoich i padają na ziemię, a jak tylko się jej dotkną, ślizgają jak jaszczurki, czołgają jak żmije. —
DZIEWICAMój luby! —
MĄŻPrzez Boga, suknię wiatr zdarł ci z ramion i rozdarł w szmaty. —
DZIEWICACzemu się ociągasz? —
MĄŻDeszcz kapie z włosów — kości nagie wyzierają z łona. —
DZIEWICAObiecałeś — przysiągłeś —
MĄŻBłyskawica zrzenice39 jej wyżarła40. —
CHÓR DUCHÓW ZŁYCHStara, wracaj do piekła — uwiodłaś serce wielkie i dumne, podziw ludzi i siebie samego. — Serce wielkie, idź za lubą twoją41. —
MĄŻBoże, czy Ty mnie za to potępisz, żem uwierzył, iż Twoja piękność przenosi o całe niebo piękność tej ziemi — za to, żem ścigał za nią i męczył się dla niej, ażem stał się igrzyskiem szatanów!
DUCH ZŁYSłuchajcie, bracia — słuchajcie! —
MĄŻDobija ostatnia godzina. — Burza kręci się czarnymi wiry — morze dobywa się na skały i ciągnie ku mnie — niewidoma siła pcha mnie coraz dalej — coraz bliżej —z tyłu tłum ludzi wsiadł mi na barki i prze ku otchłani. —
DUCH ZŁYRadujcie się, bracia — radujcie! —
MĄŻNa próżno walczyć — rozkosz otchłani mnie porywa42 — zawrót w duszy mojej — Boże — wróg Twój zwycięża! —
ANIOŁ STRÓŻPokój wam, bałwany, uciszcie się. —
W tej chwili43 na głowę dziecięcia twego zlewa się woda święta. —
Wracaj do domu i nie grzesz więcej. —
Wracaj do domu i kochaj dziecię twoje. —
*
Gdzie Pani?
SŁUGA JW.Pani słaba. —
MĄŻByłem w jej pokoju — pusty. —
SŁUGAJasny Panie, bo JW. Pani tu nie ma.
MĄŻA gdzie?
SŁUGAOdwieźli ją wczoraj...
MĄŻGdzie?
SŁUGADo domu wariatów.
Słuchaj, Mario, może ty udajesz, skryłaś się gdzie, żeby mnie ukarać? Ozwij się, proszę cię — Mario — Marysiu —
Nie — nikt nie odpowiada. — Janie — Katarzyno! — Ten dom cały ogłuchł — oniemiał. —
Tę, której przysiągłem na wierność i szczęście, sam strąciłem do rzędu potępionych już na tym świecie. — Wszystko, czegom się dotknął, zniszczyłem i siebie samego zniszczę w końcu. — Czyż na to piekło mnie wypuściło, bym trochę dłużej był jego żywym obrazem na ziemi?
Na jakiejże poduszce ona dziś głowę położy? — Jakież dźwięki otoczą ją w nocy? — Skowyczenia i śpiewy obłąkanych. Widzę ją — czoło, na którym zawsze myśl spokojna, witająca — uprzejma — przezierała — pochylone trzyma — a myśl dobrą swoją posłała w nieznane obszary, może za mną, i błąka się biedna, i płacze. —
GŁOS SKĄDSIŚDramat układasz44. —
MĄŻHa! — mój Szatan się odzywa —
Tatara mi osiodłać — płaszcz mój i pistolety! —
*
— Może Pan krewny Hrabiny. —
MĄŻJestem przyjacielem jej męża, on mnie tu przysłał. —
ŻONA DOKTORAProszę Pana — wiele sobie z niej obiecywać nie sposób — mój mąż wyjechał, byłby to lepiej wyłuszczył — przywieźli ją zawczoraj — była w konwulsjach. — Jakie gorąco. —
Mamy dużo chorych — żadnego jednak tak niebezpiecznie, jak ona. — Imainuj45 sobie Pan, ten instytut kosztuje nas ze dwakroć sto tysięcy. — Patrz Pan, jaki widok na góry — ale Pan, widzę, niecierpliwy — więc to nieprawda, że jakóbiny46jej męża porwali w nocy? — Proszę Pana. —
*
Chcę być z nią sam na sam. —
GŁOS ZZA DRZWIMój mąż by się gniewał, gdyby...
MĄŻDajże mi W. Pani pokój! —
W łańcuchy spętaliście Boga. — Jeden już umarł na krzyżu. — Ja drugi Bóg, i równie wśród katów. —
GŁOS SPOD PODŁOGINa rusztowanie głowy królów i panów — ode mnie poczyna się wolność ludu. —
GŁOS ZZA PRAWEJ ŚCIANYKlękajcie przed królem, panem waszym. —
GŁOS ZZA LEWEJ ŚCIANYKometa na niebie już błyska — dzień strasznego sądu się zbliża. —
MĄŻCzy mnie poznajesz, Mario? —
ŻONAPrzysięgłam ci na wierność do grobu. —
MĄŻChodź — daj mi ramię, wyjdziemy. —
ŻONANie mogę się podnieść — dusza opuściła ciało moje, wstąpiła do głowy. —
MĄŻ
Uwagi (0)