Obrona Sokratesa - Platon (biblioteka książek online TXT) 📖
Jeden z najbardziej znanych utworów Platona, najważniejszy tekst kształtujący obraz ateńskiego filozofa Sokratesa w kulturze europejskiej. Książka ta, chociaż często zaliczana do dialogów, przedstawia treść trzech mów, które Sokrates wygłosił, stojąc przed sądem, oskarżony o psucie młodzieży i bezbożność. Postać niezłomnego myśliciela, niewinnego sprawiedliwego, który nie odstępuje od swoich zasad nawet w obliczu zagrożenia śmiercią, zapada w pamięć, przewija się w dziełach kolejnych pokoleń poetów, pisarzy i malarzy.
Od czasów starożytnych Obrona Sokratesa bywa łączona w tetralogię z dialogiem Eutyfron, poprzedzającym ją w chronologii wydarzeń, oraz z następującymi po niej Kritonem i Fedonem: cztery pisma ukazujące ostatnie dni życia Sokratesa, od przyjęcia oskarżenia aż po śmierć w więzieniu.
Tekst w popularnym przekładzie Władysława Witwickiego, zaopatrzony przez tłumacza we wstęp, omawiający tło wydarzeń, oraz obszerny komentarz do utworu.
- Autor: Platon
- Epoka: Starożytność
- Rodzaj: Epika
Czytasz książkę online - «Obrona Sokratesa - Platon (biblioteka książek online TXT) 📖». Wszystkie książki tego autora 👉 Platon
Sokrates czuł silny popęd do takiego, a nie innego sposobu życia i działania. Szanował go i nazywał głosem bożym. Boga czując we własnej piersi, nie potrzebował go aż z Delf.
Doskonałe, nieprzedawnione uwagi o artystach i twórczości artystycznej.
Ci przecież, pisząc i zestawiając słowa i zwroty, przetwarzają nieraz zupełnie nieodpowiedzialnie energię, jaką w słowach i zwrotach nagromadziły pokolenia minione, które tworzyły język. Rzucić słowo ojczyzna, lub wolność, śmierć, lub wojna, to jak potrącić fortepian po dziadach odziedziczony, w którym niezliczone struny brzmią przypadkowym akordem. Prócz tego niepodobna żądać od każdego, kto dobrze pisze, żeby umiał dokonać analizy swego utworu; podobnie jak się nie żąda od człowieka, który się dobrze poci, żeby umiał przeprowadzać analizę potu. Sokrates ma zupełną słuszność, poezja nie jest wyłącznie wytworem rozumu ani czynność poety czynnością w całej pełni świadomą i odpowiedzialną.
VIII. U rzemieślników dopiero znalazł filozof wiedzę rzeczową w sprawach zawodowych, a zarozumiałość i brak samokrytyki na wszelkich innych polach. Rzeczowej wiedzy wymagał od każdego, a polor93 literacki i retoryczny uważał za okrasę wykształcenia; nigdy za jego treść. Przeciwnie sofiści.
IX. Sokratesa zawodem pobudzanie myśli krytycznej w poszczególnych jednostkach. Uprawia go z poświęceniem wszelkich korzyści osobistych.
X. Bezwiednie też oddziaływa94 na młodzież, znajduje mniej lub więcej szczęśliwych współpracowników. Praca ich wszystkich budzi jednak tylko niechęć publiczną i psuje opinię filozofa. Między sokratykami i resztą Ateńczyków zachodzi zupełne nieporozumienie. Rzecz jasna, że nieporozumienia tego nie potrafiły też usunąć dotychczasowe słowa Sokratesa.
Intermezzo z Meletosem i jego wartość obronna
XI. Program odpowiedzi Meletosowi. Sokrates nie bierze serio tego przeciwnika, chce go ośmieszyć, pokazać sędziom, że się młody człowiek zupełnie nie orientuje w przedmiocie swej skargi. Sokrates chce sobie zażartować z ambitnego młodzika. Nawiąże z nim dialog humorystyczny. Będzie igrał jego nazwiskiem, które by na polskie tłumaczyć wypadało: Dbaliński, Troska albo Zależnicki, skąd kalambury z jego troską o wychowanie i tym podobne rzeczy nie do oddania w języku polskim, jeżeli się znane nazwisko Meletos zostawi nieprzetłumaczone w brzmieniu greckim.
XII. Meletos liczy się do przesady z opinią i schlebia z przyzwyczajenia tłumowi: nie śmie ryzykować twierdzenia, jakoby ktoś w Atenach nie umiał wychowywać młodzieży, z wyjątkiem jednego Sokratesa. To ma być jedyny gorszyciel. Sokrates natomiast ryzykuje analogię z hodowli koni, skąd wynika, że tłum nieprzebrany nie może dodatnio wpływać na młodzież. Nie wynika stąd jednak zupełnie, żeby i Sokrates nie psuł młodzieży. Filozof musiałby dla ścisłości dowieść dopiero teraz, że sam nie jest jednym z tych wielu, którzy psują, a jest tym „ujeżdżaczem”, który się zna na wychowaniu. Ale nie robi tego wcale. Nie chce dowodzić w tej chwili swej niewinności, tylko zapędzić Meletosa w kozi róg.
XIII. Ten ustęp swej obrony opiera Sokrates na założeniu, że żaden przezorny człowiek nie może umyślnie psuć najbliższego otoczenia, bo wie, że to by zagrażało jemu samemu. Założenie niesłuszne, bo nie każdy popsuty szkodzi swemu gorszycielowi. To jedno. A drugie, to wieloznaczność wyrazu „gorszyć”, który różni różnie wezmą. Jasne musiało być każdemu, że gdyby Sokrates np. uczył młodych Ateńczyków sympatyzować ze Spartą, a unikać rynku ateńskiego, to jemu samemu nie zagrażałoby to żadną krzywdą ze strony tych młodych ludzi, niewątpliwie popsutych w pojęciu dobrego demokraty. Ten punkt zatem słaby; mocniejszy drugi: nieumyślnego „psucia” nie powinno się zwalczać z pomocą sądu, tylko z pomocą argumentów. Chociaż i na mimowolną, a szkodliwą działalność argumenty nie zawsze są dostatecznym lekarstwem.
XIV. Kompromituje się Meletos, podsuwając Sokratesowi teorie kosmologiczne Anaksagorasa. Dowiedzieć się o nich mogli młodzi ludzie z przedstawień tragedii Eurypidesa w teatrze. Zarzut bezwzględnego ateizmu ma być sprzeczny w sobie. Ale też tego zarzutu nie było w skardze. Sokrates powinien by właściwie wykazać, że uznaje państwowe bóstwa ateńskie, bo o to go oskarżono, że tych określonych bóstw nie uznaje, on natomiast doprowadza Meletosa do rozszerzenia zarzutu i tylko ten rozszerzony zarzut odpiera w następnym rozdziale.
XV. Ktokolwiek wierzy w dzieci bogów, wierzy tym samym i w bogów. Ja wierzę w duchy, które są dziećmi bogów, zatem wierzę w bogów samych. Mniejsza o to, w jakich. Tak dowodzi Sokrates. Tym samym nie odpiera skargi. Nie może jej odeprzeć. Jego wiara nie była wiarą państwową.
Widmo śmierci nie przestrasza go, tylko podnieca
XVI. Mniejsza w końcu o Meletosa, powiada Sokrates, jak gdyby czuł, że nie odpowiedział dostatecznie na jego zarzut. Równocześnie wraca do swoich pierwszych uwag; nie Meletos go zgubi, ale ogólna niechęć tłumu. Przeczucie wyroku śmierci po niewystarczającej obronie wypowiada się w szeregu zdań. Przeczucie śmierci niezaszczytnej, bo nie w polu, ale w więzieniu, z ręki kata. Tak przynajmniej ocenia te rzeczy tłum. Bunt się w nim budzi i duma w nim wstaje. Śmierć jego będzie zaszczytna, Achillesowa, bo poniesiona w służbie wyższych władz.
XVII. Śmierć mu mniej straszna jak zaniedbanie tego posłannictwa, które mu każe bezwarunkowo odwracać ludzi od bezmyślnego życia praktycznego, a skierowywać do pracy moralnej nad sobą.
XVIII. Akcenty zaciętości budzą oburzenie audytorium. On tym silniej uderza w tony dumy i wyższości ponad otoczenie. Z humorem i zuchwale porównywa Ateny do konia zaspanego. Ale trafnie.
XIX. Duch opiekuńczy odradzał mu politycznej działalności oraz instynkt samozachowawczy opozycjonisty w stosunku do bezwzględnej, potężnej demokracji konserwatywnej. Chciał żyć i chciał działać dalej jak dotąd.
XX. Do polityki się mieszać nie mógł, chcąc pozostać sobą i nie zginąć, bo polityka byłaby wymagała od niego ofiary z przekonań, czego on poświęcać nie umiał, nawet kiedy szło o życie. Tym bardziej więc musieli go nieprzyjaciele chcieć usunąć.
XXI. Wbrew przekonaniu nie ustępował i nie schlebiał nikomu, a najmniej uczniom, których właściwie nie miał, bo niczyim wychowawcą odpowiedzialnym nie był.
Psuć jednak młodzież mógł w pojęciu swych nieprzyjaciół, bo na to nie potrzeba zupełnie być płatnym nauczycielem i odpowiedzialnym.
XXII. Za niewinnością jego przemawia sympatia szeregu starszych i nieuprzedzonych obywateli, którzy go znają bliżej.
„Na tych więc należałoby mieć baczne oko” — tak myśleli równocześnie niechętni spośród sędziów.
XXIII. Przedrwiwa tych, którzy łzami trafiają do sumienia sądu; sam się czegoś podobnego wstydzi. Wyczerpał argumenty i czuje, że nie do wszystkich trafił. Śmierć w oczach staje się już wyraźniejsza niż w rozdziale drugim. Więc tym bardziej podnosi głowę: nie upokorzę się przed wami.
XXIV. Raz jeszcze żąda obiektywności, pozbycia się uprzedzeń i zaparcia się sympatii i antypatii osobistych od tłumu, w którym tak mało miał sympatii, a jeszcze mniej zrozumienia. Apel beznadziejny.
Winien
Z niepokojem oczekiwali teraz przyjaciele Sokratesa wyniku głosowania. Po obliczeniu głosów znaleziono 280 gałek czarnych i 220 białych. Uznany zatem został za winnego większością sześćdziesięciu głosów. Gdyby trzydziestu sędziów było głosowało przeciwnie, byłby był uzyskał 250 za i 250 przeciw i tym samym wyszedłby wolny do domu. W tej chwili jednak staje wobec faktu skazania. Meletos może triumfować. W oczach przyjaciół zgroza.
XXV. Sokrates sili się na spokój. On to potrafi. Spodziewał się jeszcze gorszego wyniku głosowania. Tak; po mowach oskarżycieli, ale nie przed rozprawą. A po wygłoszeniu obrony nikt chyba nie mógł na pewno twierdzić, jak wyrok wypadnie. Przecież Meletos pogrążył się w dialogu prowadzonym na sali. Do zupełnie złych przeczuć nie miał powodu i Sokrates. Żartuje teraz, mówiąc, że Meletos nie uzyskał piątej części głosów. Oczywiście, że podzieliwszy tych 280, które Sokratesa skazały, przez trzy, odpowiednio do trzech oskarżycieli, nie uzyskamy setki, ale dzielenie opiera się na żartobliwej fikcji Sokratesa, że za każdym z trzech oskarżycieli stoi trzecia część niechętnych mu sędziów, którzy by byli głosowali przeciwnie, gdyby ich nie był pociągnął dany oskarżyciel. Za tym pozornym spokojem i żartami filozofa kryje się coś zupełnie innego.
Zabija się sam własnym mieczem ironii i konsekwencji
XXVI. Straszna gorycz. Sokrates streszcza swą działalność intelektualistyczną i przeciwstawia ją poziomemu życiu materialnemu Aten. Drażni sędziów zawziętością i dumą. Czuje, że wyższym będąc od otoczenia, pada jednak z ręki ciemnego tłumu, który go nie rozumie i nie uznaje. W sposób niesłychany prowokuje trybunał, kiedy teraz, zamiast korzystać z dobrodziejstwa ustawy i prosić sędziów o wygnanie lub o karę pieniężną, on, znaczną większością uznany winnym zbrodni przeciw państwu, proponuje dla siebie za karę wikt w świętym gmachu miasta, gdzie tlił się wieczny ogień Hestii95 i jadali na koszt państwa mężowie najbardziej zasłużeni, wraz z posłami obcych państw i zwycięzcami na igrzyskach olimpijskich.
XXVII. Zdaje sobie sprawę z tego, jak zuchwale brzmią jego słowa, ale nie spuszcza z tonu. Stwierdza krótko swą niewinność, a niesprawiedliwy wyrok tłumaczy tym, że za mało go sędziowie znają i procedura karna jest mało warta. Sam nie uznaje teraz dla siebie innego wyjścia, jak tylko śmierć. Żadna inna kara mu nie odpowiada i żadnej nie czuje się godnym. „Ten człowiek się sam zabija” — szepnął ktoś z przyjaciół drugiemu.
XXVIII. Sokrates stwierdza bezbrzeżne nieporozumienie między tłumem ateńskim a sobą. To mu jest oczywiste, że o porozumieniu mowy nie ma i koniec nastąpić musi. Na żart, a może na prośby przyjaciół, proponuje w końcu grzywnę w kwocie jednej miny, i dopiero pod naciskiem najbliższych wnosi 30 min, ale i tę propozycję opatruje ironiczną uwagą o wypłacalności przyjaciół.
*
Katastrofa
W drugim głosowaniu osiemdziesięciu sędziów przeszło na stronę Meletosa; a zatem obecnie padło za karą śmierci głosów aż 360, a zaledwie 140 przeciw niej. Dumnymi słowy swej drugiej mowy dowiódł Sokrates najlepiej, że nie uznawał bóstwa, które uznawało państwo: bóstwa Demosu96, a wprowadzał inne duchy nowe, bo takiej obrony niesłychanej, jak jego dzisiejsza, nie pamiętano w Atenach. Tak nie traktował dotąd nikt heliastów97.
Sędziowie przed sądem skazanego
XXIX. Spokojna wzgarda dla drapieżnego i głupiego pospólstwa. Gorycz i gniewem zdławione łzy. Sokrates wie, że trzeba być bez serca, żeby na śmierć skazywać ubogiego starca i dzielnego człowieka, który miał najlepsze pobudki swego nieznośnego trybu życia. Ale on się brzydzi litością. Raz jeszcze tylko stwierdza swą niewinność, a tym samym wyższość ponad ciemne figury oskarżycieli.
XXX. Przepowiada, że duch jego nie umrze, ale wstanie po jego śmierci w uczniach i następcach, których stworzył za życia (nie: „powstrzymywał”, jak ogólnie tłumaczą użyty tutaj wyraz κατείχον). Wie zatem, że miał uczniów, choć nie był niczyim płatnym wychowawcą. Piętnuje brutalność walki, prowadzonej z pomocą machiny państwowej, przeciw objawom i dążnościom ducha ludzkiego.
XXXI. Jeszcze Archon Król i dwaj sekretarze kończą i podpisują protokół rozprawy; za chwilę mają skazańca oddać jedenastu zarządcom więzienia, którzy go każą odprowadzić do przeznaczonej celi. Sędziowie już się rozchodzą, oddają laski, odbierają taksy sądowe; Sokrates korzysta z chwili ostatniej, żeby się uśmiechem pożegnać z garstką życzliwych mu obywateli, których jeszcze widzi na ławach. Ostatnie spojrzenie wzgardy w stronę tych, którzy przeciw niemu głosowali. Nazywać ich sędziami to nadużywać wyrazu.
Moment ważny, bo w Kritonie Sokrates znowu uważa się za prawnie skazanego. Więc albo udaje tam, albo się unosi tutaj, albo jedno i drugie. Teraz wyrok traktuje jak dokonany zamach morderczy, a nie mylny akt sprawiedliwości.
Z tego, że nie odczuwał swoich zwyczajnych odruchów wstecznych wnosi półżartem smutnym, że śmierć to dobra rzecz. Ależ jego wyrok zaskoczył. On płynął z prądem, zamknąwszy oczy i opuściwszy wiosła, aż do katarakty98. Nic dziwnego, że milczał duch opiekuńczy.
Łabędzi śpiew
XXXII. Życie tak jest ciężkie, że jeśli go za grobem nie ma w ogóle, to niewielka strata, a jeśli tam jest życie takie, jakie orficy99 opisują, to warto umrzeć. To szczęście pośmiertne bierze jednak Sokrates bardzo ostrożnie i z uśmiechem. Zgoła nie jest go pewny. Półżartem o nim mówi.
Na myśl mu przychodzą postacie z podań trojańskich, które los spotkał podobny. Palamedes to mądry syn Naupliosa, króla Eubei, który zdemaskował Odyseusza, kiedy ten, nie chcąc się wybrać pod Troję, udawał obłąkanego. Przez zemstę podrzucił mu Odyseusz na spółkę z Agamemnonem i Diomedesem do namiotu złoto i podrobiony list, niby od Priama pochodzący, a równocześnie oskarżył go o zdradę przed Grekami, którzy oskarżeniu uwierzyli i ukamienowali niewinnego bohatera.
Olbrzymi Ajas, syn Telamona, walczył pod Troją równie dzielnie jak Achilles, a kiedy po śmierci Achillesa cudną zbroję poległego niesprawiedliwy sąd przyznał nie jemu, lecz Odyseuszowi, Ajas z rozpaczy popadł w obłąkanie i zaczął mordować trzody baranów greckich, sądząc, że przeciwników swoich zwalcza. Oprzytomniał w końcu, a widząc, co zrobił, przebił się sam ze wstydu własnym mieczem.
W obu tych nazwiskach ukryta ironia. Rolę Odyseusza grają w procesie Sokratesa oskarżyciele. Podobnie jak Palamedes demaskuje lenistwo Odyseusza, udającego obłąkanie, tak Sokrates, wyglądający niejednemu na obłąkanego, zawodowo demaskuje głupotę i lenistwo domorosłych Odyseuszów. Jednego i drugiego tłum uśmierca niesprawiedliwie.
Barany Ajasa, czy to nie będą sędziowie, których Sokrates drażni i sam w końcu śmierć własną powoduje? Nieraz się musiała Platonowi postać Sokratesa zlewać niby we śnie w jedno z bohaterami ojczystych mitów.
XXXIII. Pociesza się Sokrates poczuciem niewinności i uczciwie spędzonego życia, wiarą w jakiś porządek moralny we wszechświecie. Skoro dobrym ludziom nie jest dobrze na ziemi, to chyba dobrze im musi być za grobem. Jak smutno musi być filozofowi przy całej
Uwagi (0)